Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

osłabiony afekt

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
ODPOWIEDZ
flat75
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 31 sierpnia 2010, o 09:30

31 sierpnia 2010, o 10:09

witam
Nie jestem pewien czy pisze właściwym działem. Mam następujący objaw który wydaje mi się być jedynym. Otóż mam umiarkowaną pozytywną emocję która nie wydają się być powiązana z rzeczywistością tylko jakby jest to taki naturalny wewnętrzny sygnał. Poza tym nie mam emocji pozytywnych uzależnionych od tego co sie dzieje na zewnątrz. Nic mnie nie cieszy, raduje, ekscytuje. Zostałem skreślony ze studiów na 3 roku i nie poczułem żadnej emocji pomimo że włożyłem mnóstwo wysiłku w nauke. Własciwie to dałem sie wyrzucić bo nie miałem siły ciągnąć dalej jak robot.
Gdybym skończył studia jestem pewniem że nie poczuł bym żadnej radości tak samo jak nie miałem radości ze zdawania egzaminów. Jeśli chodzi o uczucia negatywne martwie sie jedynie o utrate swojego zdrowia i życia ale nie ciesze sie że jestem zdrowy i żyje a ten strach nie jest dla mnie mobilizujący bo jakby perspektywa tego co będzie za jakiś czas jest mało realna. Rasumując nie mam motywacji do życia, jeśli każda uliczka w którą mogę się skierować jest dla mnie identyczną emocją pozytywną i nie motywuje mnie też stres (ale w sumie nie chciałbym by sam stres mnie motywował jak zwierze). Czuje sie jakby włąsnie oderwany od życia w nudnym filmie. Taki stan mam odkąd pamiętam i nie znajduje żadnej przyczyny dla jego zaistnienia, wychowywałem sie beztresowo, mimo to czułem brak powiązania emocji z tym co sie zdarza na zewnątrz i z tym co sam robię. To się może nazywa osłabiony afekt. Ale oprócz niego nie mam omamów i urojeń, może czasem pewną małą nerwicę ale też stany kompletnego relaksu gdy wszystko wisi. Jednocześnie mózg myśli i czuje ze coś trzeba robić bo nie można ciągle zyć na cudzy koszt. No ale żeby działać potrzeba mi emocji tak jak chyba każdemu. Co to może być, brak silnych emocji pozytywnych jako praktycznie jedyny przejaw. Co można zrobić? Szczególnie interesuje mnie dotarcie do siebie argumentami taką mam ambicje. Lekarstwa to ostateczność.
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

1 września 2010, o 00:28

Flat75 cóż a może przez te studia miałeś sporo stresu. i jakoś tak podczas tego twój organizm wycofał się od emocji. Tak się zdarza.
Stres jakiś dłuższy może robic różne rzeczy. Od nerwic do depresji i innych zaburzeń. Być może ciebie spotkało to stepienie afektu. Beż żadnych innych anomali :)
To może być właśnie od tego. Organizm wyłączył swoje odczuwanie od twojego życia bo miał dosyć. Nie chciał czuć więc się zdystansował.
Cp można zrobić? A jak twoja sytuacja teraz? Może ciągle coś jest niewyrównane w twoim zyciu? To wszystko ma związek bo widze to nawet u siebie. tez sie doluje ze zyje na czyjs koszt i wiem ze w duzej czesci samo to odpowiada za moj stan.
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
flat75
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 31 sierpnia 2010, o 09:30

6 września 2010, o 11:00

Właśnie że warunki miałem wręcz kolorowe a już na pewno stosunkowo kolorowe, nie brakowało mi uczucia w domu, miałem dobre altruistyczne wzorce zachowań, nikt mnie nie nigdy molestował i nie bił, przynajmniej odkąd sięgam pamięcią. Studia mnie nie pognębiły w ogóle. Sytuacje u siebie mógłbym zobrazować tak, nie ma nic co by uzasadniało wysiłek życia. Nie ma emocji która jakby mogła przezwycieżyć nicość która mnie przez to pociąga. Jakoś moich uczuć jest denna, picie, jedzenie, spanie, wydalanie.Generalnie popełniam rozciagnięte w czasie samobójstwo, poprzez niedbanie o przyszłość i zły tryb życia. Najchętnie pozbawił bym sie życia odrazu jedynie powstrzymuje mnie starch przed gorszym istnieniem i ból rodziny. Mój prawie całkowity brak emocji wiąże sie z obojetnościa na to co sie dzieje ze mną i ze światem. Załóżmy np że mogę decyzją woli wyleczyc wszystkich chorych na raka. Zrobił bym to z przyczyn rozumowych ale nie wpłynęło by to w ogóle na mój nastrój, emocje by się nie zmieniły. Taki sam mam stosunek do swojego losu. Nie obchodzi mnie czy jestem mądry czy głupi, taki czy siaki. Ale nie jest mi obojętne to czy mam czy nie mam emocji. Bez nich mogę żyć tylko ze strachu a z tego powodu właśnie cierpie emocjonalnie. Miewam też jednak słabe emocje pozytywne ale one występują rzadko i niekonskwentnie w sosunku do kogoś z najbiższej rodziny. Czasami zrobi mi sie żal że jest jemu żal, ciesze sie że on sie cieszy ale to sie zdarza tak rzadko że mógłbym te wszystkie sytuacje prawie zliczyć z całego życia. Zawsze za chwile taka osoba już nic mnie nie obchodzi. Te jednak kawałki uczuć są jakąś nadzieją że można cos zmienic. Znalazłem dobry opis stanu w którym się znajduje mniej więcej, po angielsku. Pochodzi z wywiadu z pisarzem horrorów psychologicznych Thomasem Ligotti cierpiacym na anhedonie. Sorry że w oryginale ale nie umiałbym zgrabnie przetłumaczyć.

źródło : http://theteemingbrain.wordpress.com/in ... s-ligotti/
"Whenever I’ve wanted to write something, I’ve always been able to write it. The problem for me is not being unable to write, but not caring at all about writing . . . or anything else. In a state of anhedonia, everything is revealed in its true purposelessness and inanity. You can argue with my use of “true” in the last sentence. But you’d also have to argue with spiritual traditions such as Buddhism, which have no use for anything, let alone short stories. Buddhism isn’t my point of departure, but I’m in a similar place. I’m completely detached from anything, including myself and anyone around me. Doing anything just seems plain stupid, which in my opinion it ultimately is. This is the lesson of anhedonia, which is an eminently rational state. But if you’re going to do anything, you must be in an irrational state of emotion, and without this irrationality your life is just numbers: how long, how much, how many, how far. Emotion gives an illusory focus and meaning to our lives. When the feeling is gone, so is that sense. This sense is a motivator yet it also fools you into thinking that something is important when it’s not in the least important, except as an engine for your meaningless life. But I don’t feel that anhedonia is “painful” in the way that Thom Gunn is saying that writer’s block is painful. That is, I’m not agonized that I want to write and can’t. Also known as “melancholic depression,” anhedonia is painful, but that pain has nothing to do with not being able to respond emotionally to anything. The anhedonic can’t even conceive of wanting to have his emotions back. That, too, seems stupid and empty and useless. All you want is for the hurt to stop. But even suicide seems pointless. One would have to become emotionally energized past the anhedonia in order to conceive of suicide as a solution. I know that all of this is not possible for non-anhedonics to understand. I could say that it’s like being emotionally blind, deaf, dumb, mute, and totally paralyzed, but such similes aren’t effective unless you’ve gone through the experience yourself. But as bad as anhedonia may be, it’s a cakewalk compared to panic-anxiety disorder. Okay, enough bellyaching about my disorders. Everybody’s got their own shit to deal with."
ODPOWIEDZ