Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Arwena
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 3 kwietnia 2016, o 20:37

25 stycznia 2017, o 13:40

Tak, wtedy te myśli, te sprawy, które mnie męczą, wydają mi się śmieszne, bez znaczenia...
Cały czas czuję jakbym miała, hm, podwójną głowę. tak/nie. Oglądam pierścionki zaręczynowe/nienawidzę go. Kocham go/Nic nie czuję, on jest obcy. Jest taki przystojny/Brzydzę się go. Czuję się tak bezpiecznie śpiąc obok niego/Boję się go.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

25 stycznia 2017, o 13:44

To mam bardzo podobnie, kiedy przeczytałam Twoje objawy. I wrażenie, że spotykam się z dwoma różnymi osobami...
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

25 stycznia 2017, o 19:12

Witajcie,

Mogę tylko powiedzieć, że BARDZO dobrze wiem jak się czujecie. Oj tak... Stan i rzeczy, które opisujecie były przed ponad 11 laty moim towarzyszem przez blisko 4 lata. Moją historię opisałem kilka dni temu tutaj juz-nie-kocham-zony-t10269.html i jest to opowieść, która powinna być dla Was dowodem na to, że można z tego wyjść, jak i na fakt, że to może wrócić. Być może byłem zbyt pewny siebie bo nie raz zdarzało mi się mówić, że po tej prawie 4 letniej "walce" z samym sobą i tym niesamowitym, ciężkim do zniesienia stanem (ciągłe myśli o tym, że muszę odejść i zostawić moją narzeczoną oraz wieczny ucisk w klatce piersiowej), już nic mnie nie powali na łopatki nie doprowadzi ponownie do takiego stanu. Nerwica uczy pokory - mnie nauczyła i to bardzo. Dzisiaj po tych ponad 11 latach, jedyne co mogę w obecnym stanie Wam powiedzieć drogie "nerwuski :D" to to, że absolutnie nie żałuje nawet jednego dnia z tej długiej drogi do normalności. Ani jednego! Moja przygoda z rOCD zaczęła się po pół roku znajomości z moją obecną już Żoną - parę tygodni po dniu, w którym się jej oświadczyłem i poprosiłem o rękę. Myślę, że to częsty motyw i pewnie paru osobom z Was dobrze znany - duże zobowiązanie w życiu w niedalekiej perspektywie i "bah", nagle - jakby w ciągu jednej chwili ktoś wyłączył wtyczkę z gniazdka - wszystko się zmienia o 180 stopni i nagle mega wątpliwości, zmiana totalna uczuć, bóle somatczyne (to mnie męczy najbardziej) i inne sensacje.

Od końca października niestety mam nawrót - po 7 bardzo udanych latach, w których czułem, że moją żonę kocham najbardziej na świecie i to byłą taka normalna, zwykłą - nie przereklamowana miłość, bez motylków i innych fajerwerków, a przy tym naprawdę cudowna w swojej prostocie. Czułem się normalnie - świetnie patrząc z dzisiejszej perspektywy. Co najciekawsze, nie wiem jak to się stało, ale nie pamiętam jednego dnia, w którym to wszystko odeszło - to świadczy o tym, że był to długi i powolny proces w czasie, w którym objawy i uciążliwe myśli powoli się wygaszały. Były po drodze terapie, leki (Boxetin - mega nie polecam, Anafranil - polecam, Seroxat - zdecydowanie polecam), ale i tak najwięcej pracy musiałem sam od siebie włożyć i zmieniać swoje podejście do siebie i całego świata każdego dnia. Po tym całym koszmarze prawie 4 lat, nie jestem w stanie przypomnieć sobie momentu w ciągu kolejnych ponad 7 dobrych lat, kiedy bym wracał myślami do tego okresu - tak jakby on w ogóle nie istniał, jakby to była jakaś zjawa/jakiś sen, który nie zdarzył się naprawdę. Tak jakby w którymś momencie proces "powrotu" do normalności dobiegł końca, umysł zaskoczył i nagle wszystko jest tak jak było, a nawet lepiej, a to co było to jakaś nierealna wizja i w ogóle jak ja mogłem mieć takie kłopoty i się tego typu rzeczami zadręczać do wyczerpania.

Mija 3 miesiąc jak ponownie zmagam się z tym draństwem. Teraz jest jakby inaczej - niby podobnie, ale jednak jakoś inaczej - może trochę łagodniej. Nie jestem w stanie wczuć się w mój stan sprzed ponad 10 lat, ale wydaje mi się, że myśli, a przede wszystkim ucisk w klatce piersiowej mają bardzo podobny charakter. Nie podam Wam jakiś magicznych wskazówek jak z tego wyjść, bo samemu mi ciężko i mimo, że raz już z tego wyszedłem i wiem co jest "po drugiej stronie" barykady, to jednak dziś czuję się jakbym walczył z tym na nowe i "tym razem to na pewno coś innego" ;) Z pewnością nie poddawajcie się bo naprawdę warto. To wasze życie i macie tylko jedno. Walczcie o swoje szczęście bo na to zasługujecie. Jesteście wartościowymi ludźmi, bez względu na to jak się czujecie, jakie macie myśli o sobie i jak myślicie, że oceniają Was inni. Macie prawo do szczęścia i do tego by kochać i być kochanym. Spójrzcie na swoje wartości w życiu i nimi się kierujcie. Nie dajcie sobie wmówić ani uwierzyć, że miłość to tylko uczucie. Miłość to przede wszystkim decyzja i Wasze czyny - pewne uczucia i emocje ją uzupełniają. Pamiętajcie, że myśli to nie czyny i nie świadczą one o Was. Życzę sobie i Wam byśmy w pewnym momencie tak naprawdę zaakceptowali nasz stan i to, że te emocje i myśli to "tylko" nerwica. Wtedy będzie na pewno łatwiej nam wszystkim żyć.
zaburzona.kocham
Gość

26 stycznia 2017, o 01:58

Ja dzisiaj miałam lepszy dzień, bez stresów związanych z dniem codziennym nie kłębią się tak bardzo natrętne myśli :) Kapralis dzięki za nadzieję! Powodzenia!
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

26 stycznia 2017, o 10:16

kapralis pisze:Witajcie,

Mogę tylko powiedzieć, że BARDZO dobrze wiem jak się czujecie. Oj tak... Stan i rzeczy, które opisujecie były przed ponad 11 laty moim towarzyszem przez blisko 4 lata. Moją historię opisałem kilka dni temu tutaj juz-nie-kocham-zony-t10269.html i jest to opowieść, która powinna być dla Was dowodem na to, że można z tego wyjść, jak i na fakt, że to może wrócić. Być może byłem zbyt pewny siebie bo nie raz zdarzało mi się mówić, że po tej prawie 4 letniej "walce" z samym sobą i tym niesamowitym, ciężkim do zniesienia stanem (ciągłe myśli o tym, że muszę odejść i zostawić moją narzeczoną oraz wieczny ucisk w klatce piersiowej), już nic mnie nie powali na łopatki nie doprowadzi ponownie do takiego stanu. Nerwica uczy pokory - mnie nauczyła i to bardzo. Dzisiaj po tych ponad 11 latach, jedyne co mogę w obecnym stanie Wam powiedzieć drogie "nerwuski :D" to to, że absolutnie nie żałuje nawet jednego dnia z tej długiej drogi do normalności. Ani jednego! Moja przygoda z rOCD zaczęła się po pół roku znajomości z moją obecną już Żoną - parę tygodni po dniu, w którym się jej oświadczyłem i poprosiłem o rękę. Myślę, że to częsty motyw i pewnie paru osobom z Was dobrze znany - duże zobowiązanie w życiu w niedalekiej perspektywie i "bah", nagle - jakby w ciągu jednej chwili ktoś wyłączył wtyczkę z gniazdka - wszystko się zmienia o 180 stopni i nagle mega wątpliwości, zmiana totalna uczuć, bóle somatczyne (to mnie męczy najbardziej) i inne sensacje.

Od końca października niestety mam nawrót - po 7 bardzo udanych latach, w których czułem, że moją żonę kocham najbardziej na świecie i to byłą taka normalna, zwykłą - nie przereklamowana miłość, bez motylków i innych fajerwerków, a przy tym naprawdę cudowna w swojej prostocie. Czułem się normalnie - świetnie patrząc z dzisiejszej perspektywy. Co najciekawsze, nie wiem jak to się stało, ale nie pamiętam jednego dnia, w którym to wszystko odeszło - to świadczy o tym, że był to długi i powolny proces w czasie, w którym objawy i uciążliwe myśli powoli się wygaszały. Były po drodze terapie, leki (Boxetin - mega nie polecam, Anafranil - polecam, Seroxat - zdecydowanie polecam), ale i tak najwięcej pracy musiałem sam od siebie włożyć i zmieniać swoje podejście do siebie i całego świata każdego dnia. Po tym całym koszmarze prawie 4 lat, nie jestem w stanie przypomnieć sobie momentu w ciągu kolejnych ponad 7 dobrych lat, kiedy bym wracał myślami do tego okresu - tak jakby on w ogóle nie istniał, jakby to była jakaś zjawa/jakiś sen, który nie zdarzył się naprawdę. Tak jakby w którymś momencie proces "powrotu" do normalności dobiegł końca, umysł zaskoczył i nagle wszystko jest tak jak było, a nawet lepiej, a to co było to jakaś nierealna wizja i w ogóle jak ja mogłem mieć takie kłopoty i się tego typu rzeczami zadręczać do wyczerpania.

Mija 3 miesiąc jak ponownie zmagam się z tym draństwem. Teraz jest jakby inaczej - niby podobnie, ale jednak jakoś inaczej - może trochę łagodniej. Nie jestem w stanie wczuć się w mój stan sprzed ponad 10 lat, ale wydaje mi się, że myśli, a przede wszystkim ucisk w klatce piersiowej mają bardzo podobny charakter. Nie podam Wam jakiś magicznych wskazówek jak z tego wyjść, bo samemu mi ciężko i mimo, że raz już z tego wyszedłem i wiem co jest "po drugiej stronie" barykady, to jednak dziś czuję się jakbym walczył z tym na nowe i "tym razem to na pewno coś innego" ;) Z pewnością nie poddawajcie się bo naprawdę warto. To wasze życie i macie tylko jedno. Walczcie o swoje szczęście bo na to zasługujecie. Jesteście wartościowymi ludźmi, bez względu na to jak się czujecie, jakie macie myśli o sobie i jak myślicie, że oceniają Was inni. Macie prawo do szczęścia i do tego by kochać i być kochanym. Spójrzcie na swoje wartości w życiu i nimi się kierujcie. Nie dajcie sobie wmówić ani uwierzyć, że miłość to tylko uczucie. Miłość to przede wszystkim decyzja i Wasze czyny - pewne uczucia i emocje ją uzupełniają. Pamiętajcie, że myśli to nie czyny i nie świadczą one o Was. Życzę sobie i Wam byśmy w pewnym momencie tak naprawdę zaakceptowali nasz stan i to, że te emocje i myśli to "tylko" nerwica. Wtedy będzie na pewno łatwiej nam wszystkim żyć.
Dziękuję Ci za Twoją historię Kapralis, niezwykle budująca! ;)
Jestem pewna, że tym razem szybciej rozprawisz się z myślami lękowymi, wiesz co i jak, więc na pewno dasz radę! Widać, że rodzinka jest dla Ciebie najważniejsza. Aż z uśmiechem na ustach czyta się takie posty. Powodzenia chłopaku! :)
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
zaburzona.kocham
Gość

26 stycznia 2017, o 12:06

Kapralis dasz radę, najważniejsze to nie stresować się i nie wchodzić w to! Pozytywne nastawienie to podstawa, walcz, bo masz dla kogo!
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

27 stycznia 2017, o 20:21

Dziękuję za słowa otuchy katarzynka i zaburzona.kocham :-) Staram się trzymać pozytywne nastawienie do życia. Przypomniałem sobie kilka afirmacji, które stosowałem kiedyś w mojej drodze do "ozdrowienia" z nerwicy i teraz rano w trakcie przejazdu do pracy oraz po południu w drodze powrotnej do domu powtarzam je sobie jak jakąś mantre - może i tym razem wspomogą mnie w "odburzaniu" ;-) Trzymam za Was kciuki i jeszcze raz bardzo dziękuję za wsparcie.

Zaburzona.kocham - masz rację, mam dla kogo walczyć, ta myśl jak nic innego trzyma mnie w miarę w ryzach.

P.S. dla tych co nie biorą leków bo nie mogą lub nie chcą - poczytajcie sobie o Inozytolu (tzw. witamina B8) - polecam suplementować razem z Mg + B6 (o właściwościach magnezu i witaminy B6 pisać nie muszę bo na pewno znacie). Nic Wam się od tego nie stanie, a mi bardzo pomógł kiedyś w wyciszeniu taki anty-nerwuskowy miks witaminowy ;-)
k11334
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 17 sierpnia 2016, o 10:47

27 stycznia 2017, o 23:58

Zawsze w moim chłopaku uwielbialam charakter, przez to mnie tak do niego ciągnęło i tak się zakochałam... Teraz charakter jest najgorszym punktem nerwicy... Przecież nie mógł się zmienić aż tak.. Teraz strasznie mi przeszkadza jego charakter... Myślicie że nerwica go zaburzyla w mojej głowie dlatego że to było dla mnie ważne? Nie chcę go takiego.... Wydaje mi się jak by był inną osobą już....A charakter ma okropny, irytujący.... Naprawdę przed tym całym zaburzeniem to charakter był tym czymś wyjątkowym w nim... Bo wygląd też ale zaraz po charakterze.
Przepraszam że tak chaotycznie ale nie umiem zebrać nawet słów żeby opisać co czuje :/
zaburzona.kocham
Gość

28 stycznia 2017, o 01:07

k11334 pisze:Zawsze w moim chłopaku uwielbialam charakter, przez to mnie tak do niego ciągnęło i tak się zakochałam... Teraz charakter jest najgorszym punktem nerwicy... Przecież nie mógł się zmienić aż tak.. Teraz strasznie mi przeszkadza jego charakter... Myślicie że nerwica go zaburzyla w mojej głowie dlatego że to było dla mnie ważne? Nie chcę go takiego.... Wydaje mi się jak by był inną osobą już....A charakter ma okropny, irytujący.... Naprawdę przed tym całym zaburzeniem to charakter był tym czymś wyjątkowym w nim... Bo wygląd też ale zaraz po charakterze.
Przepraszam że tak chaotycznie ale nie umiem zebrać nawet słów żeby opisać co czuje :/

Uwielbiasz nadal jego charakter, był dla Ciebie ważny więc nadal jest, gdyby to nie była nerwica to skończyłabys z nim związek, bo by Cię zwyczajnie wkurzal... Rozumiem jakby ktoś się zmieniał i np. Używał przemoc fizyczną... To byłby alarm. Co w chłopaku Cie teraz wkurza najbardziej?
k11334
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 17 sierpnia 2016, o 10:47

28 stycznia 2017, o 06:21

zaburzona.kocham pisze:
k11334 pisze:Zawsze w moim chłopaku uwielbialam charakter, przez to mnie tak do niego ciągnęło i tak się zakochałam... Teraz charakter jest najgorszym punktem nerwicy... Przecież nie mógł się zmienić aż tak.. Teraz strasznie mi przeszkadza jego charakter... Myślicie że nerwica go zaburzyla w mojej głowie dlatego że to było dla mnie ważne? Nie chcę go takiego.... Wydaje mi się jak by był inną osobą już....A charakter ma okropny, irytujący.... Naprawdę przed tym całym zaburzeniem to charakter był tym czymś wyjątkowym w nim... Bo wygląd też ale zaraz po charakterze.
Przepraszam że tak chaotycznie ale nie umiem zebrać nawet słów żeby opisać co czuje :/

Uwielbiasz nadal jego charakter, był dla Ciebie ważny więc nadal jest, gdyby to nie była nerwica to skończyłabys z nim związek, bo by Cię zwyczajnie wkurzal... Rozumiem jakby ktoś się zmieniał i np. Używał przemoc fizyczną... To byłby alarm. Co w chłopaku Cie teraz wkurza najbardziej?
Nie potrafię określić co mi przeszkadza.... Po prostu wydaje mi się taki nijaki, dziecinny i irytujacy, ale gdy jest dobrze i jest ten przebłysk to jest zupełnie inaczej... Przed zaburzeniem znałam go rok, często się spotykaliśmy, to nie była miłość z motylkami i różowymi okularami... Wszystko się rozwijało powoli... Zresztą każdą dziewczynę przyciągał charakterem więc jest to dla mnie dziwne że teraz tak go widzę.... Gdy z nim o tym rozmawiam to mówi że nic a nic się nie zmienił, że nigdy się nie zmieni w stosunku do mnie...
zaburzona.kocham
Gość

28 stycznia 2017, o 08:59

Czy te myśli pojawiły się z dnia na dzień?
kamila1998
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 212
Rejestracja: 12 lipca 2016, o 17:38

28 stycznia 2017, o 09:18

no nie moge się rozgryźć..Tak mi źle :/

Gdybym go nie kochała,to widząc jego bluze która lezy na podlodze podnioslabym ją bo to jego? Bylo \by mi go strasznie smutno i zal,że on sie tak stara a ja nie umiem? BOJE SIE ZE ROBIE MU JAKIEŚ ZLUDNE NADZIEJE.. :(

-- 28 stycznia 2017, o 10:18 --
a jak ktos mówi,że to nie choroba to go przekonuję i mowie ze to choroba bo inaczej to to albo to..
k11334
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 17 sierpnia 2016, o 10:47

28 stycznia 2017, o 11:02

zaburzona.kocham pisze:Czy te myśli pojawiły się z dnia na dzień?
To było tak że wszystko było idealnie... Aż do pewnej myśli po której nie widziałam co się dzieje, płacz panika, objawy somatyczne i wszystko... Najpierw myśli a czym bardziej brnelam w zaburzenie to zaczął się psuć w moim wyobrażeniu jego wygląd i charakter.... Czasem są przebłyski ale zdecydowanie za rzadko lub za krótko... Mecze się już z tym rok.... Przychodzą takie dni kiedy myślę o nim tak jak dawniej i mam tamtego chłopaka w głowie... Za tamtym tęsknie
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

31 stycznia 2017, o 17:38

k11334 pisze:
zaburzona.kocham pisze:Czy te myśli pojawiły się z dnia na dzień?
To było tak że wszystko było idealnie... Aż do pewnej myśli po której nie widziałam co się dzieje, płacz panika, objawy somatyczne i wszystko... Najpierw myśli a czym bardziej brnęłam w zaburzenie to zaczął się psuć w moim wyobrażeniu jego wygląd i charakter.... Czasem są przebłyski ale zdecydowanie za rzadko lub za krótko... Mecze się już z tym rok.... Przychodzą takie dni kiedy myślę o nim tak jak dawniej i mam tamtego chłopaka w głowie... Za tamtym tęsknie
Witaj k11334,

miałem podobnie - zarówno za pierwszym razem, jak i teraz. U mnie to też byłą kwestia jednej chwili - nagle "puf" i zmiana o 180 stopni oraz magiczna myśl "nie kocham jej", a później weryfikacja w postaci obejrzenia zdjęcia i upewnienie się, że faktycznie nic nie czuje (tu masz moją historię, gdybyś chciała się zapoznać juz-nie-kocham-zony-t10269.html). No i jazda gotowa, bo z miejsca odpaliła się moja ukochana somatyka w postaci wspaniałego ucisku w klatce piersiowej, który niestety zawsze łącze w głowie z zanikiem uczuć. I tak oto sobie napędza jedno drugie, a ja głupieje od tego wszystkiego i w głowie pełno myśli, ze tylko rozstanie rozwiąże temat.

Na pocieszenie powiem Ci, że dasz radę i z tego da się wyjść na tyle by naprawdę szczęśliwie żyć. Pogódź się z tym, że to może trochę potrwać i postaraj siena ile to możliwe zaakceptować obecny stan.
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

31 stycznia 2017, o 18:14

To jeszcze ja napiszę. Mam to samo odkad wiem ze jestem w ciazzy z moim chłopakiem. Nie czuję do niego nic,tak samo jak do dziecka. Z dnia na dzień to po prostu zniknęło. Chcę dodac ze w poprzednich nawet długotrwałych związkach też mi się to zdarzało Ale ustwpowalo samoistnie. Teraz jest o tyle źle ze nie mogę wyciszyc się lekami a lęk jest większy tym bardziej ze w drodze jest malutki czlowieczek. Czuję Czuję podle. Sparalizowana. Nie śpię normalnie,jedyne co staram się jeść jak trzeba i brać witaminy. W listopadzie czułam jeszcze spokój przy nim a w grudniu mnie wyplukalo ze wszystkiego. Miałam okresy niepokoju Ale udawało mi się je pokonać. Teraz czuję się jak w klatce. Wiem ze rozstanie nic nie rozwiąże. Przytulam sie do niego w nadziei ze coś poczuje i ze zejdzie ze mnie ten potwór ktoty siedzi w mojej głowie. wczesniej sobie jakos radzjlam tlumaczac sobie ze to tylko zaburzenie. Od kilku tygodni mam jednak w glowie mysli: a co jesli to faktycznie minelo? Co jesli sie pomylilam? To nakreca fale leku. Wzmaza placzliwosc. Nie moge uwierzyc w to co sie ze mna stalo. Czuje sie gorzko,czuje sie samotna,czuje sie tak zle ze chwilami mam wrazenie ze wyskocze przez okno. Pozdrawiam,trzymam za was kciuki.
ODPOWIEDZ