Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Mark
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 108
Rejestracja: 3 czerwca 2017, o 07:34

16 lipca 2017, o 13:57

katarzynka pisze:
16 lipca 2017, o 13:27
Mark, ale ja Cię doskonale rozumiem ;)

Cały tydzień przeżywałam piekło z moim ukochanym, a wczoraj się spotkaliśmy i nagle stał się piękny. Ja wyciągnęłam telefon i zaczęłam mu robić zdjęcia, a on mówił, że niezręcznie się czuje. Tłumaczyłam mu, że muszę te fotki wykonać i porównać co się w nim zmieniło w ciągu 24h. Zdawałam sobie sprawę, że to chore... Na logikę nie da się tego wyjaśnić. Ale czy to, że mamy dość mocno zbieżne objawy, nie utwierdza w przekonaniu o nerwicy? ;)
Ja sobie tłumaczę że po prostu już jej nie kocham. Zastanawiam się nad lekami bo chyba tylko to zostało. Ja już nie mam myśli tylko praktycznie pewność że to koniec
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

16 lipca 2017, o 14:11

Mark, ale na tym polega nerwica, że jesteś przekonany o prawdzie tego co Ci podsuwa. A te przebłyski? Wtedy nie jest cudownie? Nie dają Ci one do myślenia?
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

16 lipca 2017, o 14:12

laure pisze:
16 lipca 2017, o 13:54
Nie wierzę w żadne rocd. :'(
Co tam Asiu się dzieje?
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Mark
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 108
Rejestracja: 3 czerwca 2017, o 07:34

16 lipca 2017, o 14:42

katarzynka pisze:
16 lipca 2017, o 14:11
Mark, ale na tym polega nerwica, że jesteś przekonany o prawdzie tego co Ci podsuwa. A te przebłyski? Wtedy nie jest cudownie? Nie dają Ci one do myślenia?
Zastanawiam się czy Kiedy kolejek były. Ostatnio nawet myślałem że ja jej nigdy nie kochałem.
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

16 lipca 2017, o 15:22

To co zawsze Kasiu. Nawet jak zapomne na 5 minut to potem jest mysl,ze nie kocham i znowu zaczyna mnie telepac. Monitoruje ciągle... :'(
nikanere
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 592
Rejestracja: 26 kwietnia 2017, o 17:33

16 lipca 2017, o 15:46

Powiem wam że to jest tylko nerwica i jakoś trzeba z nią walczyć i nie zwracać na nim uwagi. Ja od piątku czuję się wspaniale z moim ukochanym. Dzisiaj coś próbowało mi się myśleć ale olałam to. Mam momenty że patrzę na niego jak dawniej i się uśmiecham lub śmieje sama do siebie. Wtedy oczywiście myśli próbują wrócić ze zdwojoną siła i przekonywać że to nieprawda i że siebie oszukuje lub niego... Ale wiem że jest mi z nim dobrze i tego się trzymam. Również myśli próbują mi zmienić wspomnienia dlaczego tak naprawdę zaczęłam z nim być i wogole... Ja znam prawdę i nerwica wkoncu się jej podda i odejdzie🙂 wad też to czeka... Jestem ogólnie w 6 miesiącu ciąży co hormony też robią swoje... Ale ja wiem co czułam wtedy napoczatku przedjej rozpoczęcie i żadne myśli tego nie zniszczą...
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

16 lipca 2017, o 15:50

Przestaje wierzyć. 8 Miesięcy może z jednym dniem kiedy czułam żE nie jest mi wszystko jedno. Tak poza tym tylko lęki, tylko myśli,tylko nieprzyjemne uczucie i stres. Nie pamiętam już nawet jak było wcześniej :(
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

16 lipca 2017, o 15:55

Asiu, ale to dalej jedno i to samo jest. Nic nowego nerwica już nie może wymyślić. Zmienia treść, ale schemat oklepany ten sam. Mi za kilka dni stukną dwa latka z tymi myślami i choć nie wierzę, że to przeżyłam, to dla takich dni jak wczoraj warto się zabijać codziennie :-)
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
nikanere
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 592
Rejestracja: 26 kwietnia 2017, o 17:33

16 lipca 2017, o 15:57

laure pisze:
16 lipca 2017, o 15:50
Przestaje wierzyć. 8 Miesięcy może z jednym dniem kiedy czułam żE nie jest mi wszystko jedno. Tak poza tym tylko lęki, tylko myśli,tylko nieprzyjemne uczucie i stres. Nie pamiętam już nawet jak było wcześniej :(
Ja też ciągle czuję niepokój bez powodu i to jest pozywka dla myśli... Postaraj sie zająć czymś... Ja mam wiele niemiłych myśli ale jak sobie uświadomiłam to one nigdy nie były mojego typu myślami tylko zawsze coś usłyszałam od kogoś z najbliższych... Np. Kiedyś mówiłam mamie że dostałam od obecnego chłopaka kwiatka lub misia lub coś innego to mi mówiła z pogardą że tylko się podlizuje... Odkąd mam problem z myślami to jak chłopak coś miłego dla mnie robił to myślałam of razu że i tak to robi sztucznie a nie że naprawdę chce.... Tak samo jak ja coś uznałam że miłego dla niego zrobię to od razu myśl mnie stopowala i dolowala ze i tak robię to nieszczerze więc wtedy się poddawalam inie robiłamnic ateraz mimo takiej myśli o i tak zamierzam to robić bo poprostu taka jestem🙂
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

16 lipca 2017, o 21:15

katarzynka pisze:
16 lipca 2017, o 15:55
Asiu, ale to dalej jedno i to samo jest. Nic nowego nerwica już nie może wymyślić. Zmienia treść, ale schemat oklepany ten sam. Mi za kilka dni stukną dwa latka z tymi myślami i choć nie wierzę, że to przeżyłam, to dla takich dni jak wczoraj warto się zabijać codziennie :-)
Ja nie miałam chwili by nie chcieć się zabijać...
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

16 lipca 2017, o 21:43

Asiu, są takie chwile, sama niedawno wspominałaś. Musimy szukać chociaż najmniejszych punktów zaczepienia, inaczej to droga na dno :friend:
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
laure
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 642
Rejestracja: 17 stycznia 2017, o 10:33

17 lipca 2017, o 09:26

Ja mam wrażenie, ze mi się wydawało... :( wszystko już. Kurczowo się trzymam tego jak to się zaczęło. Że to był impuls,moment,potem taki lęk ze sama nie rozumiałam co sie dzieje... a potem poszło :( przeciety kabel w mózgu :'(
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

17 lipca 2017, o 12:42

laure pisze:
17 lipca 2017, o 09:26
Ja mam wrażenie, ze mi się wydawało... :( wszystko już. Kurczowo się trzymam tego jak to się zaczęło. Że to był impuls,moment,potem taki lęk ze sama nie rozumiałam co sie dzieje... a potem poszło :( przecięty kabel w mózgu :'(
I bardzo dobrze - tego się trzymaj, bo to "normalne" nie jest. To jest zaburzona reakcja obronną na przeciążenie układu nerwowego stresem i negatywnymi emocjami. To przeciążenie odpala reakcję obronną w postaci odcinki od emocji/uczuć, bo psychika nie jest w stanie dalej już akumulować w sobie negatywnych ładunków emocjonalnych. I teraz zobacz co się dzieje dalej. Psychika odcina Cię od emocji i zamiast być chwilowo lepiej (mechanizm wszakże obronny co nie? :DD ) jest gorzej, dlaczego? Bo Twój umysł odbiera to jako zagrożenie. Tyle i aż tyle! Co to w dalszym kroku powoduje? Pojawienie się e jednej sekundzie uczucia lęku (najczęściej wolnopłynącego - zlokalizowany zwykle głowie lub klatce piersiowej) oraz myśli natrętnej. Dlaczego napisałem myśli natrętnej, a nie myśli natrętnych? Bo tak naprawdę dopiero nasza wystraszona świadomą reakcja powoduje że odpala nam się podświadome nerwicowa koło lęku. Skoro tak zareagowałem to musi coś w tym być, musi być faktycznie jakieś zagrożenie. No i jedziemy z tematem - lęk się nasila, czujesz cały wachlarz objawów, a myśl już nie jest jedna.

Teraz znajdzie się mnóstwo rzeczy, które tylko Cię utwierdza w tym czego się boisz: nie kochasz bo podoba Ci się inny facet na ulicy, nie kochasz bo nie myślisz cały czas o swoim mężczyźnie, nie kochasz bo nie czujesz ekscytacji przy nim, nie kochasz bo nie jest idealny, nie kochasz bo Ci się już tak nie podoba jaj kiedyś, nie kochasz bo ma latające uszy albo nie inny kolor oczu (a Ty zawsze lubiła blondynów o niebieskich oczach) itepe, itede.

Najlepsze w tym stanie (a może i najgorsze ;col ) jest to, że tak naprawdę każda, nawet najbardziej absurdalna rzecz może być dla Ciebie potwierdzeniem tego w co wierzysz. Tak, wierzysz. Bo w tym stanie tak naprawdę tylko to, w co uwierzyłaś, tylko to w co wierzysz może stanowić dla Ciebie oparcie lub Cię jeszcze bardziej pogrążyć. Nie bez powodu mówi się, że dostajemy to, o czym myślimy najczęściej - co nasz umysł zajmuje najdłużej. Pamiętaj też, że miłość się zmienia, uczucia i emocje podlegają ciągłym zmianom. Nie pozwól wmówić sobie przez innych, ani przez własnych zaburzony stan emocjonalny, że powinnaś zawsze czuć to samo, ciągle być w tym samym stanie emocjonalnym. Tego NIE DA SIĘ osiągnąć. Taki jest fakt, a pamiętaj ile razy podkreślałem, że z faktami się nie dyskutuje - je się stwierdza i z nimi można się tylko i wyłącznie POGODZIĆ. Gdybyś non-stop czuła się tak samo, skąd wiedziałabyś, że jesteś szczęśliwa? Nie dałoby się tego stwierdzić. Po to właśnie są tego gorsze stany emocjonalne, żeby wiedzieć kiedy jest lepiej, kiedy jest super i kiedy są te chwile szczęścia w naszym życiu. Powiesz "okay, ale k..a u mnie to trwa już tyle i tyle, a nie tylko jakąś tam chwilkę". Masz rację ,trwa to długo i może trwać jeszcze dłużej, ale nie jest to twoja wina! Ani tym bardziej Twojego chłopaka, a już z całą pewnością nie wina jakiegoś braku czegokolwiek. Właśnie tu nie ma żadnego braku laure! Ten stan to efekt występowania czegoś, a nie wina braku. ZAAKCEPTUJ TO! Tylko tyle i aż tyle. Na to nie masz żadnego wpływu, tak jak nie miałaś wpływu na odpalenie zaburzenia. To się stało mimowolnie, nie chciałaś tego. Ale zobacz - skoro coś się stało wbrew Twojej woli, jak możesz się za to obwiniać? Ja cały czas widzę, jak bardzo sama się obwiniasz o to, że nie czujesz nic do swojego chłopaka, że nie cieszysz się na poród, ze nie czujesz nic do dziecka.

Zacznij to AKCEPTOWAĆ, a zobaczysz, że będzie lepiej. Nie od razu mega turbo super i wyciąg z orgazmu, ale będzie dobrze. A co najważniejsze, odpuść sobie chęć i ciągłe dążenie do tego by było jak dawniej. Tak jak dawniej już nie będzie - zaakceptuj to Ty i cała reszta nerwusków. Nie, nie będzie. Możecie płakać, szlochać, wyć do księżyca, a i tak dupa! Nie będzie i tyle. Mozę być gorzej, lepiej, ale będzie inaczej. I teraz zauważcie, że tylko od Was zależy co z tym zrobicie. Jeśli zaczniecie już dziś uspokajać swój stan emocjonalny poprzez nie nadawanie znaczenia myślom, poprzez ignorowanie objawów i obaw, to powoli to Wasze małe dziecko jakim jest zaburzony stan emocjonalny przestanie bać się tego "groźnego psa", którym jest wyimaginowany lęk , ciągłe napięcie i przepływająca fala natrętnych myśli. Uspokojenie to proces długotrwały i wymagający wytrwałości, a co najważniejsze - uporu w dążeniu do celu.

Postanów sobie dziś: "w porządku jest ch..o, jest bardzo źle, nigdy wcześniej się tak nie czułam, ale okay to nie moja wina, nie mam na to wpływu i akceptuje to, że teraz przez bliżej nieokreślony czas będę się czuła nie najlepiej. Ale nie będę już dawała wkręcać się w rozmyślania (ang. rumination), w analizowanie objawów, skupianie się na lęku wolno płynącym (ciągłe uciski tu i ówdzie oraz napięcie), w analizowanie natrętnych myśli. Pozwolę sobie na to by te myśli przepływały przeze mnie, by ten lęk trwał jeszcze przez jakiś czas dopóki nie przekonam mojego zaburzonego stanu emocjonalnego - mojego wewnętrznego przestraszonego dziecka, że nic mu nie grozi i jest bezpieczne. Jeśli zaczniesz to sumiennie wdrażać - AKCEPTACJA & NIEREAKTYWNOŚĆ - to Twój stan zacznie powoli się polepszać, a to da Cie trochę więcej kopa do dalszej pracy nad sobą.

Pamiętaj też, że miłość to NIE JEST TYLKO UCZUCIE, to przede wszystkim Twoja niezależna i podjęta z wolnej woli decyzja. Związek oparty tylko na uczuciach, z góry skazany jest na huragany i sztormy, bo emocje są bardzo zmienne i nie da się nad nimi świadomie zapanować. Związek zbudowany na solidnych podstawach, takich jak system wartości, przyjaźń, szacunek, zaufanie ma dużo stabilniejsze fundamenty i może oprzeć się wszelkim wichrom i sztormom - bo te w każdym, nawet najbardziej udanym związku się pojawiają. To, że podoba Ci się inny facet nic nie znaczy - jesteś zdrową kobietą, dlaczego mają nie podobać Ci się przystojni mężczyźni. To, że nawet śni Ci się Twój były albo seks z kimś nieznajomym - to też nic nie znaczy, a już z pewnością nie znaczy to, że nie kochasz swojego mężczyzny. To są reakcje niezależne od nas, a snom nie przypisujmy nie wiadomo jakich znaczeń. Miłość prawdziwa potrzebuje stabilizacji i bezpieczeństwa, a to wyrażone jest m.in. w słowach przysięgi małżeńskiej "na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy". Czy można byłoby w ogóle przysięgać coś takiego jeśli zakładalibyśmy/wierzylibyśmy, że miłość czy związek dwojga ludzi to tylko uczucia? Każde z Was w głębi siebie wie, że NIE! Nie dałoby się, bo to już na starcie byłoby oszukiwanie samego siebie i wierzenie w coś idealnego, a przecież związek dwojga niedoskonałych ludzi, nie może być w żaden sposób idealny. Emocje i uczucia ulegają ciągłym fluktuacjom i przeobrażeniom. Do tego dochodzi wszędobylski hollywoodzki obraz tego, jak wygląda miłość romantyczna i jeśli w to uwierzymy i przyjmiemy za obowiązujący model, to zaczyna się problem. Na szczęście postawy życiowe i sposoby/schematy reagowania na pewne kwestie da się zmodyfikować więc nic straconego ;)

Kolejna sprawa wygląd. To jest ciekawa kwestia. Zakładam, że każde z Was jest z związku z człowiekiem, który Wam się wizualnie bardzo podobał na początku związku. I nagle sytuacja się zmienia o 180 stopni. Jak to może być? Nale pewne cechy wygląda zewnętrznego stają się nie do zaakceptowania - to samo może dotyczyć kwestii charakteru. Jakiś mankament nagle urasta do rangi niewyobrażalnej przeszkody, czegoś absolutnie nie do przeskoczenia. I tu należy sobie zadać pytanie - do się takiego stało? Paradoksalnie nie stało się nic, oprócz przeciążenia emocjami i odłączenia od odczuwania emocji/uczuć przez umysł. Czy możliwe jest, że nagle - w ciągu jednej godziny, doby, Wasz partner przestało siebie dbać? Zmienił się nie do poznania? Jest kimś innym niż był jeszcze tydzień temu? Na zdrowy rozsądek, bez emocji - sama logika, czy to jest możliwe? Myślę, że w każdym - nawet najbardziej stabilnym i zdrowym związku tego typu sytuacje mogą mieć miejsce, ale zdrowi ludzi nie wyolbrzymiają tych kwestii i nie zapętlają siew analizy i rozkminy typu "a dlaczego?", "co to znaczy?", "chyba nie kocham?". Po prostu rozumieją to, ale tak całym sobą (świadomie i podświadomie) akceptują, że ani oni ani ich partner nie są doskonali i że każdy ma swoje wady i zalety - również wady dotyczące wyglądu. Zauważcie proszę, że bardzo często oczekujemy rzeczy niemożliwych, np. absolutnej pewności, że to ten/ta osoba, z którą powinna/powinienem być, "to ta jedna i jedyna właściwa miłość mojego życia", itd. Myślicie, że ktokolwiek na świecie ma taką pewność 100%? NIE! Ma tylko tyle pewności ile wystarczy by żyć dalej w zdrowiu i szczęściu. I tu kłania nam się kolejne pojęcie, a mianowicie PERFEKCJONIZM - ten jegomość nie daje nam spokoju i "zmusza" do osiągnięcia niemożliwego. Absolutnej pewności, że postępujemy zgodnie z tym, co powinno być. Absolutnej pewności, że wybraliśmy najsłuszniejsza drogę. Nie ma takiej pewności, a co więcej nie ma takich dróg. Moze być kilka dróg tak samo wartościowych i słusznych w naszym życiu. Pytanie co z tym zrobimy.

To jest tak jak z tym klasycznym problemem wierności i zdrady w związkach. Kiedyś, podczas pierwszego epizodu nerwicowo-depresyjnego w moim życiu, bardzo mocno spinałem poślady na sama myśl o zdradzie i przemyślenia jak to w ogóle ludzie mogą być niewierni w związkach. Cierpiałem katusze niczym młody Werter ;) A dziś już wiem, że w życiu najważniejsze jest co co robimy, a nie myślimy i sam fakt, że podoba mi się jakaś dziewczyna i nawet chciałbym z nią zrobić to i owo (w sensie impulsu, biologicznego zwykłego popędu), nie oznacza, że nie kocham swojej Żony. To klasyczny bullshit aż głowa mała! To, że jestem w długoletnim związku nie zmienia faktu, że nadal jestem facetem w sile wieku. Nie przestałem odczuwać popędów, nie przestałem być wrażliwy na kobiece piękno - w tej materii nic się nie zmieniło, bo i nie mogło się zmienić. Słowa przysięgi w magiczny sposób nie wpłynęły na mnie i moją "męskość", nie spowodowały zmian hormonalnych i nie zredukowały mi testosteronu :D Zmierzam do pokazania pewnego faktu, że tak naprawdę dopóki nie przekuwam myśli w czyny, nic się nie dzieje. Bo myśl to nie czyn i ona nie stanowi o nas, o naszym istnieniu. Nie powinniśmy się też przez pryzmat naszych myśli, a nawet emocji oceniać. Bo one są i pojawiają się niezależnie od naszego "chciejstwa" i "widzimiśię". coś nam się podoba albo nie - emocja, lubimy kogoś lub nie - emocja, ale to od nas zależy co z tym zrobimy dalej. Tu chodzi bardziej o pewne spriorytetyzowanie swojego życia, o ułożenie go pod względem wartości, którymi chciałbym/chciałabym się kierować. To oznacza również zastosowanie pewne go uporu w dążeniu do celu - pomimo wszelkich przeciwności, jakimi w chwili obecnej może być np. nasz lęk, objawy i obawy, a także myśli natrętne.

Zobacz, teraz czujesz/czujecie prawie "przymus" zerwania z partnerem "bo nie kochasz/kochacie". Jak można podejmować kluczowe życiowe decyzje będąc pod wpływem takiego stanu emocjonalnego? Przecież nikt zdrowy w ten sposób nie reaguje na brak uczuć. Już sam ten fakt powinien Was upewniać w tym, że coś tu jednak nie gra. Nie podejmuje się ważnych, a przede wszystkim niezależnych decyzji stojąc "przed poligonem egzekucyjnym" własnych emocji - własnego zaburzonego stanu emocjonalnego. W tej chwili dla Ciebie numerem jeden jest wyjście jako tako na prostą, co oznacza nie mniej, nie więcej uspokojenie swojego rozchwianego stanu emocjonalnego. Będziesz dążyła do tego celu małymi krokami, bez określonego z góry terminu wyjścia na prostą. To ma być w pełni akceptowany spontan. Oto od dziś mówię DOŚĆ i zaczynam wdrażać wszelką wiedzę i wskazówki, jakie uzyskałam na forum, z książek tematycznych i od terapeutów/przyjaciół.

Nawiązując do tego co powiedziałaś:
laure pisze:
17 lipca 2017, o 09:26
Ja mam wrażenie, ze mi się wydawało... :( wszystko już. Kurczowo się trzymam tego jak to się zaczęło. Że to był impuls,moment.
Właśnie takie miałem wrażenie za pierwszym razem i dokładnie takie samo wrażenie mam teraz. A jak wyszedłem na prostą, to paradoksalnie ten cały czas zmagań z nerwicą - a przypominam, że u mnie to trwało prawie 4 lata - jakby nie istniał. Jakby go nigdy nie było i pełne zdziwienie z mojej strony, jak ja w ogóle mogłem tak myśleć. Przecież to nienormalne, tak myśleć. I z dużym przekonaniem i prawdopodobieństwem graniczący z pewnością mogę stwierdzić, ze za pewne u Ciebie po wyjściu na prostą będzie podobnie. Co to spowoduje? Uspokojony stan emocjonalny nie będzie już wszystkie (myśli, objawów, obaw) odbierał jako źródło potencjalnego zagrożenia, a to zmieni Twoje postrzeganie całego świata zewnętrznego, a przede wszystkim wewnętrznego. Żadnych nadinterpretacji, analiz, rozmyślań, co spowoduje brak natrętów i wolnopłynącego lęku. Większe odprężenie i życie tu i teraz, a to z kolei przełoży się na to jak odczuwasz swoje szczęście, a co za tym idzie, jakie są Twoje uczucia do innych osób, w tym Twojego mężczyzny. Zaryzykuj, że to co mówię jest prawdą i że masz OCD! Co masz do stracenia? Tak szczerze laure, co masz do stracenia? Bo mi się wydaje, że tylko ciągły lęk, obawy i myśli natrętne masz do stracenia.... Nie przywiązuj się za bardzo do nich!

Trzymam za Was wszystkich kciuki. Ja jestem nadal w drodze ku lepszemu, w dalszym ciągu wkładam wysiłek w podążanie naprzód ku obranemu celowi. Nie jest lekko, ale tak naprawdę nigdy nie było :)

Jest mi dobrze - to dobrze, jest mi źle - też dobrze ;ok
nikanere
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 592
Rejestracja: 26 kwietnia 2017, o 17:33

17 lipca 2017, o 13:04

Super wpis bardzo pokrzepiajacy. Dzieki niemu mam wiecej wiary w siebie i w swoja przyszlosc. Ja walcze z roznymi natretami od sierpnia czyli prseie rok i mimo innych mysli ciaglr mi sie pojawialo w glowie ze boje sie ze przestane kochac no i w koncu tak jakbym w to uwierzyla i xaczelam inaczej patrzec na ukochanego i doszukiwac na sile wszystkiego co zle njefajne w nim w jego wygladzir i zachowaniu... Na szczescie przestalam ostatnio sie tak przejmowac myslami i patrze znow na niego jak dawniej... W tych dobrych dniach.
Czesto obwiniam sie snami ze one vos znacza itp itd. Obwiniam sie o odejsvie od bylego meza ze moze wtedy to byla nereica tylko ale wiem jak mi ulzylo jak juz mu powiefzialam ze odchodze i nam dosc tego wwsystkiego co robil...tylko teraz wiem ze nerwica wyciaga i ten temat z rekawa... Cokolwiek zebym poczula sie gorzej i sie zdolowala posmutniala...
Po twoim poscie jestem pelna optymizmu i czekam z nievierpliwoscia na wizyte u mojej pani doktor ktora juz za trzy dni
Awatar użytkownika
BruceWayne
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 360
Rejestracja: 22 lutego 2016, o 13:25

17 lipca 2017, o 18:51

kapralis pisze:
17 lipca 2017, o 12:42
laure pisze:
17 lipca 2017, o 09:26
Ja mam wrażenie, ze mi się wydawało... :( wszystko już. Kurczowo się trzymam tego jak to się zaczęło. Że to był impuls,moment,potem taki lęk ze sama nie rozumiałam co sie dzieje... a potem poszło :( przecięty kabel w mózgu :'(
I bardzo dobrze - tego się trzymaj, bo to "normalne" nie jest. To jest zaburzona reakcja obronną na przeciążenie układu nerwowego stresem i negatywnymi emocjami. To przeciążenie odpala reakcję obronną w postaci odcinki od emocji/uczuć, bo psychika nie jest w stanie dalej już akumulować w sobie negatywnych ładunków emocjonalnych. I teraz zobacz co się dzieje dalej. Psychika odcina Cię od emocji i zamiast być chwilowo lepiej (mechanizm wszakże obronny co nie? :DD ) jest gorzej, dlaczego? Bo Twój umysł odbiera to jako zagrożenie. Tyle i aż tyle! Co to w dalszym kroku powoduje? Pojawienie się e jednej sekundzie uczucia lęku (najczęściej wolnopłynącego - zlokalizowany zwykle głowie lub klatce piersiowej) oraz myśli natrętnej. Dlaczego napisałem myśli natrętnej, a nie myśli natrętnych? Bo tak naprawdę dopiero nasza wystraszona świadomą reakcja powoduje że odpala nam się podświadome nerwicowa koło lęku. Skoro tak zareagowałem to musi coś w tym być, musi być faktycznie jakieś zagrożenie. No i jedziemy z tematem - lęk się nasila, czujesz cały wachlarz objawów, a myśl już nie jest jedna.

Teraz znajdzie się mnóstwo rzeczy, które tylko Cię utwierdza w tym czego się boisz: nie kochasz bo podoba Ci się inny facet na ulicy, nie kochasz bo nie myślisz cały czas o swoim mężczyźnie, nie kochasz bo nie czujesz ekscytacji przy nim, nie kochasz bo nie jest idealny, nie kochasz bo Ci się już tak nie podoba jaj kiedyś, nie kochasz bo ma latające uszy albo nie inny kolor oczu (a Ty zawsze lubiła blondynów o niebieskich oczach) itepe, itede.

Najlepsze w tym stanie (a może i najgorsze ;col ) jest to, że tak naprawdę każda, nawet najbardziej absurdalna rzecz może być dla Ciebie potwierdzeniem tego w co wierzysz. Tak, wierzysz. Bo w tym stanie tak naprawdę tylko to, w co uwierzyłaś, tylko to w co wierzysz może stanowić dla Ciebie oparcie lub Cię jeszcze bardziej pogrążyć. Nie bez powodu mówi się, że dostajemy to, o czym myślimy najczęściej - co nasz umysł zajmuje najdłużej. Pamiętaj też, że miłość się zmienia, uczucia i emocje podlegają ciągłym zmianom. Nie pozwól wmówić sobie przez innych, ani przez własnych zaburzony stan emocjonalny, że powinnaś zawsze czuć to samo, ciągle być w tym samym stanie emocjonalnym. Tego NIE DA SIĘ osiągnąć. Taki jest fakt, a pamiętaj ile razy podkreślałem, że z faktami się nie dyskutuje - je się stwierdza i z nimi można się tylko i wyłącznie POGODZIĆ. Gdybyś non-stop czuła się tak samo, skąd wiedziałabyś, że jesteś szczęśliwa? Nie dałoby się tego stwierdzić. Po to właśnie są tego gorsze stany emocjonalne, żeby wiedzieć kiedy jest lepiej, kiedy jest super i kiedy są te chwile szczęścia w naszym życiu. Powiesz "okay, ale k..a u mnie to trwa już tyle i tyle, a nie tylko jakąś tam chwilkę". Masz rację ,trwa to długo i może trwać jeszcze dłużej, ale nie jest to twoja wina! Ani tym bardziej Twojego chłopaka, a już z całą pewnością nie wina jakiegoś braku czegokolwiek. Właśnie tu nie ma żadnego braku laure! Ten stan to efekt występowania czegoś, a nie wina braku. ZAAKCEPTUJ TO! Tylko tyle i aż tyle. Na to nie masz żadnego wpływu, tak jak nie miałaś wpływu na odpalenie zaburzenia. To się stało mimowolnie, nie chciałaś tego. Ale zobacz - skoro coś się stało wbrew Twojej woli, jak możesz się za to obwiniać? Ja cały czas widzę, jak bardzo sama się obwiniasz o to, że nie czujesz nic do swojego chłopaka, że nie cieszysz się na poród, ze nie czujesz nic do dziecka.

Zacznij to AKCEPTOWAĆ, a zobaczysz, że będzie lepiej. Nie od razu mega turbo super i wyciąg z orgazmu, ale będzie dobrze. A co najważniejsze, odpuść sobie chęć i ciągłe dążenie do tego by było jak dawniej. Tak jak dawniej już nie będzie - zaakceptuj to Ty i cała reszta nerwusków. Nie, nie będzie. Możecie płakać, szlochać, wyć do księżyca, a i tak dupa! Nie będzie i tyle. Mozę być gorzej, lepiej, ale będzie inaczej. I teraz zauważcie, że tylko od Was zależy co z tym zrobicie. Jeśli zaczniecie już dziś uspokajać swój stan emocjonalny poprzez nie nadawanie znaczenia myślom, poprzez ignorowanie objawów i obaw, to powoli to Wasze małe dziecko jakim jest zaburzony stan emocjonalny przestanie bać się tego "groźnego psa", którym jest wyimaginowany lęk , ciągłe napięcie i przepływająca fala natrętnych myśli. Uspokojenie to proces długotrwały i wymagający wytrwałości, a co najważniejsze - uporu w dążeniu do celu.

Postanów sobie dziś: "w porządku jest ch..o, jest bardzo źle, nigdy wcześniej się tak nie czułam, ale okay to nie moja wina, nie mam na to wpływu i akceptuje to, że teraz przez bliżej nieokreślony czas będę się czuła nie najlepiej. Ale nie będę już dawała wkręcać się w rozmyślania (ang. rumination), w analizowanie objawów, skupianie się na lęku wolno płynącym (ciągłe uciski tu i ówdzie oraz napięcie), w analizowanie natrętnych myśli. Pozwolę sobie na to by te myśli przepływały przeze mnie, by ten lęk trwał jeszcze przez jakiś czas dopóki nie przekonam mojego zaburzonego stanu emocjonalnego - mojego wewnętrznego przestraszonego dziecka, że nic mu nie grozi i jest bezpieczne. Jeśli zaczniesz to sumiennie wdrażać - AKCEPTACJA & NIEREAKTYWNOŚĆ - to Twój stan zacznie powoli się polepszać, a to da Cie trochę więcej kopa do dalszej pracy nad sobą.

Pamiętaj też, że miłość to NIE JEST TYLKO UCZUCIE, to przede wszystkim Twoja niezależna i podjęta z wolnej woli decyzja. Związek oparty tylko na uczuciach, z góry skazany jest na huragany i sztormy, bo emocje są bardzo zmienne i nie da się nad nimi świadomie zapanować. Związek zbudowany na solidnych podstawach, takich jak system wartości, przyjaźń, szacunek, zaufanie ma dużo stabilniejsze fundamenty i może oprzeć się wszelkim wichrom i sztormom - bo te w każdym, nawet najbardziej udanym związku się pojawiają. To, że podoba Ci się inny facet nic nie znaczy - jesteś zdrową kobietą, dlaczego mają nie podobać Ci się przystojni mężczyźni. To, że nawet śni Ci się Twój były albo seks z kimś nieznajomym - to też nic nie znaczy, a już z pewnością nie znaczy to, że nie kochasz swojego mężczyzny. To są reakcje niezależne od nas, a snom nie przypisujmy nie wiadomo jakich znaczeń. Miłość prawdziwa potrzebuje stabilizacji i bezpieczeństwa, a to wyrażone jest m.in. w słowach przysięgi małżeńskiej "na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy". Czy można byłoby w ogóle przysięgać coś takiego jeśli zakładalibyśmy/wierzylibyśmy, że miłość czy związek dwojga ludzi to tylko uczucia? Każde z Was w głębi siebie wie, że NIE! Nie dałoby się, bo to już na starcie byłoby oszukiwanie samego siebie i wierzenie w coś idealnego, a przecież związek dwojga niedoskonałych ludzi, nie może być w żaden sposób idealny. Emocje i uczucia ulegają ciągłym fluktuacjom i przeobrażeniom. Do tego dochodzi wszędobylski hollywoodzki obraz tego, jak wygląda miłość romantyczna i jeśli w to uwierzymy i przyjmiemy za obowiązujący model, to zaczyna się problem. Na szczęście postawy życiowe i sposoby/schematy reagowania na pewne kwestie da się zmodyfikować więc nic straconego ;)

Kolejna sprawa wygląd. To jest ciekawa kwestia. Zakładam, że każde z Was jest z związku z człowiekiem, który Wam się wizualnie bardzo podobał na początku związku. I nagle sytuacja się zmienia o 180 stopni. Jak to może być? Nale pewne cechy wygląda zewnętrznego stają się nie do zaakceptowania - to samo może dotyczyć kwestii charakteru. Jakiś mankament nagle urasta do rangi niewyobrażalnej przeszkody, czegoś absolutnie nie do przeskoczenia. I tu należy sobie zadać pytanie - do się takiego stało? Paradoksalnie nie stało się nic, oprócz przeciążenia emocjami i odłączenia od odczuwania emocji/uczuć przez umysł. Czy możliwe jest, że nagle - w ciągu jednej godziny, doby, Wasz partner przestało siebie dbać? Zmienił się nie do poznania? Jest kimś innym niż był jeszcze tydzień temu? Na zdrowy rozsądek, bez emocji - sama logika, czy to jest możliwe? Myślę, że w każdym - nawet najbardziej stabilnym i zdrowym związku tego typu sytuacje mogą mieć miejsce, ale zdrowi ludzi nie wyolbrzymiają tych kwestii i nie zapętlają siew analizy i rozkminy typu "a dlaczego?", "co to znaczy?", "chyba nie kocham?". Po prostu rozumieją to, ale tak całym sobą (świadomie i podświadomie) akceptują, że ani oni ani ich partner nie są doskonali i że każdy ma swoje wady i zalety - również wady dotyczące wyglądu. Zauważcie proszę, że bardzo często oczekujemy rzeczy niemożliwych, np. absolutnej pewności, że to ten/ta osoba, z którą powinna/powinienem być, "to ta jedna i jedyna właściwa miłość mojego życia", itd. Myślicie, że ktokolwiek na świecie ma taką pewność 100%? NIE! Ma tylko tyle pewności ile wystarczy by żyć dalej w zdrowiu i szczęściu. I tu kłania nam się kolejne pojęcie, a mianowicie PERFEKCJONIZM - ten jegomość nie daje nam spokoju i "zmusza" do osiągnięcia niemożliwego. Absolutnej pewności, że postępujemy zgodnie z tym, co powinno być. Absolutnej pewności, że wybraliśmy najsłuszniejsza drogę. Nie ma takiej pewności, a co więcej nie ma takich dróg. Moze być kilka dróg tak samo wartościowych i słusznych w naszym życiu. Pytanie co z tym zrobimy.

To jest tak jak z tym klasycznym problemem wierności i zdrady w związkach. Kiedyś, podczas pierwszego epizodu nerwicowo-depresyjnego w moim życiu, bardzo mocno spinałem poślady na sama myśl o zdradzie i przemyślenia jak to w ogóle ludzie mogą być niewierni w związkach. Cierpiałem katusze niczym młody Werter ;) A dziś już wiem, że w życiu najważniejsze jest co co robimy, a nie myślimy i sam fakt, że podoba mi się jakaś dziewczyna i nawet chciałbym z nią zrobić to i owo (w sensie impulsu, biologicznego zwykłego popędu), nie oznacza, że nie kocham swojej Żony. To klasyczny bullshit aż głowa mała! To, że jestem w długoletnim związku nie zmienia faktu, że nadal jestem facetem w sile wieku. Nie przestałem odczuwać popędów, nie przestałem być wrażliwy na kobiece piękno - w tej materii nic się nie zmieniło, bo i nie mogło się zmienić. Słowa przysięgi w magiczny sposób nie wpłynęły na mnie i moją "męskość", nie spowodowały zmian hormonalnych i nie zredukowały mi testosteronu :D Zmierzam do pokazania pewnego faktu, że tak naprawdę dopóki nie przekuwam myśli w czyny, nic się nie dzieje. Bo myśl to nie czyn i ona nie stanowi o nas, o naszym istnieniu. Nie powinniśmy się też przez pryzmat naszych myśli, a nawet emocji oceniać. Bo one są i pojawiają się niezależnie od naszego "chciejstwa" i "widzimiśię". coś nam się podoba albo nie - emocja, lubimy kogoś lub nie - emocja, ale to od nas zależy co z tym zrobimy dalej. Tu chodzi bardziej o pewne spriorytetyzowanie swojego życia, o ułożenie go pod względem wartości, którymi chciałbym/chciałabym się kierować. To oznacza również zastosowanie pewne go uporu w dążeniu do celu - pomimo wszelkich przeciwności, jakimi w chwili obecnej może być np. nasz lęk, objawy i obawy, a także myśli natrętne.

Zobacz, teraz czujesz/czujecie prawie "przymus" zerwania z partnerem "bo nie kochasz/kochacie". Jak można podejmować kluczowe życiowe decyzje będąc pod wpływem takiego stanu emocjonalnego? Przecież nikt zdrowy w ten sposób nie reaguje na brak uczuć. Już sam ten fakt powinien Was upewniać w tym, że coś tu jednak nie gra. Nie podejmuje się ważnych, a przede wszystkim niezależnych decyzji stojąc "przed poligonem egzekucyjnym" własnych emocji - własnego zaburzonego stanu emocjonalnego. W tej chwili dla Ciebie numerem jeden jest wyjście jako tako na prostą, co oznacza nie mniej, nie więcej uspokojenie swojego rozchwianego stanu emocjonalnego. Będziesz dążyła do tego celu małymi krokami, bez określonego z góry terminu wyjścia na prostą. To ma być w pełni akceptowany spontan. Oto od dziś mówię DOŚĆ i zaczynam wdrażać wszelką wiedzę i wskazówki, jakie uzyskałam na forum, z książek tematycznych i od terapeutów/przyjaciół.

Nawiązując do tego co powiedziałaś:
laure pisze:
17 lipca 2017, o 09:26
Ja mam wrażenie, ze mi się wydawało... :( wszystko już. Kurczowo się trzymam tego jak to się zaczęło. Że to był impuls,moment.
Właśnie takie miałem wrażenie za pierwszym razem i dokładnie takie samo wrażenie mam teraz. A jak wyszedłem na prostą, to paradoksalnie ten cały czas zmagań z nerwicą - a przypominam, że u mnie to trwało prawie 4 lata - jakby nie istniał. Jakby go nigdy nie było i pełne zdziwienie z mojej strony, jak ja w ogóle mogłem tak myśleć. Przecież to nienormalne, tak myśleć. I z dużym przekonaniem i prawdopodobieństwem graniczący z pewnością mogę stwierdzić, ze za pewne u Ciebie po wyjściu na prostą będzie podobnie. Co to spowoduje? Uspokojony stan emocjonalny nie będzie już wszystkie (myśli, objawów, obaw) odbierał jako źródło potencjalnego zagrożenia, a to zmieni Twoje postrzeganie całego świata zewnętrznego, a przede wszystkim wewnętrznego. Żadnych nadinterpretacji, analiz, rozmyślań, co spowoduje brak natrętów i wolnopłynącego lęku. Większe odprężenie i życie tu i teraz, a to z kolei przełoży się na to jak odczuwasz swoje szczęście, a co za tym idzie, jakie są Twoje uczucia do innych osób, w tym Twojego mężczyzny. Zaryzykuj, że to co mówię jest prawdą i że masz OCD! Co masz do stracenia? Tak szczerze laure, co masz do stracenia? Bo mi się wydaje, że tylko ciągły lęk, obawy i myśli natrętne masz do stracenia.... Nie przywiązuj się za bardzo do nich!

Trzymam za Was wszystkich kciuki. Ja jestem nadal w drodze ku lepszemu, w dalszym ciągu wkładam wysiłek w podążanie naprzód ku obranemu celowi. Nie jest lekko, ale tak naprawdę nigdy nie było :)

Jest mi dobrze - to dobrze, jest mi źle - też dobrze ;ok

KAPRALIS GRATULUJĘ MĄDROŚCI I DZIĘKUJĘ, ŻE ZNAJDUJESZ CZAS I OCHOTĘ BY PODZIELIĆ SIĘ NIĄ Z INNYMI :)

Jak dla mnie ten wpis powinien znaleźć się na pierwszej stronie razem z artykułem Zordona, lub trafić do działu materiałów.

Pzdr!
ODPOWIEDZ