15 kwietnia 2020, o 21:56
Pisze pod wpływem kryzysu.
Zabrzmi to wszystko egoistycznie. Wiem, że w tym czasie każdy na forum ma mniejsze czy większe problemy, ale chciałem skorzystać z możliwości wygadania się. Jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało, sytuacja z wirusem solidnie odbija się na moim samopoczuciu. Na tyle, że mam wrażenie, że zostało zaburzone wszystko to, co budowałem do tej pory. Parę lat temu poznałem to forum, odkryłem temat nerwicy i podejmowałem kroki, z których z biegiem czasu byłem coraz bardziej zadowolony. Miałem taki zwyczaj, że w przypadku jakichś kryzysów robiłem... no właśnie, wszystko to, czego brakuje teraz. Siłownia, pojechać gdzieś motocyklem, skupić się na pracy, wieczór z kumplami. Wszystko, byleby nie zamykać się w domu.
Mam wrażenie, że cały ten okres izolacji obnażył wszystkie moje najgorsze cechy. Wróciła prokrastynacja i wróciły lęki. Pewność siebie leży. Nie mogę skupić się na pracy. Widok domu powoduje we mnie myśl "o nie, znowu to miejsce". Nie mam zbytniej ochoty na rozmowę z rodziną, czuję się nierozumiany. Największy konik lękowy spadł chyba na temat związku, bo 90% myśli dotyczy mojej relacji - "czy tęskni?", "nie odzywa się, więc jej nie zależy", "ona nie chce być ze mną". Temat związku stał się dla mnie obsesją na tyle, że praktycznie we wszystkich jego aspektach umysł generuje mi myślenie, że się nie uda, generuje poczucie zagrożenia. Coś całkowicie absurdalnego, bo w normalnym trybie życia, gdy się spotykaliśmy (nie mieszkamy razem) nawet gdy pojawiały się takie myśli, to nie nadawałem im żadnej wartości. Po prostu się na tym nie skupiałem, robiłem swoje i dobrze mi to wychodziło. Teraz mam potrzebę upewniania się - ciągnie mnie jak magnes do czytania podobnych tematów w celu poczucia ulgi. Co z tego, skoro na drugi dzień scenariusz się powtarza?
Żeby nie było, mam świadomość tego co się dzieje i jak bardzo zaniedbałem swój stan emocjonalny. Mam momenty, w których się wyciszę, patrzę na wszystko z dystansu, wręcz udaje mi się uspokoić i logicznie wytłumaczyć sobie pewne rzeczy. Trzymam się tych momentów. Co do związku, poczytałem ostatnio na temat lękowego trybu przywiązania i jestem w szoku, jak bardzo te cechy pasują do mnie. Zamierzam traktować to jako wyjściową garść informacji do zrozumienia pewnych schematów które mną kierują. Największy problem mam chyba z akceptacją tego co się dzieje, choć nawet gdy są dni, w których udaje mi się zająć myśli czymś innym, to przy większym kryzysie (jak teraz) mam wrażenie, że wracam na sam początek z jeszcze większymi bliznami.
Zdrówka wszystkim i dzięki za pomoc