19 stycznia 2018, o 12:07
Witam Kochani!
Już od 8 miesięcy się męczę z tym cholerstwem i obserwuje forum. Mam męża od 5 lat, jesteśmy razem 9 lat. Oboje jesteśmy z trudnych rodzin, po wielu walkach, listach, próbach dojścia do porozumienia z rodzicami musieliśmy zerwać kontakt, nie dało się tak dłużej. Mój Kochany zawsze był przy mnie, w najtrudniejszych chwilach, czasem ja go motywowalam do zmian, czasem on mnie. Mimo naszej trudnej rodziny zawsze miałam poczucie, że razem będzie dobrze i wszystko przetrwamy. Kupiliśmy mieszkanie, ja w końcu znalazłam fajna, spokojna pracę. Wiem, że nie ma związków idealnych, ale ja naprawdę czułam zawsze przy nim że tacy jesteśmy. Jeździliśmy razem na ryby, wycieczki, mamy wiele wspólnych pasji.Dziekowalam Bogu, że mimo różnych przeżyć w domu rodzinnym mam jego. Kiedy moje życie się uspokoiło i był naprawdę fajny rok, w końcu nikt nie szantażowal (rodzice), nie wydzwanial, wyremontowalismy mieszkanie, odetchnelismy z ulgą zaczęłam mieć objawy nerwicowe. Taką osobowość i nerwice miałam zawsze, 3 lata temu korzystałam z pomocy psychologa, bo nie wiedziałam co robić w życiu i również w sprawie mamy, która bardzo mnie nekala.
Rok temu wpadłam w hipochondrie, badania nic nie wykazały. Mój mąż oczywiście ciągle przy mnie, wozil mnie po lekarzach, pomagał w pracy itd. Mimo to z nim czułam się bardzo dobrze, chodziliśmy na koncerty, mieliśmy dużo planów. Czułam że jestem szczęśliwa, choć ten spokój i normalne życie mnie niepokoily(jestem też DDA, tata pił, już nie zyje). Nagle, jednego dnia, kiedy przyszedł list od rodziców mojego męża i okazało się że go dalej nekaja (chociaż nic szczególnego w tym liście nie bylo) zaczęłam mieć myśli o rozwodzie, ucieczce, wypaleniu. Kilka dni się wyciszyly, ale jak wyjechaliśmy razem nad morze zaczęło się znowu, że to już koniec, pamiętam dzień i godzinę. Wstałam rano i wszystko nie miało sensu. Chciałam kasować nasze zdjęcia, przerazilam się strasznie, byłam nieprzytomna zwłaszcza, że nic takiego nie zaszło. Mąż powiedział że może to nerwicowe, że spokojnie. On się zajmie tym listem i żebym się nie przejmowała. Wróciłam do swojej psycholog, niewiele mi pomogła. W lato było lepiej, wszystkie objawy, które macie, czepianie się, natretne mysli po co tu jestem, że muszę uciekać. Wszystko nie ma sensu. Mąż na każde moje objawy odpowiadał, poprawiał takie szczegóły nawet jak kolor kwiatów które mi daje, a ja znowu wymyślalam kolejny problem. Obecnie czuje się bardzo źle, od 3 tygodni biorę leki, bo już nie wytrzymuje. Oczywiście czytanie w internecie itd jeszcze mnie nakręca. Czytałam historie KAPRALISA i KATARZYNKI, jak walczycie? Jak teraz u Ciebie Kapralis? Jesteś w moim wieku i masz też długi staż w związku, oraz problemy z rodziną dlatego historia jest podobna. Czuję się w potrzasku, bo mój Mąż był zawsze moim Skarbem, podpora. Myślałam, że kiedyś będę mieć normalna rodzinę, a teraz ciągle uczucie że nie kocham, że jest inny, obcy, że chciałabym go zdradzić. To co dawniej sprawiało mi przyjemność teraz nie ma znaczenia. Na myśl o wyjeździe z nim mam ból brzucha. To straszne. Jakoś nie rozumiem, nie mogę pogodzić się że mogłoby się to tak nagle skończyć, mimo że było wcześniej cudownie. To jakiś absurd. Dodam, że po sprawie z rodzicami bardzo się bałam że go stracę, mialam lęki że mam tylko jego, nawet wykupił polisę na życie żebym się uspokoiła.
Obecnie zmieniłam psychologa, mam chodzi na grupę DDA. Pomóżcie mi proszę, tracę nadzieję...