Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

20 kwietnia 2019, o 19:13

Kaja123 pisze:
20 kwietnia 2019, o 14:53
Kochani błagam o pomoc bo już nie wytrzymuje.
Ostatnio mój ex wyznał mi miłość, twierdzi ze nadal mnie kocha i nigdy nie przestał. Od tamtego czasu moje myśli szaleją, mam wrażenie ze umysł znowu to wykorzystuje przeciwko mojemu obecnemu partnerowi. W nim widze same wady, natomiast ex wydaje się być ideałem i wszystkie wspomnienia z nim związane staja się piękne i przyjemne chociaż przez ostatni czas to wszystko nie miało dla mnie żadnego znaczenia.
Mój były ma takze pewne problemy i jest mi go strasznie żal. Oprócz samego w sobie rocd mam straszne wyrzuty sumienia, coś mi wmawia ze jeśli do niego nie wrócę to on się zabije, ze zniszczę mu życie.
A dodatkowo mam takie wewnętrzne poczucie ze jeśli zostanę teraz z moim obecnym partnerem (co zamierzam zrobić) to będzie to zły wybór i pożałuje, bo były traktował mnie lepiej itp itd. :no
Wiem ze chce być z moim obecnym chlopakiem, jeszcze niedawno mieliśmy naprawdę piękny czas a od początku naszego związku o byłym praktycznie wcale nie pamietam :roll:
Ale odkąd wyznał mi miłość wszystko się zjebalo, gdy jestem z moim chłopakiem cały czas podświadomie porównuje jak to by było z byłym, jakby on się zachowal... dobrze wiem ze gdybym naprawdę się na nowo zakochała w ex to inaczej by to wyglądało i nie byłoby w tym tyle lęku. Mimo wszystko nie wiem jak z tym sobie poradzić.
Jestem wrażliwa osoba a mój były jest dla mnie ważny zwyczajnie jako przyjaciel i po prostu łamie mi sie serce gdy wiem ze go ranie, dodatkowo te wyrzuty sumienia ewidentnie są nerwicowe bo czasem doprowadzają mnie do myśli samobójczych... pomóżcie proszę. To mój najgorszy natręt ponieważ mam świadomość ze cierpią osoby trzecie, No i jeszcze cały czas to porównywanie ich obu. Jak to wytrzymać?
Do tej samej rzeki nigdy nie wchodzi się drugi raz. Ta rzeka ma inny nurt. Zapewniam Cię, że nic z tego nie będzie. Toksyka straszna. Stracisz obecnego a potem byłego partnera.
szpagat
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 436
Rejestracja: 25 września 2015, o 13:30

20 kwietnia 2019, o 21:54

Adele, zobacz jak Ty piszesz „wydaje mi się, coś moje myśli szaleją” to tylko nerwica. Ty dobrze wiesz, ze kochasz swojego obecnego partnera, a jak sama piszesz nerwica wykorzystuje to, ze były wyznał Ci miłość i ma jakieś kłopoty i wykorzystuje to przeciwko Tobie. Bądź ponad to.
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

21 kwietnia 2019, o 05:33

szpagat pisze:
20 kwietnia 2019, o 21:54
Adele, zobacz jak Ty piszesz „wydaje mi się, coś moje myśli szaleją” to tylko nerwica. Ty dobrze wiesz, ze kochasz swojego obecnego partnera, a jak sama piszesz nerwica wykorzystuje to, ze były wyznał Ci miłość i ma jakieś kłopoty i wykorzystuje to przeciwko Tobie. Bądź ponad to.
To nie ja...
Kaja123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 50
Rejestracja: 11 listopada 2018, o 10:19

21 kwietnia 2019, o 08:02

Haha, z pewnością chodziło o mnie :) dziękuje wam za odpowiedzi, pytanie właśnie jak być ponad tym? Z innymi natrętami sobie radziłam ale tutaj nie umiem nie nadawać wartości
Saphira
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 62
Rejestracja: 15 czerwca 2016, o 09:07

21 kwietnia 2019, o 10:16

Hey, mial ktos tak, ze nagle nie poznawaliscie swego partnera? Ze wydawal sie wam obcy? Teraz boje sie jak to bedzie jak sie spotkamy, czy znow bede tak strasznie sie czula? Boje sie ze nie chce mu pisac, ze te pisanie jest jakies inne.... Bardzo chce go objac i zeby nie bylo tej obcosci, bardzo sie boje, ze to juz znak konca..... 😢😢😢😢
Kaja123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 50
Rejestracja: 11 listopada 2018, o 10:19

21 kwietnia 2019, o 11:49

Saphira pisze:
21 kwietnia 2019, o 10:16
Hey, mial ktos tak, ze nagle nie poznawaliscie swego partnera? Ze wydawal sie wam obcy? Teraz boje sie jak to bedzie jak sie spotkamy, czy znow bede tak strasznie sie czula? Boje sie ze nie chce mu pisac, ze te pisanie jest jakies inne.... Bardzo chce go objac i zeby nie bylo tej obcosci, bardzo sie boje, ze to juz znak konca..... 😢😢😢😢
Miałam tak nieprzerwanie przez trzy miesiące, to normalne w nerwicy. Nawet zordon pisze o tym ze nie odczuwamy więzi emocjonalnych. Mój facet był dla mnie obcy czasem się czułam tak jakby to jakiś sąsiad mnie obejmował a nie on XD ale spokojnie, zaczęłam to ignorować i wszystko minęło. Sama widzisz jakie to wszystko dziwne i nienaturalne, przecież jak się z kimś zrywa to ciezko się odzywaczic bo przecież ta osoba jesf nam bliska. Wiec to musi być zaburzenie
Saphira
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 62
Rejestracja: 15 czerwca 2016, o 09:07

21 kwietnia 2019, o 12:35

Jest bardzo ciezko mi to ignoroeac, bo wydaje sie, ze pisze mu cos i nie wiem komu pisze..... Boje sie taka obojetnosc to znak juz na zerwanie
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

21 kwietnia 2019, o 19:19

Saphira pisze:
21 kwietnia 2019, o 12:35
Jest bardzo ciezko mi to ignoroeac, bo wydaje sie, ze pisze mu cos i nie wiem komu pisze..... Boje sie taka obojetnosc to znak juz na zerwanie
Boisz się...czyli to zaburzenie. Gdyby było Ci to obojętne to byś zerwała.
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

21 kwietnia 2019, o 20:44

Hej,
Moja historia jest bardzo dziwna. Pisałem o niej w innym wątku bez odpowiedzi, to może tu, postaram się w skrócie :D
Byłem z dziewczyną 8-9 miesięcy i wszystko było super, w ogóle nie miałem żadnych problemów. Potem jakby motylki opadły i te dziwne myśli się pojawiły, nie wiedziałem co się dzieje. Rozstaliśmy się w grudniu po raz pierwszy, w głębi duszy czułem że to błąd, że byłem z nią szczęśliwy a coś mi przeszkadza, koło świąt miałem masę różnych dziwnych myśli, pojawiały się prawie że naprzemian, a to najpierw że co ja zrobiłem, a potem że chyba jednak dobrze, jednak bardzo mi jej brakowało. W połowie stycznia udało mi się sprawić, że wróciliśmy do siebie, pierwszy tydzień znowu ciągle natrętne myśli, nie mogłem się skupić na niczym, czułem, że to ta jedyna, że teraz już nie mogę uciec, a jednak to było straszne. Bo około 2 tygodniach zacząłem dostrzegać pozytywy, jednak później znowu wróciły złe natrętne myśli, i po około miesiacu po powrocie rozstaliśmy się znów... Nie mieliśmy kontaktu przez ponad miesiąc, a ja ciągle myślałem kombinowałem, czemu stało się tak a nie inaczej, codziennie o niej myślałem i nie umiałem podać tak naprawdę jednego powodu, że to się skończyło. Zacząłem do niej się odzywać, nadal miałem te myśli, ale chciałem z tym walczyć, czułem wręcz, że to ze mną jest coś nie tak, zacząłem czytać o różnych zaburzeniach i dobiłem się do ROCD. Świadomość, że jest coś takiego muszę przyznać pomaga, zaczynam myśleć coraz lepiej, myślałem, że w tym roku nie mam już szans być nigdy z niczego szczęśliwy ale może jednak. Zacząłem trochę działać wbrew tych natrętnych myśli i to zaczęło działać, można powiedzieć, że jestem bliski by do niej wrócić ale... nie chcę jej znowu ranić. Chce sobie wszystko przemyśleć, żebym był pewien. Ale czy według Was to jest ROCD jakaś nerwica czy coś takiego? Czy może jednak serio trzymam się zbyt kurczowo tej jednej dziewczyny? Z drugiej strony cały czas nie widzę się jakoś z inną... I myślę tylko o niej...
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

21 kwietnia 2019, o 22:07

lol907 pisze:
21 kwietnia 2019, o 20:44
Hej,
Moja historia jest bardzo dziwna. Pisałem o niej w innym wątku bez odpowiedzi, to może tu, postaram się w skrócie :D
Byłem z dziewczyną 8-9 miesięcy i wszystko było super, w ogóle nie miałem żadnych problemów. Potem jakby motylki opadły i te dziwne myśli się pojawiły, nie wiedziałem co się dzieje. Rozstaliśmy się w grudniu po raz pierwszy, w głębi duszy czułem że to błąd, że byłem z nią szczęśliwy a coś mi przeszkadza, koło świąt miałem masę różnych dziwnych myśli, pojawiały się prawie że naprzemian, a to najpierw że co ja zrobiłem, a potem że chyba jednak dobrze, jednak bardzo mi jej brakowało. W połowie stycznia udało mi się sprawić, że wróciliśmy do siebie, pierwszy tydzień znowu ciągle natrętne myśli, nie mogłem się skupić na niczym, czułem, że to ta jedyna, że teraz już nie mogę uciec, a jednak to było straszne. Bo około 2 tygodniach zacząłem dostrzegać pozytywy, jednak później znowu wróciły złe natrętne myśli, i po około miesiacu po powrocie rozstaliśmy się znów... Nie mieliśmy kontaktu przez ponad miesiąc, a ja ciągle myślałem kombinowałem, czemu stało się tak a nie inaczej, codziennie o niej myślałem i nie umiałem podać tak naprawdę jednego powodu, że to się skończyło. Zacząłem do niej się odzywać, nadal miałem te myśli, ale chciałem z tym walczyć, czułem wręcz, że to ze mną jest coś nie tak, zacząłem czytać o różnych zaburzeniach i dobiłem się do ROCD. Świadomość, że jest coś takiego muszę przyznać pomaga, zaczynam myśleć coraz lepiej, myślałem, że w tym roku nie mam już szans być nigdy z niczego szczęśliwy ale może jednak. Zacząłem trochę działać wbrew tych natrętnych myśli i to zaczęło działać, można powiedzieć, że jestem bliski by do niej wrócić ale... nie chcę jej znowu ranić. Chce sobie wszystko przemyśleć, żebym był pewien. Ale czy według Was to jest ROCD jakaś nerwica czy coś takiego? Czy może jednak serio trzymam się zbyt kurczowo tej jednej dziewczyny? Z drugiej strony cały czas nie widzę się jakoś z inną... I myślę tylko o niej...
ROCD na 100 procent. Ja mam to samo tylko się nie rozstaje, bo jak o tym myślę to od razu myślę o tym jak wrócić. Takie wyobrazenia jakbym na nią czekał pod pracą, jakbym zabrał na kolacje, oświadczył się...Moja wie o tym. Jest szczęśliwa. Ja nie zawsze. Ale są tygodnie szczęścia. Są cudne poranki, wspolne życie, plany...i niestety myśli niszczą mi te chwilę.Chodzę na terapię. W sumie mógłbym odejść ale to chyba byłaby ucieczka w alkohol i glupie decyzje i bym ją stalkował. Życie splatalo mi figla. Mam obok siebie skarb a mi jest źle.
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

21 kwietnia 2019, o 22:45

Adel11 pisze:
21 kwietnia 2019, o 22:07
lol907 pisze:
21 kwietnia 2019, o 20:44
Hej,
Moja historia jest bardzo dziwna. Pisałem o niej w innym wątku bez odpowiedzi, to może tu, postaram się w skrócie :D
Byłem z dziewczyną 8-9 miesięcy i wszystko było super, w ogóle nie miałem żadnych problemów. Potem jakby motylki opadły i te dziwne myśli się pojawiły, nie wiedziałem co się dzieje. Rozstaliśmy się w grudniu po raz pierwszy, w głębi duszy czułem że to błąd, że byłem z nią szczęśliwy a coś mi przeszkadza, koło świąt miałem masę różnych dziwnych myśli, pojawiały się prawie że naprzemian, a to najpierw że co ja zrobiłem, a potem że chyba jednak dobrze, jednak bardzo mi jej brakowało. W połowie stycznia udało mi się sprawić, że wróciliśmy do siebie, pierwszy tydzień znowu ciągle natrętne myśli, nie mogłem się skupić na niczym, czułem, że to ta jedyna, że teraz już nie mogę uciec, a jednak to było straszne. Bo około 2 tygodniach zacząłem dostrzegać pozytywy, jednak później znowu wróciły złe natrętne myśli, i po około miesiacu po powrocie rozstaliśmy się znów... Nie mieliśmy kontaktu przez ponad miesiąc, a ja ciągle myślałem kombinowałem, czemu stało się tak a nie inaczej, codziennie o niej myślałem i nie umiałem podać tak naprawdę jednego powodu, że to się skończyło. Zacząłem do niej się odzywać, nadal miałem te myśli, ale chciałem z tym walczyć, czułem wręcz, że to ze mną jest coś nie tak, zacząłem czytać o różnych zaburzeniach i dobiłem się do ROCD. Świadomość, że jest coś takiego muszę przyznać pomaga, zaczynam myśleć coraz lepiej, myślałem, że w tym roku nie mam już szans być nigdy z niczego szczęśliwy ale może jednak. Zacząłem trochę działać wbrew tych natrętnych myśli i to zaczęło działać, można powiedzieć, że jestem bliski by do niej wrócić ale... nie chcę jej znowu ranić. Chce sobie wszystko przemyśleć, żebym był pewien. Ale czy według Was to jest ROCD jakaś nerwica czy coś takiego? Czy może jednak serio trzymam się zbyt kurczowo tej jednej dziewczyny? Z drugiej strony cały czas nie widzę się jakoś z inną... I myślę tylko o niej...
ROCD na 100 procent. Ja mam to samo tylko się nie rozstaje, bo jak o tym myślę to od razu myślę o tym jak wrócić. Takie wyobrazenia jakbym na nią czekał pod pracą, jakbym zabrał na kolacje, oświadczył się...Moja wie o tym. Jest szczęśliwa. Ja nie zawsze. Ale są tygodnie szczęścia. Są cudne poranki, wspolne życie, plany...i niestety myśli niszczą mi te chwilę.Chodzę na terapię. W sumie mógłbym odejść ale to chyba byłaby ucieczka w alkohol i glupie decyzje i bym ją stalkował. Życie splatalo mi figla. Mam obok siebie skarb a mi jest źle.
Może dlatego że to mój pierwszy poważny związek. I myślałem że to wypalenie. Pierwsze dni po tych rozstaniach zawsze to była jakaś tam ulga ale potem coraz gorzej. Bo nie umiałem wyjaśnić czemu.
A u Ciebie to dalej trwa? Jak sobie radzisz z tym?
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

22 kwietnia 2019, o 00:43

Moj drugi związek. Gdyby nie terapia i Ona to nie wiem. Jest strasznie wyrozumiała i dba o mnie. Zadaj sobie jedno pytanie...czy ona jest dobrą partnerką jak jest z Tobą...to wystarcza.
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

22 kwietnia 2019, o 09:06

Adel11 pisze:
22 kwietnia 2019, o 00:43
Moj drugi związek. Gdyby nie terapia i Ona to nie wiem. Jest strasznie wyrozumiała i dba o mnie. Zadaj sobie jedno pytanie...czy ona jest dobrą partnerką jak jest z Tobą...to wystarcza.
Jest dobra. Daje mi kolejną szansę to już coś. Mam jednak świadomość że po tych akcjach które jej robiłem to raczej nie zrozumie tych moich problemów. Bo ona będzie teraz chciała żebym był pewien.
Chodzisz na jakąś konkretną terapię? Czy psycholog musiał Ci zdiagnozował że to ROCD? A myślisz że to może samo przejść?
Adel11
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 4 stycznia 2019, o 19:03

22 kwietnia 2019, o 18:49

lol907 pisze:
22 kwietnia 2019, o 09:06
Adel11 pisze:
22 kwietnia 2019, o 00:43
Moj drugi związek. Gdyby nie terapia i Ona to nie wiem. Jest strasznie wyrozumiała i dba o mnie. Zadaj sobie jedno pytanie...czy ona jest dobrą partnerką jak jest z Tobą...to wystarcza.
Jest dobra. Daje mi kolejną szansę to już coś. Mam jednak świadomość że po tych akcjach które jej robiłem to raczej nie zrozumie tych moich problemów. Bo ona będzie teraz chciała żebym był pewien.
Chodzisz na jakąś konkretną terapię? Czy psycholog musiał Ci zdiagnozował że to ROCD? A myślisz że to może samo przejść?
Powiedz jej o co chodzi. Kawa na ławę. I może będzie łatwiej. Zamiast rozstań to będą małe przerwy czy coś. Na pewno mniej bólu dla niej. Zresztą jak jej przetłumaczysz, że nerwica atakuje skarb to ona to zrozumie. Inna sprawa, że trzeba nad sobą pracować. Pytanie brzmi czy chcesz i czy warto?

Jak opowiedziałem psychologowi co mam w głowie to od razu powiedział, że obsesje kompulsywne. Przedstawiłem trzem specjalistom swój problem i żaden nie kazał czy sugerował rozstania tylko terapię behawioralno poznawczą i tabletki. Nikt nigdy nie powiedział ROCD. To nowy termin. Zresztą chciałem usłyszeć nie to co chcę a to co mówią i myślą lekarze. Terapia pomaga ale to dluga droga. Samo chyba nie przejdzie.
whiteHusar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 101
Rejestracja: 20 września 2018, o 06:44

23 kwietnia 2019, o 19:29

Jeśli ktoś będzie miał chwilę to przeczyta. Trochę mi zajęło to pisać, bo ze strachem to pisałem😣


Moje życie z nerwicą rozpoczęło się od momenty obejrzenia filmu Pasja ( to nie był pierwszy raz ) i obarczenia siebie tak duża winą za swoje wcześniejsze życie duchowe ( swietokradztwo itp. ), że dostalem takiego szoku i strachu, że przez całą noc pełen potu i przerażenia walczyłem z myślali, że muszę popełnić samobójstwo, za te wszystkie winy a z drugiej strony ja nie chciałem i nie wiedziałem dlaczego tak jest.
Gdzieś nad ranem zmęczony zasnąłem i od tego dnia zacząłem sie bać powortu tego stanu. Stwierdziłem, że to wina grzechów, więc zacząłem chodzić do spowiedzi ze wszystkim. Pewnego wieczoru dostalem myśl, że nie opisalem lepiej grzechu i tak okropnie to męczyło, że z samego rana pobiegłem do kościoła do spowiedzi ( dzień wczesnej sie spowiadalem), i powiedzialem ze "zapomniałem" powiedzieć. Miałem chwilę spokoju. Potem zaczęły się fazy ze wszystko jest grzechem a najbardziej dotyk dziewczyny: to wywolywalo ból i strach. Ksiądz mi na spowiedzi powiedział ze trochę przesadzam.
Po jakims czasie wróciły myśli samobójcze i utrzymywały się przez rok. Gdy juz nie bylem w stanie tego znieść powiedzialem wszystko rodzicom, którzy zaprowadzili mnie do kapucyna co sie ponoć zna na psychologi. Powiedział mi że to dojrzewanie a ja zapytałem czy może to nie jest powołanie, bo jestem ministrantem a i kiedyś nas zaprowadzili do seminarium i myślałem ze spoko tam mają. Zasmial się i powiedzial, ze w tym wieku to za wcześnie i jak bede miał z 20 lat to mi sie odwidzi.
Wróciłem do domu szczęśliwy, bo wystarczyło, ze powiedział mi ze to dojrzewanie. Dobry stan trwal chyba z 2 tygodnie i od nowa. Wszystko grzech itp.
Wrocilem do tego księdza i podczas spowiedzi powiedział, że juz Bóg mi wybaczyl i nie ma co wracać. Odszedlem od konfesjonału i za 3 min wróciłem bo znowu zacząłem myśleć, ze nie i poszedłem sie upewnić a on, zaczął mnie namawiać żebym poszedł do psychologa.
Trochę mnie to przerazilo. Zacząłem szukać przyczyny a gdy juz byłem wyczerpany tymi ciągłymi grzechami gdzie mówiłem takie rzeczy ze nikt nie mówi bo to glupota a to robiłem po to zeby mieć spokój, bo najpierw przychodziły myśli dość męcząca ze TAK JEST, to jest grzech (!) a potem pod wpływem tego zaczynałem uważać ze to prawda. Po dlugim czasie uporalem sie z tym na zasadzie: " ciul, mam dość tego, trudno bede potepiony". Nie pamiętam Kiedy to minęło, ale potem sie sam sobie dziwilem ze jak mogłem tak myśleć. Potem mialem faze na depresje, ze to znak ze jestem chory a zawsze sie tego balem. Wystarczyło ze przeczytałem w książce ze ktoś miał depresję i od nowa wszystko. Po jakimś czasie ktoś powiedział w domu ze moze na księdza pójdę, bo taki religijny a i lubię te tematy i sie zaczęło. Od przerażenia po mysli ze mam iść i zostać. Budziłem sie nocami, z ogromnym natlokiem myśli:  masz natychmiast iść na księdza,NATYCHMIAST! Zgadzalem sie na to zeby miec spokój i mówiłem sobie ok, pójdę ale poczekaj do rana ( zastanawiało mnie jedynie tylko to, że Bóg chyba tal nie wola ). Męczyła mnie modlitwa itp. Slabo było, aż w koncu stwierdziłem ze ciul, jak mam byc to będą, ale teraz nie chcę więc nie przejmuje sie tym. Nie pamiętam kiedy przeszło😅
Śmiałem sie potem z tego ale jednoczesnie balem ze wróci. Po tych wszystkich myślach zawsze mialem sporo czasu gdy byłem kompletnie odciety od odczuwania radości z czegokolwiek. Skupialem się na tym żeby czuć i to nic nie dawało. Zaparlem sie i na przymus udawalem ze jest ok i zaakceptowalem. Trwalo to z rok. Przeszło nawet nie wiem kiedy.
Pod względem samopoczucia wróciło wszystko do normy ale dość często bolała mnie glowa bez końca. Były wszelkie badania i lekarze stwierdzili ze do psychologa trzeba, ale nie poszedłem bo stwierdziłem, ze walic to.

Powrót nastąpił rok temu po jakiejś rozmowie z kolegami na temat seksualności. Nie pamiętam co dokładnie było zapalnikiem, ale zacząłem czuć brak zadowolenia, bezsens, strach itp.
Wiedziałem że wszystko wróci!
Raz gorzej poczułem sie na nocy w pracy i załapałem ze noce sa zle bo jest gorzej.
Musiałem sie zwolnić bo nie szlo pracowac na nockach. Strach, panika itp.
Byl to czas gdy przygotowywałam sie do pracy o której zawsze marzylem a okres rekrutacji jest ciężki i długi. Mysli zaczely mi podpowiadać, ze ja nie chce tego, że robię to dla rodziców bo kiedyś sie mnie pytali czy niechcial bym tego robić. Jak usłyszałem nazwe tej pracy to lapala mnie panika. Cos okropnego!

W między czasie myślałem ze jestem pedofilem, ze jestem chory na deperesje itp co widok wyrazu depresja lub wypowiedzenie tego powodowało strach.

Przejdę do kwestii związanej z ZWIĄZKIEM:
Dosyć długo szukałem tej osoby i poznałem w przypadkowych okolicznościach. Na 1 komunia kuzyna. Spodobala mi sie, ale byłem tak zawstydzony ze nawet na nia nie spojrzałem. Cala rodzina wtedy mówiła zebym zagadal itp bo fajna dziewczyna.
Na drugi dzień napisałem choć sam nie wiedziałem czy to zrobić. Bylem zwyczajnie zmęczony szukaniem tej osoby a do tego nerwica. Nie zależało mi jakoś wybitnie specjalnie żeby odpisala. W kazdym razie tak mi sie wtedy wydawalo i tak to teraz oceniam. Odpisała i zaczęliśmy gadac. Byłem mile zaskoczony jest pozytywnym sposobem bycia. Okropnie przezywalem ze jak ja zobaczę to mi sie nie spodoba a chciałbym zeby tak było bo jest fajna.
Na 1 spotkaniu było super pozytywnie i przy niej milalo zle samopoczuciem ( pewnie dlatego zapominalem ). Podczas kolejnego spotkania gdy szedlem sie z nia widzieć zobaczyłem procesje w kosciele i ukleklem i przyszła myśl, że skoro mam tak pozytywne odczucia odnośnie kościoła to znaczy ze mam byc księdzem. Zasmucilo mnie to, ze akurat przed spotkaniem takie coś. Okroonie bylem zaniepokojony i smutny. W trakcie spotkania gdy mnie złapała za rękę poczułem scisk w klatce piersiowej i natłok myśli ze nie, nie chcesz itp. Przerazilo mnie to i sam ze sobą gadalem: kurcze, dajmy ją choć blizej poznać, spróbować bo jest taka fajna.
Nie ustapilo. Na drugi dzien zaczala sie ogromny natłok myśli ze ja nie chcę itp ze sie zmuszam a w miedzy czasie w pracy pomysalem tak z dupy: a moze mi sie ona nie podoba i zlapal mnie taki ciąg bolu strachu itp ( podobnie mialem z myślami o grzechach ) i juz nie mogłem z tego wyjść. Myśl tylko ze ona mi sie nie podoba itp. Ignorowalem to i czasem wychodziło na dobre a czasem nie pomagało. Kolejne spotkania itp. Trafialy sie mega fajne chwilę az w końcu troszku o tym zapomniałem i widziałem w niej takigo slodziaka. Lubiłem jak sie smieje, jak idzie ito. Trwalo to moze zn3 tygodnie a potwm myśl ze ja jej nie kocham i od nowa. Myśli ze ja chce być księdzem a nie być z nia itp. Jedno i to samo. Teraz zaczęło mnie irytować w niej multum rzeczy. Nigdy w nikim nic mnie tak nie irytywalo. Spotkanie z nią to był strach i ból. Lepiej czułem sie sam w domu ( bezpieczniej ). Bylem tym przerażony ze to oznaka ze jej nie chcę. Przychodziły mysli ze to wszystko z jej winy, ze jest główna przyczyną cierpienia.
W kolejnych tygodniach trafiały sie momenty gdzie czulem sie super i staralem sie trzymać tych momentów ale gdy mijały to mialem mysli ze to byla fikcja. Porównywalem zwiazek z innymi, analizowalem uczucia. Wszystko zaczelo mi mówić ze skoro tak jest to jej nie chce i nigdy nie chciałem, że bylem zmuszony itp.
Potem Zaczęło sie to ze mnie nudziła, nie chciałem się widzieć, ból itp. Coraz bardziej mnie to męczyło az gorzej zacząłem sie czuć i nie wytrzymałem, bo budziłem sie z ogromnym atakiem mysli rano ze nie chce i musze natychmiast zakończyć: zerwalem. Ulga wtedy mega, choć bylo to dość dziwne uczucie. Patrzyłem na facebooku czy jest dostępna, choć niby sprawiala mi ból to poszedlem do kina bo wiedzialem ze tam będzie. Zagadalem a gdy zaczelismy gadać to takie wszystko było piękne w niej, chciałem przytulić a gdy do tego doszło to wspaniale uczucie gdzie jescze takiego nie mialem czy tulenii kogokolwiek i uczucie miłości.

W miedzy czasie naszal mnie myśl, gdy poczułem ucisk w sercu gdy sie modlilem i odebralem to jako znak ze mam w sercu potrzebę być księdzem. ( później byłem z tym u psychologa, księży aby poznać jak jest ale oni stwierdzili ze nie mam powolania )
Wszystko wróciło i podwójna moca, zrezygnowanie, złość, smutek. Rano sie budziłem z mysalami ze natychmiast mam isc do seminarium i trwalo to tak mocno ze nie wytrzymałem i powiedziałem rodzica ze chyba to zrobię bo wszystko na to wskazuje ze tego chcę. Moja praca o której marzyłem kompletnie mnie już nie interesowała i widzialem to jako znak. Tata poprosił zebym choć na 2 tygodnie aie wstrzymał. Stwierdziłem ze ok. Wróciłem do pracy i w niektórych mowmntach zlego sampooczucia czylem zachwyt tą pracą i radość oraz myśli: kurde, tu jest moje miejsce, jak mogę tego nie widzieć. Udalo sie nie zniszczyć kolejnej rzeczy. Jak to moja siostra mi mówiła: niszczysz sobie życie bo rezygnuejsz z tego co zawsze chciałeś.

Wracając do spotkań z dziewczyną: oczywiście na drugi dzien natlok myśli ze nieeee, nie chce itp. Męka wiec na tej zasadzie mówiłem sobie: ok, przecież z nia nie będę wyluzuj😒.
Kolejne i kolejne spotkanie piękne. Ima bardziej sie widzieliśmy i bylo fajnie i zaczynała sie bliskość to wracaly myśli, ze samopoczucie, nagle znowu zaczela mnie denerwować itp a jescze tydzień temu te rzeczy w niej lubilem.
Obecnie jesteśmy na etapie relacji gdzie jeszcze wstrzymujemy powrot do siebie, ze względu na to ze nie chce jej ranić choc ona bardzo dobrze zna problem i większości pomogła mi z nim walczyc.
Nie rozumialem tylko tego, ze jak wjezdzalem w niedziele wieczór na tydzień do innego miasta to pisanie z nia bylo czyms pieknym itp. a rozmowy czy wideorozmowy powodowały strach.
Powrót do domu tez strach zamiast radość. Strach i zniechęcenie i najlepiej ucieczka do domu😕😟

Czuje jak sie od nowa wszystko nakręca, nie wiem nawet czego się zaczepić i juz nie wiem jaka jest prawda. Ostatnio w moje urodziny podczas nocnej Zmiany fajnie mi sie z nią pisalo, bylem zadowlony z pracy, dostałem najpiękniejsze życzenia jakie kiedykolwiek dostałem. Tej nocy bylem przerażony tym jak moge sie tak oszukiwać, widzę jakim ona jest dla mnie skarbem i to gdzie teraz pracuje. Nie dam sie już nabrać. Od rana od nowa myśli, ze to byla fikcja itp😒. Wszystko okropnie realne

W czerwcu rozpoczynam terapie choć okropnie sie jej boje ze wyjdze ze jej nie chce i chce być księdzem, ale trudno. Jeśli to jest dobre to bedzie co ma być.
Nie wiem czy to nerwica czy nie. Myśli mi mówią ze nie...
ODPOWIEDZ