mnie partner przeszkadza..

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
Nineczkapl
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 8 stycznia 2014, o 22:58

9 stycznia 2014, o 00:27

jesteśmy ze sobą bardzo długo ale osobiście wolałabym być samotna..bo nie dość , że mam te wszystkie problemy , to jeszcze muszę je ukrywać bo..mój partner nie miał nigdy żadnego lęku i kompletnie nie wie o co mi chodzi, dlaczego boję się szybkiej jazdy, ciemności, hororów, badań, społeczności, dlaczego przeszkadza mi hałas, dlaczego nie moge patrzec na zabijanie w filmach..-przecież to na niby , mówi, nie smieje się ale nie rozumie, dziwi się , że lubię i potrzebuję częstych wypadów do lasu, do parku,że lubię muzykę relaksacyjną, że lubię widoki, że marzę o Bieszczadach a nie o Nowym Jorku..
Ostatnio( mieszkamy w dużym mieście, w samym centrum, obok dwie szkoły średnie, pkp, galeria handlowa i szybkie przelotówki) więc mówię jemu , ze marzę o mieszkaniu na wsi no może w mniejszej miejscowości, gdzie jest spokój ,słychac ptaki..powiedział zupełnie ciebie nie rozumię..jego nic nie denerwuje , dlatego wolałabym byc sama ale nie chodzi mi o rozwód teraz ..poprostu od początku , ja sobie sama jakos radzę ale jak mam sie tłumaczyć z leków , wychodzić do łazienki gdy poczuje lek, lub gdy popłakuje to muszę udawac , że jest ok..kiedy nie jest ..to trudne bardzo..
Ja mam naprawdę z nim tylko klopot, jak mam komuś opisac moje ataki paniki?
Pochodzę z toksycznej rodziny on nie i to nas niestety rózni, dzieci mamy-jedna córka duża a druga dorasta .
Tak sobie czasem myślę, że może by sobie coś znalazł coś podobnego do siebie a ja naprawdę w mojej chorobie jestem samotna i nawet rodzice nie wiedzą co sie dzieje, dla mnie partner to kłopot, żadna pomoc..
Należę do kobiet, które są w pełni wystarczające..
usunietenaprosbe
Gość

10 stycznia 2014, o 16:04

wiesz co, nie jestem w tej kwestii kompletnie doświadczona więc może sie nie znam i nie wiem co pisze ale... na mój gust to po pierwsze jeśli partner Ciebie kocha a nie swoje wygodnictwo to zaakceptuje Cie bez żadnego problemu i obojętnie z jakiej rodziny pochodzisz, jakie masz doświadczenia a jakie on, nieważne co Was różni (samo to że on jest mężczyzną Ty kobietą już was różni zasadniczo!) - on powinien starać sie Ciebie zrozumieć, jeśli tego nie robił całe życie to jest kolejny związek z wygodnictwa (jakich wiele na tej planecie) a Ty (pochodząca z rodziny w której nie było wzorców poza uległością i poddawaniem sie mężczyźnie) ulegasz temu schematowi zatracając własną osobowość... teraz dopiero budzisz sie nabierając minimum pewności siebie (i przesycenia już tym poddawaniem sie) i dopiero zauważasz, że kompletnie do siebie nie pasujecie bo facet nawet nie próbował nigdy Cie zrozumieć (a Ty sie zawsze naginasz), osiadł w zwiazku bo facetowi trzeba tylko stabilizacji i już osiada nie rozwijając sie kompletnie bo tak łatwiej a ludzie w większości idą po najmniejszej linii oporu... i oboje w zaistniałej sytuacji jesteście jak martwi a przy tym jeszcze doszły dzieci (teraz byłby problem przy rozstaniu bo to wpłynie również na nie chyba,że odpowiednio przeprowadzicie rozwód ale w tej syutacji czyli brak chęci współpracy ze strony męża i na pewno jego opór przy rozstaniu są małe szanse ,że można by to było załatwić szybko i sprawnie)

wiesz, nie jestem ekspertem w sprawach związkowych ale naoglądałam sie pełno nieszczęśliwych związków przez całe życie bo ludzie popełniają jeden podstawowoy błąd - nie idą za głosem serca, w większości wiążą się albo z wygodnictwa, albo ze strachu przed samotnością albo z konkretnych chwilowych korzyści albo z zakochania/zauroczenia czytaj z pożądania, które mija po jakimś czasie krótszym bądź dłuższym... a potem po paru długich latach, gdy już nie mogą wytzymać ze sobą odzyskują świadomość... prawdziwy ZWIĄZEK tylko wtedy ma sens jak jest opaty na szczerej i głębokiej przyjaźni i jeśli to jest podstawą więzi to zawsze będzie udany i tylko wtedy wchodzenie w związek/zakładanie rodziny w ogóle ma sens -bo jak mawiała Merylin Monroe "lepiej być nieszczęśliwym samemu niż z kimś"

ale Ci powiem warto walczyć przede wszystkim o SIEBIE, jeśli Twoje serce mówi, że poczujesz ulge jeśli będziesz sama to dąż do rostania bo warto pożyć chociaż chwile przynajmniej w swobodzie - chociaż tyle zrób dla siebie jeśli nigdy wcześniej tego nie zaznałaś a jest szansa, że w sprzyjających warunkach wyzdrowiejesz w końcu... wiesz, jeśli oboje sie męczycie ze sobą to dzieci to czują i choć byłoby im trudno na pewno gdyby już to w sobie przerobiły i po czasie spróbowały zaakceptować to też poczuły by sie lepiej widząc ,że już tak nie cierpicie jak dawniej
tutaj musisz sie wsłuchać w głos serca - jeśli jednak serce mówi, żebyś została i walczyła to walcz do końca o ten związek, nie poddawaj sie, staraj sie jak najwięcej z nim rozmawiać nawet jeśli sie starasz już x lat to próbuj dalej aż do skutku i postaw sobie za cel, żeby dojść z nim w końcu do porozumienia i próbuj mu cały czas pokazywać sytuacje z Twojej perpsektywy, i musisz wierzyć z całych sił, że w końcu postawi sie na Twoim miejscu i zrozumie

pozdrawiam cieplutko, trzymam kciuki i życze powodzenia bo wiem sama jak to jest być niezrozumianym i czuć sie najbardziej samotnym wśród najbliższych, to piekło na ziemi i nikomu tego nie życze ..pamiętaj WARTO walczyć o SIEBIE i swoje życie :!: i nigdy nie jest na to za późno ;)
Wiedźma
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 59
Rejestracja: 8 listopada 2013, o 09:18

11 stycznia 2014, o 11:05

Nineczko wiem jakie to trudne kiedy człowiek nie czuje oparcia w nikim, nawet w najbliższych. Możemy gryźć ziemię ze strachu/bólu/bezsilności a i tak nikogo to nie obchodzi, widzimy że tylko przeszkadzamy, że nasze emocje są tylko nasze, a inni jakby ich nie dostrzegają... Podobno samotność w związku boli bardziej niż samotność sensu stricto. No bo jak to- ktoś niby jest, niby możemy go dotknąć, porozmawiać, ale jednocześnie wiemy, że osoba ta nie zapewni nam wsparcia, zrozumienia, czy czasem nawet zwykłego, ludzkiego ciepła. Nie dziwię się, że piszesz, że wolałabyś być sama, bo wtedy nie musiałabyś się kryć, udawać, że wszystko w porządku, nakładać na siebie sztucznego uśmiechu, narzucać luz, którego za Boga nie możesz osiągnąć. Ja tez często marzyłam o samotności, o byciu tylko ze sobą. Ale wiem też jakby się to skończyło- pielęgnowałabym w sobie smutek, lęk urósłby to nieprawdopodobnych rozmiarów, bo nie byłoby nikogo, kto mógłby mnie przystopować. Mówi się, że syty nie zrozumie głodnego, a zdrowy chorego/zaburzonego. Ale czy oni muszą nas rozumieć? Muszą przechodzić przez to co my? Wydaje mi się, że jesteśmy w tym trochę niesprawiedliwi, bo czujemy żal, że ktoś nie współodczuwa naszego lęku/bólu. Nie możemy od nikogo wymagać, by uspokoił nasze myśli, emocje i lęki, skoro sami nie potrafimy nad nimi zapanować. Oczywiście, że potrzebujemy wsparcia, ale skoro go nie otrzymujemy, musimy poradzić sobie sami.
Piszesz, że jesteś samowystarczalna, gratulacje! To cecha ludzi silnych, zdeterminowanych, umiejących polegać wyłącznie na sobie. I właśnie taka jesteś, mężczyzna Ci niepotrzebny. Tyle że... może jednak warto z nim być choćby po to, żeby zachować zdrowy dystans do swoich zaburzeń? Nie możemy kisić się we własnym sosie, musimy mieć oddech, wyjść poza swoją udręczoną psychikę. Bo świat nie kończy się na lękach, smutku etc. składa się też a może przede wszystkim z codzienności. A codzienność to właśnie ten niczego nie rozumiejący mąż, dzieci które mają własne życie i przyjaciele, którzy odzywają się wtedy, kiedy czegoś chcą. Tak naprawdę większość ludzi odczuwa samotność, ale my przez nasze niedomagania psychicznie, wyolbrzymiamy ją, nadajemy sens niewspółmierny do rzeczywistości.
Namawiałabym Cię (o ile oczywiście masz ku temu możliwości) do pobycia trochę samej, może weekend z dala od rodziny? Spójrz na swoje życie z pewnej odległości, wtedy być może odkryjesz w nim coś, czego do tej pory nie dostrzegałaś. Wtedy być może poczujesz, że jednak potrzebujesz męża, choćby jego "irytującej" obecności? ;)
I jeszcze jedno- nie możemy swojego szczęścia opierać na innych- na mężu, dzieciach etc. Żyjmy przede wszystkim dla siebie i nie czekajmy na ratunek, umiejmy pomóc sobie sami.
Pozdrawiam ciepło :papa
Just below my skin I'm screaming
betulapendula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 10 czerwca 2014, o 19:52

11 czerwca 2014, o 15:07

Nineczko!
Powiedz tylko, a rozmawiałaś z partnerem o tym, co Ci dolega? Starałaś się mu wytłumaczyć? Piszesz, że jesteście razem długo, chyba możesz powiedzieć mu z czego te lęki się wywodzą?
Byłam w tej samej sytuacji, ale z drugiej strony (stąd moja obecność teraz na forum, bo pragnę dowiedzieć się wszystkiego nt. nerwicy, depresji itd.) . Tak się składa, że to ja byłam partnerką osoby cierpiącej na nerwicę. On mi nigdy o tym nie powiedział, udawał twardziela, jakim był zanim go to dopadło. Uważałam jego zachowania za irracjonalne, lęki za śmieszne a wybuchy emocji za złośliwe, nakręcałam się nimi, odpyskiwałam zamiast odpuścić, mówiłam że dłużej tego nie zniosę.
Zerwał ze mną, bo jak twierdzi - nie może dać mi szczęścia. Później dopiero przyznał się, że zaczął chodzić na terapię.
Może lęk o związek to kolejna nie do końca uzasadniona obawa? Skoro jest przy Tobie, trwa nawet jeśli do końca nie rozumie...
Ja dopiero jak mi uświadomił, co jest grane zrozumiałam, że kocham go jako człowieka, w pełni. Nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale odczułam ulgę, bo stwierdziłam, że to nie on jest taki "zły", tylko coś nim kieruje, ale to coś można zwalczyć. Chcę być cierpliwa dla niego i mam nadzieję, że uda nam się pokonać tą przeszkodę i być razem, silniejsi niż do tej pory, nie unoszący się dumą, honorem, własnym ego.
Rozumiem, że powinnaś przede wszystkim kierować się własnym szczęściem, ale zastanów się, czy aby jego lekceważenie tego problemu nie wypływa czasem z niewiedzy. Z drugiej strony pomyśl jakby to było, gdyby traktował Cię jak emocjonalną kalekę. Pokaż mu jak ma do tego podchodzić, bo osoba która nigdy nie przechodziła przez nic podobnego na pewno tego nie wie.
Życzę Ci dużo szczęścia!
ODPOWIEDZ