"Jak to jest?"
"Jak wygląda wychodzenie z objawu?"
"Objaw znika nagle?"
"Objaw dalej będzie ale ja nie będę zwracał na niego uwagi? Czy on naprawdę zniknie?"
W sumie te pytania nie są bezpodstawne. Gdy już nam coś dolega, cierpimy, to trudno nam sobie wyobrazić życie bez tego cierpienia. Szczególnie gdy już objaw jest chroniczny i trwa cały czas. Z czego to wynika? Wynika to z bardzo prostego prawidła i esencji behawioryzmu - NAUCZYŁEŚ SIĘ OBJAWU.
Podam przykład abyś lepiej zrozumiał. Większość z Was nauczyła się jeździć na rowerze. To teraz wyobraźcie sobie w głowie, że nie umiecie jeździć na rowerze. Albo wsiądźcie na rower i próbujcie "nie umieć" jeździć. Trudne do wykonania albo nawet wykonalne ale dziwne to uczucie, prawda? Dlaczego tak jest? Bo Twój mózg próbuje odpalić ścieżkę neuronalną, która jest włączona. On nie ma stworzonej ścieżki neuronalnej pod tytułem "tracę równowagę na rowerze" więc nie może jej włączyć. To samo dzieje się z objawem gdy "wkręcasz się" w niego przez kilka miesięcy albo dłużej, po jakimś czasie trwale się zapisuje się w mózgu.
Ło Ło! Trwale?! Jak to?
Dla osoby z objawami, słowo "trwały" może budzić wiele kontrowersji

Dowód?
PRAWDOPODBNIE NIGDY NIE ODUCZYSZ SIĘ JEŹDZIĆ NA ROWERZE, GDY JUŻ RAZ SIĘ NAUCZYŁEŚ ALE MOŻESZ NIE WSIADAĆ NA ROWER
To samo możemy zrobić z objawami. Oczywiście opisuje dziś mechanizmy objawów z samej strony neurofizjologicznej. Dochodzą do tego jeszcze inne czynniki jakby chociaż emocje. Ale wracając - nie musisz wsiadać na ten rower. To co musimy zrobić, to nie starać "pozbyć się" ścieżki objawowej, tylko stworzyć nową ścieżkę aby móc ją włączyć na stałe. Starej ścieżki nie usuniesz (z resztą im bardziej chcesz ją usunąć, tym bardziej ją wzmacniasz), ale stworzysz nową, "bez-bólową" czy "bezobjawową" ścieżkę i wtedy możesz wyłączyć ścieżkę objawową.
Dowodem na to, że ta ścieżka nie jest niszczona ale wyłączana / dezaktywowana jest to, że w momencie kryzysu lub gdy już wyjdziesz z objawu, to gdy trafisz na trudny czas, być może znów doprowadzisz do rozregulowania układu nerwowego, to organizm może korzystać ze "znanych" rozwiązań. A tym znanym rozwiązaniem są stare objawy

Nie raz słyszę, że komuś wróciły TE SAME objawy po kilku latach spokoju. Bo ta ścieżka tam była zawsze, ale została tymczasowo wyłączona i można ją odpalić w każdym momencie gdy stworzymy ku temu odpowiednie środowisko - chroniczny stan zagrożenia. Ktoś pomyśli, że to oznacza, że do końca życia to mogą powracać objawy. Jeżeli Twoim celem jest do końca życia nie mieć już żadnych objawów to znaczy, że leżą podstawy i nie rozumiesz w ogóle mechanizmu powstawania chorób i objawów. Będzie jeszcze o tym wpis. Oczywiście nie zrozum mnie źle. Możesz a nawet powinieneś dojść do pełnego zdrowia ale objawy to alarm, że znów coś nie tak jest w Twoim życiu. Musimy być za to wdzięczni. To język Twojego ciała. Dobrze, że jest. Oczywiście staramy się ograniczyć do MINIMUM włączanie alarmu ale są sytuację kiedy jest to nieuniknione.
Wracając do meritum. Ten wstęp był potrzebny abyśmy płynnie przeszli do naszego cyklu. Nie będę opisywał początku powstawania objawu bo o tym już było, skupię się na cyklu wychodzenia z objawu - czego się możesz spodziewać. Cykl zaczyna się w momencie gdy objaw jest chroniczny. Gdy nie jest chroniczny, to możesz zacząć od kolejnych etapów, w których staje się mniej chroniczny - powoli jest wyłączany. Bo objaw, który nie jest jeszcze chroniczny, to nic innego jak to, że jeszcze nie włączyłeś go na stałe - możesz szybciej zrobić postępy.
1. Objaw jest cały czas i mocno zaburza Twoje życie / Twój komfort bycia z samym sobą, a raczej ze swoim ciałem. To jest ten etap, w którym często jeszcze nie rozumiesz co się dzieje, nie jesteś świadomy. Dlatego objaw Cię denerwuje, straszy a może nawet doprowadza do szaleństwa i bardzo ciemnej otchłani, z której nie widzisz wyjścia. Swoją drogą jest badanie pokazujące, że ludzie cierpiący na chroniczne objawy, z których nie widzą wyjścia (to, że nie widzą wynika z niewiedzy i błędnej informacji od lekarzy), cierpią tak samo, jak osoby chorujące na ciężki rodzaj nieuleczalnego nowotworu. Także tak, rozumiem to doskonale. Też byłem w tej otchłani. Miałem ponad 20 objawów ale 3 z nich były bardzo silne i trwały non stop.
W każdym razie, objaw jest i może mieć silne, średnie lub niskie natężenie ale przez podejście do niego, możesz bardzo cierpieć. Na tym etapie nie widzisz wyjścia, nadziei. Generalnie rozpacz. Dlatego mimo, że objaw nie musi być bardzo silny, to i tak bardzo cierpisz bo NIE MA NADZIEI NA WYLECZENIE.
2. Tutaj objaw może być bardzo silny a i tak w przeciwieństwie do pierwszego etapu możesz w ogóle nie cierpieć. Dlaczego? Tutaj pojawia się zasadnicza różnica. Wiesz co Ci dolega, rozumiesz mechanizmy, prawa i pułapki tej sytuacji. Co najważniejsze - masz nadzieje i wiarę, że możesz z tego wyjść. Nie dzięki magicznej różdżce ale dzięki wiedzy i logice. Logika daje większe poczucie kontroli niż fantazja. Także na tym etapie samo natężenie objawu może się w ogóle nie zmienić ale zmienia się Twoje nastawienie MIMO, ŻE OBJAW JESZCZE JEST. Ktoś kto nie doszedł do tego etapu, może mieć poczucie, że tego nie rozumie ale dużo osób, z którymi pracuje zgłasza mi to zjawisko. Sam tego doświadczyłem. To zjawisko nosi nazwę habituacji. Jeżeli miałbym opisać to ze swojej perspektywy, to po prostu "zaczynasz chcieć ignorować objaw, mimo że jest, jakby staje się nieciekawy". Generalnie idzie w tło. Rzadko zdarza się, że ktoś przeskakuje ten etap ale poznałem takie przypadki. Szczególnie osoby, na które działa jeszcze placebo i nie są skażone światem medycznym - nie próbowali jeszcze wielu rzeczy i doświadczają czegoś w rodzaju olśnienia, bo nigdy nie słyszeli na przykład o tej wiedzy. Jeśli kręcisz się po korytarzach tego forum minimum miesiące, to zapewne nie jesteś w tej grupie szczęśliwców

3. W etapie trzecim następie punkt przełomowy. Tutaj możemy mówić o "prześwitach" czyli przerwy w objawach na kilku wskaźnikach: zmniejszenie samej intensywności objawu np. z 10/10 na 5/10 albo zmniejszenie czasu występowania objawu np. mamy kilka godzin gdy objaw całkowicie znika. Osoby, które nigdy nie miały chronicznego objawu, to zaczynają swoją podróż właśnie od tego etapu. Generalnie ten etap zdrowienia trwa NAJDŁUŻEJ i ma kilka mniejszych etapów. Bo jest różnica między osobą, która doszła do zmniejszenia intensywności objawu z 10/10 do 7/10, a osobą, która doszła z 10/10 do 1/10. Czasami wszystko wywraca się jak domek z kart i objaw wraca do początku! Na tym etapie jest najwięcej kryzysów.
4. Ostatni etap. Objaw zniknął. Co jest najważniejsze - ZAWSZE PRZEGAPISZ MOMENT, W KTÓRYM OBJAW ZNIKNIE. Zawsze tak jest jeżeli mówimy o objawie chronicznym, który był trwale zapisany. Jedni się obudzą po 2 miesiącach a inni po roku, że nie mają objawu. Dlatego dopóki mierzysz objawy i sprawdzasz, to nigdy nie miną Ci do końca.
5. Mówiłem, że tamten ostatni. Taa
