Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

10 kwietnia 2022, o 20:18

natalia93 pisze:
10 kwietnia 2022, o 19:05
Ja słuchajcie mam teraz już najgorszy chyba etap z tego rocd.. Czyli po pierwsze- kompletna pustka- nie czuje w ogóle nic. Zero miłości. Zero popędu. Null, nadal. A po drugie (co gorsze moim zdaniem) - irytacja partnerem i totalna rezygnacja. denerwują mnie w nim rzeczy małe.. Nie wiem skąd to się bierze ale nigdy wcześniej mnie to nie denerwowało a teraz zaczęło. I mieszanka tej pustki plus irytacji jest no... Przerażająca trochę. Bo to takie jakby przepis na to żeby zakonczyc związek co nie?
Nie mam natrętnych myśli już.. Jednak ruminacje dotyczące mojego związku.. Ale jak o tym nie myśleć? Jak mam wrażenie że rozpada się to na moich oczach. A ja to tylko niepotrzebnie przeciagam.
Nic mi się nie chce, mam wrażenie że jestem z tym sama.. Że już nie wiem czy to nadal rocd czy nie.. O ten stan tych dwóch najgorszych objawów trwa już pół roku. Wcześniej to typowe rocd- panika, płacz, strach, lęk.. A teraz? Nic. Zero. Uczuć. Zero lęku. Zero wszystkiego.
Mam ochote tylko leżeć w domu. Odciąć się od ludzi, odciąć się od życia. Ono i tak już teraz jest totalnie bez sensu.
Hej Natalia
Może wyżej czytałaś moje wypowiedzi ale ja mam teraz dokładnie to samo, zmagam się z tym krótko bo dopiero parę dni, ale też początek to była natrętna myśl czy kocham czy nie, która przyszła znikąd, wraz z tym panika, strach, płacz, po 2,5 dniach zaczęło się lekko wyciszać, puszczało to uczucie żołądka który nie dawał jeść, puszczał stres, ale cały czas miewałam napady płaczu, coś mnie wzruszało gdy czasem chłopak coś napisał, nawet jeszcze wczoraj, dosłownie dobę temu. Czułam, że płacz był szczery, bo czułam że chciałam przestać to odczuwać, tę pustkę i narastającą obojętność. Dzisiaj jest tragedia, od rana kompletnie nic, poza tym że rano poczułam straszliwy ból i smutek (ale bez chęci płaczu) gdy pomyślałam o piosenkach które z nim kojarzę. Potem się spłakałam trzymając naszyjnik od niego, ale już czułam, jakby ten płacz był wymuszany żeby tylko dopasować sobie jakiś objaw. Miałam chwilową ''iskierkę'' że faktycznie jak polecę do niego za parę dni to coś mi to pomoże. Kłotnia rodziców o moj wyjazd, porady ojca które mnie dobiły i zero wszystkiego, czuję się jakbym już nawet nie chciała tam jechać, na sekudnkę zaczął mi się płacz po tym jak pomyślałam, że mam tego dość że chcę mieć choć najmniejszy przebłysk czegokolwiek, i od razu płacz ustał. Pisząc z chłopakiem teraz czuję się, jakby nim nie był, wiem kim jest, wiem że mnie kocha, wiem że mnie nie zostawi, ale mnie to po prostu nie rusza (pomimo że nadal czuję się w takim dziwnym stanie przez te sytuacje, nie sięgam sama po jedzenie, ledwo co piję, nie mam ochoty słuchać muzyki ani grać w gry, oglądać telewizji, z niczego nie odczuwam przyjemności, bo wszystko mi mówi, ze to juz jest koniec no i cały czas ta pieprzona obojętność, mimo że dobę temu serio wyłam przez dłuzszy moment że chcę czuć. A teraz nagle już nic nie chcę, jestem przekonana że to koniec. Także rozumiem Ciebie w pełni, rozumiem wszystko to napisałaś, bo teraz mam to samo, ale u Ciebie trwa to długo, u mnie na świeżo objawy zaczęły przygasać po około 2,5 dniach, wczoraj rano mocno się rozczuliłam, no dzisiaj nic prócz rano tego bólu i smutku przez moment na myśl o piosenkach... Może to wszystko to tylko taki etap? Może u Ciebie trwał on dłużej, u mnie krócej, chociaż niepokoi mnie to, ze wszystko już tak zaraz mi zaczęło przygasać jak przez powiedzmy pierwsze 2-3 dni było to typowe rocd, nawet wczoraj cokolwiek...Lecę do chłopaka ale mam wrażenie, że to nic nie pomoże, może powinnyśmy odpuścić po prostu i dawać temu toczyć się własnym tempem? Sama nie wiem...Sama wolałabym płakać żeby coś czuć, ale już nawet tego nie ma i to tak szybko. Ja mam nadzieję, że chociaż Tobie się uda, boję się że mi wyjazd do niego nic nie da, że tak jak mówisz, że to nie rocd już bo z resztą za szybko zaczęło ustępować i już mam jakby to gdzieś..mimo że wczoraj jeszcze porządnie wyłam...nie wiem cholera nie wiem co się dzieje
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

10 kwietnia 2022, o 21:02

Ja Wam opowiem obserwacje z dwóch ostatnich dni.

Przez tydzień miałem mega opór w stosunku do dziewczyny. Myślałem, że wygląda okropnie i porównywałem ją z każdą napotkaną po drodze dziewczyną. Wczoraj i dziś - cóż za niespodzianka, te myśli mnie puściły, widzę, że jest bardzo ładna i mi się podoba. To dało mi po raz kolejny do myślenia, że zniechęcenie jest jakąś iluzją. Czyżby dziewczyna nagle cudownie zmieniła wygląd wczoraj i dziś, a wcześniej wyglądała inaczej? Nawet jeśliby miała gorszy czas, to tak skrajne reakcje to jakaś iluzja.

I druga obserwacja: lęk staje się mniejszy, kiedy zaczynam myśleć o tych stanach jako o jakiejś podświadomej obawie, która próbuje skomunikować się ze mną poprzez zniekształcenie mojego obrazu rzeczywistości. Ponieważ nie miałem kontaktu z realnymi obawami, psychika zaczęła mi obrzydzać dziewczynę. Coraz bardziej zacząłem się dokopywać do tego, że w rzeczywistości boję się odpowiedzialności w związku... Boję się zaangażowania z jedną osobą, która nie jest idealna, tak jak to bym sobie życzył (bo nikt nie jest)... I to mnie przeraża. Kiedy o tym myślę, zamiast zastanawiania się nad uczuciami, to lęki puszczają.
Martyska01
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 4 kwietnia 2017, o 23:36

10 kwietnia 2022, o 23:21

AleksandraB98 pisze:
10 kwietnia 2022, o 09:22
Martyska01 pisze:
10 kwietnia 2022, o 02:41
Mam już powoli dość, to jest jakiś koszmar. Cały czas skupiam się na odpowiedniości żartów i innych wypowiedzi. Chłopak dzisiaj zażartował, że jestem słabeuszem w kontekście tego, że nie umiem się powstrzymać od jedzenia słodyczy. Rozmawiałam z mamą i powiedziała mi, że to są zwykłe żarty i mam się nie przejmować. Gdy już słyszę tego typu wypowiedź, to od razu czuję lęk i mam ochotę po x razy dopytywać, czy to na pewno żart... Wiem, że to brzmi absurdalnie :(
Nie brzmi absurdalnie, po prostu nagle się tego złapałas i teraz się trzymasz, bo to są myśli które każą ci to analizować czy to było śmieszne czy jednak może przykre czy jeszcze inne, a jak masz ochotę tak dopytywać to dlatego że to właśnie mechanizm obronny, chcesz wiedzieć za wszelką cenę czy to żart czy nie, ale mózg tylko to podsyca kolejnymi wątpliwościami i wpadasz w to całe błędne koło myśli
Teoretycznie to wiem, ale praktycznie trudno zastosować. Jak dopytuję i słyszę, że nie żart (nie powiedziałam chłopakowi, że się złapałam takiej myśli...), to jest okropna panika. Najgorsze, że jeszcze szukam zapewnienia i męczę tym mamę :roll:
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

11 kwietnia 2022, o 10:15

Chyba się poddam, od wczoraj od popołudnia już wszystko zniknęło, nawet ilekroć chciałam się rozpłakać bo czułam, że mnie coś chwyta, to płacz się cofał nim się zaczął, albo spłynęła jedna łza i tyle. W nocy i od rana słabo spałam znowu, cały czas o tym myślę, czemu to się stało, czemu byłam tak szczęśliwa, nic się do cholery stało, mieliśmy plany, czułam że to jest ten, czułam stabilność, radość, motywację, mimo bardzo wielu stresów które przeżywam to wiedziałam, że on jest, trzymał mnie we wszystkim, zawsze powtarzałam, że to co mam dzięki niemu, on sam, jest czymś więcej niż kiedykolwiek śmiałabym prosić. Obudziłam się w te cholerną środę rano z myślami 'czy ja na pewno kocham' przez durny sen, panika, lęk, płacz, wyszukiwanie w necie objawów odkochania, uczucie, że serio nie wiem co czuję (czytałam wpis Zordona i tak się dowiedziałam, że wszystko pasuje do rocd) powiedziałam mamie, po jakoś 2,5 dniach od popołudnia zaczęło mnie puszczać, w nocy zaczęłam czuć dziwną obojętność, rano w piątek ledwo jadłam, w sobotę też, płakałam na myśl o tym wszystkim, mimo że nie dręczyła mnie już myśl czy kocham czy nie, ale szczerze płakałam z tego takiego bólu, że chcę to wszystko mieć z powrotem, gdy myślałam o naszych planach, gdy patrzyłam na rzeczy od niego, mocno w sobotni wieczór ostatni raz się rozpłakałam i czułam że to było takie szczere, bo mnie wzruszyło co napisał, i że chcę żeby było normalnie, miałam od czasu do czasu takie lekkie przebłyski, że hej przecież nic się nie dzieje, albo jak widziałam jego twarz w myślach. Teraz nagle to minęło, od wczoraj nie mogę się porządnie rozpłakać, dzisiaj jest dramat, włączałam piosenki przy których powinnam się rozpłakać naturalnie, czułam tylko dziwny ból słuchając ich, pojawiły się łzy na moment ale czułam, że nie były to te same łzy co jeszcze w sobotę wieczorem bo znowu się cofnęły za chwilę. Zaczynam się bać, że to wcale nie rocd, że to po prostu coś ze mną jest nie tak, że było wszystko przez jakoś 3 dni jak typowe rocd, ale potem stopniowo się wygłuszało, a teraz już totalne nic. Boli mnie to co się dzieje, nie mam ochoty sięgać po jedzenie, po picie, nie mam ochoty robić nic. Chciałabym płakać tak bardzo jak jeszcze przed wczoraj bo czułam że to było takie szczere i to była chęc powrotu moich emocji i planów, ale nie mogę, nic mnie nie odblokowuje, nic. Po prostu czuję się od wczoraj od wieczora jak "to koniec", mimo że nie czułam tego jeszcze przed wczoraj i nawet jeszcze wczoraj nie było aż tak. Wczoraj jeszcze miałam o 14 małą ''iskierkę'' że to kupno biletów itd na lot do niego i że to wszystko coś da, wszystko totalnie zaczęło się psuć po kłótni rodziców o mój wylot, wtedy i to zgasło i już myślę, że to koniec i tyle.
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

11 kwietnia 2022, o 22:17

AleksandraB98 pisze:
11 kwietnia 2022, o 10:15
Chyba się poddam, od wczoraj od popołudnia już wszystko zniknęło, nawet ilekroć chciałam się rozpłakać bo czułam, że mnie coś chwyta, to płacz się cofał nim się zaczął, albo spłynęła jedna łza i tyle. W nocy i od rana słabo spałam znowu, cały czas o tym myślę, czemu to się stało, czemu byłam tak szczęśliwa, nic się do cholery stało, mieliśmy plany, czułam że to jest ten, czułam stabilność, radość, motywację, mimo bardzo wielu stresów które przeżywam to wiedziałam, że on jest, trzymał mnie we wszystkim, zawsze powtarzałam, że to co mam dzięki niemu, on sam, jest czymś więcej niż kiedykolwiek śmiałabym prosić. Obudziłam się w te cholerną środę rano z myślami 'czy ja na pewno kocham' przez durny sen, panika, lęk, płacz, wyszukiwanie w necie objawów odkochania, uczucie, że serio nie wiem co czuję (czytałam wpis Zordona i tak się dowiedziałam, że wszystko pasuje do rocd) powiedziałam mamie, po jakoś 2,5 dniach od popołudnia zaczęło mnie puszczać, w nocy zaczęłam czuć dziwną obojętność, rano w piątek ledwo jadłam, w sobotę też, płakałam na myśl o tym wszystkim, mimo że nie dręczyła mnie już myśl czy kocham czy nie, ale szczerze płakałam z tego takiego bólu, że chcę to wszystko mieć z powrotem, gdy myślałam o naszych planach, gdy patrzyłam na rzeczy od niego, mocno w sobotni wieczór ostatni raz się rozpłakałam i czułam że to było takie szczere, bo mnie wzruszyło co napisał, i że chcę żeby było normalnie, miałam od czasu do czasu takie lekkie przebłyski, że hej przecież nic się nie dzieje, albo jak widziałam jego twarz w myślach. Teraz nagle to minęło, od wczoraj nie mogę się porządnie rozpłakać, dzisiaj jest dramat, włączałam piosenki przy których powinnam się rozpłakać naturalnie, czułam tylko dziwny ból słuchając ich, pojawiły się łzy na moment ale czułam, że nie były to te same łzy co jeszcze w sobotę wieczorem bo znowu się cofnęły za chwilę. Zaczynam się bać, że to wcale nie rocd, że to po prostu coś ze mną jest nie tak, że było wszystko przez jakoś 3 dni jak typowe rocd, ale potem stopniowo się wygłuszało, a teraz już totalne nic. Boli mnie to co się dzieje, nie mam ochoty sięgać po jedzenie, po picie, nie mam ochoty robić nic. Chciałabym płakać tak bardzo jak jeszcze przed wczoraj bo czułam że to było takie szczere i to była chęc powrotu moich emocji i planów, ale nie mogę, nic mnie nie odblokowuje, nic. Po prostu czuję się od wczoraj od wieczora jak "to koniec", mimo że nie czułam tego jeszcze przed wczoraj i nawet jeszcze wczoraj nie było aż tak. Wczoraj jeszcze miałam o 14 małą ''iskierkę'' że to kupno biletów itd na lot do niego i że to wszystko coś da, wszystko totalnie zaczęło się psuć po kłótni rodziców o mój wylot, wtedy i to zgasło i już myślę, że to koniec i tyle.
Jeśli mógłbym coś zasugerować, to chyba najlepiej się poddać, olać, zostawić, zatonąć w tym wszystkim. Tylko nic nie działać ze związkiem, niech sobie dalej dryfuje taki jaki jest. Zaakceptować, czyli poddać się i paść na glebę. Uczucia przyjdą z czasem same. Tylko niekontrolowane i nieoczekiwane, niewymuszone, nie przywoływane. I tak najgorsze, co może się stać, to jest ten stan zastanawiania się i kontrolowania. Nic gorszego się nie stanie. Co więc szkodzi, żeby pieprznąć mordę o ziemię i wywiesić białą flagę, i być już po drugiej stronie...

Ja miałem dziś tak: rano mega zniechęcenie do dziewczyny, tutaj brzydko, tam brzydko, zmartwienie, że mnie odpycha. Wyszedłem do pracy, ale dziś krócej, bo trzy godziny. Wracam i... zgadnij co. Nagła odmiana. Cud. Dziewczyna znów mi się podoba. Obejmuję ją, całuję, jest super. W co więc wierzyć? W to, że w dwie godziny z nieba stał się cud i nagle zrobił z mojej dziewczyny piękność, kiedy rano była strasznie odpychająca? Czy może to, że łepetyna mi robi jazdy? No raczej to drugie :-)

Ale zaczęły się takie gwałtowne fale odkąd zacząłem sobie uświadamiać, że to jest ROCD i dałem za wygraną, przestałem chcieć czuć cokolwiek. I wtedy zaczęło mnie nie trzymać przez kilka/kilkanaście dni w stanie wstrętu, ale co kilka godzin zmiana. Coś się rusza. Może to oznaka dobrych tendencji w przekraczaniu tego stanu... I zacząłem się dziś nawet śmiać z tych jazd w głowie, robić sobie jaja, że och! kilka godzin temu moja dziewczyna taka nieładna, a tu nagle cud boski się stał.
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

12 kwietnia 2022, o 13:19

Może masz rację, ale ja już nawet przestałam czuć że to wróci, nie mam w sumie już od wczoraj żadnego przebłysku jak jeszcze chociażby w sobotę, płacz cokolwiek, nie mam ochoty jeść, jem bo jem, nie potrafię nic zrobić bo wszystko co robię kojarzy mi się że kiedyś robiłam to z myślą o nim, cokolwiek by to nie było, gotowanie, sprzątanie, słuchanie muzyki, oglądanie filmu, zasypiałam z myślą o nim budziłam się z myślą o nim, przez to że wszystko łącze z nim nie potrafię robić nic, jest mi niedobrze wpycham sobie jedzenie na siłę, oglądam zdjęcia co jakiś czas, filmiki od niego, nagrania głosowe, czuję się tylko gorzej bo utwierdzam się w tym że po prostu nic nie czuję, tego co jeszcze było tydzień temu, dzisiaj lekcja włoskiego była dla mnie koszmarem, mam ochotę je przerwać bo zaczęłam się tego uczyć że względu na niego, na plany z nim, wyjazd do Włoch i po prostu życie z nim bo czułam to wszystko do cholery, a potem jedna głupia myśl wszystko zniszczyła, objawy zaczęły przygasać, teraz siedzę i jedyna ulga od tego jest sen, bo w snach jestem oderwana od rzeczywistości i nie czuję całego tego stanu. Chłopak cierpi cholernie, ja mam dość samej siebie że nagle stałam się jakims bezdusznym potworem, nie mam napędu do zycia, bo uczucie do niego było moim napedem, poraz pierwszy czułam się taka szczęśliwa na poważnie. Chcę się udać do psychiatry ale nie wiem czy to cokolwiek da, póki co nawet problem żeby znaleźć w miarę szybko kogokolwiek
Pati21175
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 15 listopada 2021, o 17:57

12 kwietnia 2022, o 21:04

czuje się jakbym naprawdę nie kochala i go ranila nie ma.juz.mysli tylko uczucia a raczej ich brak
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

13 kwietnia 2022, o 11:07

Pati21175 pisze:
12 kwietnia 2022, o 21:04
czuje się jakbym naprawdę nie kochala i go ranila nie ma.juz.mysli tylko uczucia a raczej ich brak
Czuję to samo, wczoraj po całym dniu czucia się z tą sytuacją źle, nagle coś we mnie pękło podczas wymiany wiadomości z nim i analizy tej sytuacji i nagle przestałam czuć się jakoś szczególnie źle, nagle poczułam że czuje się jakbym pisała z jakimś kolega, poczułam w jedną sekundę że mam dość tej rozmowy ze męczy mnie ona i chce pójść spać. Cała noc zaczęłam myśleć o tym że muszę to zakonczyc bo i tak nic z tego, jak to zrobić i kiedy. Dzis wstałam i dalej nie wiem, czuję że jedyną opcją jest zakończenie bo kompletnie wszystko we mnie zgasło, że to nie było zadne rocd tylko no po prostu przestraszyłam sie że nagle się odkochalam przez jakąś głupią natrętna myśl, z drugiej strony czuje się taka nadal nijaka, nie mam celu, nie słucham nadal muzyki, nie chce grać w gry, nawet włączać komputera bo mnie to w jakiś sposób odrzuca, bo wszystko z nim mi się kojarzy. Nie mam myśli, nie mam objawów, czuję jakiś dyskomfort i brak celu w życiu ale nie czuję, nic nie czuję, dlaczego jeszcze w sobotę szczerze płakałam i chciałam żeby to minelo, a teraz po prostu jedynym wyjściem wydaje się koniec
Martyska01
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 4 kwietnia 2017, o 23:36

13 kwietnia 2022, o 14:14

Już mam kompletnie dość... Znowu powróciły myśli dotyczące "skanowania" wyglądu i zastanawiania się, czy na pewno mi się podoba. Do tego natrętna myśl, że na pewno nie kocham, nie zależy mi i w ten sposób go okłamuję. Do tego dochodzi jeszcze analizowanie podczas np. pieszczot, czy na pewno odpowiednio na mnie działa - od czasu jak się rozpoczęły te durne myśli, nie odczuwam tego tak jak wcześniej. Na dodatek wczoraj już osiągnąłam szczyt absurdu - nie do końca podobały mi się jego nowe perfumy, najlepsze, że nie w każdym momencie, a w pewnych, jak o tym nie myślałam, to nawet tego nie czułam, a mój mózg uznał, że to też należy uznać za wadę 😨 Zresztą z tymi zapachami też mam ogólnie natręctwa. Raz mi się wydawało, że coś poczułam, to potem ten zapach "chodził" za mną kilka dni, mimo że nie mogło go być i inni go nie czuli.
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

13 kwietnia 2022, o 15:28

Martyska01 pisze:
13 kwietnia 2022, o 14:14
Już mam kompletnie dość... Znowu powróciły myśli dotyczące "skanowania" wyglądu i zastanawiania się, czy na pewno mi się podoba. Do tego natrętna myśl, że na pewno nie kocham, nie zależy mi i w ten sposób go okłamuję. Do tego dochodzi jeszcze analizowanie podczas np. pieszczot, czy na pewno odpowiednio na mnie działa - od czasu jak się rozpoczęły te durne myśli, nie odczuwam tego tak jak wcześniej. Na dodatek wczoraj już osiągnąłam szczyt absurdu - nie do końca podobały mi się jego nowe perfumy, najlepsze, że nie w każdym momencie, a w pewnych, jak o tym nie myślałam, to nawet tego nie czułam, a mój mózg uznał, że to też należy uznać za wadę 😨 Zresztą z tymi zapachami też mam ogólnie natręctwa. Raz mi się wydawało, że coś poczułam, to potem ten zapach "chodził" za mną kilka dni, mimo że nie mogło go być i inni go nie czuli.
Może to głupio zabrzmi ale w sumie zazdroszczę że masz jakiekolwiek myśli i w sumie chłopaka obok siebie, bo dzięki temu miewasz jakieś lepsze momenty może, bo Twoje objawy pasują do nerwicowych, moje zaniknęły. Próbowałaś iść pogadać do jakiegoś specjalisty żeby zacząć panować nad tymi myślami i nad tym że chłopak czy chłopak jednak cię pociąga czy nie? Myślę że może pomóc. Ja dziś mam pierwsza wizytę ale nie wiem po co i tak nie czuję nic, zero myśli, zero objawow, już nawet nie czuję się z tym jakoś turbo źle, chwilę się dziś rozpłakałam jak sobie o czymś tam przypomniałam jak było fajnie a potem znowu jakby przestało mnie to już obchodzić, wczoraj wieczorem coś we mnie się jeszcze pogorszyło i zobojętniłam się już całkowicie na to wszystko
kinga27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 300
Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43

13 kwietnia 2022, o 21:50

Kochani pamiętajcie... Wszyscy którzy tu jesteście to czytacie... Zauważcie,że wszystko tutaj kręci się w kółko, z którego nie możemy wyjść. Najpierw pojawia się myśl i towarzyszący jej lęk, płacz,rozpacz,że jak to tak, potem brak myśli a może odczucia, potem obojętność,potem czujemy się lepiej ... Przynajmniej u mnie to tak wygląda. NIE WALCZCIE Z TYM. ZAAKCEPTUJCIE TO. Przygotujcie się,że ten stan obojętności i niekochania będzie wam towarzyszył. Zajmijcie się życiem, byleby nie siedzieć w miejscu i rozmyślać. Gdy zapomnicie wszystko wróci... Te wszystkie myśli będą przeróżne,ale to wszystko to zagrywki ocd. Musimy to przetrwać. Dla nas samych,dla naszych partnerów :) te myśli nie robią nam niczego złego,poza tym to nie nasze prawdziwe myśli tylko nerwicowe.
kinga27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 300
Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43

13 kwietnia 2022, o 21:51

To że czujemy obojętność też jest normalne w ocd. To poprostu lęk przed lekiem i tyle, jak to mówi moja terapeutka.
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

14 kwietnia 2022, o 00:39

kinga27 pisze:
13 kwietnia 2022, o 21:50
Kochani pamiętajcie... Wszyscy którzy tu jesteście to czytacie... Zauważcie,że wszystko tutaj kręci się w kółko, z którego nie możemy wyjść. Najpierw pojawia się myśl i towarzyszący jej lęk, płacz,rozpacz,że jak to tak, potem brak myśli a może odczucia, potem obojętność,potem czujemy się lepiej ... Przynajmniej u mnie to tak wygląda. NIE WALCZCIE Z TYM. ZAAKCEPTUJCIE TO. Przygotujcie się,że ten stan obojętności i niekochania będzie wam towarzyszył. Zajmijcie się życiem, byleby nie siedzieć w miejscu i rozmyślać. Gdy zapomnicie wszystko wróci... Te wszystkie myśli będą przeróżne,ale to wszystko to zagrywki ocd. Musimy to przetrwać. Dla nas samych,dla naszych partnerów :) te myśli nie robią nam niczego złego,poza tym to nie nasze prawdziwe myśli tylko nerwicowe.
Potwierdzam :-) Ja po kilku miesiącach męczarni widzę wreszcie dobre tendencje. Dobre dni są częstsze i silniejsze, i pewniej w nie wierzę. Czasem myśli ROCD wracają, te odczucia wstrętu i nieodczuwania... ale już z dużo słabszym skutkiem. Zauważyłem, że ROCD wraca już nie co kilka dni, aby trzymać mnie kilka dni/tygodni, ale wraca w przeciągu jednego dnia raz, i po kilku godzinach puszcza. Czyli jakaś zmiana, którą odbieram jako dużą ulgę w stosunku do tego, co było.

W najgorszych momentach czuję, że przestaję czuć albo mam stan, że dziewczyna mi się nie podoba, ale nie ma to już takiej siły. Widząc niedoskonałości, widzę jednocześnie piękno, i zaczyna się to balansować na co dzień. Powoli przestaję się bać, że jestem w niedobrym związku. I od kilku dni coś zaczęło puszczać, tak to gdzieś odczuwam w środku, intuicyjnie. W każdym razie, są częściej dobre momenty, kiedy uczucia wracają, a kiedy odchodzą albo pojawia się zniechęcenie, to wyczuwam, że już inaczej to wszystko przebiega; nie przeraża mnie, nie mam już somatów tak silnych, zachowuję większą równowagę, nawet kiedy koncentruję się na niedoskonałościach, to łatwiej mi powiedzieć: ok, niech tak będzie, i przejść do porządku dziennego. A to dopiero początek drogi. Pewnie będzie mnie puszczało z czasem bardziej i bardziej.

:!!!: Tylko nie piszę tego po to, żeby teraz ktokolwiek się zamartwiał: jemu puszcza, a mnie nie, więc to kolejne potwierdzenie, że to nie ROCD, tylko rzeczywistość. Sam jestem nerwicowcem i znam ten mechanizm, nabudowywania lęku na wszystkim; nie tędy droga. :!!!:

JAK TO ZROBIŁEM?
* uświadomiłem sobie, że te stany to nie rzeczywistość, ale iluzja, tak jak zły sen, który śni mi się na jawie;
* zlokalizowałem problem nie w związku i nie w dziewczynie (jak dotąd), ale w ORCD - niby banalne, ale mam wrażenie, że wiele osób tego nie przyjmuje do świadomości;
* zacząłem codziennie wypisywać sobie TYLKO zalety dziewczyny, ale na luzie, nie obsesyjnie;
* nabrałem podejrzeń do tych myśli: wczoraj (albo na początku) związek ok, a dziś już nagle beznadzieja? coś tu nie gra, to jakaś niespójność;
* przestałem myśleć, że jestem jedyny na świecie z tym problemem, uświadomiłem sobie, że są też inne osoby, które czują to samo, a to pozwoliło mi z dystansem spojrzeć na treść tych przerażających myśli, mając świadomość, że to kwestia naszych wspólnych problemów, a nie akurat mojego związku (ważny punkt - wyjście ze słynnego nerwicowego egocentryzmu);
* zrozumiałem, że czucie i nie-czucie o niczym nie świadczy; na co dzień też często nie czuję miłości do rodziców i bliskich, a przecież kocham (a wiem to, bo się nad tym nie zastanawiam, oni są zawsze, nie muszę się koncentrować na uczuciu w lęku, że ich stracę, nie zgłębiam uczuć do nich);
* i przede wszystkim: wziąłem praktyczne konsekwencje z faktu, że nerwica to sposób komunikowania moich lęków. Kiedy czuje się stres, nawet podświadomy, to np. występują somaty na klatkę piersiową albo głowę. Ale to nie z głową czy klatką piersiową jest problem, tylko w ten sposób lęk stara się znaleźć jakąś formę komunikacji ze mną i mnie uchronić przed czymś, czego się boję (co najczęściej wcale mi w rzeczywistości nie zagraża). Któryś z psychologów napisał, że bardzo ważne jest aby w ORCD odczytać metaforę, która kryje się na iluzją złych myśli i nie-czucia. Co one symbolizują? A więc przekierowałem uwagę z samego stanu emocjonalnego na podświadomy przekaz, który mi ten stan próbuje zakomunikować. W sensie: czego JA się boję, że psychika mi wyświetla krzywy obraz rzeczywistości? Przed czym JA uciekam? (ale nie w sensie, że przed tym związkiem/dziewczyną, które są tylko pretekstem dla nerwicy, tylko czymś, co ja noszę w głowie niezależnie od związku) Przed czym ten stan próbuje MNIE uchronić? (Ale nie że chroni mnie przed niedobrym związkiem, ale chroni mnie przed moimi osobistymi blokadami, które będę przenosił w każdym, nawet idealnym związku) Zacząłem widzieć, że jest we mnie lęk przed nieudanym małżeństwem; że nie wyobrażam sobie, jak można spędzić resztę życia z jedną osobą, skoro dziewczyn jest tak wiele itd. Ale to MOJE wewnętrzne lęki, które pojawiłyby się w każdym poważnym związku, i to nie jest problem tego konkretnego związku, ani tym bardziej tej osoby. Ponieważ jestem w tym związku, to nerwica akurat próbuje mi obrzydzić ten konkretny związek. A to wszystko mechanizm obronny przed lękiem, który JA SAM w sobie noszę, zupełnie NIEZALEŻNIE od związku.

CZEGO NIE ROBIŁEM?
* nie próbowałem poczuć
* nie zastanawiałem się nad treścią nerwicowych myśli
* nie odsuwałem tych myśli, ale zacząłem myśleć o ich ukrytym przekazie o MNIE SAMYM (a nie o tym, czy to dobry związek)
* nie spoglądałem co chwila na dziewczynę, czy teraz czuję albo czy teraz nagle zbrzydła mi w oczach
* nie ratowałem związku ani nie dążyłem do rozstania
* nie robiłem z tego związku końca świata
* nie przyśpieszałem: dałem sobie czas na to, żeby na spokojnie nie czuć - niech to płynie jak rzeka, swoim rytmem
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

14 kwietnia 2022, o 01:42

Ja w każdym razie zauważyłem u siebie taki cykl myśli, które dopiero sobie zacząłem uświadamiać pod przykrywką nerwicy:

Wszedłem w ten związek, bo się zakochałem, ale teraz, kiedy on trwa, i staje się z czasem poważniejszy, to boję się zobowiązań. Moi rodzice się rozwiedli. Moje poprzednie związki się skończyły. Skąd mam pewność, że ten jest inny? Związek to poważna sprawa... Skąd wiem, że to ta? A może tamta, którą widziałem w parku, byłaby lepsza? Skąd wiem? Może z tamtą by mi się lepiej ułożyło? A jak kiedyś zakocham się w innej? Może wybrałem dobrze, ale czy najlepiej? Zawsze lubiłem blondynki, a jestem z brunetką - czy to dobrze?

I OCZYWIŚCIE, przy tych moich wewnętrznych rozterkach żadna dziewczyna nie dawałaby mi pewności, Z SAMEJ ZASADY, w każdym związku przerabiałbym to samo (warto to zrozumieć!), a jeśli wydaje mi się, że jakaś inna dziewczyna byłaby lepsza, to tylko dlatego, że ta inna AKTUALNIE NIE JEST MOJĄ DZIEWCZYNĄ. Gdyby się nią stała, to najpewniej z czasem padłaby ofiarą tych samych nerwicowych (a nie moich własnych, szczerych) myśli, co obecna.

EFEKT: Psychika zaczęła wycofywać uczucia, żeby zacząć się asekurować. Ja zacząłem się martwić tym nagłym nie-czuciem, więc zacząłem je utrwalać i utwierdzać się, że dzieje się coś złego. Im bardziej się martwiłem, tym mniej czułem pozytywów, a im mniej czułem pozytywów, tym bardziej się tym martwiłem. Powstało błędne koło lęku i samoutwierdzania się w nim. Ponieważ nie rozumiałem tych stanów (nerwica odcina nas od kontaktu z nami samymi), zacząłem lokalizować je jako rzeczywiste, realne. Aby znaleźć odpowiedź i pewność, zacząłem analizować, analiza sprawiła, że dziewczyna stała się podświadomym zagrożeniem. Stała się więc wstrętna i niechciana. Zacząłem kompulsywnie szukać w niej wad, a zarazem próbować przezwyciężyć te uczucia, co tylko je wzmacniało. Psychika znajdując się w ciągłym stanie zagrożenia zaczęła przymuszać mnie do rozstania, aby uciec przed zagrożeniem. Do tego korba, że pozostając w tym związku, oszukuję dziewczynę. Czyli ona znów staje się domniemanym zagrożeniem nie tylko dla mojego szczęścia, ale też poczucia moralności, więc nerwica obrzydza mi ją jeszcze bardziej, żebym uciekał. I tak ta spirala się toczy.

Natomiast zrozumiałem też krok po kroku kilka rzeczy:
* nie muszę czuć, żeby kochać, te dwie rzeczy czasem idą ze sobą w parze, a czasem nie (a w nerwicy to już w ogóle);
* nikt nie daje pewności, czy to TEN/TA; czasem ludzie są przekonani o tym, że to jest to, a później taki związek okazuje się do niczego, ja sam miewałem w różnych związkach poczucie, że TO TA, TO NA PEWNO TA! CZUJĘ TO, JESTEM PEWIEN, i co? i gówno wiedziałem, kończyłem nieraz z tą pewnością jak ostatni frajer;
* w obecny związek wchodziłem z własnej nieprzymuszonej woli, wiedziałem, co robić, bo się nad tym nie zastanawiałem, to wychodziło ze mnie (nie tak jak teraz, kiedy się za przeproszeniem masturbuję myślami), natomiast całą resztę weryfikują miesiące czy lata wspólnego życia, a nie jakieś niejasne czuję/nie czuję i inne pierdoły;
* w tym stanie dosłownie każda dziewczyna i każdy związek byłby ofiarą moich wątpliwości, jak nie ten, to następny, i tak w kółko;
* fajniejsze i ładniejsze mogą mi się wydawać inne osoby, bo nerwica chce, żebym się ratował przed A MOŻEEE (jak to podpowiada) niedobrym obecnym wyborem, tylko sęk w tym, że tamte fajniejsze i ładniejsze przestałyby takie być, gdyby zajęły miejsce mojej obecnej dziewczyny - je także nerwica zaczęłaby mi pokazywać jako zagrożenie i przeszkodę w szczęściu, i urok by prysł;
* analizowanie własnego wnętrza - spoko, ale w nerwicy często wpadamy w karykaturę zdrowej analizy, tj. zaczynamy szperać, szukać, utwierdzać się, a im bardziej to robimy, tym więcej wynajdujemy minusów, w nadziei, że jak dokopiemy się przez najgorsze wątpliwości do jakiegoś złotego środka, to już będziemy PEWNI. Ale to tak niestety nie działa. Jedynie zniekształcamy prawdziwy obraz i dodajemy szum do naszych prawdziwych myśli.
kinga27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 300
Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43

14 kwietnia 2022, o 08:37

Bardzo dobry wpis,jasno opisałeś o co w tym wszystkim chodzi. Ja sama próbuje walczyć... Ale właśnie ta akcpetacja jest najgorsza i czuję niee czuje... Mam narzędzia,ale to dla mnie poprostu dziwne, żeby tak o to zaakceptować. Zaczęłam mieć rocd w połowie drugiego miesiąca związku, a za 11 dni będzie rok. Już nie czuje się aż tak szaleńczo zakochana ... To dobrze?
ODPOWIEDZ