Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

1 lutego 2017, o 14:09

Zastanawia mnie jeszcze: czemu to tak boli? Mnie autentycznie boli brak uczuć. Czuję się jak w klatce. Bardzo się boję jednocześnie ze go stracę. Nie wiem skąd to się bierze. Co ciekawe w poprzednich związkach też miałam takie epizody. Raz jak miałam pojechać się spotkać z chłopakiem to byłam tak przerażona ze myślałam ze nie wsiade do autobusu. Jak wsiadlam wzięłam aviomarin by zasnac. Potem jak się z nim spotkałam puscilo. Tylko to mnie teraz trzyna. Myśl ze tak bywało i mijalo. Najgorzej jak pojawia się taka ze tym razem jest inaczej. Koszmar.
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

2 lutego 2017, o 17:41

laure pisze:Zastanawia mnie jeszcze: czemu to tak boli? Mnie autentycznie boli brak uczuć. Czuję się jak w klatce. Bardzo się boję jednocześnie ze go stracę. Nie wiem skąd to się bierze. Co ciekawe w poprzednich związkach też miałam takie epizody. Raz jak miałam pojechać się spotkać z chłopakiem to byłam tak przerażona ze myślałam ze nie wsiade do autobusu. Jak wsiadlam wzięłam aviomarin by zasnac. Potem jak się z nim spotkałam puscilo. Tylko to mnie teraz trzyna. Myśl ze tak bywało i mijalo. Najgorzej jak pojawia się taka ze tym razem jest inaczej. Koszmar.
Wydaje mi się, że nie boli Cię brak uczuć, tylko lęk przed tym, że jes straciłaś. Lęk powoduje reakcje somatyczne organizmu, czyt. Twoje problemy z bólem głowy i ucisk w klatce piersiowej (to akurat znam doskonale z autopsji). Wachlarz objawów somatycznych jest bardzo szeroki, dlatego nie skupiaj sie na tym, że ty masz np. 2 rzeczy, a inni mają 1 czy 5. To kwestia indywidualna jak to odczuwasz. Ja za pierwszym razem czułem się praktycznie identycznie jak teraz. Jak wracam pamięcią i czytam swoje posty z innego forum z tamtego okresu, to przewija się przez nie non stop ucisk w klatce piersiowej i wewnętrzna "konieczność" ucieczki i zerwania relacji.

Dasz sobie radę. Tak jak po burzy jest słońce i jak po każdym deszczu jest na niebie piękna tęcza, tak i w Twoim życiu prędzej czy później przyjdą lepsze dni, a lęk i wszelkie nerwobóle pójdą w niepamięć - czego już dzisiaj Ci z całego serca życzę.
k11334
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 17 sierpnia 2016, o 10:47

3 lutego 2017, o 22:42

Ma ktoś tak że po jakimś czasie już tego zaburzenia wydaje Wam się że Wasz chłopak/dziewczyna zmienił się z charakteru, podejścia do życia i ogólnie? Mi się wydaję że to nie przez chorobę tylko mój chłopak naprawdę się zmienił.... Już nie jest taki sam, jest inny
..A ja tęsknie za tamtym... Nie umiem się pogodzić z tym jaki jest teraz że jest aż tak inny... Ja i moje problemy wyssalismy z niego życie... Jeszcze tak przez pół roku mojego zaburzenia był taki jakiego go poznałam tylko nie radziła sobie z myślami i tym wszystkim... Od niedawna poznaje go tak jak by od nowa.... Przeciez przez rok związku poznałam go chyba.. I uwielbialam jego charakter a teraz..?
Nie chcę go stracić ale też nie chce go takiego... Tak bardzo bym chciała żeby wrócił tamten chłopak....
Czy muszę się po prostu z tym pogodzić że już nigdy tak nie będzie?
tombar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 1 lutego 2017, o 13:54

4 lutego 2017, o 12:16

Myśl, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej jest straszna. Ja zacząłem doceniać to co było przez kilka miesięcy przed "atakiem" dopiero teraz. Tęsknie za tym jak było, jaki ja byłem. Moja fobia społeczna, brak pewności siebie i poczucia własnej wartości odbijały się od początku na tym związku a raczej moim podejściu do niego. Cały czas się obawiałem, że coś źle robię, że za mało wkładam w ten związek, przez swoją małomówność cały czas czułem presję w każdej pojawiającej się minucie ciszy, nie potrafiłem się wyluzować, chociaż moja dziewczyna mówiła mi, że nie widać tego po mnie i wszystko jest świetnie, że jest najszczęśliwsza. W środku też byłem najszczęśliwszy na świecie ale nie potrafiłem tego okazać, cały czas czułem jakąś blokadę. Całe życie bałem się cieszyć. To prawda, że przede wszystkim trzeba być szczęśliwy sam ze sobą. Tego mi zawsze brakowało.
k11334 pisze: Czy muszę się po prostu z tym pogodzić że już nigdy tak nie będzie?
Niestety ta choroba odbija się chyba też na partnerze o ile nie ma wystarczająco dużo cierpliwości. Też się boję, że to będzie miało wpływ na moją dziewczynę. Nie znaczy to, że już nigdy nie będzie dobrze. Może nie będzie tak jak wcześniej, ale jest szansa, że będzie lepiej. Kilka razy wpadłem na stwierdzenia, że ludzie po wyjściu z tego są jeszcze bardziej szczęśliwi niż przed. Jestem człowiekiem niewierzącym i to dosłownie, nie wierzyłem praktycznie w nic, zwłaszcza w siebie. Ta choroba obudziła we mnie wiarę w to, że może mi się udać i tego się będę trzymał.
zaburzona.kocham
Gość

6 lutego 2017, o 13:56

Chyba większą szansę na wyjście z tego mają mężczyzni :(
justi2212
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 502
Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44

6 lutego 2017, o 14:09

Każdy ma taką samą szansę jeśli tego naprawdę chce. Najgorzej to jest popadać we frustrację i w myśli że ma się gorzej niż inni. A to dalej tylko iluzja ;)
,,W psychologii jest takie pojęcie „błysk” to jest moment kiedy człowiekowi w głowie się wszystko zmienia, kiedy nagle dociera do niego coś co było oczywiste od lat, ale teraz nabrało innego wymiaru."
— Jacek Walkiewicz / psycholog

Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć :)
Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

6 lutego 2017, o 18:31

Siemka,

Mam dziś gorszy dzień ale bardzo Was marudy lubię wiec coś od siebie dopowiem :D To czy macie szanse, czy nie na dłuższą metę zależy od was samych i od tego, czy jesteście skłonni/chętni włożyć wysiłek w zmianę podejścia do życia i Was samych. Samo się nie zrobiło i samo nie przejdzie. Trzeba trochę dać od siebie wysiłku. Ja jestem ze swoją kobietą ponad 11 lat, z czego 8 lat po ślubie więc w tak długim związku każdy mógłby mi powiedzieć przecież, że się wypaliło i się pewnie sobą znudziliśmy i to już "nie to".

Tylko ile tak można? Z takim nastawieniem, zmieniałbym partnerki pewnie do emerytury :pp Musicie przede wszystkim zaakceptować to że macie OCD. Macie? Macie bo byście się tak emocjonalnie nie krzyżowali i wylewali łzy na forum. No to krok nr 1 mamy za sobą. Krok nr 2 - miłość to nie motylki w brzuchu, a w długiej relacji już z pewnością to nie tylko emocje/uczucia. To przede wszystkim Wasza i nikogo innego decyzja, że chcecie być z daną osobą i każdego dnia wkładać wysiłek w rozwój relacji i Waszego związku. Tego za Was nikt nie zrobi. Nikt! Tak jak nikt inny nie wpędził Was w nerwicy, tak i nikt inny Was z tego nie wyciągnie. Samemu mi w to teraz ciężko uwierzyć bo mam naprawdę zły dzień (ból w klatce piersiowej mnie tak wku...a, że jakby mógł przybrać formę ludzką to bym go chyba zabił własnymi rękoma), ale wiem że to jedyna droga.

Kiedyś tego też nie chciałem zaakceptować i dlatego męczyłem się prawie 4 lata. Nie mogłem zaakceptować natury ludzkich uczuć i emocji, a także faktu że w przyrodzie wszystko się zmienia - także intensywność relacji międzyludzkich. Dopóki nie akceptujesz tego, że coś Ci dolega, że źle postrzegasz świat, że masz złą wizję tego jak wygląda prawdziwa miłość, jak możesz coś z tym zrobić? Prawda jest taka, że nie możesz. Bez akceptacji, nie możesz pogodzić się z problemem, ani tym bardziej przystąpić do jego leczenia.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

7 lutego 2017, o 11:25

Kapralis, kto jak kto, ale Ty sobie chłopie z tym poradzisz na pewno!

Raz rozgryzłeś to ustrojstwo i teraz też to zwalczysz, tym bardziej, że Twoja sytuacja życiowa i rodzinna się zmieniła. Teraz masz żonę i córkę, masz dla kogo walczyć, choć z drugiej strony to jest zdecydowanie trudniejsze. Wtedy nie miałeś zobowiązań, łatwiej było wszystko rzucić i uwolnić się od nerwicy, bo przecież źródło lęku by zniknęło. Tylko dobrze gadasz, ile tak można? To, że nam się to przytrafia w jednym związku, nie oznacza, że w kolejnym nie będzie tak samo. Sama doskonale o tym wiem, bo powielam to już w drugim związku. Nie daj się, ja wiem, że masz siłę kopnąć nerwicę w dupę na dobre, tak, że tym razem już nie wróci!
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

7 lutego 2017, o 16:05

Słuchajcie... ja mam wrażenie ze.umieram... dziś po jest apogeum bólu psychicznego. Pal sześć ścisk serca i gardła. Moja psychika nie.daje już rady. Nie chce go stracić a jednocześnie chce odejść. Nie chce go stracić. bo długo o niego walczyłam,bo nie wierzę ze ot tak.wszystko.odeszło. a jednak muszę jakoś ukrocic cierpienie. Mój terapeuta ma grypę.więc nie mam nawet do kogo z tym pójść,więc.pisze do was. Mam ochotę zadzwonić.i.powiedziec:.to koniec. I zniknąć
... raz na zawsze :(
kamila1998
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 212
Rejestracja: 12 lipca 2016, o 17:38

7 lutego 2017, o 16:28

laure pisze:Słuchajcie... ja mam wrażenie ze.umieram... dziś po jest apogeum bólu psychicznego. Pal sześć ścisk serca i gardła. Moja psychika nie.daje już rady. Nie chce go stracić a jednocześnie chce odejść. Nie chce go stracić. bo długo o niego walczyłam,bo nie wierzę ze ot tak.wszystko.odeszło. a jednak muszę jakoś ukrocic cierpienie. Mój terapeuta ma grypę.więc nie mam nawet do kogo z tym pójść,więc.pisze do was. Mam ochotę zadzwonić.i.powiedziec:.to koniec. I zniknąć
... raz na zawsze :(
Wiem, mam tak samo. Nie mozesz sie w to zagłębić bo bedzie jeszcze ci ciężej... :( kurcze, wiem jak sie czujesz bo ja tak samo sie mecze. Strasznie. Nie masz pojęcia jak mi ciezko i zle...
Ja w takich sytuacjach biorę silne leki uspokajające zeby sie otumanic..
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

7 lutego 2017, o 16:42

Ja nie mogę brać. Jestem w ciąży :(
kamila1998
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 212
Rejestracja: 12 lipca 2016, o 17:38

7 lutego 2017, o 16:44

Ojej.. To staraj się dla maleństwa.. Kurcze, wiesz, mimo to ze mam dopiero 19 lat to nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo chciałabym założyć rodzinę z Patrykiem.. a męczy mnie to ze go nie kocham itp. Dziwne. Ale to choroba. Wszyscy mamy to samo.
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

7 lutego 2017, o 16:58

Ja też chciałam rodziny z Tomkiem. Mimo bólu jaki mi zadał,wybaczylam i jak zaczelo się układać zaszlam w ciążę. Idealny scenariusz co? Wydawałoby się ze bajka so dopiero miała zaczac. A tymcZasem żyje w koszmarze. Boję się spotkań z nim,boję się spać z nim,boję się ze już nigdy nie poczuje spokoju. Bo tym była właśnie dla mnie miłość. Czułam się przy nim spokojna i bezpieczna. I nagle straciłam wszystko. O bwiniam siebie i ciągle mi się wydaje ze u mnie to N pewno nie jest kwestia zaburzenia. Dziś w nocy obudziłam się z kolataniem serca: zaczęłam mówić do brzucha i głaskać go. I tak zasnelam. Często się łapie na tym ze noszę dziecko pod sercem a pozwalaam sobie na takie nerwicowe jazdy. Może jak poczuje jego ruchy będę tego bardziej świadoma. Póki co nie radzę sobie zupełnie...
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

7 lutego 2017, o 17:12

laure pisze:Słuchajcie... ja mam wrażenie ze.umieram... dziś po jest apogeum bólu psychicznego. Pal sześć ścisk serca i gardła. Moja psychika nie.daje już rady. Nie chce go stracić a jednocześnie chce odejść. Nie chce go stracić. bo długo o niego walczyłam,bo nie wierzę ze ot tak.wszystko.odeszło. a jednak muszę jakoś ukrocic cierpienie. Mój terapeuta ma grypę.więc nie mam nawet do kogo z tym pójść,więc.pisze do was. Mam ochotę zadzwonić.i.powiedziec:.to koniec. I zniknąć
... raz na zawsze :(
W kryzysie nie podejmuj zadnych decyzji, odczekaj jak napiecie spadnie, ale niekiedy nie opadnie samo.... Nalezy mu pomoc i relaksowac sie na ile mozna .twardo sobie postanow "podejme decyzje co do fceta po nerwicy, nie teraz" :friend:
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

7 lutego 2017, o 17:23

Halina... pytanie czy spadnie... :(
ODPOWIEDZ