Upały są straszne dla nas nerwicowców z jednego prostego powodu - wielu nas, Polaków, nie jest przystosowanych do tak afrykańskich upałów jak były ostatnio. Co za tym idzie wielu z nas poci się, wielu z nas bolą głowy, wielu z nas odwadnia się wręcz i ma tego objawy (zawroty głowy, suchość w ustach) itp. Problem polega na tym, że osoby nie zaburzone nie dorabiają sobie do tego teorii, że "o Boże co się dzieje". Po prostu wiedzą, że to upał i aura. My natomiast podświadomie traktujemy to jako kolejny atak paniki czy DD, nakręcamy się i jest coraz gorzej. Ja to tak rozumiem. Gdy nie mam czasu na myślenie i analizowanie to upał mi nie przeszkadza, a czasami jest nawet przyjemnie posiedzieć na słoneczku. Gorzej, gdy czas na analizy jest, wówczas zazwyczaj zaczyna się dziać źle.
Przykład. W sobotę byłem na spacerze z moją drugą połówką. Tak na spontanie. W parku. Skwar nie do zniesienia. Do tego cały parki poprzecinany stawami i rzeczkami, woda parowała, zaduch nie do zniesienia. Dramat. Ale było fajnie. Mniej fajnie było gdy z tego parku wyszliśmy i zaczęliśmy się kierować do samochodu, a był on dość daleko. Dość szybko załączyły się myśli "ale to daleko", "ale upał", "nie dojdę", "padnę". Ale nikt chyba nie jest zdziwiony tym, że nie padłem, nie umarłem i doszedłem
