Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Cześć!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
dimgraywave
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 21 września 2016, o 00:30

21 września 2016, o 00:33

Cześć. Zbieram się pierwszy raz, żeby opisać swoją przygodę z tą ohydną chorobą, jaką jest nerwica lękowa. Spędziłyśmy razem upojne chwile i przez ostatni rok całkiem nieźle się poznałyśmy. Dostarczyła mi i wszystkim dookoła niesamowitych wrażeń i ukłony przed jej pomysłowością.

Po ukończeniu szkoły średniej wyraźnie przytyłam w dość krótkim czasie. Wspomagana komentarzami dotyczącymi moich zmian w wyglądzie zrobiłam kilka głupich rzeczy, typu głodzenie się. Po roku rodzice wysłali mnie pierwszy raz do endokrynologa, który po badaniach na TSH, poziom cukru, jeszcze jakimś cudzie i USG tarczycy chciał mnie wsadzić do szpitala, bo badania nic nie wykazały i trzeba pogrzebać głębiej. Z histerią uciekłam od lekarza i radośnie tyłam sobie dalej. Muszę dodać, że do samego końca nie była to otyłość a lekka nadwaga, no bez przesady.

Tak sobie trwałam przez kilka lat przy większych i mniejszych stanach depresyjnych, które ciągnęły się za mną jak długi ogon już od bujnych czasów gimnazjalnych, aż nadszedł pamiętny wrzesień zeszłego roku. Był to miesiąc pełen wrażeń, zwieńczony pierwszą w życiu wizytą u ginekologa. Gin stwierdził, że jestem za gruba i zbyt nerwowa i skierował mnie na badania hormonalne. Przy następnej wizycie stwierdził niedoczynność tarczycy oraz hiperprolaktynemię. Dostałam Euthyrox i Bromergon. I się zaczęło.

Bromergon miałam brać według planu, tj. przerywać na koniec cyklu i wracać do niego w 5 dniu. Zostałam pouczona, że może po nim trochę boleć głowa i jak będzie boleć, to mam brać pół tabletki i nie narzekać. Wszystko było jak w przepisie, do momentu pierwszego odstawienia.

Niedziela. Wieczór. Cały dzień byłam dziwnie poddenerwowana. Pobolewała mnie też głowa. Myślałam, że to może kac, bo wypiłam dzień wcześniej kilka piw, w końcu od 2 dni nie brałam Bromergonu a w ulotce, jak wół, nie spożywać alkoholu podczas przyjmowania leku. Ale to nie było to.

Poszłam się umyć. Poczułam się dziwnie. Nagle skoczyło mi tętno. Wołam wtedy jeszcze nie męża, żeby pomógł mi wyjść z wanny, bo dzieje się coś dziwnego. Zaczęło kręcić mi się w głowie i zaczęły mi drętwieć ręce, do tego stopnia, że zaczęło mi je wykręcać, jak w jakimś tanim filmie o egzorcyzmach. Finalnie zdrętwiał mi też język. Byłam pewna, że to udar. Narzeczony zadzwonił po pogotowie, a mnie skręcało dalej. Pogotowie przyjechało, zrobili EKG, obejrzeli, posłuchali i wyśmiali, że spanikowałam. Strasznie to było śmieszne, normalnie pękaliśmy ze śmiechu.

Następnego dnia poszłam do lekarza rodzinnego z wypisem z pogotowia. Gdy dowiedziała się o Bromergonie, zrobiła zdziwioną minę i zapytała, czy pan doktor nie powiedział, że takie ataki paniki mogą się zdarzyć? No kurde, zapomniał.

Używając koneksji rodzinnych dostałam się na konsultację endokrynologiczną. Za 3 miesiące do szpitala, Bromergon odstawić, zapomnieć.

Ataki paniki stały się moim chlebem powszednim. Kupiłam sobie ciśnieniomierz i został on moją ulubioną zabawką. Mierzyłam sobie ciśnienie średnio co 10 minut. Oczywiście każdy odchył powodował atak paniki. Do tego cały czas ten kretyński strach. Bałam się wszystkiego. Miewałam udar, zawał, znowu udar, zakrzep, udar. W zasadzie udar stał się moim ulubieńcem, podejrzewałam go ze 2 razy dziennie. Narzeczony musiał mnie wozić do pracy, bo dostawałam ataków w autobusie. Autobusy wyjątkowo mnie denerwowały. Przestałam chodzić sama do sklepów. Co godzinę dzwoniłam do matki, która w młodości miewała podobne objawy i sprowadzała mnie na ziemię mówiąc, że to nie udar, że to hormony i że zaraz przejdzie. Przechodziło. Na chwilę.

Praca- dom. Bez przystanków. Jasno wytyczona trasa i zakres obowiązków. Gorzej było, jak narzeczony miał drugą zmianę, wtedy musiałam sama wracać i siedzieć do 22 sama w domu. Było świetnie. Cały czas na telefonie.

Kolejne podejście do lekarza rodzinnego. Dostałam taki syrop, nie pamiętam jego nazwy. Miałam wziąć dawkę dla 3- latka. Złożyło mnie na cały dzień. Przynajmniej się wyspałam. Śmierdzące tabletki Polpharmu i Valerin *** łykałam jak cukierki. Przynajmniej mogłam po nich zasnąć. Wyczytałam w internecie, że mogę mieć guza na przysadce. Codziennie bolał mnie tył głowy. Przyszedł też czas na duszności. Same atrakcje.

Bałam się też pójść do szpitala. Nienawidzę przychodni i szpitali. Nakręcałam się jeszcze bardziej. Gdy termin się zbliżał, byłam już w fatalnym stanie. Mama znalazła dobrego psychiatrę, specjalizującego się w nerwicach. U niej właśnie usłyszałam diagnozę. Dostałam Symescital, instrukcję obsługi i zakaz czytania jakichkolwiek ulotek. Pierwszy tydzień z tym najlżejszym z psychotropów wypadł fantastycznie. Nie mogłam jeść, spać, pękała mi głowa i panika atakowała średnio co godzinę. Wszystko oczywiście w pracy. Pracowałam dalej, a jakże. Przynajmniej to mi wychodziło.

Szpital. Po przydzieleniu łóżka wpadłam w histerię. Histeria trwała 3 dni, nieprzerwanie. Wyłam dzień i noc. W końcu przestałam. W szpitalu skoki ciśnienia i nocne napady paniki. Niedoczynność tarczycy, tarczyca jak u 10- latki. Hiperprolaktynemia czynnościowa- poziom prolaktyny wzrastał w momencie stresu, stres występował cały czas- koło się kręciło. O Bromergonie nie mogło być mowy, więc Norprolac. Stan przedcukrzycowy- dieta cukrzycowa i Glucophage. Do tego Bisocard na tachykardię. Możliwe, że mam PCOs ale to się leczy tak samo. Kupiłam sobie takie pudełko na leki, jak mają babcie. Dzięki temu wiem, co mam kiedy łykać.

Symescital zaczął powoli działać. Działa do tej pory i dostałam pozwolenie na powolne odstawianie. Reszta też się normuje. Czasem coś mnie pokręci ale w zasadzie mnie to już nie interesuje. Czasem sprawdzę sobie puls. Raczej dla sportu. Wyniki były ostatnio ok. W grudniu kontrola. Schudłam 10kg, trochę przytyłam teraz ale muszę wrócić na dietę.

Trwam sobie w dziwnej stagnacji. Niczym się już nie przejmuję i nie denerwuję. Dobrze mi z tym. Mam nadzieję, że w styczniu, kiedy oficjalnie już będę wolna od psychotropów, ten stan się utrzyma. Bo nie wytrzymam kolejnej karuzeli.

Pozdrawiam tych, którzy dotrwali do końca telenoweli hormonalno- nerwicowej. ;)
Awatar użytkownika
Lipton
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 437
Rejestracja: 26 maja 2014, o 23:24

21 września 2016, o 00:41

Pierwsza co przyszło mi do głowy to podejście. Chodzi o to że piszesz że nerwica jest ciężką chorobą. Powiem Ci że nie jest w rzeczywistości ani ciężka ani też nie jest chorobą ;) z takim podejściem trudno jest zaakceptować to co dzieje się z nami podczas lęku czy ataku paniki. A jeśli nie dojdzie do akceptacji to będzie to takie bezcelowe szarpanie się ze sobą. A nerwicą nie ma się co szarpać. To tylko lęk. Emocja jak każda inna. Myśli są różne, ale od nas zależy czy weźmiemy je pod uwagę czy nie. Spróbuj może zmienić nastawienie na bardziej przyjacielskie względem siebie i analogicznie też nerwicy która częścią Ciebie jest.

Powodzenia ;)
Najczęstszą przyczyną niepokoju jest poszukiwanie spokoju
ODPOWIEDZ