Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Znów ten sam problem

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

1 maja 2021, o 15:43

Powiem szczerze że nie rozumiem tegi stwierdzenia że jak siebie nie bede lubił to nikt mnie nie bedzie lubił. Kilka razy takie stwierdzenie słyszałem ale go nie rozumiem.
Znam parę osób o depresyjnym nastawieniu do życia a jednak maja wielu znajomych.
Znam mega ekscentrykow którzy też maja swoją paczkę. Na terapii w grupie kazdy miał w swoim zyciu jakaś paczkę znajomych no może oprocz dwóch osób które były lekko upośledzone umysłowo.
I nie znam nikogo kto bylby w takiej sytuacji ze nie ma absolitnie żadnego znajomego.
Ale może ty znasz może widzisz w tych osobach jakieś cechy które rażą ? Może też takie mam ?
Jak poznawałem jakieś osoby to o ile dobrze mi sie z nimi gadało to w pewnym momencie sie ode mnie odsuwały.... konczylo sie tym że nie odpisywaly, nie chcialy sie spotkać czasem dobitnie to okazując...
Przecież nie wywnetrzam sie ludziom z tego co czuje w srodku...
Byly na terapii osoby ktore czuly sie nikim a jednak w zyxiu mialy kupe znajomych...
Na prawde tego nie rozumiem o co chodzi co jest nietak...
Moze to jest moja interpretacja co do dziecka. Ale nie dziwi mnie frustracja żony też. Można być sfrustrowanym bedac swiadomym ze dziecka moze nie byc i ze nie ma normalnego pozycia seksualnego.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

1 maja 2021, o 15:53

Aha i co do znajmocyh to pofam ostatni przykład.
Mialem dobrą znajomą ze studiow. No teraz kazdy ma swoje życie. Ona ma swoja rodzinę, dwójkę dzieci. Ok rozumiem to ma mniej czasu.
Ale no pomijając fakt że przestała się odzywać że nigdy nie ma czasu się spotkać. To mialem wesele. Zaprosilem ją, no nie chciala sie spotkac bo covid. No ok. Rozumiem. Na wesele nie przyjdzie bo bedzie miala 3 miesieczne dziecko - rozumiem. Nie przyszła do kościoła - no mogla miec sporo na glowie - rozumiem.
Ale nie zadzwoniła nawet z zyczeniami.
Zadzwoniłem ja do niej miesiąc po ślubie czy napisałem pytaniem czy wszystko w porządku. To oddzwonila pogadalismy parę min.
Potem znow ja dzwoniłem z życzeniami urodzinowymi. Potem znów ja dzwoniłem czy pisałem. Potem napisałem jakieś pytanie ale bez odp. Mialem urodziny i nie bylo w tym roku od niej telefonu...
I juz wiem ze bedzie to samo co z innymi znajomymi tzn ze juz kontakt się zakonczyl.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

1 maja 2021, o 20:36

Samotność jest wtedy gdy człowiek sam dla siebie nie przedstawia żadnej wartości, gdy nie jest zaintresowanym relacją z samym sobą, wtedy też cięzko mu zaintresować kogokolwiek swoją osobą. Często tyczy się to osób które nie dostały miłości w okresie dzieciństwa przez co mogą w dorosłym życiu czepiać się ludzi, oceniając siebie tylko przez pryzmat realcji.
Można być pesymistą, ponurakiem i mimo tego mieć sporo znajomych jeśli w jakiś sposób tych ludzi do siebie przeciągasz, a tym co najbardziej przyciąga do nas ludzi jest najczęściej nasza autentyczność, odwaga bycia sobą i/lub zaangażowanie w swoje życie, rozwój, stawianie sobie celów, wtedy na naturalny sposób przyciąga się do siebie ludzi.
Jeśli chodzi o Twoją koleżankę to powinieneś ją traktować na zasadzie lustra, jeśli ona się dystansuje, nie przychodzi na Twój ślub, wesele, to Ty również powieneś się do niej co najmniej zdystasować. A Ty wydzwaniasz do niej. W jakim celu to robisz? Żeby za wszelką cenę kogoś mieć w swoim życiu? W ten sposób nie będziesz miał nikogo w swoim życiu, albo będą Cię otaczali ludzie, którzy będą w tym mieli jedynie jakiś interes.
Przecież ona potraktowała Cię podle, a Ty do niej jeszcze wydzwaniasz i dziwisz się dlaczego nie masz znajomych? Dlatego, że takim zachowaniem sprawiasz, że nikt nie traktuje Twojego towarzystwa jako jakieś wartości. Właśnie dlatego, że stawiasz realcje wyżej niż siebie i ludzie to wyczuwają i dlatego nie jesteś dla nich atrakcyjnym towarzystwem. To samo z żoną. Wytłumacz jej co i jak szczerze, że stres powoduje, że nie możesz współżyć. Co jest normalne, zestresowane zwierzęta w niewoli też często nie współżyją bo nie mogą. I albo Twoja żona wreszcie to zrozumie i zaczniecie nad tym pracować, albo nie wiem czy jest sens dalej się męczyć w tym małżeństwie skoro nie potraficie ze sobą rozmawiać ani troszczyć się o siebie. Nie możesz traktować siebie jak to robisz i oczekiwać, że ludzie będą traktować Cię lepiej, zacznij siebie szanować, popracuj nad zmianą pewnych nawyków, przestań dzwonić do ludzi pierwszy nawet gdybyś miał siedzieć sam i postaw na siebie, każdy z nas jest po coś na tej ziemi, jak będziesz się rozwijał to ludzie sami do Ciebie przyjdą.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

2 maja 2021, o 08:46

No to właśnie odpuszcam wydzwanianie do kogoś w pewnym momencie.
Kiedyś tak z ponad 10 lat temu miałem swoją paczke miałem znajomych. Mialem z kim pojsc na piwo czy na domówkę większość to byli znajomi od podstawówki... w zasadzie znajomości mi się ucięły jak miałem ok 20 lat. Lista osób ktore nagle przestały inicjować kontakt ze mna i stalo się to jednostronne jest długa. Cześć znajomych przestała po mnie przychodzi daktycznie było tak że to tylko ja do nich przychodziłem jeden drugi trzeci raz. W koncu stwierdziłem że juz koniec i niech teraz oni zainicjuja. I kontakt się zakończył...
Po szkole średniej miałem dwie znajome osoby z ktorymi jeszcze po zakończeniu utrzymywałem kontakt. Do czasu bo nagle jedna osoba mi w ogole nie odpisywała. Druga jak sie z nia spotkałem to po godzinie powiedziała że już musimy zakończyć spotkanie bo jest późno - też już się nie odezwała od tej pory a ze uznalem jej zachowanie za niegrzeczne wtedy to nie mialem zamiaru odzywać się pierwszy.
Studia. Mialem 2 osoby z którymi miałem kontakt po skonczeniu studiów. Z jedna sie regularnie umawialem na piwo ale nagle też pewne spotkanie odwołała tuż na ostatnią chwilę. Potem z jej str cisza. Pozniej napisalem na facebooku do niej ale odpisywała tak że okazywała ostentacyjnie że nie ma ochoty ze mną rozmawiać no to powiedziałem żeby się pałowała i kobtakt finito.
Inny przykład to chłopak od koleżanki mojej żony. Też myślałem, że jak one sie kumplują to czemu nie mogę nawiązać relacji z nim. Umówołem się z nim na piwo ale po 30 min wstał, powiedział że ma duzo spraw do zalatwienia i musi juz isc i wyszedł...
Wiesz Katja nie neguję tego co mówisz bo tak jest że na siłę nie znajdziemy znajomości ale ja nie wiem czy faktycznie to jest takie u mnie na siłę. Niektorzy też mi mowili że mam za duże oczekiwania co do relacji albo że nie walczę o nie chociaż to też mi sie bez sensu wydaje bo przeciez ja bym chciał mieć chociaż jedna osobę z którą mógłbym się spotkac raz na jakiś czas a chyba nie sa to wygórowane wymagania ? A jestem całkiem sam. Mam obawy też że być może nieświadomie zachowuję się w takie sposoby że ludzie sie na m ie obrażają albo uznają za jakiegos skrajnego idiote i dlatego w ten sposób uciekają...
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

2 maja 2021, o 13:12

SCF pisze:
2 maja 2021, o 08:46
No to właśnie odpuszcam wydzwanianie do kogoś w pewnym momencie.
Kiedyś tak z ponad 10 lat temu miałem swoją paczke miałem znajomych. Mialem z kim pojsc na piwo czy na domówkę większość to byli znajomi od podstawówki... w zasadzie znajomości mi się ucięły jak miałem ok 20 lat. Lista osób ktore nagle przestały inicjować kontakt ze mna i stalo się to jednostronne jest długa. Cześć znajomych przestała po mnie przychodzi daktycznie było tak że to tylko ja do nich przychodziłem jeden drugi trzeci raz. W koncu stwierdziłem że juz koniec i niech teraz oni zainicjuja. I kontakt się zakończył...
Po szkole średniej miałem dwie znajome osoby z ktorymi jeszcze po zakończeniu utrzymywałem kontakt. Do czasu bo nagle jedna osoba mi w ogole nie odpisywała. Druga jak sie z nia spotkałem to po godzinie powiedziała że już musimy zakończyć spotkanie bo jest późno - też już się nie odezwała od tej pory a ze uznalem jej zachowanie za niegrzeczne wtedy to nie mialem zamiaru odzywać się pierwszy.
Studia. Mialem 2 osoby z którymi miałem kontakt po skonczeniu studiów. Z jedna sie regularnie umawialem na piwo ale nagle też pewne spotkanie odwołała tuż na ostatnią chwilę. Potem z jej str cisza. Pozniej napisalem na facebooku do niej ale odpisywała tak że okazywała ostentacyjnie że nie ma ochoty ze mną rozmawiać no to powiedziałem żeby się pałowała i kobtakt finito.
Inny przykład to chłopak od koleżanki mojej żony. Też myślałem, że jak one sie kumplują to czemu nie mogę nawiązać relacji z nim. Umówołem się z nim na piwo ale po 30 min wstał, powiedział że ma duzo spraw do zalatwienia i musi juz isc i wyszedł...
Wiesz Katja nie neguję tego co mówisz bo tak jest że na siłę nie znajdziemy znajomości ale ja nie wiem czy faktycznie to jest takie u mnie na siłę. Niektorzy też mi mowili że mam za duże oczekiwania co do relacji albo że nie walczę o nie chociaż to też mi sie bez sensu wydaje bo przeciez ja bym chciał mieć chociaż jedna osobę z którą mógłbym się spotkac raz na jakiś czas a chyba nie sa to wygórowane wymagania ? A jestem całkiem sam. Mam obawy też że być może nieświadomie zachowuję się w takie sposoby że ludzie sie na m ie obrażają albo uznają za jakiegos skrajnego idiote i dlatego w ten sposób uciekają...
A jakie to są te duże oczekiwania? W sensie, że oczekujesz szacunku i tego, że ktoś Ci przynajmniej złoży życzenia z okazji ślubu czy chodzi o to, że zbyt wiele oczekujesz od znajomości? Bo ja widzę raczej to drugie.
Moim zdaniem Twoim problem jest samoocena, która powoduje, że w określony sposób intrepretujesz zachowania innych ludzi, nadajesz im zbyt wysoką wartość. Człowiek ze zdrową samooceną nie docieka dlaczego ktoś przerywa rozmowę ( no może chciał ją już zakończyć, po prostu ), nie będzie też dociekał dlaczego ktoś go źle traktuje, czy coś zrobił, bo jeśli komuś zależy na kontakcie z nami to wyjaśnia sytuację. Dlatego pisałam Ci wcześniej, że trzeba umieć być samemu, nie traktować znajomości z innymi ludźmi w kategoriach muszę kogoś mieć, nie mogę być sam, ta samotność nie może nas straszyć, nie możemy do niej podchodzić lękowo, nie może być wyznacznkiem naszej samooceny, bo wtedy zawsze będziesz w realcjach na straconej pozycji. To my sami dla siebie musimy być najważniejsi, zobacz, że dociekasz jak ktoś się czuje w Twoim towarzystwie, a to jak Ty się czujesz w kogoś towarzystwie schodzi na drugi plan.
Piszesz, że ktoś ostentacyjnie odwołał spotkanie z Tobą, jeśli tak było to co straciłeś? Nic nie straciłeś. Ludzie którzy nas lubią i szanują nie zachowują się w ten sposób, a jeśli ktoś tak robi znaczy, że trzeba dać sobie spokój z taką osobą i tyle. Co do chłopaka koleżanki żony, to ja również jak przyleciałąm do Irlandii to radośnie założyłam, że mój facet ma tylko kolegów niektórzy z nich mają partnerki to pewnie się zaprzyjaźnimy. No nie zaprzyjaźniłyśmy się, bo nie ma takiego obowiązku.
Moim zdaniem powodem dla którego ludzie odsuwają się od Ciebie jest z jednej strony naturalna kolej rzeczy tj że nie za każdym będziemy się przyjaźnić co Ty interpretujesz to jako coś co uderza w Twoje poczucie własnej wartości ( nadajesz temu zbyt duże znaczenie ) , gdy tymaczasem one powinno być niezależne od opini innych ludzi, bo ile ludzi tyle opini i drugi powód to lęk przed samotnością powoduje u Ciebie to, że za bardzo chcesz, a ludzie to wyczuwają.
I jeszcze jedna sprawa w trudnych momentach, gdy musimy sami ze sobą dość do ładu, poukładać swoje życie możemy nie być zbyt atrakcyjnym towarzystwem i to też trzeba rozumieć.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

3 maja 2021, o 08:42

A znasz jakieś sposoby na zmianę swojej samooceny ?
Wiem że man ją niską i wiem że nie powinienem się przejmować tym co ludzie mówią.
Trochę też masz racji z tym że na drugi plan zrzucam to jak ja się z kimś czuję a prawda jest taka że w sumie mało na prawdę mało poznałem osób w których towarsystwie czuję się dobrze. Ale z nimi właśnie kobtakty sie tak urwały. Raczej jak źle się czuję w czyimś towarzystwie to nie ubolewam nad jego stratą.
Wracając do samooceny. To w kwestii takiej osobowści czuje się beznadziejny. Że czuję się nieciekawy czuję się irytujący czuję się odpychający. Takie sytuacje ten stan pogłębiają... ale no nie wiem jak to zmienić. Nie wierzę w to że jest inaczej i nie wiem jak uwierzyć :( same powtarzanie sobie że nie jestem (pod tym względem) bezwartościowy nic nie daje bo w to nie wierzę nie znajduję nic co by wskazywało że jest inaczej.
Atgument ze mam jakieś zwiazki no też nie bo każdy mi się prędzej czu później rozsypywał.
I ja rozumiem że to się musi u mnie zmienić ale na prawdę nie wiem jak się za to zabrać.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

3 maja 2021, o 23:51

SCF pisze:
3 maja 2021, o 08:42
A znasz jakieś sposoby na zmianę swojej samooceny ?
Wiem że man ją niską i wiem że nie powinienem się przejmować tym co ludzie mówią.
Trochę też masz racji z tym że na drugi plan zrzucam to jak ja się z kimś czuję a prawda jest taka że w sumie mało na prawdę mało poznałem osób w których towarsystwie czuję się dobrze. Ale z nimi właśnie kobtakty sie tak urwały. Raczej jak źle się czuję w czyimś towarzystwie to nie ubolewam nad jego stratą.
Wracając do samooceny. To w kwestii takiej osobowści czuje się beznadziejny. Że czuję się nieciekawy czuję się irytujący czuję się odpychający. Takie sytuacje ten stan pogłębiają... ale no nie wiem jak to zmienić. Nie wierzę w to że jest inaczej i nie wiem jak uwierzyć :( same powtarzanie sobie że nie jestem (pod tym względem) bezwartościowy nic nie daje bo w to nie wierzę nie znajduję nic co by wskazywało że jest inaczej.
Atgument ze mam jakieś zwiazki no też nie bo każdy mi się prędzej czu później rozsypywał.
I ja rozumiem że to się musi u mnie zmienić ale na prawdę nie wiem jak się za to zabrać.
Praca.
Pierwsza kwestia to przydałoby się ustalić skąd ta niska samoocena, zdać sobie sprawę, chociaż w jakimś ogólnym zarysie co nią spowodowało.
Kolejna kwestia to zdać sobie sprawę, że często a szczególnie w sytuacjach napięcia załącza nam się tzw twardy dysk czyli nasza podświadomości co skutkuje pewnymi powtarzalnymi schematami zachowań i warto je sobie uświadomić.
Trzecia krok to praca nad zmianą tych zachowań, nie jest to łatwe ponieważ nasza psychika przeżywa wtedy dyskomfort, możemy czuć się z tym źle, możemy czuć się winni, nasze zachowanie może nam się wydawać nienaturalne, sprzeczne z nami, mogą się wtedy nasilać lęki itd ale w pracy na zmianą zachowań, nad wyrobieniem sobie nowych nawyków reagowania bardzo ważna jest świadomość ( po co coś robimy ), wytrwałość, konsekwencja i wyrozumiałość do tego, że jest to proces ( podobnie jak przy odburzaniu ).
Jeśli chodzi o to poczucie bezwartościowości to jeśli nie umiesz uwierzyć, że jest inaczej, to potraktuj ten brak wiary jako coś co jest stanem nienormalnym i mentalnym, a nie faktyczną oceną rzeczywistości. Potraktuj złe myślenie jak zły nawyk np palenie papierosów który musisz zmienić i zamiast wkręcać się w ten stan i pograżać się w nim, działaj przeciwnie tj. staraj się doceniać siebie, być dla siebie dobrym. Proponuje Ci też żebyś codziennie mówił sobie 3 dobre rzeczy na swój temat i tak przez miesiąc lub dwa, ale faktycznie rób to, nie muszą być to wielkie sprawy, możesz powiedzieć sobie np dobrą dziś miałem riposte, albo udało mi się coś tam zrobić, smaczną zupe zrobiłem, cokolwiek, małe rzeczy byleby pozytywnie na swój temat.

Twoja niska samoocena jest też widoczna w realcjach z żoną. Nie wiem czy rozmawiałeś już z seksuologiem, ale wielu zestresowanych mężczyzn ma problemy ze wspołżyciem ( tj albo nie mogą wcale albo nadużywają seksu w celu rozładowania napięcia ) naprawdę nie jesteś jakimś białym krukiem, to problem bardziej powszechny niż Ci się wydaje. Mi libido również spadło do 0 po tym jak prolaktyna przekroczyła u mnie normę trzykrotnie, silny lęk zmienia nasza gospodarkę hormonalną i jest to normalna sprawa, że możemy wtedy nie chcieć lub nie móc. U Ciebie jest jednak problem w tym, że Ty nie dajesz sobie do tego prawa, oboje z żoną mam wrażenie, że traktujecie to ambicjonalnie tj. Ty, że musisz stanąć na wysokości zadania a Twoja żona, że powinna Cię podniecać niezależnie od wszystkiego, a to tak nie działa. Przez to podejście zrobiłeś sobie dodatkowy problem tj ustawiłeś sobie taką presje na współżycie, że nie dziwne że nie możesz, przy takim poziomie stresu jest to zrozumiałe.
Dlatego w mojej ocenie powinieneś porozmawiać szczerze z żoną, że to nie o nią chodzi tylko o to, że meżczyźni w silnym stresie czasem w ogóle nie mogą współżyć i co za tym musisz popracować nad pewnymi sprawami w swoim zyciu i nad zmniejszeniem napięcia i potrzebujesz jej wsparcia i zrozumienia. Nie powinno być tak, że Ty idziesz z nią do łóżka jak na jakiś test sprawności, seks to nie jest tylko wkładanie i wyciaganie, gdybyście wyluzowali oboje w tym względzie, potraktowali tą chwilową niedyspozycję naturalnie, jako coś co może się zdarzyć, okazali sobie miłość i wsparcie to pewnie problem z czasem by znikł ale w takiej atmosferze jaka u Was panuje to nie dziwię się, że problem może się jedynie pogłębiać. Zatroszcz się o siebie i o swoje ciało bo masz je tylko jedno i może czas zacząc je traktowac dobrze a nie oczekiwać, że będzie zawsze działac na tip top. "Ciało mówi o tym, o czym nie mogą powiedzieć słowa."Martha Graham
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

5 maja 2021, o 10:33

Co do przyczyn to częściowo je znam. Otóż swoją samoocenę buduję w oparciu o zdanie innych i jest to mocno zakorzenione już od najmłodszych lat życia. I cale życie przez to miałem zmienne (chwiejne) poczucie wartości. Co do kiepskich relacji z ludźmi to wspomnę że już bardzo złe je miałem w wieku 4 lat (przedszkole), ale potem trafiłem w szkole na inne towarzystwo i było spoko.
To nawet wychodzi jak wczoraj próbowałem sobie znalezc 3 rzeczy ktore dobrze wczoraj zrobiłem. Pierwsze co mi przyszło do głowy to zapytać kogoś (w tym przypadku żonę) czy te 3 rzeczy były zrobione dobrze albo co innego jej przychodzi do głowy.
Czy do takich rzeczy można zaliczyć coś co w ogóle zrobiłem i nie było to zrobione źle ?
Pojawia się u mnie strach przed karą (mechanizm wyniesiony z wczesnego dzieciństwa) i polega na tym że boję się komuś postawić sprzeciwić czy kogoś skrytykowac lub powiedzieć mu że coś mi nie pasuje. Nie umiem kogoś ochrzanić ani nic. Pojawia się właśnie ogromny strach przed tym że ten ktoś się zezłości - nad tym też pracuję ale jest mi mdga trudno cokolwiek tu zmienić. Tzn już umiem cokolwiek powiedzieć ale nie umiem tego zrobić z wyrażeniem emocji albo dopiero okazuje te emocje w wybuchu jak dlużej je tłumiłem.
Inną kwestią omówioną na terapii jest moja ogromna bierność w życiu, nie chcę przejmować inicjatywy w niczym, nie chcę podejmować decyzji, nie chcę planować i nie chcę być odpowiedzialny. Cały czas nad tym pracuję by to zmienić ale każde takie działanie wiąże się dla mnie z dużym dyskomfortem (gdzieś tam w środku) choć wiem że jest to konieczne by stać się prawdziwie dojrzałą odppwiedzialną osobą, by być mężczyzną, a nie dzieckiem we mgle. Może też problem w relacjach jest skutkiem mojego mechanizmu wycofywania się z takiej agresji aktywnej. Np łatwo wycofuję się z przejmowania inicjatywy, nie potrafię okazywać złości (albo nawet nie potrafię się zezłościć) kiedy powinienem to robić a potem w kumulacji złych emocji i tej energii albo wybucham w nieodpowiednich momentach albo mam lęki albo jakieś działania biernie agresywne jak zapominanie o ważnych sprawach zniszczenie lub zgubienie czegoś ważnego w najnieodpowiedniejszym momencie. Ja się czuję przez to taką ciotą bo zawsze gdzieśtam widziałem ten mechanizm ale nigdy nie potrafiłem go zdefiniować i dokładnie opisać. Mogę mówić że żona mnie krytykuje ale to też ja swoimi zachowaniami do tego prowokuję i jednocześnie jestem przewrażliwiony na tę krytyke. W każdym związku jakim byłem działo się tak że nagle ja sie wycofywałem partnerka przejmowała inicjatywę w działaniach i jednocześnie zaczęła krytykować i wtracać się do wszystkiego co robiłem. No ale nad tą biernością obecnie pracuję chociaż też moja jakaś cześć aż wrzeszczy na te zmiany i jest ciężko. Spoko na terapii też mówiono mi że seks zaczyna się od głowy. Niskie poczucie wartości, bierność w życiu to wszystko wpływa.
Do tego dochodzi też moja obawa że może jednak ta cała moja seksualność jest po prostu mega spaczona i nieważne jak zmienie podejście to i tak będzie problem, bo nigdy jakoś za dobrze nie było. No ale było na pewno zdecydowanie lepiej a póki co jest linia pochyła w dół. W kwestii dziecka to też jest taki problem że żona ma też kłopoty zdrowotne i w połączeniu z moim problemem może być tak że nie będziemy mieli dziecka. Wiec nie musi być sytuacji że ona się złości. No teraz ostatnio nie ma a ja i tak mam gdzieś z tyłu głowy że tego dziecka może nie być i być może by się udało gdyby miała innego partnera. A dokoła czy u mnie w pracy czy u niej czy też jacyś ludzie ktorych znam to mają po kolei dzieci. W zasadzie znam tylko jedną rodzinę gdzie dziecka nie mają i też mnie to dobija.
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

5 maja 2021, o 11:01

Potrafię cię w części zrozumieć, mam podobne mechanizmy może w innych okolicznościach żyłem ale gdzieś tam w głowie mamy coś wspólnego. Co do odpowiedzi to nie wiem.
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

5 maja 2021, o 11:46

Podepnę się jeszcze, wytłumaczyłby mi ktoś albo poradził dlaczego jak wszystko wydarzy się dobrze to póżniej wpadam w egipski dół a jak wszystko zdarzy się żle to czuję się dobrze i jestem zmobilizowany ?
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

5 maja 2021, o 14:32

SCF pisze:
5 maja 2021, o 10:33
Co do przyczyn to częściowo je znam. Otóż swoją samoocenę buduję w oparciu o zdanie innych i jest to mocno zakorzenione już od najmłodszych lat życia. I cale życie przez to miałem zmienne (chwiejne) poczucie wartości. Co do kiepskich relacji z ludźmi to wspomnę że już bardzo złe je miałem w wieku 4 lat (przedszkole), ale potem trafiłem w szkole na inne towarzystwo i było spoko.
To nawet wychodzi jak wczoraj próbowałem sobie znalezc 3 rzeczy ktore dobrze wczoraj zrobiłem. Pierwsze co mi przyszło do głowy to zapytać kogoś (w tym przypadku żonę) czy te 3 rzeczy były zrobione dobrze albo co innego jej przychodzi do głowy.
Czy do takich rzeczy można zaliczyć coś co w ogóle zrobiłem i nie było to zrobione źle ?
Pojawia się u mnie strach przed karą (mechanizm wyniesiony z wczesnego dzieciństwa) i polega na tym że boję się komuś postawić sprzeciwić czy kogoś skrytykowac lub powiedzieć mu że coś mi nie pasuje. Nie umiem kogoś ochrzanić ani nic. Pojawia się właśnie ogromny strach przed tym że ten ktoś się zezłości - nad tym też pracuję ale jest mi mdga trudno cokolwiek tu zmienić. Tzn już umiem cokolwiek powiedzieć ale nie umiem tego zrobić z wyrażeniem emocji albo dopiero okazuje te emocje w wybuchu jak dlużej je tłumiłem.
Inną kwestią omówioną na terapii jest moja ogromna bierność w życiu, nie chcę przejmować inicjatywy w niczym, nie chcę podejmować decyzji, nie chcę planować i nie chcę być odpowiedzialny. Cały czas nad tym pracuję by to zmienić ale każde takie działanie wiąże się dla mnie z dużym dyskomfortem (gdzieś tam w środku) choć wiem że jest to konieczne by stać się prawdziwie dojrzałą odppwiedzialną osobą, by być mężczyzną, a nie dzieckiem we mgle. Może też problem w relacjach jest skutkiem mojego mechanizmu wycofywania się z takiej agresji aktywnej. Np łatwo wycofuję się z przejmowania inicjatywy, nie potrafię okazywać złości (albo nawet nie potrafię się zezłościć) kiedy powinienem to robić a potem w kumulacji złych emocji i tej energii albo wybucham w nieodpowiednich momentach albo mam lęki albo jakieś działania biernie agresywne jak zapominanie o ważnych sprawach zniszczenie lub zgubienie czegoś ważnego w najnieodpowiedniejszym momencie. Ja się czuję przez to taką ciotą bo zawsze gdzieśtam widziałem ten mechanizm ale nigdy nie potrafiłem go zdefiniować i dokładnie opisać. Mogę mówić że żona mnie krytykuje ale to też ja swoimi zachowaniami do tego prowokuję i jednocześnie jestem przewrażliwiony na tę krytyke. W każdym związku jakim byłem działo się tak że nagle ja sie wycofywałem partnerka przejmowała inicjatywę w działaniach i jednocześnie zaczęła krytykować i wtracać się do wszystkiego co robiłem. No ale nad tą biernością obecnie pracuję chociaż też moja jakaś cześć aż wrzeszczy na te zmiany i jest ciężko. Spoko na terapii też mówiono mi że seks zaczyna się od głowy. Niskie poczucie wartości, bierność w życiu to wszystko wpływa.
Do tego dochodzi też moja obawa że może jednak ta cała moja seksualność jest po prostu mega spaczona i nieważne jak zmienie podejście to i tak będzie problem, bo nigdy jakoś za dobrze nie było. No ale było na pewno zdecydowanie lepiej a póki co jest linia pochyła w dół. W kwestii dziecka to też jest taki problem że żona ma też kłopoty zdrowotne i w połączeniu z moim problemem może być tak że nie będziemy mieli dziecka. Wiec nie musi być sytuacji że ona się złości. No teraz ostatnio nie ma a ja i tak mam gdzieś z tyłu głowy że tego dziecka może nie być i być może by się udało gdyby miała innego partnera. A dokoła czy u mnie w pracy czy u niej czy też jacyś ludzie ktorych znam to mają po kolei dzieci. W zasadzie znam tylko jedną rodzinę gdzie dziecka nie mają i też mnie to dobija.
To co opisałeś to raczej skutki niż przyczyna. Najczęstszym powodem niskiego poczucia własnej wartości jest niewłaściwa realcja z rodzicami lub z jednym z rodziców, natomiast bierność i nieumiejętność podejmowania ról najczęsciej związana jest z brakiem ojca ( bądź też ojcem nieobecnym, dysfunkcyjnym, rzadko bywającym w domu, nie potrafiącym wejść w rolę ojca itd ), nadopiekuńczą matką, biernymi rodzicami ( często z syndromem wyuczonej bezradności ) lub też parodoksalnie ze sytuacją gdy to dziecko musi wchodzić w rolę dorosłego. Osoby wychowujące się w tego typu układach mają potem z różnych przyczyn wymienione przez Ciebie problemy np. osoby wychowujące się bez ojca mają problem z autorytetami, ze podejmowaniem decyzji, wchodzeniem w rolę, z podejmowaniem wyzwań. Osoby wychowywane przez nadopiekuńczą matkę często mają problemy z dostosowywaniem się do świata, z wiarą w swoje możliwości, gdy tylko trzeba o coś zawalczyć takie osoby wycofują się ( podobnie może być przy braku ojca ).
Dlaczego dobrze jest mieć świadomość skąd mamy tak a nie inaczej? Dlatego, że gdy zyskujemy zrozumienie pewnych sprawy zyskujemy też możliwość ich korekty i świadomość, że to nie jest tak, że jesteśmy jacyś dziwni, wybrakowani itp tylko, że pewne nasze cechy są skutkiem pewnych spraw którym podlegamy jako ludzie. Warto zdawać sobie sprawę, że określone wychowanie będzie prowadziło do pewnych skutków w naszym zachowaniu.
Druga sprawa to nie zrozumiałeś o co mi chodziło w tym żebyś codzennie mówił sobie 3 dobre rzeczy na swój temat. Mi nie chodziło o to, że to muszą być jakieś super obiektywne sprawy jeszcze najlepiej skonsultowane z innymi. To mają być 3 dobre rzeczy na swój temat obojętnie jakie, mniejsza o obiektywność i co inni na ten temat sądzą. To może być obojętnie co, niekoniecznie związne z rzeczami które robiłeś dziś, możesz powiedzieć sobie cokolwiek byleby to było poztywne na Twój temat i nie konsultowane z nikim innym. Już to jak zabrałeś się do tego wskazuje, że trzeba pracować nad zmianą myślenia.
Ten strach przed złością innych wynika z poczucia bezradności i niskiego poczucie sprawczości i tutaj musisz zastanowić się nad źródłem tego? Czy w dzieciństwie stało się coś co spowodowało, że utraciłeś poczucie bezpieczeństwa i kontroli? Czy rodzicie byli bierni i przekazali Ci taki model funkcjonowania, a może słyszałeś wiecznie, że nic się nie da? Może byłeś wychowywany przez jednego z rodziców, który szarpał się z rzeczywistością?
Postawa bierno-agresywna jest to postawa gdy ktoś nie umie wyrażać swych emocji, nie potrafi w sposób spokojny i asertywny wyrażać swojego zdania tylko miota się pomiędzy nadmierną uległością spowodowaną poczuciem strachu czy winy a agresją spowodowaną tłumieniem swoich prawdziwych emocji i pragnień. Taka postawa wynika z słabego kontaktu ze swoimi emocjami, wypierania ich, z uporczywego poczucia winy, poczucia, że to co czuje jest niewłaściwie itd Tu oczywiście też dom i dzieciństwo się kłania gdzie być może nasze emocje mogły nie być w ogóle zauważane ( dzieje się to np wtedy gdy rodzice są skupieni tylko na materialnym aspekcie wychowania tj żeby dziecko miało co jeść, gdzie spać, a jego potrzeby emocjonalne są nie zauważane tj nikt się go nie pyta o zdanie, albo gdy byliśmy wbijani w poczucie winy gdy wyrażaliśmy własne zdanie itd ) albo byliśmy uczeni żeby nie wierzyć własnym odczuciom ( to takie sytuacje np gdy ojciec nawalony leży cały weekend i jest wojna w domu z matką a w poniedziałek matka udaje, że nic się nie stało ). No tu sam, albo z pomoca jakiegoś rozsądnego psychologa musisz się zastnowić co było przyczyną i nie chodzi o to żeby w tym grzebać, obiniac kogoś itp sprawy tylko żeby mieć rozeznanie co i jak trzeba zmieniać.
Jeśli chodzi o inicjatywne to nie pozostaje Ci nic innego jak uczyć się jej podejmować , bo zasada jest taka, że jak my odpuszczamy nasze życie to ktoś inny może nam je zacząć urządzać, niekoniecznie tak jakbyśmy sobie życzyli. Piszesz, że starsz się to zmienić, ale to wiążę się dużym dyskomfortem. Tak zmiana schematów działa, budowanie nowych ścieżek neuronowych wiążę się dyskomfortem, tak jak budowanie sprawności fizycznej, mieśni wiążę się dyskomfortem dla ciała, tak budowanie nowych nawyków myślowych, reakcji i sposobów działania wiąże się dyskomfortem dla psychiki i w obu przypadkach potrzeba samozaparcia i dyscypliny. I to jest zdaję się coś czego wiele osób nie rozumie tj, że zmiana nawyków to jest praca, a nie magiczna rozmowa z psychologiem po której wszystko się zmienia, cudowna tabletka, albo jakaś mądra rada, która wszystko naprawia. Same wygadanie się u psychologa nic nie zmieni. Tak nie ma. To jest praca, proces gdzie trzeba czasu, samozaparcia i konskwencji. Ale Twoje życie jest tego warte.

Co do żony to odwróć sytuację, a gdybyś Ty na nią naskakiwał za jej problemy hormonalne? Wiesz co by się stało? Te problemy pogłębiłyby się jeszcze bardziej, bo stres bardzo mocno wpływa na gospodarkę hormonalną ( wiem coś o tym ).
Piszesz, że nie wiadomo jakby to było gdybyś się wyluzował bo może też by nie przeszło. No z takim podejście to najlepiej nic w ogóle nie próbowac, bo po co? A może to nic nie zmieni? Jakby tak każdy do każdej rzeczy podchodził to ludzie nic by nie zaczynali, nie zmieniali bo po co? Kto da gwarancje, że coś to zmieni? Chyba pora zrozumieć, że w życiu podejmuje się pewne wyzwania nie dlatego, że ktoś nam daje gwarancje sukcesu tylko dla samych wyzwań, dlatego żeby się czegoś o sobie dowiedzieć, nauczyć.
Moim zdaniem macie oboje z żoną złe podejście do tego co jest w życiu naprawdę ważne, zamiast wspierać się w pracy nad sobą i rozumieć, że na wszystko przychodzi właściwy czas to dla Was ważne sa pozory żeby nikt nie powiedział, że nie wypełniliście jakieś roli, czegoś nie macie, coś odstajecie.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

5 maja 2021, o 22:35

Chodzi mi o to że to wszystko mnie przytłacza. Z każdą wizytą na terapii uświadamiam sobie kolejny element który kuleje albo kolejna przyczynę jakiegoś problemu. Nic mi nie pozostaje jak tylko próbować to zmieniać. Nie wyobrażam sobie dalszego życia w tkwieniu w tych mechanizmach :/
Chodzi mi tylko o to że pojawiają się obawy rózne ale nie oznacza to że chce rezygnować.
Tak na prawdę na grupowej to przepracowałem jakis nędzny ułamek. To żadna tajemnica że mam biernego ojca który w domu nic nie robi zupełnie a jeszcze kilka lat trmu nawet nie pracował tylko leżał przed telewizorem cale dnie. Matka nadopiekuńcza i jak byłem mały to była w niespodziewanych momentaxh wybuchowa. Wiem że takie miałem ujowe wzorce i teraz jestem pseudodorosłą osobą...
Wszedłem w relacje z żoną też na złej stopie. W zasadzie czego nie tknąć to wszystko jest nietak tak na prawdę... do tego dochodzą moje problemy z empatią której w sumie nie wiem czy wgle mam i wgle jak kiedyś czytałem o zespole aspergera to tak jakbym czytał kropka w kropke o sobie..
Po prostu w krótkim interwale czasu poznałem tonę swoich dysfunkcji i trochę jakby mnie to przerasta.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

5 maja 2021, o 22:53

SCF pisze:
5 maja 2021, o 22:35
Chodzi mi o to że to wszystko mnie przytłacza. Z każdą wizytą na terapii uświadamiam sobie kolejny element który kuleje albo kolejna przyczynę jakiegoś problemu. Nic mi nie pozostaje jak tylko próbować to zmieniać. Nie wyobrażam sobie dalszego życia w tkwieniu w tych mechanizmach :/
Chodzi mi tylko o to że pojawiają się obawy rózne ale nie oznacza to że chce rezygnować.
Tak na prawdę na grupowej to przepracowałem jakis nędzny ułamek. To żadna tajemnica że mam biernego ojca który w domu nic nie robi zupełnie a jeszcze kilka lat trmu nawet nie pracował tylko leżał przed telewizorem cale dnie. Matka nadopiekuńcza i jak byłem mały to była w niespodziewanych momentaxh wybuchowa. Wiem że takie miałem ujowe wzorce i teraz jestem pseudodorosłą osobą...
Wszedłem w relacje z żoną też na złej stopie. W zasadzie czego nie tknąć to wszystko jest nietak tak na prawdę... do tego dochodzą moje problemy z empatią której w sumie nie wiem czy wgle mam i wgle jak kiedyś czytałem o zespole aspergera to tak jakbym czytał kropka w kropke o sobie..
Po prostu w krótkim interwale czasu poznałem tonę swoich dysfunkcji i trochę jakby mnie to przerasta.
Bez przesady większość wymienionych przez Ciebie rzeczy mnie też dotyczy. Część już przepracowałam, część dalej przepracowuje, powoli zmieniam nawyki, raz lepiej, raz gorzej ale pomału się to zmienia i to jest mega satysfakcja. Te wszystkie rzeczy to nie jest milion odrębnych problemów tylko to wszystko się wzajemnie spaja i z siebie wynika i też proces naprawy to nie jest pracowanie nad każdą sprawą z osobna i w oderwaniu od całości.
Rozumiem, że możesz się czuć przytłoczony, ale spokojnie to wszystko da się pomału wyprostować, na tyle żebyś mógł prowadzić statysfakcjonujące Cię życie. Poza tym to nie jest tak, że teraz musisz wszystko w sobie zmienić i stać się Panem perfekcyjnym, bez przesady, każdy człowiek ma jakieś tam swoje słabości, którym czasem ulega, ale ważne jest jaki jest obraz całości.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

10 maja 2021, o 07:50

Dzięki za dobre słowa.
Cóż póki co nie widzę progressu ale może zauważę za jakiś czas.
A jeśli mogę spytać to z jakiego rodzaju terapii korzystałaś/korzystasz ?
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

10 maja 2021, o 21:08

SCF pisze:
10 maja 2021, o 07:50
Dzięki za dobre słowa.
Cóż póki co nie widzę progressu ale może zauważę za jakiś czas.
A jeśli mogę spytać to z jakiego rodzaju terapii korzystałaś/korzystasz ?
Progresu bardzo długo możesz nie zauważać, im mniej się w pracy nad sobą nastawiasz na szybkie efekty tym lepiej, bo czasem naprawdę bardzo długo trwa zanim się coś przeprogramuje ( co akurat nie jest dziwe, bo ciężko żeby w 2 tygodnie przeprogramować coś co wgrało się lata temu ), ale dzięki temu hartuje się nasz charakter.
U mnie od prawie 3 lat mam stale coś zaburzenie, choroby, problemy rodzinne, no nie będę się rozwodzić, wcześniej bardzo się na to wkurzałam, dziś widzę, że to wszystko ma swój sens, że wszystko trwa tak długo jak jest to konieczne. I te rzeczy naprawdę nie przyszły do mnie z kosmosu, wszystko jest konskwencją czegoś, a kryzysy są koniecznym elementem życia.
Pomyśl gdy teraz Ci nie było tak źle, gdybyś nie czuł się z tym wszystkim kiepsko, gdyby nie te problemy które masz, gdyby nie uwierało to myślałbyś w ogóle o jakieś pracy nad sobą? O tym, że może jesteś zbyt bierny, za mało decyzyjny? Idę o zakład, że nawet jakbyś o tym myślał to na myśleniu by się kończyło. Większość z nas działą tak, że dopóki można coś ciągnąć, wziąć jakąś tabletkę i wrócić do tego co zawsze to będzie to robić, bo mało kto tak sam z siebie wyrywa się na głęboką wodę bolesnych zmian, większość z nas ciągnie coś ile się da, bo tak łatwiej, bezpieczniej.

Nie korzystam z żadnej terapii, pracuje sama.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
ODPOWIEDZ