Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Znowu ja. Cztery lata później

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Luc
Świeżak na forum
Posty: 11
Rejestracja: 25 kwietnia 2017, o 01:10

2 stycznia 2021, o 17:22

Dzień dobry wszystkim. :)

Pamiętacie mnie?

Oczywiście, że nie pamiętacie. Moją aktywność na tym forum stanowił ledwie kilkudniowy epizod prawie 4 lata temu. Napisałem kilka postów, po czym zniknąłem. Uwzględniając naturalny przepływ użytkowników przez forum, przychodzenie i odchodzenie kolejnych osób w tym miejscu Internetu, mogę z dużym prawdopodobieństwem założyć, że jestem dla użytkowników forum osobą całkowicie nową i nieznaną. Nie martwcie się, niczego przez to nie straciliście.

Gdyby kogoś interesowała historia mojego życia, załączam link do mojego wątku z kwietnia 2017 roku: kronika-mojego-zaburzenia-t10757.html
Dzisiejszy post jest uzupełnieniem, kontynuacją, kolejnym aktem. Aktem dramatu, chciałoby się powiedzieć, chociaż pozornie nie dzieje się nic złego. To tylko w mojej głowie dzieje się źle.

A zatem napisałem wówczas cztery posty i zniknąłem. Czy to oznacza, że poczułem się na tyle dobrze, że nie widziałem sensu w dalszej obecności na tym forum? Nie, tak nie było. Po prostu zabrakło mi woli do udzielania się na forum. Poza tym spotkała i bez reszty pochłonęła mnie wówczas piękna przyjaźń, zawiązana właśnie tutaj. Przyjaźń, która definitywnie się zakończyła.

Gdy wracam na to forum po kilku latach przerwy, wszystko co wydarzyło się w międzyczasie ulega w pamięci subiektywnemu skurczeniu, pomniejszeniu. To dlatego mam wrażenie, że od mojego poprzedniego wpisu upłynął tylko rok, jeżeli nie miesiąc.

Kiedy zakładałem tamten pierwszy wątek, liczyłem 28 lat. Dzisiaj zbliżam się do lat 32. Chociaż podobno wiek to tylko liczba, to nie mam podstaw, by się oszukiwać: czas mknie nieubłaganie, a przekroczenie psychologicznej granicy 30 lat czyni mnie jednym z najstarszych użytkowników tego forum. Wiele osób zaglądających tutaj to młodzież oraz osoby wkraczające w dorosłość. Jako dwudziestoparolatek mogłem i potrafiłem nawiązać więź pokoleniową z kimś, kto był ode mnie 5 czy 10 lat młodszy. Zwłaszcza że z moim życiowym doświadczeniem, sposobem (nie)radzenia sobie z rzeczywistością i niedojrzałą mentalnością ciągle sytuuję się raczej gdzieś na poziomie dziecka rozpoczynającego szkołę podstawową niż dorosłego człowieka. A zatem łatwiej porozumiem się z nastolatkiem niż z osobą w moim wieku.

Jako trzydziestolatek nadal chcę i potrafię – ale czy ktokolwiek z Was chciałby zadawać się ze zgorzkniałym nieudacznikiem po trzydziestce?

Kiedy wypowiedziałem się na tym forum przed czterema laty, odezwało się do mnie w wiadomości prywatnej kilka osób. Odpisałem na te wiadomości, niestety w większości przypadków z bardzo dużym opóźnieniem, gdyż zbyt rzadko logowałem się na to forum.

Napisała do mnie wówczas pewna użytkowniczka tego forum, nazwijmy ją Patrycja (imię zmieniłem). Patrycja była ode mnie o 10 lat młodsza. A zatem nie dzieliła nas jeszcze tak wielka przepaść, nietrudno było nawiązać wspólny język. Szybko zaczęliśmy konwersować ze sobą przez Gadu Gadu i Facebooka. Potem kontakt wygasł, chociaż nieustannie o Niej myślałem i, jak się później okazało, Patrycja myślała również o mnie.

Po półtorarocznej przerwie Patrycja napisała do mnie niespodziewanie. To był Nowy Rok 2020. Jakiż ja byłem szczęśliwy! P. była – i jest – nieprzeciętnie wrażliwą osobą. Miała swoje problemy. Doskonale się rozumieliśmy. Rozmawialiśmy ze sobą nierzadko po kilka godzin dziennie o każdej możliwej porze dnia i nocy. Wymienialiśmy się każdą błahą myślą na każdy możliwy temat. Polecaliśmy sobie filmy, książki, muzykę. Wysyłaliśmy sobie zdjęcia – zarówno nasze własne, jak i naszej okolicy i przyrody. Wspieraliśmy się, dodawaliśmy sobie otuchy. Patrycja przygotowywała się wówczas do matury, ja starałem się Ją wesprzeć merytorycznie i mentalnie w miarę moich skromnych możliwości.

Uzależniłem się od Niej, od rozmów z Nią. Nawet kilka godzin cyfrowej rozłąki było dla mnie problemem. Poza Nią nie miałem nikogo. Cieszyłem się za każdym razem, gdy kolejnego dnia rozpoczynaliśmy nową rozmowę. Tak, dla Niej było warto wstać z łóżka chociażby po to, żeby przywitać się przez komunikator internetowy.

Między nami zaczęła rodzić się coraz silniejsza więź. Nie wiem, czy to była miłość, czy głęboka przyjaźń, ale jednak to wszystko już wykraczało poza zwykłą znajomość.

W pewnym momencie Patrycja zaczęła się niecierpliwić. Wielokrotnie sugerowała mi, prosiła mnie o spotkanie. Ja zwlekałem, czekając nie wiadomo na co. Kiedy poprosiła mnie o przerwę w kontaktowaniu się przez Internet, aby od siebie odpocząć, zrozumiałem, że pora działać, zanim będzie za późno. Nieco z zaskoczenia przyjechałem do Niej, na drugi koniec Polski. Spędziliśmy ze sobą prawie dwa dni. Wymieniliśmy się gorącymi pocałunkami, chociaż do niczego między nami nie doszło. Rozważałem poważnie perspektywę zamieszkania z Nią i rozpoczęcia nowego życia. Ona również łączyła ze mną pewne nadzieje. Zamajaczyła szansa na przełamanie mojej, naszej niemocy, na odmianę losu. Był początek lipca 2020 roku.

Wróciłem do domu. Patrycja oczekiwała ode mnie jasnej deklaracji – czy Ją kocham, czy chcę z Nią być. W tamtym czasie odnowił z Nią kontakt jej dawny znajomy, który również miał wobec Niej poważne plany. P. nie mogła trwać w zawieszeniu, miała prawo do konkretów. I tu pojawił się problem – Patrycja była dla mnie najbliższą osobą w życiu, ale nie byłem pewien uczucia do Niej. Być może moja permanentna nerwica i towarzysząca jej depresja zamknęły moje serce na uczucia wyższe. Odpisałem Jej, że prawdopodobnie Jej nie kocham, ale nadal jest najbliższą mi osobą w życiu – moją powierniczką, pocieszycielką. I to była prawda.

P. zakończyła ze mną znajomość w pokojowy sposób. „Ten drugi” szybko się Nią zaopiekował. A ja straciłem jedyną osobę, która chciała ze mną rozmawiać. Przez ten cały czas nieustannie o Niej myślałem.

W grudniu zacząłem się coraz gorzej czuć. Kolejny upływający rok, fatalny bilans mojego życia, coraz większa gorycz nad upływającym czasem i coraz mniejsza nadzieja na lepsze jutro. Zauważyłem, że powrót do leków antydepresyjnych nie przynosi znaczącej poprawy. Także alkoholem nie byłem w stanie się znieczulić na tyle skutecznie co do tej pory. Nie było nikogo, komu mógłbym poskarżyć się na samego siebie, na swoje problemy psychiczne.

Napisałem do Niej tuż przed świętami. Za wszystko Jej podziękowałem, przeprosiłem i poprosiłem Ją o chociaż jedno słowo, jedną wiadomość, zanim całkowicie o mnie zapomni. Złożyłem życzenia, wiedząc, że podobnie jak u mnie, Jej życie również jest pełne trosk i smutków. Po cichu jednak miałem nadzieję, że będzie chciała chociaż w ograniczonym zakresie odnowić ze mną kontakt.

Patrycja odpisała, pocieszyła mnie, wymieniliśmy się dosłownie kilkoma wiadomościami.

Dzisiaj do mnie napisała, że jest zaręczona. I że jest w ciąży. Tak, z „tym drugim”.

Cóż, powinienem był spodziewać się takiego obrotu sprawy. P. ma prawo do szczęścia, do męża, do posiadania dzieci. Jednak mimo wszystko ta wiadomość bardzo mnie zabolała. Była jak cios obuchem między oczy. Wiem, że utraciłem Ją bezpowrotnie. I to znacznie wcześniej niż przypuszczałem. Nie będzie już nigdy ani moją przyjaciółką, ani tym bardziej żoną. Nie ma żadnego uzasadnienia, żeby utrzymywała ze mną kontakt.

Setki przegadanych godzin na Gadu-Gadu i Facebooku, setki wysłanych zdjęć, parę nagrań wideo, kilka rozmów telefonicznych. I te dwa dni razem. I to wszystko stało się przeszłością, zamkniętą książką bez kolejnego rozdziału.

Normalny człowiek przeszedłby nad tym do porządku dziennego. Przecież nie jestem sam na tej planecie, prawda? Poznajemy w swoim życiu wielu ludzi, mijamy ich i bardzo często zostawiamy w pewnym momencie za sobą. „Nie udało się, nie byłem w stanie Jej pokochać szczerze, to powinienem pozwolić Jej odejść” – powinienem pomyśleć.

Niestety, ja nie jestem normalny. Moja nieprzeciętnie wrażliwa, sentymentalna natura jest dla mnie prawdziwą zmorą. Nie potrafię posiadać dziesiątek czy setek przyjaciół, z którymi będę utrzymywał pobieżne kontakty. Gdy kogoś poznaję, daję z siebie wszystko. Opowiadam o sobie godzinami i słucham godzinami, co ta druga osoba ma do powiedzenia. Polecam muzykę, dzielę się spostrzeżeniami, staram się pomóc. Nie jestem osobą atrakcyjną na tyle, żebym mógł przebierać w przyjaciołach i przyjaciółkach. Co ważniejsze, bardzo trudno jest mi spotkać osobę o podobnym spojrzeniu na świat co ja. Nie chodzi mi tutaj o konkretne poglądy, ale raczej o wysoki poziom wrażliwości. Zbyt wysoki. Upośledzający normalne życie.

Niestety, jestem jak osoba odarta ze skóry, której najmniejszy pyłek kurzu, powiew wiatru, wywołuje ból. Patrycja mnie doskonale rozumiała, bo też taka była. Utrzymywanie znajomości z P. kosztowało wiele sił, ale sprawiała mi radość. Zniszczyłem tę znajomość na własne życzenie. Teraz nie dość, że jestem samotny, to jeszcze wypalony towarzysko i coraz bardziej zrezygnowany.

Ponieważ kreowanie własnej przyszłości wychodzi mi fatalnie, coraz bardziej jestem skazany na ucieczkę w przeszłość. Zostały mi tylko nieliczne miłe wspomnienia z mojego nieudanego życia. Wspomnienia, do których wracam nieustannie, bo nie mam niczego, czym mógłbym je zastąpić lub uzupełnić.

W nowy rok wkraczam w naprawdę kiepskim stanie. W dużo gorszym niż go zakończyłem.

Jestem świadomy, że to forum nie tętni życiem tak jak przed laty. Zdaję sobie sprawę z tego, że mało kto przeczyta ten długi post, a jeszcze mniej osób, jeżeli ktokolwiek, na niego odpowie.
Po co ja więc to wszystko piszę? Z tymi wszystkimi detalami, z tą infantylną emfazą?

Otóż robię to z dwóch powodów. Po pierwsze – chciałem po prostu się wykrzyczeć. Nie mam już nikogo, z kim mógłbym podzielić się swoimi troskami. A to forum jest znacznie lepsze niż przypadkowe miejsce w Internecie.

Po drugie, może jeszcze nie wszystko stracone, może nie jestem skazany na uwiąd w więzieniu, które sam sobie zbudowałem? Może jednak ktoś, mimo wszystko, chciałby po prostu ze mną porozmawiać? Tak po prostu?

Pozdrawiam wszystkich. Zwłaszcza tych, którzy dotrwali do końca. I życzę Wam samych pozytywów w roku 2021. :)
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

2 stycznia 2021, o 20:16

Straty w życiu są nieuniknione.. Nie obwiniaj siebie za swoje postępowanie.. Nie zmienisz już tego co się stało.. Może był to błąd, może nie.. Teraz cierpisz co nie oznacza ze nikogo nie spotkasz.. Nie wiesz co przyniesie życie a może spotkasz druga Patrycję w której się zakochasz..
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

2 stycznia 2021, o 20:49

Hej Kolego, dobrze, że się wygadałeś tutaj, może choć trochę poczujesz ulgę. Wiem, że ciężko z tą ogromną wrażliwością Ci żyć, bo sama też jestem bardzo wrażliwa, ale uwierz, że jest to Twoja piękna cecha.

Co do Patrycji, rozumiem, że to straszne uczucie, którego doświadczasz, ale mogę jedynie napisać, że mi też za każdym razem, kiedy spotkałam swoją "bratnia duszę", która jest dla mnie idealna, rozumie bez słów, a z którą z powodu okoliczności od obojga niezależnych nie było pisane nam być, bolało bardzo. Dziś też będąc po 30tce wiem, że dobrze się stało. Będzie jeszcze bolało, ale dlaczego miałbyś nie spotkać kogoś innego? Kogoś kto będzie Twoim brakującym elementem układanki? To już było, tego już nie ma. Widocznie tak miało być. Nie obwiniaj się. Zobaczysz, co jeszcze przyniesie Ci życie, a może Cię zaskoczyć :friend:
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Katarinaa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 13 czerwca 2020, o 05:28

3 stycznia 2021, o 23:29

Nie będę Cie pocieszac i mowic, ze wszystko bedzie dobrze i sie ułoży. Tak mowilam przyjaciółce, ktora od lat jest samotna i nie jest dobrze. Sprobuj jednak dla siebie malymi krokami cos zmienic.. Ja sama od jakiegos czasu probuje uporac sie z wlasna głową .Czuje jak nerwica zmienia moje zycie a to dopiero początek bo zaczelo sie calkiem niedawno . Jednak kazdego dnia walcze z gownem bo nie chce tak zyc, nie chce zeby to cos zalegalo w mojej głowie i odbieralo mi chęci do dzialania, energie której zawsze miala tak duzo. Pojawilo sie i sprawia ze nie jestem soba. Mam dosc zastanawiania sie skąd to sie wzięło i co zrobic zeby zniknęło. Zrobie wszystko żeby sie tego pozbyć.. Naucze sie zyc na nowo, naucze sie myslec inaczej, zaczne sie cieszyc malymi rzeczami, przestane narzekac i martwic tym co sie jeszcze nie wydarzylo. Bede sie budzic kazdego dnia i myslec o tym ile mam szczecia w zyciu. Gdybym mogla cofnac czas i zrobic to kiedys nigdy nie bylabym w takiej sytuacji teraz.
Serdecznie Cie pozdrawiam
Awatar użytkownika
mżawka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 200
Rejestracja: 5 września 2016, o 19:31

4 stycznia 2021, o 10:35

Witaj Luc, ja też zjawiłam się tu po 4 latach, dokładnie wczoraj :))

Wiesz co, widzę między nami dużo podobieństw. Ta wrażliwość, to przejmowanie się, brak umiejętności angażowania się w wiele relacji z ludźmi i w efekcie uzależnianie się od jednej osoby....ale wiesz co? Jest coś, za co Cię podziwiam po przeczytaniu Twojej historii. Mimo, że Ty pewnie uważasz to za swoje przekleństwo. Ty się nie oszukiwałeś. Miałeś jaja, żeby przyznać, że być może to nie jest miłość. Ba, byłeś w stanie zakomunikować to drugiej osobie. Nie zdajesz sobie sprawy, jak wielkiej odwagi i świadomości to wymaga. Osoba w głębokiej nerwicy tak usilnie szukająca kogoś, kto jej zrozumie, kto podzieli jej ból, jest bardzo "łatwa", bardzo lgnąca do kogoś, kto zechce jej wysłuchać. I ja też taka byłam. I wpakowałam się parę ładnych lat temu w związek z mężczyzną, którego nie kochałam. I jak zdałam sobie sprawę,że go nie kocham, to dalej z nim byłam (dopóki nie poznałam mojego obecnego męża). Ten człowiek był dla mnie wtedy jedynym i najlepszym przyjacielem, powiernikiem. A ja bałam się być sama. Skrzywdziłam siebie i jego, bo nie umiałam powiedzieć że to nie jest miłość. Więc nie miej żalu do siebie, postąpiłeś dobrze, uczciwie. Skup się na tym co czujesz tu i teraz, wtedy czułeś, że to nie miłość i byłeś szczery. To się naprawdę ceni.

Nie patrz nadmiernie w przeszłość, skup się na tym co tu i teraz. Jesteś młodym facetem,masz przed sobą wiele perspektyw. Tylko najpierw musisz trochę poukładać swoje sprawy. Nasze doświadczenia nas ubogacają i czynią silniejszymi, nawet jeśli teraz wydaje Ci się, że Cię osłabiły.

Byłam kiedyś na takim małym spektaklu w osiedlowym teatrze i tam było takie zdanie, porównujące życie do puzzli:
"Jeśli ułożysz sobie niebo, cała reszta będzie prosta..
..Cała reszta ułoży się sama"

I ja się z tym zgadzam.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo siły.
Luc
Świeżak na forum
Posty: 11
Rejestracja: 25 kwietnia 2017, o 01:10

9 stycznia 2021, o 11:04

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi.

Cóż, już w momencie pisania pierwszego posta uszło ze mnie trochę negatywnych emocji. Szkoda tylko, że przez nadwrażliwość nie jestem utrzymać tego stanu. Byle głupota potrafi wytrącić mnie z homeostazy. A co dopiero szereg niefortunnych wydarzeń czy nawet przykrych wypowiedzi na mój temat zasłyszanych chociażby od rodziców.
zagrody123456 pisze:
2 stycznia 2021, o 20:16
Straty w życiu są nieuniknione.. Nie obwiniaj siebie za swoje postępowanie.. Nie zmienisz już tego co się stało.. Może był to błąd, może nie.. Teraz cierpisz co nie oznacza ze nikogo nie spotkasz.. Nie wiesz co przyniesie życie a może spotkasz druga Patrycję w której się zakochasz..
Na tym polega mój problem – nie tylko na tym, że utraciłem najbliższą mi osobę w życiu. Ja po prostu czuję, wiem, że ją skrzywdziłem. A nie zasługiwała na to. To wyjątkowo wrażliwa osoba, bezbronna i delikatna. Nie potrafię pozbyć się myśli, że mimo wszystko nie jest teraz szczęśliwa. I że to ja jestem główną przyczyną tego stanu. Ale masz rację – straty są nieuniknione. Życie to ciągły ruch, nieustanna zmiana. Tylko jak samemu sobie to wytłumaczyć? :)
katarzynka pisze:
2 stycznia 2021, o 20:49
Hej Kolego, dobrze, że się wygadałeś tutaj, może choć trochę poczujesz ulgę. Wiem, że ciężko z tą ogromną wrażliwością Ci żyć, bo sama też jestem bardzo wrażliwa, ale uwierz, że jest to Twoja piękna cecha.

Co do Patrycji, rozumiem, że to straszne uczucie, którego doświadczasz, ale mogę jedynie napisać, że mi też za każdym razem, kiedy spotkałam swoją "bratnia duszę", która jest dla mnie idealna, rozumie bez słów, a z którą z powodu okoliczności od obojga niezależnych nie było pisane nam być, bolało bardzo. Dziś też będąc po 30tce wiem, że dobrze się stało. Będzie jeszcze bolało, ale dlaczego miałbyś nie spotkać kogoś innego? Kogoś kto będzie Twoim brakującym elementem układanki? To już było, tego już nie ma. Widocznie tak miało być. Nie obwiniaj się. Zobaczysz, co jeszcze przyniesie Ci życie, a może Cię zaskoczyć :friend:
Wrażliwość to zapewne cecha piękna, ale niestety, czyniąca ze mnie osobą całkowicie niezdolną do normalnego funkcjonowania. W moim przypadku przekracza ona wszelkie progi bezpieczeństwa. Jestem idealnym celem dla manipulatorów, ludzi złej woli. Ba, nawet przeciętna, neutralna osoba jest dla mnie zagrożeniem, bo nigdy nie wygram z nią rywalizacji o cokolwiek. Czuję się zaszczuty przez cały otaczający mnie świat.

Może i spotkam kogoś innego, ale wyrzuty sumienia pozostaną. Że porzuciłem osobę, która potrzebowała pomocy. Że wyrzuciłem ją na śmietnik. A przecież zranienie jej to była ostatnia rzecz, jakiej wobec niej chciałbym się dopuścić.

Niestety szczęściu trzeba pomóc. Nie podejmując żadnych działań, mogę jedynie liczyć na cud, na jakiś niezwykle mało prawdopodobny splot wydarzeń. A cuda się nie zdarzają. Bo gdyby się wydarzyły, to już nie byłyby cudami. Cóż, pozostaje mi zacisnąć zęby i próbować iść dalej. :)
Ale jest ciężko, bardzo ciężko.
Katarinaa pisze:
3 stycznia 2021, o 23:29
Nie będę Cie pocieszac i mowic, ze wszystko bedzie dobrze i sie ułoży. Tak mowilam przyjaciółce, ktora od lat jest samotna i nie jest dobrze. Sprobuj jednak dla siebie malymi krokami cos zmienic.. Ja sama od jakiegos czasu probuje uporac sie z wlasna głową .Czuje jak nerwica zmienia moje zycie a to dopiero początek bo zaczelo sie calkiem niedawno . Jednak kazdego dnia walcze z gownem bo nie chce tak zyc, nie chce zeby to cos zalegalo w mojej głowie i odbieralo mi chęci do dzialania, energie której zawsze miala tak duzo. Pojawilo sie i sprawia ze nie jestem soba. Mam dosc zastanawiania sie skąd to sie wzięło i co zrobic zeby zniknęło. Zrobie wszystko żeby sie tego pozbyć.. Naucze sie zyc na nowo, naucze sie myslec inaczej, zaczne sie cieszyc malymi rzeczami, przestane narzekac i martwic tym co sie jeszcze nie wydarzylo. Bede sie budzic kazdego dnia i myslec o tym ile mam szczecia w zyciu. Gdybym mogla cofnac czas i zrobic to kiedys nigdy nie bylabym w takiej sytuacji teraz.
Serdecznie Cie pozdrawiam
Niestety, ze swoim zaburzeniem i charakterem ukształtowanym przez to zaburzenie, a może istniejącym równolegle obok niego, nie mam motywacji do jakichkolwiek zmian. Najchętniej leżałbym cały dzień przed komputerem albo spacerował po lesie. Właściwie to przecież to robię… Również Cię pozdrawiam i życzę sukcesu w Twoich staraniach na drodze do Normalności. :)

mżawka pisze:
4 stycznia 2021, o 10:35
Witaj Luc, ja też zjawiłam się tu po 4 latach, dokładnie wczoraj :))

Wiesz co, widzę między nami dużo podobieństw. Ta wrażliwość, to przejmowanie się, brak umiejętności angażowania się w wiele relacji z ludźmi i w efekcie uzależnianie się od jednej osoby....ale wiesz co? Jest coś, za co Cię podziwiam po przeczytaniu Twojej historii. Mimo, że Ty pewnie uważasz to za swoje przekleństwo. Ty się nie oszukiwałeś. Miałeś jaja, żeby przyznać, że być może to nie jest miłość. Ba, byłeś w stanie zakomunikować to drugiej osobie. Nie zdajesz sobie sprawy, jak wielkiej odwagi i świadomości to wymaga. Osoba w głębokiej nerwicy tak usilnie szukająca kogoś, kto jej zrozumie, kto podzieli jej ból, jest bardzo "łatwa", bardzo lgnąca do kogoś, kto zechce jej wysłuchać. I ja też taka byłam. I wpakowałam się parę ładnych lat temu w związek z mężczyzną, którego nie kochałam. I jak zdałam sobie sprawę,że go nie kocham, to dalej z nim byłam (dopóki nie poznałam mojego obecnego męża). Ten człowiek był dla mnie wtedy jedynym i najlepszym przyjacielem, powiernikiem. A ja bałam się być sama. Skrzywdziłam siebie i jego, bo nie umiałam powiedzieć że to nie jest miłość. Więc nie miej żalu do siebie, postąpiłeś dobrze, uczciwie. Skup się na tym co czujesz tu i teraz, wtedy czułeś, że to nie miłość i byłeś szczery. To się naprawdę ceni.

Nie patrz nadmiernie w przeszłość, skup się na tym co tu i teraz. Jesteś młodym facetem,masz przed sobą wiele perspektyw. Tylko najpierw musisz trochę poukładać swoje sprawy. Nasze doświadczenia nas ubogacają i czynią silniejszymi, nawet jeśli teraz wydaje Ci się, że Cię osłabiły.

Byłam kiedyś na takim małym spektaklu w osiedlowym teatrze i tam było takie zdanie, porównujące życie do puzzli:
"Jeśli ułożysz sobie niebo, cała reszta będzie prosta..
..Cała reszta ułoży się sama"

I ja się z tym zgadzam.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo siły.
Kluczowe słowa, które padły z Twojej słowy „Uzależnianie się od drugiej osoby” podziałały na mnie uspokajająco. Tak jakbym dopiero teraz w pełni do mnie dotarło, że jestem ofiarą pewnego mechanizmu, którego nie kontroluję. Czuję się tak jak porzucony kochanek, rozpamiętuję Patrycję, nasze wspólne rozmowy. Te filmy, które mi poleciła i które uważam za pewną emanację jej osoby. Ta nadzieja, która mi towarzyszyła, gdy z nią rozmawiałem o przyszłości. Nasze pierwsze spotkanie w parku. Nie potrafię nad tym przejść do porządku dziennego. Powinienem teraz to wszystko odsunąć na bok, zapomnieć. Czyli w pewnym sensie wyrzucić do kosza.

Tak, masz rację – nie patrzeć nadmiernie w przeszłość. Tylko jak to zastosować, kiedy mam tak nudne, nijakie życie? Taki już po prostu jestem – zamiast zdobywać szczyty (dosłownie i w przenośni), wolę siedzieć w domu i czytać newsy z całego świata. Praca marzeń dla mnie to bezstresowa praca zdalna i to maksymalnie 5 godzin dziennie, żebym miał czas dla siebie. Zdecydowanie bardziej wolę być obserwatorem wydarzeń niż ich uczestnikiem lub kreatorem. W tym pierwszym przypadku nic mi nie grozi, jestem bezpieczny. Taki styl życia (o ile mogę to jeszcze nazwać życiem) nie sprzyja temu, żebym mógł zostawić moją przeszłość i w spokoju zająć się przyszłością. Za bardzo boję się świata, żebym miał odwagę rzucić mu wyzwanie.

Dziękuję za ten pozytywny akcent na koniec Twojej wypowiedzi. Że może wyjdę z tego silniejszy. Że może wreszcie ułożę te puzzle. :) W głowie mam niespotykany chaos, ale została mi jeszcze nadzieja. Nadzieja umiera ostatnia.

Pozdrawiam Was wszystkich ciepło.
Awatar użytkownika
mżawka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 200
Rejestracja: 5 września 2016, o 19:31

9 stycznia 2021, o 12:15

Luc pisze:
9 stycznia 2021, o 11:04
Kluczowe słowa, które padły z Twojej słowy „Uzależnianie się od drugiej osoby” podziałały na mnie uspokajająco. Tak jakbym dopiero teraz w pełni do mnie dotarło, że jestem ofiarą pewnego mechanizmu, którego nie kontroluję. Czuję się tak jak porzucony kochanek, rozpamiętuję Patrycję, nasze wspólne rozmowy. Te filmy, które mi poleciła i które uważam za pewną emanację jej osoby. Ta nadzieja, która mi towarzyszyła, gdy z nią rozmawiałem o przyszłości. Nasze pierwsze spotkanie w parku. Nie potrafię nad tym przejść do porządku dziennego. Powinienem teraz to wszystko odsunąć na bok, zapomnieć. Czyli w pewnym sensie wyrzucić do kosza.

Tak, masz rację – nie patrzeć nadmiernie w przeszłość. Tylko jak to zastosować, kiedy mam tak nudne, nijakie życie? Taki już po prostu jestem – zamiast zdobywać szczyty (dosłownie i w przenośni), wolę siedzieć w domu i czytać newsy z całego świata. Praca marzeń dla mnie to bezstresowa praca zdalna i to maksymalnie 5 godzin dziennie, żebym miał czas dla siebie. Zdecydowanie bardziej wolę być obserwatorem wydarzeń niż ich uczestnikiem lub kreatorem. W tym pierwszym przypadku nic mi nie grozi, jestem bezpieczny. Taki styl życia (o ile mogę to jeszcze nazwać życiem) nie sprzyja temu, żebym mógł zostawić moją przeszłość i w spokoju zająć się przyszłością. Za bardzo boję się świata, żebym miał odwagę rzucić mu wyzwanie.

Dziękuję za ten pozytywny akcent na koniec Twojej wypowiedzi. Że może wyjdę z tego silniejszy. Że może wreszcie ułożę te puzzle. :) W głowie mam niespotykany chaos, ale została mi jeszcze nadzieja. Nadzieja umiera ostatnia.

Pozdrawiam Was wszystkich ciepło.
Witaj ponownie, cieszę się, że odpisałeś.
Apropo uzależnienia się od Patrycji i tego co napisałeś w pierwszym akapicie - to jest CAŁKOWICIE normalne,że rozpamiętujesz, przeżywasz, odtwarzasz sobie w głowie sytuacje które miały miejsce, zastanawiasz się "co by było, gdyby"... to jest absolutnie naturalne i trzeba mieć tego świadomość. Ja kiedyś będąc już w kolejnym związku potrafiłam przeżywać jakieś rzeczy z poprzedniego. Z tego się po prostu trzeba "wyleczyć", czas tutaj też działa na Twoją korzyść. I nie musisz tego wyrzucać do kosza. Nie ma nic złego w trzymaniu w pamięci ludzi, którzy byli dla Nas ważni, którzy czegoś nauczyli, którzy wspierali w trudnych momentach. Tylko musisz ustawić swoje myślenie nie na rozpacz, ale na wdzięczność, że Cię to spotkało. Teraz się ze sobą szarpiesz, bo myślisz, że powinieneś zapomnieć, a nie potrafisz. Zobaczysz, jak zaakceptujesz fakt, że możesz zostawić Patrycję w sercu, będzie Ci łatwiej iść dalej i ta sprawa sama się zamknie z czasem.
Ale co jest jeszcze ważne, Patrycja to dorosła osoba podejmująca swoje świadome decyzje i nie możesz się czuć teraz odpowiedzialny za jej szczęście. Napewno odegrałeś w jej życiu dużą rolę, ale ona poszła w swoją stronę, związała się z kimś i nawet jeśli nie jest szczęśliwa to to NIE JEST Twoja wina.

Co do "nudnego życia"- to też jest całkowicie normalne, mi też się wydaje, że jestem najnudniejszą osobą na świecie i słyszałam to już z ust wieeeelu osób. Też nie jestem zbyt towarzyska i wolę się zaszyć w domu z książką czy przeglądać internet niż gdzieś iść.
Wiadomo, przy takim trybie życia teoretycznie ma się więcej czasu na rozmyślanie, ale masz też więcej czasu żeby zrobić coś pozytywnego dla siebie. Obecnie jestem na etapie, gdzie staram się zaprzyjaźnić ze samą sobą, co zawsze jest trudne w momencie kiedy nie lubi się w sobie wielu rzeczy, zachowań, czy nawet tej nerwicy która w nas siedzi. Ale warto się starać, czasem się do siebie uśmiechnąć. Do tej pory bardzo chciałam,żeby ktoś się mną zaopiekował. Pokładałam nadzieję w mężu - że jak on będzie blisko to będzie ok, jak on wyjeżdżał/wychodził to czułam się niepewnie, źle. Staram się zmienić myślenie i SAMA się sobą zaopiekować. Wydaje mi się, że wtedy jesteśmy w stanie dać innym o wiele więcej z siebie.
Najbardziej pomocną osobą która może za Tobą stanąć w "walce ze światem" jesteś Ty sam. Jesteś Panem własnego życia z pełnym prawem do upadków, porażek, rozterek, rozmyślań, czy nawet cierpienia i bólu. Z tego po prostu się składa życie. Zaakceptuj to i daj sobie szansę na szczęście :)

Widzę w Twoich postach przebijającą dużą chęć zmiany. Jestem pewna, że ułożysz w końcu te puzzle, może po prostu dostałeś zestaw w którym jest baaaardzo dużo elementów :) Ale czy to źle? :)

Pozdrawiam Cię i trzymaj się ciepło
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

9 stycznia 2021, o 21:30

Czytają Twój wpis przyszło mi do głowy, że to co jest największym Twoim darem ( umiejętność określania, nazywania pewnych rzeczy, opisywania ich ) jest jednocześnie Twoją przeszkodą w rozwoju, bo zbyt mocno się do tych określeń przywiązujesz i przez to ograniczasz.A my naprawdę bywamy bardziej różni niż nam się wydaję. Rzecz w tym kolego, że nawet jeśli potrafisz precyzyjnie określić jaki jesteś i jeszcze dodatkowo ciekawie to opisać, to nie znaczy, że to jest 100% prawda na Twój temat, niepodważalna i niezmienna.
Wiele z cech które u siebie zauważasz i które wg Ciebie przekreślają Twoje szanse na normalne funkcjonowanie są zapewne wynikiem dzieciństwa i pewnych nawyków, które przez lata w sobie wykształciłeś. Np wspomniane przez Ciebie uciekanie do przeszłości jest częste u osób z zaburzeniami lękowymi, ponieważ to co już było jest znane i pewne, niesie mniejsze ryzko. Moja mama przez lata się w ten sposób ograniczała i nawet wymyśliła sobie filozofię swojej nostalgicznej natury, która zawsze ciągnie ją w tył, a gdy wreszcie na skutek różnych sytuacji życiowych ruszyła do przodu, to w 2 lata zmieniłą więcej niż w 20.
Co do Patrycji to paradoksalnie może i dobrze się stało. Ja jestem dość przyziemną osobą w takich kwestiach i zawsze byłam zdania, że w związku nie mogą być dwie osoby tak samo problematyczne, neurotyczne, z lękami, zaburzeniami. To w przyjaźniach się bardziej sprawdza, natomiast w związku owszem powinniśmy być do siebie trochę podobni, ale powinniśmy sie też trochę uzupełniać, a Wy byliście taka samo lękliwi i życiowo wycofani. Zwróc uwagę, że Patrycja przy tej drugiej osobie jednak ruszyła do przodu. W mojej ocenie wy byliście świetnymi przyjaciółmi ale niekoniecznie musielibyście być tak samo świetną parą, choć może się mylę. Moim zdaniem zachowałeś się w porządku, że nie zwodziłeś jej byleby tylko nie zostać sam. Czas jednak zadbać o siebie i nie zasłaniać się żadnymi ogaraniczeniami, bo tak naprawdę one są głównie w Twojej głowie.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Luc
Świeżak na forum
Posty: 11
Rejestracja: 25 kwietnia 2017, o 01:10

12 stycznia 2021, o 22:14

mżawka pisze:
9 stycznia 2021, o 12:15
Witaj ponownie, cieszę się, że odpisałeś.
Apropo uzależnienia się od Patrycji i tego co napisałeś w pierwszym akapicie - to jest CAŁKOWICIE normalne,że rozpamiętujesz, przeżywasz, odtwarzasz sobie w głowie sytuacje które miały miejsce, zastanawiasz się "co by było, gdyby"... to jest absolutnie naturalne i trzeba mieć tego świadomość. Ja kiedyś będąc już w kolejnym związku potrafiłam przeżywać jakieś rzeczy z poprzedniego. Z tego się po prostu trzeba "wyleczyć", czas tutaj też działa na Twoją korzyść. I nie musisz tego wyrzucać do kosza. Nie ma nic złego w trzymaniu w pamięci ludzi, którzy byli dla Nas ważni, którzy czegoś nauczyli, którzy wspierali w trudnych momentach. Tylko musisz ustawić swoje myślenie nie na rozpacz, ale na wdzięczność, że Cię to spotkało. Teraz się ze sobą szarpiesz, bo myślisz, że powinieneś zapomnieć, a nie potrafisz. Zobaczysz, jak zaakceptujesz fakt, że możesz zostawić Patrycję w sercu, będzie Ci łatwiej iść dalej i ta sprawa sama się zamknie z czasem.
Ale co jest jeszcze ważne, Patrycja to dorosła osoba podejmująca swoje świadome decyzje i nie możesz się czuć teraz odpowiedzialny za jej szczęście. Napewno odegrałeś w jej życiu dużą rolę, ale ona poszła w swoją stronę, związała się z kimś i nawet jeśli nie jest szczęśliwa to to NIE JEST Twoja wina.

Co do "nudnego życia"- to też jest całkowicie normalne, mi też się wydaje, że jestem najnudniejszą osobą na świecie i słyszałam to już z ust wieeeelu osób. Też nie jestem zbyt towarzyska i wolę się zaszyć w domu z książką czy przeglądać internet niż gdzieś iść.
Wiadomo, przy takim trybie życia teoretycznie ma się więcej czasu na rozmyślanie, ale masz też więcej czasu żeby zrobić coś pozytywnego dla siebie. Obecnie jestem na etapie, gdzie staram się zaprzyjaźnić ze samą sobą, co zawsze jest trudne w momencie kiedy nie lubi się w sobie wielu rzeczy, zachowań, czy nawet tej nerwicy która w nas siedzi. Ale warto się starać, czasem się do siebie uśmiechnąć. Do tej pory bardzo chciałam,żeby ktoś się mną zaopiekował. Pokładałam nadzieję w mężu - że jak on będzie blisko to będzie ok, jak on wyjeżdżał/wychodził to czułam się niepewnie, źle. Staram się zmienić myślenie i SAMA się sobą zaopiekować. Wydaje mi się, że wtedy jesteśmy w stanie dać innym o wiele więcej z siebie.
Najbardziej pomocną osobą która może za Tobą stanąć w "walce ze światem" jesteś Ty sam. Jesteś Panem własnego życia z pełnym prawem do upadków, porażek, rozterek, rozmyślań, czy nawet cierpienia i bólu. Z tego po prostu się składa życie. Zaakceptuj to i daj sobie szansę na szczęście :)

Widzę w Twoich postach przebijającą dużą chęć zmiany. Jestem pewna, że ułożysz w końcu te puzzle, może po prostu dostałeś zestaw w którym jest baaaardzo dużo elementów :) Ale czy to źle? :)

Pozdrawiam Cię i trzymaj się ciepło
Niestety, niemal od razu zacząłem w swoim umyśle wytwarzać bezsensowne „obronne myśli”, mające na celu uporanie się z tym wszystkim. Najpierw zacząłem sam siebie przekonywać, że być może napisała nieprawdę, bo chciała, żebym jej po prostu dał spokój. Zapewne z jakichś przyczyn nie chce albo boi się kontynuować ze mną znajomość, więc ucięła ją takim mocnym, bezpośrednim wyznaniem. Trochę ją znam, więc wiem, że mogła tak napisać. :-) W ten sposób trochę się uspokoiłem, bo uświadomiłem sobie, że nie wszystko stracone. Ale z drugiej strony jeszcze bardziej mnie to zasmuciło, bo oznacza to, że jednak nadal jest samotna i nieszczęśliwa. A więc lepiej, żeby sobie ułożyła życie z kimś innym. I wracam do punktu wyjścia.
Pewnie będę się zadręczał tą karuzelą spekulacji jeszcze przez długi czas.
Trudno się nie zgodzić, że jest dorosłą osobą i sama o sobie decyduje. Problem polega na tym, że są tacy ludzie, którzy nie potrafią o sobie decydować, nie wiedzą, czego chcą, są bezwładne, stoją w miejscu i dopiero interwencja osób z zewnątrz potrafi je pchnąć w jakimś kierunku. Ale wtedy niekoniecznie muszą być szczęśliwsi. Na przykład ja do takich osób należę. Lęk przed popełnianiem błędów, przed obraniem jakiejś drogi całkowicie podminowuje wolę do działania. Może ja byłem jedyny, który ją rozumiał?
Ale dość, nie będę już drążył tego tematu. Dziękuję za rady i trafne uwagi. Postaram sam siebie przekonać, żeby przestać torturować się takimi myślami.
Dziękuję i również Cię pozdrawiam. :-)
Katja pisze:
9 stycznia 2021, o 21:30
Czytają Twój wpis przyszło mi do głowy, że to co jest największym Twoim darem ( umiejętność określania, nazywania pewnych rzeczy, opisywania ich ) jest jednocześnie Twoją przeszkodą w rozwoju, bo zbyt mocno się do tych określeń przywiązujesz i przez to ograniczasz.A my naprawdę bywamy bardziej różni niż nam się wydaję. Rzecz w tym kolego, że nawet jeśli potrafisz precyzyjnie określić jaki jesteś i jeszcze dodatkowo ciekawie to opisać, to nie znaczy, że to jest 100% prawda na Twój temat, niepodważalna i niezmienna.
Wiele z cech które u siebie zauważasz i które wg Ciebie przekreślają Twoje szanse na normalne funkcjonowanie są zapewne wynikiem dzieciństwa i pewnych nawyków, które przez lata w sobie wykształciłeś. Np wspomniane przez Ciebie uciekanie do przeszłości jest częste u osób z zaburzeniami lękowymi, ponieważ to co już było jest znane i pewne, niesie mniejsze ryzko. Moja mama przez lata się w ten sposób ograniczała i nawet wymyśliła sobie filozofię swojej nostalgicznej natury, która zawsze ciągnie ją w tył, a gdy wreszcie na skutek różnych sytuacji życiowych ruszyła do przodu, to w 2 lata zmieniłą więcej niż w 20.
Co do Patrycji to paradoksalnie może i dobrze się stało. Ja jestem dość przyziemną osobą w takich kwestiach i zawsze byłam zdania, że w związku nie mogą być dwie osoby tak samo problematyczne, neurotyczne, z lękami, zaburzeniami. To w przyjaźniach się bardziej sprawdza, natomiast w związku owszem powinniśmy być do siebie trochę podobni, ale powinniśmy sie też trochę uzupełniać, a Wy byliście taka samo lękliwi i życiowo wycofani. Zwróc uwagę, że Patrycja przy tej drugiej osobie jednak ruszyła do przodu. W mojej ocenie wy byliście świetnymi przyjaciółmi ale niekoniecznie musielibyście być tak samo świetną parą, choć może się mylę. Moim zdaniem zachowałeś się w porządku, że nie zwodziłeś jej byleby tylko nie zostać sam. Czas jednak zadbać o siebie i nie zasłaniać się żadnymi ogaraniczeniami, bo tak naprawdę one są głównie w Twojej głowie.
Widzę mnóstwo podobieństw charakteru między mną a moimi rodzicami, dziadkami, a zwłaszcza moją babcią ze strony mamy. Ciągłe powtarzanie „Jestem stara, zaraz umrę”, opowiadanie tych samych historyjek sprzed pół wieku. Od kiedy pamiętam, słyszę takie rzeczy. Ogólnie niski temperament i przebojowość, zerowa inicjatywa. Tak więc na pewno genetyka mnie tak ukształtowała, a wychowanie, środowisko i pewne traumatyczne wydarzenie z bardzo wczesnego dzieciństwa tylko zakonserwowały mnie w tych nawykach. Ja ciągle żyję przeszłością, wykonuję rytuały, które dają mi poczucie bezpieczeństwa, kontrolę nad czasem. Pozwalają mi one uwierzyć, że czas nie płynie, że wszystko jest po staremu. Gdy mam do wyboru obejrzeć nowy film/posłuchać nowej płyty albo jeszcze raz obejrzeć stary film/posłuchać dobrze mi znanej muzyki, to wybieram prawie zawsze to drugie. Bo wiem, co mnie czeka, wiem, że się nie rozczaruję. Zamiast eksplorować świat wolę brodzić w tej samej sadzawce.
Masz rację, ja z Patrycją tylko byśmy się nawzajem ciągnęli w dół. Bylibyśmy wyjątkowo życiowo niezaradni i zapewne nieszczęśliwi. Z tego też wynika wniosek, że najbardziej odpowiednią dla mnie osobą byłaby zdecydowana, pewna siebie kobieta sukcesu, która zrównoważyłaby moją zahukaną naturę. Tylko która chciałaby się związać z taką ofermą jak ja? :-)
Dziękuję za konstruktywną poradę. Pozdrawiam Cię.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

13 stycznia 2021, o 17:37

Widzę mnóstwo podobieństw charakteru między mną a moimi rodzicami, dziadkami, a zwłaszcza moją babcią ze strony mamy. Ciągłe powtarzanie „Jestem stara, zaraz umrę”, opowiadanie tych samych historyjek sprzed pół wieku. Od kiedy pamiętam, słyszę takie rzeczy. Ogólnie niski temperament i przebojowość, zerowa inicjatywa. Tak więc na pewno genetyka mnie tak ukształtowała, a wychowanie, środowisko i pewne traumatyczne wydarzenie z bardzo wczesnego dzieciństwa tylko zakonserwowały mnie w tych nawykach. Ja ciągle żyję przeszłością, wykonuję rytuały, które dają mi poczucie bezpieczeństwa, kontrolę nad czasem. Pozwalają mi one uwierzyć, że czas nie płynie, że wszystko jest po staremu. Gdy mam do wyboru obejrzeć nowy film/posłuchać nowej płyty albo jeszcze raz obejrzeć stary film/posłuchać dobrze mi znanej muzyki, to wybieram prawie zawsze to drugie. Bo wiem, co mnie czeka, wiem, że się nie rozczaruję. Zamiast eksplorować świat wolę brodzić w tej samej sadzawce.
Masz rację, ja z Patrycją tylko byśmy się nawzajem ciągnęli w dół. Bylibyśmy wyjątkowo życiowo niezaradni i zapewne nieszczęśliwi. Z tego też wynika wniosek, że najbardziej odpowiednią dla mnie osobą byłaby zdecydowana, pewna siebie kobieta sukcesu, która zrównoważyłaby moją zahukaną naturę. Tylko która chciałaby się związać z taką ofermą jak ja? :-)
Dziękuję za konstruktywną poradę. Pozdrawiam Cię.
Ja też miałam w rodzinie taką babcię, mój facet taką miał. Jak tak się rozjerzeć to jest naprawdę wiele osób które z różnych przyczyn całe swoje życie umierają. Jest też wiele osób które unikają wyzwań, inicjatywy, ale jedni się w tym betonują na całe życie, nie dopuszczając do siebie możliwości zmian, bo im tak wygodniej, bo uważają, że już tak mają i nie da się tego zmienić, a inni pracują nad sobą. I nie chodzi tutaj o to żeby nagle stać się super przebojowym i kochającym wyzwania człowiekiem bo nie w tym rzecz żeby wszystko zmieniać, ale właśnie by nauczyć się mimo swojej wrażliwej natury ( która też ma swoje plusy ) podejmować wyzwania.
Co do tego kto by do Ciebie pasował to wpadasz w jakieś skarajności. Nie musi być to od razu pewna siebie kobieta sukcesu, może być to wrażliwa dziewczyna, ale właśnie bez lęków, bez tego całego życiowego wycofania.

Pozdrawiam
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
ODPOWIEDZ