Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Mario26
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 389
Rejestracja: 24 sierpnia 2017, o 19:47

24 kwietnia 2019, o 15:26

Tak ładnie mi szło tak się już cieszyłem... Doszedłem do momentu gdzie nie musiałem udowadniać sobie tego że kocham myśli były ja wiem olewalem je radzilem sobie super gdy zblizalem się do mojej kochanej czułem się szczęśliwy i tego poprsotu potrzebowałem z miłości. Aż tu nagle pewnego dnia zaczynało mnie męczyć i męczyć aż przyszła mi myśl że moja dziewczyna nie zrobiła tego co jej powiedziałem i ogarnęła mnie taka złość na nią ale nie miałem do tego wgl żadnego powodu a i tak to zrobiła. No i wtedy się zaczęło spowrotem. Już nic prawie nie analizował a teraz z powrotem jestem w dup.. I nie wiem jak mam działać. Pomóżcie.
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

25 kwietnia 2019, o 20:07

Mario26 pisze:
24 kwietnia 2019, o 15:26
Tak ładnie mi szło tak się już cieszyłem... Doszedłem do momentu gdzie nie musiałem udowadniać sobie tego że kocham myśli były ja wiem olewalem je radzilem sobie super gdy zblizalem się do mojej kochanej czułem się szczęśliwy i tego poprsotu potrzebowałem z miłości. Aż tu nagle pewnego dnia zaczynało mnie męczyć i męczyć aż przyszła mi myśl że moja dziewczyna nie zrobiła tego co jej powiedziałem i ogarnęła mnie taka złość na nią ale nie miałem do tego wgl żadnego powodu a i tak to zrobiła. No i wtedy się zaczęło spowrotem. Już nic prawie nie analizował a teraz z powrotem jestem w dup.. I nie wiem jak mam działać. Pomóżcie.
Podobnie miałem. Masakra.Co mogę Ci napisać? Trzymaj się i walcz.
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

25 kwietnia 2019, o 20:10

whiteHusar pisze:
23 kwietnia 2019, o 19:29
Jeśli ktoś będzie miał chwilę to przeczyta. Trochę mi zajęło to pisać, bo ze strachem to pisałem😣


Moje życie z nerwicą rozpoczęło się od momenty obejrzenia filmu Pasja ( to nie był pierwszy raz ) i obarczenia siebie tak duża winą za swoje wcześniejsze życie duchowe ( swietokradztwo itp. ), że dostalem takiego szoku i strachu, że przez całą noc pełen potu i przerażenia walczyłem z myślali, że muszę popełnić samobójstwo, za te wszystkie winy a z drugiej strony ja nie chciałem i nie wiedziałem dlaczego tak jest.
Gdzieś nad ranem zmęczony zasnąłem i od tego dnia zacząłem sie bać powortu tego stanu. Stwierdziłem, że to wina grzechów, więc zacząłem chodzić do spowiedzi ze wszystkim. Pewnego wieczoru dostalem myśl, że nie opisalem lepiej grzechu i tak okropnie to męczyło, że z samego rana pobiegłem do kościoła do spowiedzi ( dzień wczesnej sie spowiadalem), i powiedzialem ze "zapomniałem" powiedzieć. Miałem chwilę spokoju. Potem zaczęły się fazy ze wszystko jest grzechem a najbardziej dotyk dziewczyny: to wywolywalo ból i strach. Ksiądz mi na spowiedzi powiedział ze trochę przesadzam.
Po jakims czasie wróciły myśli samobójcze i utrzymywały się przez rok. Gdy juz nie bylem w stanie tego znieść powiedzialem wszystko rodzicom, którzy zaprowadzili mnie do kapucyna co sie ponoć zna na psychologi. Powiedział mi że to dojrzewanie a ja zapytałem czy może to nie jest powołanie, bo jestem ministrantem a i kiedyś nas zaprowadzili do seminarium i myślałem ze spoko tam mają. Zasmial się i powiedzial, ze w tym wieku to za wcześnie i jak bede miał z 20 lat to mi sie odwidzi.
Wróciłem do domu szczęśliwy, bo wystarczyło, ze powiedział mi ze to dojrzewanie. Dobry stan trwal chyba z 2 tygodnie i od nowa. Wszystko grzech itp.
Wrocilem do tego księdza i podczas spowiedzi powiedział, że juz Bóg mi wybaczyl i nie ma co wracać. Odszedlem od konfesjonału i za 3 min wróciłem bo znowu zacząłem myśleć, ze nie i poszedłem sie upewnić a on, zaczął mnie namawiać żebym poszedł do psychologa.
Trochę mnie to przerazilo. Zacząłem szukać przyczyny a gdy juz byłem wyczerpany tymi ciągłymi grzechami gdzie mówiłem takie rzeczy ze nikt nie mówi bo to glupota a to robiłem po to zeby mieć spokój, bo najpierw przychodziły myśli dość męcząca ze TAK JEST, to jest grzech (!) a potem pod wpływem tego zaczynałem uważać ze to prawda. Po dlugim czasie uporalem sie z tym na zasadzie: " ciul, mam dość tego, trudno bede potepiony". Nie pamiętam Kiedy to minęło, ale potem sie sam sobie dziwilem ze jak mogłem tak myśleć. Potem mialem faze na depresje, ze to znak ze jestem chory a zawsze sie tego balem. Wystarczyło ze przeczytałem w książce ze ktoś miał depresję i od nowa wszystko. Po jakimś czasie ktoś powiedział w domu ze moze na księdza pójdę, bo taki religijny a i lubię te tematy i sie zaczęło. Od przerażenia po mysli ze mam iść i zostać. Budziłem sie nocami, z ogromnym natlokiem myśli:  masz natychmiast iść na księdza,NATYCHMIAST! Zgadzalem sie na to zeby miec spokój i mówiłem sobie ok, pójdę ale poczekaj do rana ( zastanawiało mnie jedynie tylko to, że Bóg chyba tal nie wola ). Męczyła mnie modlitwa itp. Slabo było, aż w koncu stwierdziłem ze ciul, jak mam byc to będą, ale teraz nie chcę więc nie przejmuje sie tym. Nie pamiętam kiedy przeszło😅
Śmiałem sie potem z tego ale jednoczesnie balem ze wróci. Po tych wszystkich myślach zawsze mialem sporo czasu gdy byłem kompletnie odciety od odczuwania radości z czegokolwiek. Skupialem się na tym żeby czuć i to nic nie dawało. Zaparlem sie i na przymus udawalem ze jest ok i zaakceptowalem. Trwalo to z rok. Przeszło nawet nie wiem kiedy.
Pod względem samopoczucia wróciło wszystko do normy ale dość często bolała mnie glowa bez końca. Były wszelkie badania i lekarze stwierdzili ze do psychologa trzeba, ale nie poszedłem bo stwierdziłem, ze walic to.

Powrót nastąpił rok temu po jakiejś rozmowie z kolegami na temat seksualności. Nie pamiętam co dokładnie było zapalnikiem, ale zacząłem czuć brak zadowolenia, bezsens, strach itp.
Wiedziałem że wszystko wróci!
Raz gorzej poczułem sie na nocy w pracy i załapałem ze noce sa zle bo jest gorzej.
Musiałem sie zwolnić bo nie szlo pracowac na nockach. Strach, panika itp.
Byl to czas gdy przygotowywałam sie do pracy o której zawsze marzylem a okres rekrutacji jest ciężki i długi. Mysli zaczely mi podpowiadać, ze ja nie chce tego, że robię to dla rodziców bo kiedyś sie mnie pytali czy niechcial bym tego robić. Jak usłyszałem nazwe tej pracy to lapala mnie panika. Cos okropnego!

W między czasie myślałem ze jestem pedofilem, ze jestem chory na deperesje itp co widok wyrazu depresja lub wypowiedzenie tego powodowało strach.

Przejdę do kwestii związanej z ZWIĄZKIEM:
Dosyć długo szukałem tej osoby i poznałem w przypadkowych okolicznościach. Na 1 komunia kuzyna. Spodobala mi sie, ale byłem tak zawstydzony ze nawet na nia nie spojrzałem. Cala rodzina wtedy mówiła zebym zagadal itp bo fajna dziewczyna.
Na drugi dzień napisałem choć sam nie wiedziałem czy to zrobić. Bylem zwyczajnie zmęczony szukaniem tej osoby a do tego nerwica. Nie zależało mi jakoś wybitnie specjalnie żeby odpisala. W kazdym razie tak mi sie wtedy wydawalo i tak to teraz oceniam. Odpisała i zaczęliśmy gadac. Byłem mile zaskoczony jest pozytywnym sposobem bycia. Okropnie przezywalem ze jak ja zobaczę to mi sie nie spodoba a chciałbym zeby tak było bo jest fajna.
Na 1 spotkaniu było super pozytywnie i przy niej milalo zle samopoczuciem ( pewnie dlatego zapominalem ). Podczas kolejnego spotkania gdy szedlem sie z nia widzieć zobaczyłem procesje w kosciele i ukleklem i przyszła myśl, że skoro mam tak pozytywne odczucia odnośnie kościoła to znaczy ze mam byc księdzem. Zasmucilo mnie to, ze akurat przed spotkaniem takie coś. Okroonie bylem zaniepokojony i smutny. W trakcie spotkania gdy mnie złapała za rękę poczułem scisk w klatce piersiowej i natłok myśli ze nie, nie chcesz itp. Przerazilo mnie to i sam ze sobą gadalem: kurcze, dajmy ją choć blizej poznać, spróbować bo jest taka fajna.
Nie ustapilo. Na drugi dzien zaczala sie ogromny natłok myśli ze ja nie chcę itp ze sie zmuszam a w miedzy czasie w pracy pomysalem tak z dupy: a moze mi sie ona nie podoba i zlapal mnie taki ciąg bolu strachu itp ( podobnie mialem z myślami o grzechach ) i juz nie mogłem z tego wyjść. Myśl tylko ze ona mi sie nie podoba itp. Ignorowalem to i czasem wychodziło na dobre a czasem nie pomagało. Kolejne spotkania itp. Trafialy sie mega fajne chwilę az w końcu troszku o tym zapomniałem i widziałem w niej takigo slodziaka. Lubiłem jak sie smieje, jak idzie ito. Trwalo to moze zn3 tygodnie a potwm myśl ze ja jej nie kocham i od nowa. Myśli ze ja chce być księdzem a nie być z nia itp. Jedno i to samo. Teraz zaczęło mnie irytować w niej multum rzeczy. Nigdy w nikim nic mnie tak nie irytywalo. Spotkanie z nią to był strach i ból. Lepiej czułem sie sam w domu ( bezpieczniej ). Bylem tym przerażony ze to oznaka ze jej nie chcę. Przychodziły mysli ze to wszystko z jej winy, ze jest główna przyczyną cierpienia.
W kolejnych tygodniach trafiały sie momenty gdzie czulem sie super i staralem sie trzymać tych momentów ale gdy mijały to mialem mysli ze to byla fikcja. Porównywalem zwiazek z innymi, analizowalem uczucia. Wszystko zaczelo mi mówić ze skoro tak jest to jej nie chce i nigdy nie chciałem, że bylem zmuszony itp.
Potem Zaczęło sie to ze mnie nudziła, nie chciałem się widzieć, ból itp. Coraz bardziej mnie to męczyło az gorzej zacząłem sie czuć i nie wytrzymałem, bo budziłem sie z ogromnym atakiem mysli rano ze nie chce i musze natychmiast zakończyć: zerwalem. Ulga wtedy mega, choć bylo to dość dziwne uczucie. Patrzyłem na facebooku czy jest dostępna, choć niby sprawiala mi ból to poszedlem do kina bo wiedzialem ze tam będzie. Zagadalem a gdy zaczelismy gadać to takie wszystko było piękne w niej, chciałem przytulić a gdy do tego doszło to wspaniale uczucie gdzie jescze takiego nie mialem czy tulenii kogokolwiek i uczucie miłości.

W miedzy czasie naszal mnie myśl, gdy poczułem ucisk w sercu gdy sie modlilem i odebralem to jako znak ze mam w sercu potrzebę być księdzem. ( później byłem z tym u psychologa, księży aby poznać jak jest ale oni stwierdzili ze nie mam powolania )
Wszystko wróciło i podwójna moca, zrezygnowanie, złość, smutek. Rano sie budziłem z mysalami ze natychmiast mam isc do seminarium i trwalo to tak mocno ze nie wytrzymałem i powiedziałem rodzica ze chyba to zrobię bo wszystko na to wskazuje ze tego chcę. Moja praca o której marzyłem kompletnie mnie już nie interesowała i widzialem to jako znak. Tata poprosił zebym choć na 2 tygodnie aie wstrzymał. Stwierdziłem ze ok. Wróciłem do pracy i w niektórych mowmntach zlego sampooczucia czylem zachwyt tą pracą i radość oraz myśli: kurde, tu jest moje miejsce, jak mogę tego nie widzieć. Udalo sie nie zniszczyć kolejnej rzeczy. Jak to moja siostra mi mówiła: niszczysz sobie życie bo rezygnuejsz z tego co zawsze chciałeś.

Wracając do spotkań z dziewczyną: oczywiście na drugi dzien natlok myśli ze nieeee, nie chce itp. Męka wiec na tej zasadzie mówiłem sobie: ok, przecież z nia nie będę wyluzuj😒.
Kolejne i kolejne spotkanie piękne. Ima bardziej sie widzieliśmy i bylo fajnie i zaczynała sie bliskość to wracaly myśli, ze samopoczucie, nagle znowu zaczela mnie denerwować itp a jescze tydzień temu te rzeczy w niej lubilem.
Obecnie jesteśmy na etapie relacji gdzie jeszcze wstrzymujemy powrot do siebie, ze względu na to ze nie chce jej ranić choc ona bardzo dobrze zna problem i większości pomogła mi z nim walczyc.
Nie rozumialem tylko tego, ze jak wjezdzalem w niedziele wieczór na tydzień do innego miasta to pisanie z nia bylo czyms pieknym itp. a rozmowy czy wideorozmowy powodowały strach.
Powrót do domu tez strach zamiast radość. Strach i zniechęcenie i najlepiej ucieczka do domu😕😟

Czuje jak sie od nowa wszystko nakręca, nie wiem nawet czego się zaczepić i juz nie wiem jaka jest prawda. Ostatnio w moje urodziny podczas nocnej Zmiany fajnie mi sie z nią pisalo, bylem zadowlony z pracy, dostałem najpiękniejsze życzenia jakie kiedykolwiek dostałem. Tej nocy bylem przerażony tym jak moge sie tak oszukiwać, widzę jakim ona jest dla mnie skarbem i to gdzie teraz pracuje. Nie dam sie już nabrać. Od rana od nowa myśli, ze to byla fikcja itp😒. Wszystko okropnie realne

W czerwcu rozpoczynam terapie choć okropnie sie jej boje ze wyjdze ze jej nie chce i chce być księdzem, ale trudno. Jeśli to jest dobre to bedzie co ma być.
Nie wiem czy to nerwica czy nie. Myśli mi mówią ze nie...
Powiem Ci, że gruba historia. Musisz koniecznie iść na terapię. Jestem niewierzący ale tutaj wiara Ci się przyda. W siebie, w psychologa i w Boga. Czeka Cię ciężka praca...
whiteHusar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 101
Rejestracja: 20 września 2018, o 06:44

25 kwietnia 2019, o 21:19

Czyli przekonałem Cię do Boga? Zrozumiałem z tego co napisałeś, że mam powołanie. To co napisałeś też wywarło na mnie mega ból i smutek, ale jeśli tak ma być...
karoolpl
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 408
Rejestracja: 9 października 2018, o 21:22

26 kwietnia 2019, o 13:12

whiteHusar pisze:
25 kwietnia 2019, o 21:19
Czyli przekonałem Cię do Boga? Zrozumiałem z tego co napisałeś, że mam powołanie. To co napisałeś też wywarło na mnie mega ból i smutek, ale jeśli tak ma być...
A w którym momencie on Ci napisał że go do Boga przekonałeś? Wiara to jest indywidualna sprawa, każdy ma swój pogląd, który właściwie ewoluuje do pewnego momentu życia, i tak jak kiedyś ja np. też byłem dość wierzący, to przez to co otrzymałem od losu, jestem teraz bardziej agnostykiem, czyli że anie nie neguje istnienia, ani nieistnienia, i bardziej w żyuciu chodzi o kierowanie się tym żeby być po prostu dobrym człowiekiem :) A totalnie odrzucam kościół jako twór, bo jest stworzony przez człowieka, i każdy kościół manipuluje ludźmi, czy to KK, czy to islam, wszystko to służy do kontroli ludzi i sterowania nimi w odpowiedni sposób. Owieczki sobie wierzą, a Ci główni robią cą chcą i pławią się w luksusie, w ich działaniu brakuje jakiejkolwiek obecności "Boga".


Jeżeli chodzi o samo to powołanie o którym piszesz, to jak na moje w Twoim przypadku niekoniecznie istnieje coś takiego, Ty masz natręctwa na tle religijnym, gdybyś miał faktyczne powołanie, o ile coś takiego w ogóle istnieje, bo jak na moje nawet Ci którzy poczuli powołanie i są księżmi i dobrymi ludźmi, to raczej z tej chęci pomocy innym i wychowania, połączyli sobie w jedno i ot tak powstaje to ich powołanie :) a może i jest faktycznie coś takiego że czujesz i słyszysz niejako wołałby Cię Bóg, nie wiem, nigdy się z niczym takim nie spotkałem, ani z taką osobą w swoim życiu, ale ze względu na szacunek do innych i ich przekonania nie neguje tego :)
Biorąc pod uwagę wiedze jaką zdobyłem na temat natręctw i zaburzeń emocjonalnych, gdybyś faktycznie czuł "powołanie" to byłoby to zgodne z Twoim wewnętrznym JA, czułbyś powołanie, czułbyś płynącą z tego radość, z tego że możesz realizować się jako kapłan i działania w imię Boga, działał byś w tym kierunku i nie byłoby lęku, strachu, gonitwy myśli, rozgrywanej wewnętrznie walki, rozdarcia emocjonalnego, żadnych takich rzeczy. Jeżeli czułbyś jakiś strach to raczej przed nieznanym, ale wraz ekscytacją i powodowałoby to dreszczyk pozytywnych emocji, tak jak np. nie próbowałeś nigdy jazdy na rollercosterze, czułeś strach, wsiadłeś, przejechałeś i spodobało Ci się, czujesz zadowolenie, ekscytacje, pozytywne emocje, gdyby jednak się nie spodobało, to koniec, więcej nie próbujesz, wiesz jak jest ale też jest brak strachu przed tym :)

Dlatego biorąc pod uwagę wszystko to co napisałeś na 99% to jest czyste OCD, zobacz jaki Ty zagubiony jesteś, zobacz jaki to powoduje śmietnik emocjonalny, sam nie wiesz co robić, gdzie działać, pojawiają się myśli straszaki, czyli klasyczne zagrywki OCD.


To co możesz i powinieneś zrobić, poznaj schemat działania OCD, jak to się bierze, skąd to się nakręca, jak czasami niewiele potrzeba do odpalenie błędnego koła, poczytaj wszystko o zaburzeniach nerwicowych, nie tylko OCD, ale lękowa i to co powoduje lęk, jak to wszystko wygląda, zbuduj wiarę w nerwice, w lęk, dopuść go do siebie, ale pozwól mu być świadomie, wiesz skąd jest, wiesz że jest irracjonalny, no to niech sobie będzie tyle ile chce, chooj mu w dupe, niech sobię będzie, a Ty działał świadomie. Jeżeli masz problemy i szukasz pomocy, wręcz jej potrzebujesz to poszukaj sobie dobrego terapeuty żeby Ci pomógł. Poznaj OCD jako schemat, jako całość, bez rozdrabniania na poszczególne myśli, sporo osób robi błąd rozdzielając sobie każda myśl, guzik prawda, schemat jest ten sam, trzeba go znać i rozpzonawać, wtedy jesteś w stanie szybko ubić w zalążku nakręcanie się. Przekieruj uwagę z wewnątrz na zewnątrz, na świat, na innych ludzi, nie bądź egoistyczny, bo niestety podczas trwania nerwicy jesteśmy strasznymi egoistami, mimo że wydaje się nam że nie i nigdy nie byliśmy, to skupiamy się na czubku własnego nosa, pomyśl czasami o innych w tej sytuacji, albo o sobie nawet ale takim sobie bez zaburzenia, zobacz, jak przez upór zacznie iluzja opadać, z nerwicą się nie dyskutuje, jak dyskutujesz ona zawsze będzie krok przed Tobą, samo już podejście di myśli i zrozumienie tego że myśli są generowane automatycznie, spowodje to że przestaniesz w nie wierzyć, myśl tak samo ma być ile sobie chce, a Ty jesteś osobą która nadaje wartość, i tu przy wartościach pojawiają się emocje i czasami ciężko nam ignorować jakąś myśl, ale trzeba wtedy działać logicznie i trzymać się logiki :)
Mario26
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 389
Rejestracja: 24 sierpnia 2017, o 19:47

26 kwietnia 2019, o 13:13

whiteHusar pisze:
25 kwietnia 2019, o 21:19
Czyli przekonałem Cię do Boga? Zrozumiałem z tego co napisałeś, że mam powołanie. To co napisałeś też wywarło na mnie mega ból i smutek, ale jeśli tak ma być...
Też nieraz miałem myśli że może księdzem. Powinienem być i wgl i wiele innych ale nie nadałem temu wartości i mnie nie męczą tak jak inne.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

28 kwietnia 2019, o 15:56

Niech mnie ktoś kopnie w dupę, albo przywali w ten pusty łeb :-(

Od nowa dupa wołowa..... że sobie wmawiam miłość, że te wszystkie przebłyski to na siłę było, że wmawiałam sobie w nich miłość, że to było tylko dobre samopoczucie, które pomyliłam z miłością.... że nie ma żadnej nerwicy :(:

Zdycham. Po prostu serce mi za chwilę przestanie bić...
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
karoolpl
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 408
Rejestracja: 9 października 2018, o 21:22

28 kwietnia 2019, o 22:38

katarzynka pisze:
28 kwietnia 2019, o 15:56
Niech mnie ktoś kopnie w dupę, albo przywali w ten pusty łeb :-(

Od nowa dupa wołowa..... że sobie wmawiam miłość, że te wszystkie przebłyski to na siłę było, że wmawiałam sobie w nich miłość, że to było tylko dobre samopoczucie, które pomyliłam z miłością.... że nie ma żadnej nerwicy :(:

Zdycham. Po prostu serce mi za chwilę przestanie bić...
Masz prostą odpowiedź w swoim zachowaniu i reakcji organizmu, znów lęk, znów natłok myśli, wkręcenie i wiara w matrix, po co Ci więcej dowodów? pozwól sobie na te myśli, odczucia, niech będą ile chcą i je olej, tyle, tak długo masz nerwcie, więc doskonale wiesz skąd to i dlaczego :) tak jak było to u Cb w przypadku schizofreni :)
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

29 kwietnia 2019, o 10:52

karoolpl pisze:
28 kwietnia 2019, o 22:38
katarzynka pisze:
28 kwietnia 2019, o 15:56
Niech mnie ktoś kopnie w dupę, albo przywali w ten pusty łeb :-(

Od nowa dupa wołowa..... że sobie wmawiam miłość, że te wszystkie przebłyski to na siłę było, że wmawiałam sobie w nich miłość, że to było tylko dobre samopoczucie, które pomyliłam z miłością.... że nie ma żadnej nerwicy :(:

Zdycham. Po prostu serce mi za chwilę przestanie bić...
Masz prostą odpowiedź w swoim zachowaniu i reakcji organizmu, znów lęk, znów natłok myśli, wkręcenie i wiara w matrix, po co Ci więcej dowodów? pozwól sobie na te myśli, odczucia, niech będą ile chcą i je olej, tyle, tak długo masz nerwcie, więc doskonale wiesz skąd to i dlaczego :) tak jak było to u Cb w przypadku schizofreni :)
O schizofrenii dawno zapomniałam, poza tym to co innego raczej było? :shock:

Masz racje, tle lat mam nerwicę, tyle tematów przewałkowałam, a dalej jak dziecko we mgle... dalej jestem tak samo głupia :(

Tej niepewności nie da się znieść, jak to sprawdzić, że się kocha, no jak? Nawet jak dostaję dowód w postaci przełysku to za kilka dni go neguję, że przecież to wmówiłam tylko miłość w tym prześwicie, że tak się długo zmuszam, że w końcu poczułam ją, a tak w ogóle to nie miłość, tylko lepsze samopoczucie, które mylnie utożsamiłam z miłością... Zdechnę zaraz :(: :(: :(:
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
karoolpl
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 408
Rejestracja: 9 października 2018, o 21:22

29 kwietnia 2019, o 13:45

katarzynka pisze:
29 kwietnia 2019, o 10:52
karoolpl pisze:
28 kwietnia 2019, o 22:38
katarzynka pisze:
28 kwietnia 2019, o 15:56
Niech mnie ktoś kopnie w dupę, albo przywali w ten pusty łeb :-(

Od nowa dupa wołowa..... że sobie wmawiam miłość, że te wszystkie przebłyski to na siłę było, że wmawiałam sobie w nich miłość, że to było tylko dobre samopoczucie, które pomyliłam z miłością.... że nie ma żadnej nerwicy :(:

Zdycham. Po prostu serce mi za chwilę przestanie bić...
Masz prostą odpowiedź w swoim zachowaniu i reakcji organizmu, znów lęk, znów natłok myśli, wkręcenie i wiara w matrix, po co Ci więcej dowodów? pozwól sobie na te myśli, odczucia, niech będą ile chcą i je olej, tyle, tak długo masz nerwcie, więc doskonale wiesz skąd to i dlaczego :) tak jak było to u Cb w przypadku schizofreni :)
O schizofrenii dawno zapomniałam, poza tym to co innego raczej było? :shock:

Masz racje, tle lat mam nerwicę, tyle tematów przewałkowałam, a dalej jak dziecko we mgle... dalej jestem tak samo głupia :(

Tej niepewności nie da się znieść, jak to sprawdzić, że się kocha, no jak? Nawet jak dostaję dowód w postaci przełysku to za kilka dni go neguję, że przecież to wmówiłam tylko miłość w tym prześwicie, że tak się długo zmuszam, że w końcu poczułam ją, a tak w ogóle to nie miłość, tylko lepsze samopoczucie, które mylnie utożsamiłam z miłością... Zdechnę zaraz :(: :(: :(:
Dobre samopoczucie to także część miłości, to może Ty sobie zrób listę i wypisz co to wg. Ciebie miłość jest, może jak sobie zapiszesz to i logikę dorobisz do tego, bo teraz to Ty nie wiesz w która stronę pójść, co zrobić z tym fantem, bo z jednej strony kochasz i wiesz, co automatycznie jest ogromną wartością i nerwica rzuca się od razu, bo dalej widzi że może Cię wkręcać, ale tym się nie przejmuj, no bo ją doskonale znasz, wiesz czemu i ocb. u Ciebie problemem raczej jest to że się wkręcasz i wchodzisz w dyskusje z tymi myślami, nie do końca sobie na myśli przyzwalasz, przez jakiś czas sobie pozwalasz, a jak przyjdą silne emocje to wkrętka, i tu właśnie trzeba podziałać logicznie, z tego co kojarzę to chyba chodzisz na terapię, to może z terapeuta warto popracować nad radzeniem sobie z emocjami i z terapi beh-poz radzeniem z tymi myślami etc. i nie dyskutowanie z nimi. Jak zbudujesz wiarę w to że myśli nie są Tobą, tylko są generowane automatycznie, i że Ty decydujesz tak na dobrą sprawę koniec końców to będzie łatwiej, łatwiej zadziałać logiką, bo wiadomo jak szaleją emocje to ciężko nawet i w logikę wierzyć że białe jest białe :) Więc jak na moje to dalej wkręt bo gdyby Ci totalnie nie zależało to żadnych wkrętek nie miałabyś, ot koniec i tyle, ide w swoją stronę :)

A co innego było ze schizofrenią? Schemat podobny, a w nerwicy to Ty masz znać schemat a nie rozdrabniać gówno na atomy. Jak na moje to podobnie Cię wkręcało, tyle że tu myśli i idziesz za nimi, a tam wkrętka odnośnie objawów, ale tak samo były myśli, lek, trzęsienie dupą :D więc ogarnij schemat, nie skupiaj się na poszczególnych myślach bo będziesz wiecznie w kółko się kręcić.
whiteHusar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 101
Rejestracja: 20 września 2018, o 06:44

30 kwietnia 2019, o 00:54

Znalazłem ostatnio na stronie
Centrum Poznawczo-Behawioralne
artykuł o ROCD w którym bardzo ciekawa jest końcówka tekstu:
"rdzeniem relacyjnego zaburzenia obsesyjno – kompulsyjnego jest strach przed podjęciem niewłaściwej decyzji dotyczącej związku. Osoby są rozdarte między przytłaczającymi myślami o utracie „tej jedynej” osoby, a uwięzieniem w niewłaściwym związku („Już zawsze będę czuł, że musiałem iść na kompromis”)."

Czyli jest możliwość ROCD bez miłości😒. Dobrze rozumiem?
Fzgh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 39
Rejestracja: 6 lutego 2019, o 18:01

2 maja 2019, o 08:56

Ja tu tylko na chwilę, żeby Wam powiedzieć, że u mnie lepiej. To nie jest tak, że te wszystkie pytania zniknęły, ale mi zobojętniały, mogę się skupiać już na życiu zamiast zamartwiania się. Czasem miewam różne myśli, ale to nic, rzadko mnie przerażają. To nie mija ot tak w mgnieniu oka, ale stopniowo zaczyna się zauważać absurd tych wszystkich wątpliwości.
Zdecydowanie za dużo skupiacie się na rozdrapywaniu tego wszystkiego (sama tak miałam), zapętlaniu się, zadawaniu w kolko tych samych pytań (czyste kompulsje, zauważcie to). Przecież nie tędy droga, nie znajdziecie odpowiedzi, gwarantuję. Skupcie się na szukaniu drogi wyjścia z tego, nie na próbie analizy wszystkiego wzdłuż i wszerz. Ja zapisałam się na kurs ROCD z Awaken into Love. Ogromnie mi to pomogło, więc jeśli ktoś może sobie na to pozwolić, to polecam. W kursie nie tylko mówi jak sobie radzić, ale wyjaśnia jak to wszystko działa, odpowiada na pytania wszystkich uczestników, jest naprawdę fajnie. Wyjaśnia także jak nierealistyczne oczekiwania mają ludzie. Głównym hasłem kursu jest to, że miłość to nie uczucie, tylko świadomy wybór. To co nazywa się dziś mylnie miłością, co robi młodym ludziom pranie mózgu, to tylko pierwsza faza związku. Miłość to coś więcej. W milosci jest tez miejsce na różne inne uczucia, nie zawsze będzie nam super dobrze i to jest ok! Muszę powiedzieć, że dzięki temu kursowi zrobiłam dużą pracę wewnętrzną w dość krótkim czasie. Naprawdę, zamiast umartwiania się (jak przez ostatni rok), zaczęłam nad tym realnie pracować i zrozumiałam wiele rzeczy. Zobaczyłam, jak zniekształcone było moje myślenie. Jak wiele błędnych wniosków wyciągałam na siłę z błahych sytuacji. Szkoda życia na wyolbrzymione problemy, a że są wyolbrzymione zobaczycie, jak tylko skupiacie się na wyjściu z tego, nie na szukaniu odpowiedzi.
annoyed
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 maja 2019, o 23:49

2 maja 2019, o 10:43

whiteHusar pisze:
23 kwietnia 2019, o 19:29
Jeśli ktoś będzie miał chwilę to przeczyta. Trochę mi zajęło to pisać, bo ze strachem to pisałem😣


Moje życie z nerwicą rozpoczęło się od momenty obejrzenia filmu Pasja ( to nie był pierwszy raz ) i obarczenia siebie tak duża winą za swoje wcześniejsze życie duchowe ( swietokradztwo itp. ), że dostalem takiego szoku i strachu, że przez całą noc pełen potu i przerażenia walczyłem z myślali, że muszę popełnić samobójstwo, za te wszystkie winy a z drugiej strony ja nie chciałem i nie wiedziałem dlaczego tak jest.
Gdzieś nad ranem zmęczony zasnąłem i od tego dnia zacząłem sie bać powortu tego stanu. Stwierdziłem, że to wina grzechów, więc zacząłem chodzić do spowiedzi ze wszystkim. Pewnego wieczoru dostalem myśl, że nie opisalem lepiej grzechu i tak okropnie to męczyło, że z samego rana pobiegłem do kościoła do spowiedzi ( dzień wczesnej sie spowiadalem), i powiedzialem ze "zapomniałem" powiedzieć. Miałem chwilę spokoju. Potem zaczęły się fazy ze wszystko jest grzechem a najbardziej dotyk dziewczyny: to wywolywalo ból i strach. Ksiądz mi na spowiedzi powiedział ze trochę przesadzam.
Po jakims czasie wróciły myśli samobójcze i utrzymywały się przez rok. Gdy juz nie bylem w stanie tego znieść powiedzialem wszystko rodzicom, którzy zaprowadzili mnie do kapucyna co sie ponoć zna na psychologi. Powiedział mi że to dojrzewanie a ja zapytałem czy może to nie jest powołanie, bo jestem ministrantem a i kiedyś nas zaprowadzili do seminarium i myślałem ze spoko tam mają. Zasmial się i powiedzial, ze w tym wieku to za wcześnie i jak bede miał z 20 lat to mi sie odwidzi.
Wróciłem do domu szczęśliwy, bo wystarczyło, ze powiedział mi ze to dojrzewanie. Dobry stan trwal chyba z 2 tygodnie i od nowa. Wszystko grzech itp.
Wrocilem do tego księdza i podczas spowiedzi powiedział, że juz Bóg mi wybaczyl i nie ma co wracać. Odszedlem od konfesjonału i za 3 min wróciłem bo znowu zacząłem myśleć, ze nie i poszedłem sie upewnić a on, zaczął mnie namawiać żebym poszedł do psychologa.
Trochę mnie to przerazilo. Zacząłem szukać przyczyny a gdy juz byłem wyczerpany tymi ciągłymi grzechami gdzie mówiłem takie rzeczy ze nikt nie mówi bo to glupota a to robiłem po to zeby mieć spokój, bo najpierw przychodziły myśli dość męcząca ze TAK JEST, to jest grzech (!) a potem pod wpływem tego zaczynałem uważać ze to prawda. Po dlugim czasie uporalem sie z tym na zasadzie: " ciul, mam dość tego, trudno bede potepiony". Nie pamiętam Kiedy to minęło, ale potem sie sam sobie dziwilem ze jak mogłem tak myśleć. Potem mialem faze na depresje, ze to znak ze jestem chory a zawsze sie tego balem. Wystarczyło ze przeczytałem w książce ze ktoś miał depresję i od nowa wszystko. Po jakimś czasie ktoś powiedział w domu ze moze na księdza pójdę, bo taki religijny a i lubię te tematy i sie zaczęło. Od przerażenia po mysli ze mam iść i zostać. Budziłem sie nocami, z ogromnym natlokiem myśli:  masz natychmiast iść na księdza,NATYCHMIAST! Zgadzalem sie na to zeby miec spokój i mówiłem sobie ok, pójdę ale poczekaj do rana ( zastanawiało mnie jedynie tylko to, że Bóg chyba tal nie wola ). Męczyła mnie modlitwa itp. Slabo było, aż w koncu stwierdziłem ze ciul, jak mam byc to będą, ale teraz nie chcę więc nie przejmuje sie tym. Nie pamiętam kiedy przeszło😅
Śmiałem sie potem z tego ale jednoczesnie balem ze wróci. Po tych wszystkich myślach zawsze mialem sporo czasu gdy byłem kompletnie odciety od odczuwania radości z czegokolwiek. Skupialem się na tym żeby czuć i to nic nie dawało. Zaparlem sie i na przymus udawalem ze jest ok i zaakceptowalem. Trwalo to z rok. Przeszło nawet nie wiem kiedy.
Pod względem samopoczucia wróciło wszystko do normy ale dość często bolała mnie glowa bez końca. Były wszelkie badania i lekarze stwierdzili ze do psychologa trzeba, ale nie poszedłem bo stwierdziłem, ze walic to.

Powrót nastąpił rok temu po jakiejś rozmowie z kolegami na temat seksualności. Nie pamiętam co dokładnie było zapalnikiem, ale zacząłem czuć brak zadowolenia, bezsens, strach itp.
Wiedziałem że wszystko wróci!
Raz gorzej poczułem sie na nocy w pracy i załapałem ze noce sa zle bo jest gorzej.
Musiałem sie zwolnić bo nie szlo pracowac na nockach. Strach, panika itp.
Byl to czas gdy przygotowywałam sie do pracy o której zawsze marzylem a okres rekrutacji jest ciężki i długi. Mysli zaczely mi podpowiadać, ze ja nie chce tego, że robię to dla rodziców bo kiedyś sie mnie pytali czy niechcial bym tego robić. Jak usłyszałem nazwe tej pracy to lapala mnie panika. Cos okropnego!

W między czasie myślałem ze jestem pedofilem, ze jestem chory na deperesje itp co widok wyrazu depresja lub wypowiedzenie tego powodowało strach.

Przejdę do kwestii związanej z ZWIĄZKIEM:
Dosyć długo szukałem tej osoby i poznałem w przypadkowych okolicznościach. Na 1 komunia kuzyna. Spodobala mi sie, ale byłem tak zawstydzony ze nawet na nia nie spojrzałem. Cala rodzina wtedy mówiła zebym zagadal itp bo fajna dziewczyna.
Na drugi dzień napisałem choć sam nie wiedziałem czy to zrobić. Bylem zwyczajnie zmęczony szukaniem tej osoby a do tego nerwica. Nie zależało mi jakoś wybitnie specjalnie żeby odpisala. W kazdym razie tak mi sie wtedy wydawalo i tak to teraz oceniam. Odpisała i zaczęliśmy gadac. Byłem mile zaskoczony jest pozytywnym sposobem bycia. Okropnie przezywalem ze jak ja zobaczę to mi sie nie spodoba a chciałbym zeby tak było bo jest fajna.
Na 1 spotkaniu było super pozytywnie i przy niej milalo zle samopoczuciem ( pewnie dlatego zapominalem ). Podczas kolejnego spotkania gdy szedlem sie z nia widzieć zobaczyłem procesje w kosciele i ukleklem i przyszła myśl, że skoro mam tak pozytywne odczucia odnośnie kościoła to znaczy ze mam byc księdzem. Zasmucilo mnie to, ze akurat przed spotkaniem takie coś. Okroonie bylem zaniepokojony i smutny. W trakcie spotkania gdy mnie złapała za rękę poczułem scisk w klatce piersiowej i natłok myśli ze nie, nie chcesz itp. Przerazilo mnie to i sam ze sobą gadalem: kurcze, dajmy ją choć blizej poznać, spróbować bo jest taka fajna.
Nie ustapilo. Na drugi dzien zaczala sie ogromny natłok myśli ze ja nie chcę itp ze sie zmuszam a w miedzy czasie w pracy pomysalem tak z dupy: a moze mi sie ona nie podoba i zlapal mnie taki ciąg bolu strachu itp ( podobnie mialem z myślami o grzechach ) i juz nie mogłem z tego wyjść. Myśl tylko ze ona mi sie nie podoba itp. Ignorowalem to i czasem wychodziło na dobre a czasem nie pomagało. Kolejne spotkania itp. Trafialy sie mega fajne chwilę az w końcu troszku o tym zapomniałem i widziałem w niej takigo slodziaka. Lubiłem jak sie smieje, jak idzie ito. Trwalo to moze zn3 tygodnie a potwm myśl ze ja jej nie kocham i od nowa. Myśli ze ja chce być księdzem a nie być z nia itp. Jedno i to samo. Teraz zaczęło mnie irytować w niej multum rzeczy. Nigdy w nikim nic mnie tak nie irytywalo. Spotkanie z nią to był strach i ból. Lepiej czułem sie sam w domu ( bezpieczniej ). Bylem tym przerażony ze to oznaka ze jej nie chcę. Przychodziły mysli ze to wszystko z jej winy, ze jest główna przyczyną cierpienia.
W kolejnych tygodniach trafiały sie momenty gdzie czulem sie super i staralem sie trzymać tych momentów ale gdy mijały to mialem mysli ze to byla fikcja. Porównywalem zwiazek z innymi, analizowalem uczucia. Wszystko zaczelo mi mówić ze skoro tak jest to jej nie chce i nigdy nie chciałem, że bylem zmuszony itp.
Potem Zaczęło sie to ze mnie nudziła, nie chciałem się widzieć, ból itp. Coraz bardziej mnie to męczyło az gorzej zacząłem sie czuć i nie wytrzymałem, bo budziłem sie z ogromnym atakiem mysli rano ze nie chce i musze natychmiast zakończyć: zerwalem. Ulga wtedy mega, choć bylo to dość dziwne uczucie. Patrzyłem na facebooku czy jest dostępna, choć niby sprawiala mi ból to poszedlem do kina bo wiedzialem ze tam będzie. Zagadalem a gdy zaczelismy gadać to takie wszystko było piękne w niej, chciałem przytulić a gdy do tego doszło to wspaniale uczucie gdzie jescze takiego nie mialem czy tulenii kogokolwiek i uczucie miłości.

W miedzy czasie naszal mnie myśl, gdy poczułem ucisk w sercu gdy sie modlilem i odebralem to jako znak ze mam w sercu potrzebę być księdzem. ( później byłem z tym u psychologa, księży aby poznać jak jest ale oni stwierdzili ze nie mam powolania )
Wszystko wróciło i podwójna moca, zrezygnowanie, złość, smutek. Rano sie budziłem z mysalami ze natychmiast mam isc do seminarium i trwalo to tak mocno ze nie wytrzymałem i powiedziałem rodzica ze chyba to zrobię bo wszystko na to wskazuje ze tego chcę. Moja praca o której marzyłem kompletnie mnie już nie interesowała i widzialem to jako znak. Tata poprosił zebym choć na 2 tygodnie aie wstrzymał. Stwierdziłem ze ok. Wróciłem do pracy i w niektórych mowmntach zlego sampooczucia czylem zachwyt tą pracą i radość oraz myśli: kurde, tu jest moje miejsce, jak mogę tego nie widzieć. Udalo sie nie zniszczyć kolejnej rzeczy. Jak to moja siostra mi mówiła: niszczysz sobie życie bo rezygnuejsz z tego co zawsze chciałeś.

Wracając do spotkań z dziewczyną: oczywiście na drugi dzien natlok myśli ze nieeee, nie chce itp. Męka wiec na tej zasadzie mówiłem sobie: ok, przecież z nia nie będę wyluzuj😒.
Kolejne i kolejne spotkanie piękne. Ima bardziej sie widzieliśmy i bylo fajnie i zaczynała sie bliskość to wracaly myśli, ze samopoczucie, nagle znowu zaczela mnie denerwować itp a jescze tydzień temu te rzeczy w niej lubilem.
Obecnie jesteśmy na etapie relacji gdzie jeszcze wstrzymujemy powrot do siebie, ze względu na to ze nie chce jej ranić choc ona bardzo dobrze zna problem i większości pomogła mi z nim walczyc.
Nie rozumialem tylko tego, ze jak wjezdzalem w niedziele wieczór na tydzień do innego miasta to pisanie z nia bylo czyms pieknym itp. a rozmowy czy wideorozmowy powodowały strach.
Powrót do domu tez strach zamiast radość. Strach i zniechęcenie i najlepiej ucieczka do domu😕😟

Czuje jak sie od nowa wszystko nakręca, nie wiem nawet czego się zaczepić i juz nie wiem jaka jest prawda. Ostatnio w moje urodziny podczas nocnej Zmiany fajnie mi sie z nią pisalo, bylem zadowlony z pracy, dostałem najpiękniejsze życzenia jakie kiedykolwiek dostałem. Tej nocy bylem przerażony tym jak moge sie tak oszukiwać, widzę jakim ona jest dla mnie skarbem i to gdzie teraz pracuje. Nie dam sie już nabrać. Od rana od nowa myśli, ze to byla fikcja itp😒. Wszystko okropnie realne

W czerwcu rozpoczynam terapie choć okropnie sie jej boje ze wyjdze ze jej nie chce i chce być księdzem, ale trudno. Jeśli to jest dobre to bedzie co ma być.
Nie wiem czy to nerwica czy nie. Myśli mi mówią ze nie...
Schizy z powołaniem również miałam, tylko ze do zakonu, i uważam ze były to najgorsze zaraz obok ROCD. Doprowadzały mnie do rozpaczy i myśli samobójczych, trwało to około dwóch lat... i naprawdę już miałam momenty, że w to wszystko wierzyłam, że mam powołanie, że Bóg mnie wzywa.. Ale wtedy był ryk i rwanie włosów z głowy. 😭 bywały nawet momenty kiedy już zaczynałam odczuwać fałszywą chęć pójścia do zakonu, alf wtedy przeczytałam na forum że człowiek w takim stanie lękowym dostaje mnóstwo fałszywych bodźców wynikających ze zmęczenia materiałem. Wszystkie powyższe twoje natręctwa, które opisujesz dokładnie świadczą o nerwicy. Bardzo dobrze ze ruszasz na terapię, powodzenia! :)
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

2 maja 2019, o 10:53

A czy w ROCD macie czasem takie uczucie totalnej obojętności wobec partnera? Ja tak chyba ostatnio mam. Wcale nie czuję jakieś wielkiej chęci do jakichkolwiek intymności a nawet spotkania. Jednak gdy już do tego doszło to poczułem się troszkę lepiej. Oczywiście na początku bo potem kolejny dzień gdy się nie widzieliśmy sprawił że natręty powróciły.
Coraz bardziej się zastanawiam czy jej nie krzywdzę swoimi działaniami.
annoyed
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 maja 2019, o 23:49

2 maja 2019, o 11:43

lol907 pisze:
2 maja 2019, o 10:53
A czy w ROCD macie czasem takie uczucie totalnej obojętności wobec partnera? Ja tak chyba ostatnio mam. Wcale nie czuję jakieś wielkiej chęci do jakichkolwiek intymności a nawet spotkania. Jednak gdy już do tego doszło to poczułem się troszkę lepiej. Oczywiście na początku bo potem kolejny dzień gdy się nie widzieliśmy sprawił że natręty powróciły.
Coraz bardziej się zastanawiam czy jej nie krzywdzę swoimi działaniami.
Tak, miewam dokładnie tak samo. Brak ochoty na spotkanie, pisanie z nim, nie myślenie o nim.. totalna obojętność, aż żal :(
Miewalam tak, ze np przez tydzień lub dwa miałam taki stan, najlepiej go ignorować (choć wiem, że to niełatwe) i nie obwiniać się za to, oraz nie próbować na siłę tego stanu zmieniać, bo otrzymamy skutek odwrotny od zamierzonego.
ODPOWIEDZ