Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Odburzanie, odburzanie i ŚCIANA - jak sobie poradzić z kryzysem?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Lady_Stardust
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 22:03

18 lipca 2017, o 16:10

Proszę o wsparcie - czuję, że nie mam już siły. Z moją nerwicą "bujam" się od prawie 6-ciu lat - po drodze była "remisja" (efekt leczenia framakologicznego), później wznowa, która skłoniła do podjęcia psychoterapii i wzięcia spraw we własne ręce.

Obecnie sytuacja wygląda tak: jestem po ponad 18 miesiącach terapii indywidualnej behawioralno-poznawczej (od pół roku chodzę na sesje co 2-3 tygodnie zamiast co tydzień), biorę najmniejszą z możliwych dawek antydepresantu (5 mg escitalopramu do 2-gi dzień - mój psychiatra twierdzi, że to już tylko "podtrzymująca" dawka) i od ok. 4 miesięcy próbuję aktywnie odburzać się na własną rękę. Niektóre wpisy z tego forum znam już wręcz na pamięć, ale konkretnie, co robię? Ryzykuję, konfrontuję się, staram się reagować na lękowe myśli i je ośmieszać, ale wiadomo - raz wychodzi to lepiej, raz gorzej.

Od miesiąca mam poważny kryzys, który zaczął się po niefortunnej sytuacji w pracy - ot, któregoś dnia źle się poczułam, co miało związek najprawdopodobniej z PMSem. Zrobiło mi się słabo, żołądek oszalał i dopadł mnie atak paniki, którego nie mogłam przetrzymać - skończyło się na tym, że koleżanka pojechała ze mną taksówką do domu, a ja następnego dnia przyznałam się przełożonej do nerwicy (dla własnego komfortu, bo bardzo stresowała mnie myśl pt. "co szef pomyśli"). Tamta sytuacja, pomimo tego, że od razu następnego dnia poszłam normalnie do roboty w myśl "konfrontacji" ciągnie się za mną cały czas. Zaczęły mnie łapać lekkie ataki paniki w miejscach publicznych - w środę np. w pociągu. Zestaw objawów stały - bóle żołądka, mdłości, uczucie, że zaraz zemdleję albo będę musiała biec do toalety (to jest chyba najgorsze - kilka razy rzeczywiście pod wpływem stresu dostałam rozstroju żołądka, więc przekonałam się, że to MOŻE się zdarzyć ;brr ). Dzisiaj rano poniosłam kolejną porażkę - zaczął mi się okres i w pracy poczułam się tak okropnie źle, słabo i beznadziejnie, że zawinęłam się do domu pracować zdalnie. A teraz siedzę w domu i próbuję sobie racjonalizować, że nic się nie stało i że każdy ma prawo do załamań. Tylko w tym wszystkim zagnieżdża się coraz mocniej poczucie, że coś robię źle i standardowy lęk, że zawsze już będzie mi coś dolegać... :(:

Czuję się coraz bardziej zmęczona sama sobą i chciałabym zrozumieć, gdzie popełniam błąd. Za miesiąc lecę na wakacje i zamiast się cieszyć mam oczywiście lęki, że np. dostanę ataku paniki w samolocie albo cholera wie co mi odbije. Wiem, że moje życie nie jest zagrożone; wiem, że to wszystko jest iluzją ale objawy są tak przykre i namacalne, że nie umiem myśleć sobie "to nic takiego" - wbrew wszystkiemu czuję wewnętrzny sprzeciw; nie chcę tak cierpieć.

Pocieszcie mnie, opieprzcie, nie wiem - strasznie potrzebuję nadziei i cholernego spokoju, którego dawanie sobie ostatnio mi tak słabo wychodzi. Chcę zwalczyć ten kryzys tak bardzo :(:
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

18 lipca 2017, o 20:21

Głupio to zabrzmi, bo sama mam aktualnie kryzys i dałam się wkręcić...

Ale pozwól sobie na ten kryzys. Im więcej masz kryzysów masz za sobą, tym częściej widzisz, że to zawsze MIJA. I to chyba jest bardzo pocieszające.
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

19 lipca 2017, o 10:35

A ode mnie masz kopa w dupkę na zachętę! :DD

Słuchaj, gorsze dni mogą się zdarzyć każdemu, nawet niezaburzonemu człowiekowi. Ok, raz się poczułaś kiepsko, pojechałaś do domu, no i w porządku, świat się nie zawali od tego. Ale po co od razu wmówiłaś sobie wtedy kryzys? I ze coś robisz źle? Zobacz, z marszu posypały się ataki paniki mniejsze lub większe. To jest efekt domina. Rób to co robiłaś: akceptuj, ryzykuj, ignoruj. Ale nie poddawaj się tak jak teraz :) Kryzysy czy upadki będą, tego sie nie przeskoczy, masz do nich święte prawo. I je też weź na klatę i pogódz się z faktem, ze czasami możesz poczuć się gorzej. Odburzanie to jest długi i żmudny proces. A Tobie już świetnie szło, zobacz ile dla siebie zrobiłaś! Więc głowa do góry i wracaj do roboty, kochana! :DD

Życzę więcej wyrozumiałości dla samej siebie, powodzenia :friend:
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Awatar użytkownika
marioand
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 31 maja 2017, o 09:30

19 lipca 2017, o 11:15

Wiesz co.... W tym co piszesz da sie znalezc racjonalny ciag zdarzen i obaw.

Mialas gorszy dzien, co wyzwolilo spory stres. W stresie pomyslalas o wakacjach i o tym, ze w przyszlosci dopadnie Cie panika. W rezultacie teraz boisz sie tych wakacji i lotu - nawet jesli o tym nie myslisz, to jest gdzies z tylu glowy :) Zdecydowanie za duzo myslisz o przyszlosci i o tym, ze musisz byc zdrowa, szczesliwa i idealna - prawda jest taka, ze wcale nie musisz! Bedziesz miala atak to co? Stracisz jeden dzien wakacji i tyle - kolejnego dnia wstaniesz z ulga, ze minal ten lot, ktorego sie tak balas.

Mam bardzo podobnie, ostatnio tez zaliczylem kiepski dzien: mam emetofobie, a zjadlem niestety cos nieodpowiedniego ;) Objawy minely kolejnego dnia, a i tak przez kilka dni balem sie jechac autem, ze mnie znowu dopadnie. Nie mowiac juz o pracy i spotkaniach na wyzszym szczeblu! Wtedy pomyslalem, ze w sumie to wszystko jedno - dopadnie to sie zatrzymam lub wyjde i tyle. Potrwa kilka godzin, a kolejnego dnia bede zyl dalej i bedzie na pewno chociaz troche lepiej. Po mniej wiecej tygodniu bylo juz kompletnie okej, zajalem sie czyms innym i wszystko zniknelo :) Daj sobie chwile, wyjdz na slonce i uciesz sie latem. Znajdz cos milego dla siebie w ciagu dnia i skup sie na tym... Glowa do gory!
Awatar użytkownika
Lady_Stardust
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 22:03

19 lipca 2017, o 22:12

eyeswithoutaface pisze:
19 lipca 2017, o 10:35
A ode mnie masz kopa w dupkę na zachętę! :DD

Słuchaj, gorsze dni mogą się zdarzyć każdemu, nawet niezaburzonemu człowiekowi. Ok, raz się poczułaś kiepsko, pojechałaś do domu, no i w porządku, świat się nie zawali od tego. Ale po co od razu wmówiłaś sobie wtedy kryzys? I ze coś robisz źle? Zobacz, z marszu posypały się ataki paniki mniejsze lub większe. To jest efekt domina. Rób to co robiłaś: akceptuj, ryzykuj, ignoruj. Ale nie poddawaj się tak jak teraz :) Kryzysy czy upadki będą, tego sie nie przeskoczy, masz do nich święte prawo. I je też weź na klatę i pogódz się z faktem, ze czasami możesz poczuć się gorzej. Odburzanie to jest długi i żmudny proces. A Tobie już świetnie szło, zobacz ile dla siebie zrobiłaś! Więc głowa do góry i wracaj do roboty, kochana! :DD

Życzę więcej wyrozumiałości dla samej siebie, powodzenia :friend:

eyeswithoutaface, dziękuję - masz oczywiście rację, to jest domino. I to jest okropne, że widzę to, wiem, ale... emocje i tak są w stanie wziąć nade mną górę. Najbardziej chyba rozbija mnie somatyka, układ pokarmowy wysiada mi podczas dni lękowych dokumentnie - o ile wszelkie kołatania serca, problemy oddechowe itd. jestem w stanie przetrzymać, tak skurcze jelit i niemożność jedzenia są bardzo ciężkie do zaakceptowania. Ale wiem, że wyjścia nie ma i pozostaje tylko się z tym mierzyć. uhuhuh

Ogólnie od zawsze miałam i mam w całej tej nerwicy problem z zaakceptowaniem, że jest jak jest - mam ogromną potrzebę mówienia sobie, że to się kiedyś skończy tak całkiem, a podobno jest to błąd. Moja psycholog twierdzi, że w ten sposób akceptacja nie jest pełna, bo nie powinnam zakładać sobie, że "będzie jak kiedyś". Przyznam, że nie do końca umiem to "rozebrać" - nadzieja na wyzdrowienie (rozumiane przeze mnie jako brak objawów) to w końcu główna motywacja do pracy nad sobą. Czuję okropny sprzeciw na myśl, że mam sobie założyć, że ta nerwica to być może już zostanie ze mną zawsze (bo chyba do tego to się sprowadza)... :roll:
marioand pisze:
19 lipca 2017, o 11:15
Wiesz co.... W tym co piszesz da sie znalezc racjonalny ciag zdarzen i obaw.

Mialas gorszy dzien, co wyzwolilo spory stres. W stresie pomyslalas o wakacjach i o tym, ze w przyszlosci dopadnie Cie panika. W rezultacie teraz boisz sie tych wakacji i lotu - nawet jesli o tym nie myslisz, to jest gdzies z tylu glowy :) Zdecydowanie za duzo myslisz o przyszlosci i o tym, ze musisz byc zdrowa, szczesliwa i idealna - prawda jest taka, ze wcale nie musisz! Bedziesz miala atak to co? Stracisz jeden dzien wakacji i tyle - kolejnego dnia wstaniesz z ulga, ze minal ten lot, ktorego sie tak balas.

Mam bardzo podobnie, ostatnio tez zaliczylem kiepski dzien: mam emetofobie, a zjadlem niestety cos nieodpowiedniego ;) Objawy minely kolejnego dnia, a i tak przez kilka dni balem sie jechac autem, ze mnie znowu dopadnie. Nie mowiac juz o pracy i spotkaniach na wyzszym szczeblu! Wtedy pomyslalem, ze w sumie to wszystko jedno - dopadnie to sie zatrzymam lub wyjde i tyle. Potrwa kilka godzin, a kolejnego dnia bede zyl dalej i bedzie na pewno chociaz troche lepiej. Po mniej wiecej tygodniu bylo juz kompletnie okej, zajalem sie czyms innym i wszystko zniknelo :) Daj sobie chwile, wyjdz na slonce i uciesz sie latem. Znajdz cos milego dla siebie w ciagu dnia i skup sie na tym... Glowa do gory!
marioand, dziękuję za słowa wsparcia :)) U mnie było tak samo - wcześniej praca w ogóle mnie nie stresowała, po tej pojedynczej sytuacji narodził się nowy lęk i zaczęły problemy. Chodzę do niej dalej, dzisiaj też normalnie już poszłam i jakoś funkcjonuję, ale mnie już nawet czasami wkurza, że ni stąd ni zowąd np. zaczyna mnie boleć brzuch i lodowacieją mi dłonie :(( Moja praca wymaga też od czasu do czasu spotkań zewnętrznych z ludźmi i wyjść na konferencje, wtedy już w ogóle wszystko się nasila, no ale nie unikam tych sytuacji i staram się stawiać czoło.

Co do wakacji, to na pewno mam jakąś presję, żeby były udane - w zasadzie nasz jedyny w roku wyjazd "na wypasie" z partnerem, z założenia powinien być super, a to już w zaburzeniu prosto nakręca. Na lot załatwiłam sobie "uspokajacza" od psychiatry - coś szybko działającego na kryzysową sytuację, czego nie zamierzam brać ale sam fakt posiadania tego w torebce w pewnym stopniu uspokaja (poprzednie opakowanie nigdy nie otwarte mi się przeterminowało). Nienawidzę tych pieprzonych leków - mój cel to całkowicie odstawić nawet ten mój pojedynczy antydepresant, ale potrzebuję jeszcze czasu.
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

20 lipca 2017, o 12:26

Lady_Stardust pisze:
19 lipca 2017, o 22:12
eyeswithoutaface pisze:
19 lipca 2017, o 10:35
A ode mnie masz kopa w dupkę na zachętę! :DD

Słuchaj, gorsze dni mogą się zdarzyć każdemu, nawet niezaburzonemu człowiekowi. Ok, raz się poczułaś kiepsko, pojechałaś do domu, no i w porządku, świat się nie zawali od tego. Ale po co od razu wmówiłaś sobie wtedy kryzys? I ze coś robisz źle? Zobacz, z marszu posypały się ataki paniki mniejsze lub większe. To jest efekt domina. Rób to co robiłaś: akceptuj, ryzykuj, ignoruj. Ale nie poddawaj się tak jak teraz :) Kryzysy czy upadki będą, tego sie nie przeskoczy, masz do nich święte prawo. I je też weź na klatę i pogódz się z faktem, ze czasami możesz poczuć się gorzej. Odburzanie to jest długi i żmudny proces. A Tobie już świetnie szło, zobacz ile dla siebie zrobiłaś! Więc głowa do góry i wracaj do roboty, kochana! :DD

Życzę więcej wyrozumiałości dla samej siebie, powodzenia :friend:

eyeswithoutaface, dziękuję - masz oczywiście rację, to jest domino. I to jest okropne, że widzę to, wiem, ale... emocje i tak są w stanie wziąć nade mną górę. Najbardziej chyba rozbija mnie somatyka, układ pokarmowy wysiada mi podczas dni lękowych dokumentnie - o ile wszelkie kołatania serca, problemy oddechowe itd. jestem w stanie przetrzymać, tak skurcze jelit i niemożność jedzenia są bardzo ciężkie do zaakceptowania. Ale wiem, że wyjścia nie ma i pozostaje tylko się z tym mierzyć. uhuhuh

Ogólnie od zawsze miałam i mam w całej tej nerwicy problem z zaakceptowaniem, że jest jak jest - mam ogromną potrzebę mówienia sobie, że to się kiedyś skończy tak całkiem, a podobno jest to błąd. Moja psycholog twierdzi, że w ten sposób akceptacja nie jest pełna, bo nie powinnam zakładać sobie, że "będzie jak kiedyś". Przyznam, że nie do końca umiem to "rozebrać" - nadzieja na wyzdrowienie (rozumiane przeze mnie jako brak objawów) to w końcu główna motywacja do pracy nad sobą. Czuję okropny sprzeciw na myśl, że mam sobie założyć, że ta nerwica to być może już zostanie ze mną zawsze (bo chyba do tego to się sprowadza)... :roll:
marioand pisze:
19 lipca 2017, o 11:15
Wiesz co.... W tym co piszesz da sie znalezc racjonalny ciag zdarzen i obaw.

Mialas gorszy dzien, co wyzwolilo spory stres. W stresie pomyslalas o wakacjach i o tym, ze w przyszlosci dopadnie Cie panika. W rezultacie teraz boisz sie tych wakacji i lotu - nawet jesli o tym nie myslisz, to jest gdzies z tylu glowy :) Zdecydowanie za duzo myslisz o przyszlosci i o tym, ze musisz byc zdrowa, szczesliwa i idealna - prawda jest taka, ze wcale nie musisz! Bedziesz miala atak to co? Stracisz jeden dzien wakacji i tyle - kolejnego dnia wstaniesz z ulga, ze minal ten lot, ktorego sie tak balas.

Mam bardzo podobnie, ostatnio tez zaliczylem kiepski dzien: mam emetofobie, a zjadlem niestety cos nieodpowiedniego ;) Objawy minely kolejnego dnia, a i tak przez kilka dni balem sie jechac autem, ze mnie znowu dopadnie. Nie mowiac juz o pracy i spotkaniach na wyzszym szczeblu! Wtedy pomyslalem, ze w sumie to wszystko jedno - dopadnie to sie zatrzymam lub wyjde i tyle. Potrwa kilka godzin, a kolejnego dnia bede zyl dalej i bedzie na pewno chociaz troche lepiej. Po mniej wiecej tygodniu bylo juz kompletnie okej, zajalem sie czyms innym i wszystko zniknelo :) Daj sobie chwile, wyjdz na slonce i uciesz sie latem. Znajdz cos milego dla siebie w ciagu dnia i skup sie na tym... Glowa do gory!
marioand, dziękuję za słowa wsparcia :)) U mnie było tak samo - wcześniej praca w ogóle mnie nie stresowała, po tej pojedynczej sytuacji narodził się nowy lęk i zaczęły problemy. Chodzę do niej dalej, dzisiaj też normalnie już poszłam i jakoś funkcjonuję, ale mnie już nawet czasami wkurza, że ni stąd ni zowąd np. zaczyna mnie boleć brzuch i lodowacieją mi dłonie :(( Moja praca wymaga też od czasu do czasu spotkań zewnętrznych z ludźmi i wyjść na konferencje, wtedy już w ogóle wszystko się nasila, no ale nie unikam tych sytuacji i staram się stawiać czoło.

Co do wakacji, to na pewno mam jakąś presję, żeby były udane - w zasadzie nasz jedyny w roku wyjazd "na wypasie" z partnerem, z założenia powinien być super, a to już w zaburzeniu prosto nakręca. Na lot załatwiłam sobie "uspokajacza" od psychiatry - coś szybko działającego na kryzysową sytuację, czego nie zamierzam brać ale sam fakt posiadania tego w torebce w pewnym stopniu uspokaja (poprzednie opakowanie nigdy nie otwarte mi się przeterminowało). Nienawidzę tych pieprzonych leków - mój cel to całkowicie odstawić nawet ten mój pojedynczy antydepresant, ale potrzebuję jeszcze czasu.
A ja uważam, że mamy prawo myślec, że będzie "jak kiedyś" bo będzie I ja w to wierzę. Wychodzenie z nerwicy to jak takie wspinanie się po stopniach, do góry. Nie widze w tym nic złego. To kolejny dowód na to, że obecnie trwa iluzja I to od nas zależy czy z niej wyjdziemy. Będzie jak kiedyś, w sensie będą normalne stresy dnia codziennego, normalne podejście do lęku, ale nie cała iluzja nerwicowa I błędne koło lęku, ciągłe napięcie. Może terapeutce chodzi o to żeby nie narzekać na to, w sensie podchodzić do tych objawów neutralnie. Bo podchodząc panicznie przedłużamy nerwicę tak naprawdę. Może źle zrozumiałyście się?
Awatar użytkownika
Lady_Stardust
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 22:03

20 lipca 2017, o 21:24

Wczoraj miałam dobry dzień, ale dzisiaj nastąpiła masakra :( Już w pracy byłam lekko lękowa, ale jadąc wieczorem na terapię ogarnął mnie, jak ja to nazywam "rzut depresyjny" - okropny smutek, bardzo silne myśli o bezsensie mojego istnienia i wszelkich wysiłków. W trakcie spotkania z psycholog smutek przeszedł w lęk i dostałam klasycznego ataku paniki w gabinecie - z bólem żołądka, lodowatymi dłońmi i telepaniem. Wracając do domu miałam znowu okropne myśli pt. "cierpię tak bardzo że być może będę musiała popełnić samobójstwo" <----- mój standardowy straszak w rzutach depresyjnych i stanach lękowych.

W tej chwili czuję się lepiej, emocje ze mnie zeszły, ale ja już chyba nie wiem - jak ja mam konfrontować się z tak ohydnymi uczuciami, jak je przepuszczać kiedy całe ciało mi mówi, że nie wytrzyma. Od samego strachu gorszy jest ten przejmujący smutek, to mnie obezwładnia.

Przepraszam, musiałam to z siebie wyrzucić, to był paskudny dzień z paskudnym bajzlem w mojej głowie i jeszcze gorszym w emocjach :(:
ODPOWIEDZ