Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Cześć!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
brumi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 9 lutego 2016, o 22:08

19 kwietnia 2016, o 13:47

Cześć,

mam na imię Monika, mam 34 lata. Długo się przyglądałam, zanim postanowiłam napisać, ale ponieważ jest mi znów ciężej, to chyba już czas.

Nerwica zaczęła mi się, jak miałam jakieś 15 lat. Zaczęło się od myśli natrętnych i hipochondrycznych, które pojawiały się i znikały. W końcu zdiagnozowano mnie po raz pierwszy, jak byłam na studiach i od tamtego czasu przez 9 lat byłam na lekach i w psychoterapii. Czułam się świetnie, leki działały cudnie, psychoterapia niezwykle mnie rozwinęła i wsparła. Nikt wokół mnie właściwie nie odczuwał, że mam nerwicę. Znamienne było jednak to, że za każdym razem, jak decydowałyśmy z moją psychiatrą, że schodzimy z leków, pojawiał się kolejny stan lękowy i zamiast schodzić, zwiększałyśmy dawkę.

W końcu po 9 latach zdecydowałam się na odstawienie leków, bo w planach miałam dziecko, a czułam się świetnie. Przeszło to dość dramatycznie, bo po odstawieniu nerwica znów uderzyła myślami hipochondrycznymi, co rozwaliło mi - i mojemu partnerowi - kilka miesięcy życia. Ale nie dałam się, trafiłam na książkę Claire Weekes i krok po kroku, chodząc ciągle na terapię, wyprowadziłam się na prostą, choć trwało to jakieś 6 miesięcy do stanu jako takiej używalności, a 1,5 roku do pełnego dobrego samopoczucia.

Potem zaszłam w ciążę, urodziłam synka, długo karmiłam piersią. I wszystko było niby OK (choć jak się zastanawiam, to nigdy do końca nie zaakceptowałam perspektywy jakiejkolwiek choroby czy nagłej śmierci), aż do zeszłych wakacji. Właściwie sygnały w postaci lęków były już wcześniej, ale to w wakacje wkręciłam sobie chorobę, którą może mam a może nie (różne opinie lekarzy). I od tamtego czasu żyję tylko nią. Celowo nie piszę, co to za choroba, żeby o niej nie dyskutować i się bardziej nie wkręcać, ani Was przy okazji :). Zrobiłam w cholerę badań, nachodziłam się do lekarzy, z których większość twierdzi, że nie ma o czym mówić. Tylko jedna lekarka mnie nastraszyła na maksa, powiedziała, że jest pewna, że jestem chora i że mogę zagrozić mojemu potencjalnemu drugiemu (jeszcze w planach) dziecku. I choć żaden inny lekarz tego nie potwierdził - a wręcz przeciwnie, większość zaprzeczyła - to ja się złapałam akurat tego i trzymam się.

Niezależnie od tego, czy de facto mam tę chorobę czy nie, moje podejście do niej jest dramatycznie nerwicowe. Od 8 miesięcy po przebudzeniu i otwarciu oczu od razu mam gulę w brzuchu, codziennie rano mam biegunkę, zdarzają mi się delikatne zawroty głowy i mrowienia. Schudłam kilka kilogramów, bo jedzenie straciło znaczenie. Wiem, że te objawy nie są dramatyczne ani jak na wymyśloną chorobę ani jak na nerwicę nawet, ale ja czuję, że od 8 miesięcy nie żyję. Przestałam czytać książki, nic mnie nie cieszy, koncentracja leży i kwiczy, mam trochę problemów z pamięcią (to też może być wynik choroby LUB nerwicy), większość rzeczy przestała mieć znaczenie, w pracy jestem nieefektywna. Zaczynam niedługo kolejne studia, o których marzyłam od lat, a nie jestem w stanie wykrzesać z siebie ani odrobiny entuzjazmu. Jedyne, co robię z wielkim zaangażowaniem, to wsłuchiwanie się w objawy i interpretowanie po raz kolejny i kolejny wyników badań i opisów tej choroby w necie.

Jeśli mam etapy, gdy nie czytam w internecie, to czuję się lepiej. Ale te etapy zawsze jakoś się kończą i znów wpadam w dół.

Nie chcę wrócić na leki, bo 1. funkcjonuję i gdzieś mam nadzieję, że sobie poradzę, 2. chcę zajść w ciążę kolejną, a nie wiem, czy jak wejdę na leki, to kiedykolwiek z nich zejdę, 3. nie mam pewności, czy mój stan to tylko nerwica.

Właściwie sama nie wiem, czemu do Was piszę - chyba żeby się pożalić po prostu. Doszło już do tego, że nie mogę w domu mówić o lękach chorobowych, bo mój partner dostaje doła - nie dziwię mu się zresztą, ile można tym żyć?... Czuję się jak cień siebie, na każdym rogu wyglądam śmierci, nic innego nie ma znaczenia. Trudne jest to, że już raz z tego wyszłam, a wróciło. I to, że nie wiem, jak podjąć decyzję, że to tylko nerwica i zacząć ją zlewać, skoro nie mam 100% pewności (tamta lekarka + niejednoznaczne badania), że to nie choroba.

Czuję, że kręcę się w kółko - jak jest ciężko, to wokół własnej osi, jak jest lepiej, to i tak zataczam kręgi, tylko szersze. Ale i tak zawsze wracam do lęku przed chorobą.

Chciałabym umieć posłuchać się lekarki, która mówi, że jest OK, że nie mam tej choroby, a jeśli była, to już zaleczyłyśmy (na to wskazują wyniki), zacząć starać się o dziecko i normalnie żyć. Ale, co oczywiście znacie, zaraz pojawia się myśl: "jesteś nieodpowiedzialna, chcesz zarazić swoje nienarodzone dziecko, tylko się oszukujesz, że jesteś zdrowa, przecież tamta lekarka miała pewność!". I tak w kółko.

Jak żyć, panie premierze, jak żyć?

PS: Znam mechanizmy nerwicy, mocno jestem rozpracowana, wszystko niby wiem, tylko kurka blaszka coś mi nie idzie stosowanie...
kucyki46
Gość

19 kwietnia 2016, o 14:30

Witaj,

Monika, przechodziłem dokładnie to samo, tzn. strach przed potencjalną chorobą i zamartwianie spowodwał spadek nastroju i epizod depresyjny, który w moim przypadku tak sobie trwał ok 6 msc. Objawy takie same, czyli somatyka po przebudzeniu, jak u Ciebie, oczywiście osłabienie apetytu co zaskutkowało chudnieciem, a wiadomo, że dodatkowo stres powoduje utratę wagi. Jak sobie z tym poradziłem? W moim przypadku to była krótkotrwała lekoterapia SSRI - Coaxil i uzupełnianie magnezem wraz z witaminą D3 + siemie lniane zmielone świeżo, 2 kubki dziennie, banany i miód (to wspaniałe naturalne antydepresanty). Kluczowa jednak była zmiana nastawienia. Zmęczyła mnie ta beznadzieja. Jakaś drobna pozytywna sytuacja, która dała promyk nadziei i uwierzyłem, że mogę być silny jesli tylko chcę! To mi dało energię, olałem objawy, bo pomyslałem, że nawet jesli coś by mnie miało zabić kiedyś tam, to warto się pocieszyć chwilą do "kiedyś tam". Z czasem wszystko ustapiło i wróciłem do pełni życia. Dlaczego miałbyś nie mieć 2 dziecka? Ja uważam, że wszystko jest mozliwe, jesli tylko w odpowiedni sposób dogadamy się z naszą głową :) https://www.youtube.com/watch?v=TR_0HToA05Q
brumi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 9 lutego 2016, o 22:08

19 kwietnia 2016, o 18:19

Cześć Kucyki,

dzięki! Liczę, że i tym razem z tego wyjdę, oby silniejsza. Witaminkę D3 też połykam w dużych ilościach od pewnego czasu, ale miód i siemię lniane faktycznie może wdrożę. :)
subzero1993
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1006
Rejestracja: 5 kwietnia 2016, o 22:09

19 kwietnia 2016, o 22:27

Ciężko jest mi się wypowiadać na ten temat nie będąc w Twojej sytuacji, ale może powinnaś wybrać się po raz ostatni na badanie prywatne, do lekarza o którym poczytasz sobie pozytywne opinie (wybierzesz jakiegoś najlepszego z okolicy) i postanowisz, że skoro TEN lekarz o tak dobrej opinii powie, że nic nie zagraża dziecku to mu uwierzysz i przestaniesz dopuszczać do siebie już myśli lękowe, a nawet jak przyjdą to sobie powiesz "w przeciwieństwie do mnie, osoba która zna się na chorobach, jest wykształcona pod tym kątem powiedziała, że nie jestem chora zatem muszę jej uwierzyć" i tyle. Nie wpędzaj się w hipochondrię jak ja, bo komuś TRZEBA uwierzyć, a KTO lepiej może się na tym znać jak osoba specjalizująca się w tej dziedzinie? Życie niepewnością będzie nas tylko jeszcze bardziej nakręcało w lęku, a po co marnować życie na wyimaginowane problemy jak można ten czas poświęcić na ofiarowywanie miłości najbliższym? Powodzenia :)
brumi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 9 lutego 2016, o 22:08

20 kwietnia 2016, o 10:23

Cześć Subzero,

dzięki wielkie! Wczoraj byłam akurat u takiego lekarza, który napisał "brak przeciwskazań do starania się o dziecko" :). Staram się tego trzymać, choć wiadomo jak jest. Dziś meliska i próba pracy.

Trzymam kciuki, żeby Twoja hipochondria również szybko dała się poskromić. :)
subzero1993
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1006
Rejestracja: 5 kwietnia 2016, o 22:09

20 kwietnia 2016, o 13:24

Skoro tak powiedział to tak jest i uznaj to już za temat zamknięty. Może jeśli masz to na piśmie to skseruj sobie je i włóż do portfela, w razie jakby przyszły myśli to zobacz na wynik, zracjonalizuj lęk i kontynuuj życie. Każdy ma inne metody, grunt to znaleźć taką ktora dotrze do nas samych i dzięki za wsparcie. Wszyscy jesteśmy w sytuacji w której może być tylko lepiej :)
ODPOWIEDZ