3 listopada 2017, o 10:43
U mnie sytuacja wygląda tak, że ostatnio mam strasznego konika na punkcie libido. Kiedy uporządkuję sobie głowę i żyję tak, jak powinienem, bez zwracania uwagi na natręty, odczuwam emocje pełną parą, tęsknię, chcę już być u swojej ukochanej. Ostatnio jednak już któryś raz z rzędu na spotkaniu złapałem się na tym dziwnym uczuciu, że odcina mnie od podniecenia. Wystarczy jeden stres, jedna natrętna myśl i czuję się jak sparaliżowany. Wtedy w głowie jest jedna wielka myśl - nie ma mowy o żadnym zbliżeniu. Oczywiście nie chcę patrzeć na związek pod kątem tego, czy przy niej mi "dobrze", czy nie. Jednak strasznie mnie niepokoi, że odcina mnie konkretnie w chwilach, gdy dochodzi do intymności. Wiem jedno - od tego zaczyna się cała lawina natręctw, czyli cały ten niepokój, brak ODCZUWANIA przyjemności ze wspólnego towarzystwa, odcinka i wracam do absolutnego punktu wyjścia. Mocno się tym niepokoję.
Nothing worth having comes easy.
Overthinking kills your happiness.