Dobra, teraz ja przyszłam z rozkminą małą..
Trafiłam na ten wątek głównie dlatego, że w poprzednim związku też miałam te wszystkie myśli, ale nie udzielałam się tu mocno, zaledwie 2 lub 3 posty, jakoś to poszło i umysł martwił się czymś innym. Tylko teraz kiełkuje w głowie myśl - "widzisz, miałaś to samo i po 1,5 roku się z partnerem rozstałaś"//
Tylko kurdę, tamten związek, a ten, to jak piekło i niebo. W tamtym średnio dogadywałam się z facetem, nasze życie intymne leżało i kwiczało, było mnóstwo kłótni (gdzie ja zrzucałam winę głównie na siebie, ale teraz widzę że 80 % to była jego wina), padało wiele mocnych i gorzkich słów, on wiecznie coś odwalał, był szalenie nie odpowiedzialny, ja nie czułam się przy nim bezpiecznie, byłam zmęczona wiecznym proszeniem o zmianę, czułam się niekochana, niedoceniana, ja po prostu całą sobą nie chciałam tak żyć... aż w końcu odeszłam, choć jak tu trafiłam, to też miałam te myśli (nie wiem czy aż takie, ale na pewno coś się pojawiało), ale już przy odejściu nie wahałam się ani chwili, choć nie było to aż tak proste, to już samo odejście nie wywoływało takich uczuć.
A teraz? Mam CUDOWNEGO partnera, z którym mogę przebywać 24/7 i nie jesteśmy sobą znudzeni, z którym mam miliard wspólnych tematów, który jest szalenie odpowiedzialny, czuje się przy nim bardzo bezpiecznie, czuję się szanowana, kiedy jesteśmy razem ja cały czas się śmieje, cały czas się wygłupiamy, jest bardzo mądry, przystojny -wiadomo

, ja wręcz odczuwam trochę dumy, że udało mi się znaleźć takiego faceta, bo przez długi okres czasu uważałam, że na nic dobrego nie zasługuje.. jest mi z nim po prostu z nim baardzo dobrze, przed tym zaburzeniem ja nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście i jak życie się mi zmienia. Będąc z tamtym partnerem ja ani razu tak nie powiedziałam.. mówiłam sobie - "no ma wady, ale wspiera mnie jakoś, no jest za mną", absolutnie co innego.
No i co ja mam o tym wszystkim myśleć?

"Lęki nerwicowe atakują największe wartości ale my bojąc się o nie i pozwalając rządzić stanowi emocjonalnemu i pozwalając mu bezkarnie chorować sobie, tracimy największą wartość – życie, nasze własne życie." -Victor ;witajka