Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zrażenie do związku

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

14 października 2020, o 10:25

Hej,

Nie wiem czy, to co teraz mam i odczuwam w ogóle kwalifikuje się pod jakieś zaburzenie OCD/ROCD czy może po prostu tak mam, ale jest to jednak dla mnie dziwne.

Zacznę od początku - długo w swoim życiu nie byłem w żadnym poważnym związku, ale zawsze chciałem, z różnych powodów nie udawało się. Widziałem jak inni mają i po prostu czułem, że chce kogoś mieć, że tego mi w życiu brakowało, że miałem swoje pasje, super pracę, rodzinę tylko brakowało mi dziewczyny, często jeszcze wcześniej myślałem jak to będzie gdy będę ją miał, i to był chyba błąd...
Gdy już się udało, to po prostu poczułem się super szczęśliwy, wszystko było podporządkowane jej, nie mogłem się doczekać kolejnych spotkań, wymyślałem coraz to ciekawsze atrakcje na randki itd itd. Czułem chyba te "motyle" :D Ale była też druga strona medalu - często gdy z niewiadomych powodów zachowywała się dziwnie, to ja leciałem chciałem wyjaśniać, o co chodzi zamiast przeczekać, bo chciałem, żeby cały czas "było dobrze". Stresowałem się, gdy miewała fochy, bo miałem wrażenie, że zaraz będzie koniec, a nie chciałem tego, każdą wręcz delikatnie sporną sytuację traktowałem już jako jej potencjalny pretekst do zerwania.
Gdy już minął prawie rok tego związku to zacząłem czuć się dziwnie - zauważyłem, że przez ten związek porzuciłem wiele swoich pasji do sportu, gier itd. I nagle wszystko we mnie siadło... Już nie czułem tych "motyli" i chyba wręcz miałem dosyć, oczywiście ona to dostrzegła, zauważyła, że już nie jest na pierwszym miejscu, co oczywiście nie od razu, ale w końcu doprowadziło do tego rozstania, wtedy to już nawet poczułem ulgę. Ale tylko chwilowo, potem zaczęło mi jej ewidentnie jednak brakować, powrót jeden, rozstanie znów, powrót drugi, rozstanie i po tym rozstaniu już mimo różnych kolejnych pomysłów powrotu, jednak tęsknoty i generalnie nie zbyt dobrego samopoczucia (mimo że z początku czułem ulgę) uznałem, że nie będę już jej męczył, przyjąłem, że to widocznie nie ta dziewczyna i spróbuję z kimś coś na nowo, od zera.

No i tak próbuję już jakiś czas, co jakiś czas poznaje nowe dziewczyny i mam pewne niepokojące objawy... Oczywiście czasami trafiałem na takie, które od razu mi nie pasowały albo na tym pierwszym spotkaniu okazywało się, że to nie to. Ale jednak czasem trafiała się wartościowa, fajna, ładna dziewczyna. I gdy już naprawdę dobrze się nam gadało, sama stwierdzała, że dobrze się nam rozmawia itd, to mi zaangażowanie zaczęło spadać. Czasami udało się spotkać, ale zazwyczaj raz i nic więcej z tego nie było. Jakoś w mojej głowie zaczęło się pojawiać, że znowu będzie trzeba się spotykać częściej, że być może będę musiał zmienić swój jakby styl życia (mimo że przed tym pierwszym związkiem bardzo tego chcialem). Pojawia się w mojej głowie cały szereg tych ograniczeń, rzeczy, które poświęciłem poprzednio (trochę jednak świadomie) i że teraz bym tego do końca poświęcić jednak nie chciał. Mam świadomość, że pewne rzeczy na pewno da się pogodzić, i nie wszystko trzeba od razu porzucać na zawsze, ale jakiś schemat w mojej głowie się wytworzył i dlatego teraz zazwyczaj mam blokadę, żeby pójść z nową relacją do przodu.
A może po prostu jest mi wygodnie samemu? Czasami się zastanawiam nad tym, że właściwie najbardziej obecnie dziewczyny brakuje mi chyba tylko do seksu, no i sytuacji, kiedy chciałbym gdzieś wyjechać coś zwiedzić a nie mam z kim. A w codziennym życiu właściwie będzie ona tylko niepotrzebnym ciężarem. A tak wcześniej przecież nie było! Chciałem by była ze mną zawsze. Coś się tu kurczę przestawiło i nie wiem jak to zresetować do stanu poprzedniego...

Nie wiem czy widzicie w tym jakieś zaburzenie? Jakiś problem? Lęk przed bliskością? Przed zobowiązaniami? A może jednak związki nie są dla mnie i trzeba się z tym pogodzić?
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

14 października 2020, o 11:15

Poprzez wypalenie w tamtym związku - bo tak mi to wygląda - że było wszystkiego "za dużo" i poprostu emocje się wypaliły (dzieje sie to wtedy kiedy nie zachowujemy równowagi - najczęściej np praca/dom) - organizm (twój mózg) nie chce już się tak angażować ponieważ boi się tej intensywności i potem cierpienia.
Wydaje mi się, że jeżeli logicznie chcesz pełnoetatowego związku a emocje krzyczą inaczej to posłuchaj logiki bo jak wiemy emocje nas czasem chronią przed czymś przed czym nie powinny.
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

15 października 2020, o 11:13

Zgadzam się, ja się za bardzo nakręciłem, wszystko było na drugim planie poza związkiem, ja sobie teraz przypominam, że miałem takie schizy, że jak nie widziałem jej długo dostępnej w komunikatorze internetowym to bałem się, że teraz spotyka się z kimś innym. I to chyba wszystko przełożyło się na to, co mam teraz...
Byłem w ciągłym stresie i niepewności i nawet jak już sytuacja była teoretycznie bardziej stabilna, to dalej czułem tą niepewność.
I teraz pewnie mój organizm nie chce do tego wracać. Oczywiście podchodząc logicznie powinienem zaryzykować i zrobić wszystko wbrew temu, jednak z drugiej strony boję się że znowu jednak będę się męczył. Że prędko mi się to nie odwróci, nie zresetuje się z powrotem do stanu, kiedy chce z kimś być i spędzać dużo czasu. Myślicie że jest szansa że to samo za jakiś jeszcze dłuższy czas wróci?
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

15 października 2020, o 12:12

Ja bym spróbowała być z kimś i ćwiczyć dystans, uspokajać umysł - żeby nie był w trybie zagrożenia. Pewnie sam może się uspokoić z czasem ale jak będziesz chciał potem wejść w jakiś związek znów to mogą Ci się odpalić te wszystkie intensywne emocje i będzie to samo. Z mojego doświadczenia wynika, iż takie rzeczy przepracowujemy bezposrednio w doświadczeniu - akceptując i rozumiejąc swoje emocje i ćwicząc inne zachowania niż do tej pory. Tak Ci się to wyreguluje. Unikając nic nie zyskasz.
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

17 października 2020, o 22:14

maggie2223 pisze:
15 października 2020, o 12:12
Ja bym spróbowała być z kimś i ćwiczyć dystans, uspokajać umysł - żeby nie był w trybie zagrożenia. Pewnie sam może się uspokoić z czasem ale jak będziesz chciał potem wejść w jakiś związek znów to mogą Ci się odpalić te wszystkie intensywne emocje i będzie to samo. Z mojego doświadczenia wynika, iż takie rzeczy przepracowujemy bezposrednio w doświadczeniu - akceptując i rozumiejąc swoje emocje i ćwicząc inne zachowania niż do tej pory. Tak Ci się to wyreguluje. Unikając nic nie zyskasz.
Co rozumiesz poprzez to, że uspokoi z czasem a znowu się odpali?
Ja generalnie wiem w czym popełniłem błąd. Przekładałem wszystko pod związek, odpuściłem wszystko co lubiłem, a mimo to w związku zdarzały się spory, ona nie zaangażowała się tak bardzo jak ja, chciała być na pewno ale nie z takim zaangażowaniem, powiedziałbym wręcz, że jak ja zacząłem się wypalać, to ona zaczęła najbardziej walczyć, ale ja już wtedy nie dałem rady, Dlatego też nauczony tym co mnie spotkało na pewno nie będę się nakręcał od razu, będę miał inne podejście i może będzie lepiej. Tylko chce chcieć, chce czuć, a obecnie jest tak, że na początku niby chce, ale im dłużej trwa tym bardziej się mi odechciewa...
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

18 października 2020, o 22:54

Może być tak ze nie poczujesz właśnie sam z siebie. Czytałeś szaffera? „ za pozytywnymi doświadczeniami pójdą pozytywne emocje „ .. jeżeli tak bardzo ci zależy to doświadczaj a emocje powinny się pojawić po pewnym czasie .
Ale na tąchwile zrozum tez swój stan emocjonalny . Nie jesteśmy maszynami
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

21 października 2020, o 14:23

Kurczę szkoda, że nie wypowiadają się jakieś inne osoby, które mają może podobne doświadczenia albo jakąś opinię na ten temat zrażenia do czegoś, niekoniecznie związku.

Najdziwniejsze w tym wszystkim było dla mnie to, że mimo takiej rzekomej niechęci do związku z poprzednią dziewczyną ciągle wracałem, chciałem poczuć znowu to coś, a nie umiałem i to było najgorsze, bo wydawało mi się, że jak będę działał wbrew sobie to przejde jakoś do "porządku dziennego" i będzie normalnie, a poza tym każde z tych 2 rozstań, mimo że przynosiło ulgę, to wcale nie byłem z tego zadowolony i ciężko było mi się z tym pogodzić, zupełnie jakieś zaprzeczenia... I teraz jak nie widziałem się z nią już ponad rok to co i raz a to mi się przyśni, a to mi się coś pomyśli, że to może była ta jedyna, że jestem wybredny za bardzo i dlatego nie wyszło, a tak naprawdę to z nią byłoby mi najlepiej. Mijają te wspomnienia i wracają, jakieś pomysły żeby spróbować się odezwać do niej też są, ale nie robię nic z tym, chciałem to jakoś odciąć ale czasem wraca.

A teraz mam kolejną okazję, żeby spróbować czegoś nowego z kimś nowym i już blokada jest. Może będzie wyrozumiała i da mi trochę czasu, a ja się jakoś przełamie, żeby w pełni się zaangażować...
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

23 listopada 2020, o 10:26

Trochę jeszcze odświeżam temat. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że we mnie po prostu umarły wszelkie uczucia. W tamtym związku jak miałem się spotkać z dziewczyną, to po prostu cały dzień byłem w skowronkach i nie mogłem się doczekać, a teraz już zupełnie tak nie mam. Nawet jak się z jakimiś dziewczynami spotykałem trochę, to było to już tak bardziej "dla konieczności" a nie, że tak bardzo mi się chce.
Pomijając sprawy związków itd mam jakoś tak, że inne rzeczy, które sprawiały mi kiedyś frajdę teraz już tak niekoniecznie. Tzn. kiedyś lubiłem coś robić, to teraz robię to, bo wiem, że to lubię, ale nie jestem już taki "podjarany" tym jak wcześniej. Jakby wszystko jakoś zanikło... Czyżby jedno wydarzenie mogło tak wpłynąć na moje dalsze funkcjonowanie?
ranveh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 9 listopada 2020, o 22:27

31 grudnia 2020, o 01:37

Cześć,
wydaje mi się, że czujesz się podobnie jak ja w pewnym sensie. Ja również przeżywałem okres obsesyjnego oddania w związku. Zgadzałem się na wszystko, bo w zasadzie chciałem żeby ona czuła się dobrze, a kiedy ona czuła się dobrze to i ja byłem szczęśliwy. W ten sposób rezygnowałem z rzeczy, które lubię robić, godziłem się na rzeczy, których nie lubię. Dostosowywałem się. Po jakimś czasie, dość nagle, wszystko się zmieniło. Zacząłem czuć zmęczenie poświęcaniem uwagi. Zmęczenie tym dostosowywaniem się. Zacząłem szukać i pragnąć chwil samotności, momentów podczas których zajmuje się sobą, robie co chce nie myśląc czy moje zachowanie wpływa na drugą osobę. Po jakimś czasie zakończyłem ten związek. Poczułem chwilową ulgę, którą potem zastąpiła samotność. Od tamtego czasu powtarzam schemat: kiedy jestem sam pragnę związku, miłości, wyobrażam sobie siebie w relacji itd. Kiedy kogoś poznaję, iskrzy, ja zakochuje się, ale kiedy zaczyna się coś z tego wykluwać, pojawia się widmo faktycznego związku, to ja zaczynam wpadać w lęki i kwestionować swoje zainteresowanie, zastanawiać się czy ja się w ogóle nadaje do bycia w związku. Boje się, że znów wszystko się powtórzy, że znów będę czuł zmęczenie poświęcaniem się. Czuję się wtedy fatalnie, bo przestaję ufać samemu sobie. No bo jak to jest, że czegoś chciałem, a teraz tego nie chce. Prawda jest taka, że będąc w dwuletniej relacji na własne życzenie męczyłem się i w ten sposób wytworzyłem sobie skojarzenie: związek = poświęcenie = rezygnacja z siebie = lęk. Walczę z tym dalej, małymi kroczkami. Sporo czasu zajęło mi zrozumienie błędów, tego co się ze mną działo/dzieje, przyczyn tego wszystkiego. Obecnie jestem na etapie zaczynania nowej relacji. Schemat wygląda podobnie. Kilka tygodni poznawania się, zakochania z mojej strony, pragnienia by coś z tego wyszło, a następnie lęk czy tym razem nie będzie jak przedtem. Czy nie funduję sobie powtórki. Różnica jest taka, że tym razem wiem co zrobiłem źle, wiem, że moje dystansowanie się wynika z lęków, więc nie panikuje, tylko próbuje sobie to wszystko tłumaczyć i świadomie podejmować decyzje. Co z tego wyjdzie, czas pokaże.

Co do Ciebie to wydaje mi się, że masz podobnie. Tzn. tak jak pies Pawłowa ślinił się na dźwięk dzwonka, bo kojarzył jego odgłos z jedzeniem, tak Ty zacząłeś kojarzyć związek z rezygnacją z siebie i poświęceniem. Wydaje mi się, że poświęcałeś się, bo bałeś się ją stracić. Bałeś się, że jeżeli nie będziesz idealny, to nie będzie Cie chciała. Aż w końcu po roku noszenia maski idealnego gościa poczułeś się zmęczony - nic dziwnego. Tzn. bardziej opisuje swoje doświadczenia, daj znać czy trafiłem też w twoje :D
akofalska
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 5 grudnia 2020, o 17:39

31 grudnia 2020, o 16:33

Witam, byłam w bardzo długim związku 9 lat z chłopakiem. Jednak we wrześniu z dnia na dzień obudziłam się ze ściskiem w głowie, zlękniona i przedwcześnie po czym nie mogłam ponownie zasnąć. Miałam nudności przez 1 dzień a następnie jadłowstręt i brak apetytu i przez to schudłam znacząco. I w głowie miałam tylko myśli odnośnie tego, co się stało kilka lat wczesniej(w trakcie przerwy spotkał się z kimś i ja zobaczyłam zdjęcia jak się całują itd)i ta myśl utrzymywała się codziennie oraz myśli odnośnie fetyszu który mi nie pasował i wprawiał w zaklopotanie oraz o tym, że nie utrzymujemy kontaktu z moją rodziną) nie rozumiałam swojego stanu, zastanawiałam się dlaczego nic nie czuje, czemu już nie kocham. Oglądałam zdjęcia aby coś poczuć ale nic. Partner stał się obcy z czasem Z czasem doszło do tego że byłam przerażona na widok chłopaka, dotyk odczuwałam jak rażenie prądem, przestałam być zazdrosna i tęsknić.bylomi go żal że już nie kocham, zastanawiałam się jak to jest ze tak nagle mi przeszło, zaczęły się pojawiać obawy ze sama sobie nie poradzę, że będę musiała się wyprowadzić na pokój. A z czasem moje nastawienie stało się wrogie. I w takim układzie funkcjonowałam do teraz, objawy nasiliły się do tego stopnia że nie jestem 2 stanie funkcjonować poza czynnościami fizjologicznymi.qz odcięło mnie tak że przestałam się odzywać. Mam szybkie bicie serca drżenie mięśni, brak upływu czasu, ma pustkę w głowie brak myśli, problemy z pamięcią. Czy ktoś mógłby podpowiedzieć czy to mogło być rocd i nieleczone zmienilo się w coś innego? Czy po wyleczeniu istnieje szansa że nagle wrócą mi uczucia?
lol907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 12 kwietnia 2019, o 10:37

3 stycznia 2021, o 20:38

ranveh pisze:
31 grudnia 2020, o 01:37
Cześć,
wydaje mi się, że czujesz się podobnie jak ja w pewnym sensie. Ja również przeżywałem okres obsesyjnego oddania w związku. Zgadzałem się na wszystko, bo w zasadzie chciałem żeby ona czuła się dobrze, a kiedy ona czuła się dobrze to i ja byłem szczęśliwy. W ten sposób rezygnowałem z rzeczy, które lubię robić, godziłem się na rzeczy, których nie lubię. Dostosowywałem się. Po jakimś czasie, dość nagle, wszystko się zmieniło. Zacząłem czuć zmęczenie poświęcaniem uwagi. Zmęczenie tym dostosowywaniem się. Zacząłem szukać i pragnąć chwil samotności, momentów podczas których zajmuje się sobą, robie co chce nie myśląc czy moje zachowanie wpływa na drugą osobę. Po jakimś czasie zakończyłem ten związek. Poczułem chwilową ulgę, którą potem zastąpiła samotność. Od tamtego czasu powtarzam schemat: kiedy jestem sam pragnę związku, miłości, wyobrażam sobie siebie w relacji itd. Kiedy kogoś poznaję, iskrzy, ja zakochuje się, ale kiedy zaczyna się coś z tego wykluwać, pojawia się widmo faktycznego związku, to ja zaczynam wpadać w lęki i kwestionować swoje zainteresowanie, zastanawiać się czy ja się w ogóle nadaje do bycia w związku. Boje się, że znów wszystko się powtórzy, że znów będę czuł zmęczenie poświęcaniem się. Czuję się wtedy fatalnie, bo przestaję ufać samemu sobie. No bo jak to jest, że czegoś chciałem, a teraz tego nie chce. Prawda jest taka, że będąc w dwuletniej relacji na własne życzenie męczyłem się i w ten sposób wytworzyłem sobie skojarzenie: związek = poświęcenie = rezygnacja z siebie = lęk. Walczę z tym dalej, małymi kroczkami. Sporo czasu zajęło mi zrozumienie błędów, tego co się ze mną działo/dzieje, przyczyn tego wszystkiego. Obecnie jestem na etapie zaczynania nowej relacji. Schemat wygląda podobnie. Kilka tygodni poznawania się, zakochania z mojej strony, pragnienia by coś z tego wyszło, a następnie lęk czy tym razem nie będzie jak przedtem. Czy nie funduję sobie powtórki. Różnica jest taka, że tym razem wiem co zrobiłem źle, wiem, że moje dystansowanie się wynika z lęków, więc nie panikuje, tylko próbuje sobie to wszystko tłumaczyć i świadomie podejmować decyzje. Co z tego wyjdzie, czas pokaże.

Co do Ciebie to wydaje mi się, że masz podobnie. Tzn. tak jak pies Pawłowa ślinił się na dźwięk dzwonka, bo kojarzył jego odgłos z jedzeniem, tak Ty zacząłeś kojarzyć związek z rezygnacją z siebie i poświęceniem. Wydaje mi się, że poświęcałeś się, bo bałeś się ją stracić. Bałeś się, że jeżeli nie będziesz idealny, to nie będzie Cie chciała. Aż w końcu po roku noszenia maski idealnego gościa poczułeś się zmęczony - nic dziwnego. Tzn. bardziej opisuje swoje doświadczenia, daj znać czy trafiłem też w twoje :D
Myślę, że to może być coś podobnego. Dzięki, że w końcu ktoś odpisał bo długo tu była straszna cisza :)
Ja miałem tak, że długo nie miałem nikogo, a w mojej rodzinie co i raz ktoś z moich rówieśników przychodził nawet na przysłowiowy "obiad u babci" czy jakieś inne rodzinne spotkanie z kimś, niby obcym, ale z kimś sobie bliskim, a ja? A ja nie, z różnych powodów nie udawało mi się nikogo poznać mimo, że bardzo chciałem i chyba za bardzo. Więc jak już się udało to myślałem, że to będzie tak idealnie, tak jak u nich, że ona zaraz zacznie ze mną z radością chodzić tu i tam, będzie mnie brać na swoje tego typu spotkania i będziemy razem szczęśliwi. Więc dbałem o ten związek bardzo, ale jednak ona była trochę inna, nie była taka, żeby od razu poznać moją rodzinę, jak myślałem, że będzie, w końcu poznała, ale widziałem, że przyszło jej to z dużym trudem i każde kolejne spotkanie też było dla niej ciężkie. Mimo to wierzyłem w nas, pod wieloma sprawami wydawało mi się, że jest idealnie, że tak ma być, i że nic lepszego w życiu mi się nie przytrafi. Ale to wszystko w końcu stało się jednak chyba zbyt męczące dla mojej głowy, nie było w tym takiego "luzu", nie chcę być źle zrozumiany, ale dziś po długim czasie mam wrażenie, że robiłem dużo rzeczy na mocnej "spinie" no bo tak trzeba, tak być powinno, nie mogę tego stracić. Z jej strony jednak też brakowało deklaracji pewności, co ona sam przyznała już później później i że wiedziała o tym, ale że nie umiała i że potrzebowała pewnie jeszcze więcej czasu. Tyle, że ja zamiast dbać jak na początku zacząłem bardziej unikać i szukać momentu samotności, dla siebie itd.

Ten post pisałem już dawno temu, nie wiele się w mojej sytuacji zmieniło, aczkolwiek od jakiegoś czasu nie udało mi się poznać osoby, która wydawałaby się potencjalnie wartościowa do dalszej relacji, tak jak działo się to kilka razy wcześniej. Natomiast znów jak tak miewałem wcześniej w takich momentach wracają wspomnienia, wraca jakby chęć powrotu do osoby, z którą jednak widziałem przez większość czasu przyszlość. I nawet jak już było źle, to ja chciałem poczuć to co wcześniej, tylko po prostu nie dało się. Coraz częściej myślę, żeby się odezwać, sprawdzić co u niej, ale z drugiej strony pojawia się myśl, że nie chcę jej męczyć sobą znowu to raz, a dwa, że może się dowiem, że kogoś już ma i będzie to jeszcze trudniejsze do zniesienia...
ODPOWIEDZ