Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zmiana.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
sewex
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 grudnia 2018, o 09:11

13 marca 2020, o 12:05

Witajcie przyjaciele

Nie wiem czy właściwy dział, ale w razie czego prosze o przeniesienie

Jestem z Wami długo, co prawda zawsze jako czytelnik, ale wierny, pełen uwagi, empati i wdzięczności. Tutejsi admini mają większą wartość terapeutyczną niż cała Polska psychiatria :-))

Chciałem napisać kilka słów. Pewnie będzie długo, pewnie nie zawsze spójnie, ale wybaczcie, potrzebuję tego, a może i znajdzie się ktoś kto na tym skorzysta. To będzie ważna część ostatnich lat mojego życia i zmian jakie w nim zaszły. Sam tekst też jest dla mnie formą rozliczenia i przelania tego na publiczne forum.

Początek.

Kiedy wszystko się zaczęło nie jestem w stanie powiedzieć, pewnie wcześniej niż mi się wydaje, pewnie w czasie trudnej młodości i problemów w domu. W czasie wstydu, strachu, biedy wynikającej alkoholizmu rodzica. Średnia Polska.W każdym razie szybko się usamodzielniłem, zamieszkałem osobno, znalazłem niezłą pracę. Fajnie się żyło. Potem klasyk. Małżeństwo (bardzo udane), kredyt te sprawy. No i praca, praca, praca. Ostatnie lata przed wybuchem godziny N(erwicy) to zapieprz tak potężny, że jak o tym myslę, to nie mogę się nadziwić jaki głupi byłem. Jako szeregowy pracownik wziąłem w trudnych dla firmy czasach, wszystko na swoje barki. Idiota! Dziś wiem, że kompleksy nabyte w dzieciństwie starałem się rekompensować pracą.
Długi czas myślałem, że tak trzeba, że taki patos, że kasa (tfu!!). Jakość mojego życia leciała na łeb. Jeśli udawało mi się w miesiącu przespać w całości jedną noc, to cieszyłem się jak dziecko. Z reguły wspomagany drinkiem zasypiałem szybko, ale pierwszy raz budziłem się za godzinę, chwila snu znowu przebudzenie, potem już zawsze dwie godziny przed budzikiem gapienie się w sufit. Spocony jak mysz, z ciągiem myśli najgłupszej treści.Doszły problemy w domu, problemy z bliską rodziną. Schemat praca, dom, drzemka, drink, tzw sen i tak w kółko.
Pomału zauważałem, że moje kontakty z ludzmi robią się coraz trudniejsze. Z żoną kłóciłem się tak intensywnie i z taką agresją, że sam zacząłem się siebie bać. Spotkania ze starymi przyjaciółmi stały się męczarnią. Mi się po prostu nie chciało z nimi gadać. Zacząłem unikać sytuacji sam na sam, bo myśl, że będę z kimś rozmawiał sprawiała, że robiło mi się niedobrze (wcześniej dusza towarzystwa lvl100). Potem przyszły poranki w czasie których nie mogłem wstać, marzyłem aby zwinąć się kulkę i schować w najciemniejszym kącie. Bezpiecznie i cicho...Zacząłem co chwilę chorować na infekcję, oskrzela, skóra, nos. Ale jakie L4?! Do pracy!! Bo tak trzeba. Jak było naprawdę źle to dwa dni urlopu i znowu do pracy. Jak jechałem na dłuższy urlop, to wracałem bardziej zmęczony niż wyjeżdżałem.Tak było ok 6-7 lat. Potem doszły przebudzenia w nocy z uczuciem, że serce wyskoczy mi z piersi. Musiałem wstawać, wycierać pot z czoła i powtarzać sobie, że to TYLKO nerwy. Potem cały dzień zamuła i ból w klatce.Tak hartowało się moje zaburzenie.

Stan 'dojrzały'

W końcu przyszła wiosna, ja znowu chory. Ciągnąłem ile się da, ale w końcu padłem w domu. Było jako tako. Tzn dalej nie spałem w nocy, dalej nie chciałem się widywać z ludżmi, ale chociaż mniej się czepiałem o wszystko w domu.Do momentu jak dostałem telefon z pracy (a bo urlop pod telefonem), że muszę przyjść bo nie dają rady. I wtedy, przepraszam jebło !! W jednej sekundzie poczułem, że zwariowałem, tama puściła. Działy się ze mną jakieś niepojęte rzeczy i chyba gdyby widział mnie wtedy lekarz, to skończyłbym w kaftanie. Dość powiedzieć, że zacząłem wyciągać śmieci z kosza i poprawiać segregacje. Kompulsywnie zdzierać papierowe naklejki z butelek i słoików, oddzielać folię po parówkach od papierowej etykiety itd. Chodziłem po domu tam i z powrotem przez nie wiem ile czasu, zacząłem robić jakieś dziwne porządki (byłem sam, żona w pracy), wynajdywać rachunki i płacić je nie sprawdzajac czy są zapłacone. Zmierzyłem sobie tętno i miałem 145. Robiłem to tak długo, aż padłem fizycznie. Od tamtego czasu, przez dwa miesiące nie wziąłem ani jednego pełnego oddechu.Kolejnych dwóch tygodni praktycznie nie pamiętam. Pojechałem do pracy, ale nie wdziałem co się dzieje, co do mnie mówią, czy wogóle ja to ja, gdzie jestem, co myślę itd. Zgłosiłem się do pracodwacy i powiedziałem, że dziękuję, spadam. Był lament, podwyżka, obietnice zmian. Wziąłem trzy tygodnie zaległego urlopu w czasie którego praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Psycholog, psychiatra itp. Robiło mi się lepiej. Szajba w głowie trochę wyhamowała, w pracy faktycznie zmiana 180stopni i myślałem, że to 'epizod', ale najgorsze miało dopiero nadejść. 

Głową w dół

Jakiś czas później pracowałem w ogrodzie i ciąłem drzewa. W umyśle cały czas czułem, że zaraz obetnę sobie palec, wbiję sektor w brzuch lub oko. Niepokój bardzo urósł, ale jakos go dusiłem. Na drugi dzień pojechałem odwiedzić rodziców, wciąż mocno zwieszony przeglądałem jakąś kolorową gazetkę i na jednej ze stron zobaczyłem nagłówke, że jakiś znany p.X popełnił samobójstwo. Poczułem takie udrzenie lęku, że musiałem wyjść na zewnątrz bo myślałem, że się uduszę. Tu zaczął się realny koszmar.Od tego dnia, od tej minuty przez kolejne 8-9 miesięcy nie opuściła mnie myśl, że strzele samobója. Byłem przerażony. Przecież ja kochający życie, przyrodę, ludzi miałbym to zrobić?? W głowie cały czas nóż, sznur, skok, wejście pod samochód. Co za koszmar. Wzmianka w otoczeniu o śmierci, depresji, schizofrenii, to atak lęku i pełne odklejenie. To moja ręka ? Moja myśl? Mój dom? Rodzina?Potem doszło jeszcze, że zrobię coś innym. Wiecie dokładnie w czym rzecz... Zaraz popchnę kogoś pod auto, chwycę nóż i wbiję w żonę, i tak do do zajoba. Przewertowany internet, 2000 testów na depresje, studiowanie każdego przypadku samobójstwa... Nie będę się tu rozpisywła, bo wiecie dokładnie o co chodzi o jaki wachlarz atrakcji spotyka człowieka w tym stanie.

Droga do wolności.

Gasłem. Miałem wrażenie, że jednak mój umysł ma rację i na serio chce się zabić, albo co gorsza zrobię coś komuś bliskiemu.Przypadkiem, nie wiem jak, wpisując tysięczny raz w google myśli samobójcze trafiam do Was, a konkretnie na długi post Victora (niech Ci dobry los da 200 lat życia). Pierwszy raz od prawie roku poczułem, że puszcza mnie napięcie w mostku, pierwszy raz mogłem normalnie odetchnąć. Co za ulga, mówiłem sobie, JUŻ wiem chociaż o co chodzi. Walcz uciekaj, zaburzone emocje. Boże jak to mi pomogło. Zacząłem to wdrażać w życie.. 10% czasu było już lepiej, ale przez resztę czasu małpa (chochlik) w głowie waliła dalej ostro w bęben. Mało tego jak zacząłem ją przeglądać, ta zaczęła walić z jeszcze większą siłą. Doszła ciężka hipochondria, pogłębił się ciągły lęk, zaczęła mnie piec skóra i ciągle boleć żołądek. Ale przynajmniej dzięki Wam wiedziałem już, że nie jestem sam. To było bardzo, bardzo dużo.

Ścieżka, pierwszy krok

Jak wszystko w moim życiu i tu pojawił się przypadek. Leżąc i próbując normalnie oddychać i odwrócić myśli szukałem czegoś w internecie, trafiłem na termin mindfullnes. Zacząłem czytać o życiu tu i teraz i dotarło do mnie, że to postawa, której całe życie szukałem. Kupiłem dwie pierwsze książki i bardzo szybko, z pełną naturalnością zacząłem to wdrażać w życie. Czułem niedosyt i zacząłem zgłębiać to czym jest fundament mindfullnes, czyli buddzym. Zacząłem medytować. Na początku minutę, potem kilka, potem kwadrans. Dziś jak mogę to spędzam w medytacji godzinę, w dwóch sesjach rano i wieczorem. Jak mam mniej czasu, to chociaż 20 minut, ale każdego dnia, koniecznie.Początki nie były łatwe. Zostanie kilka minut sam na sam ze swoimi myślami to był koszmar do potęgi. Bywały sesje, że ze strachu chciałem wyskoczyć oknem, bywało, że torpedowały mnie najgorsze myśli jakie można sobie wyobrazić. Nie dałem się, przesiedziałem wszystko, czasem mając łzy w oczach, całe ubranie mokre od potu i ciało tak spięte, że nie mogłem wstać z poduszki. Czasem, przepraszam, myślałem, że na bank się ze..am. Mówiłem sobie, to dawaj co tam masz, jak robię swoje, bo taki jest teraz akt mojej woli. Siedzę o obserwuje oddech, choćbym miał cię małpo zaraz urodzić.
Przesiedziałem, nie drgnąłem, mimo, że ciśnienie i tętno buzowały we mnie jak basowa kolumna. Przesiedziałem i to!
To był prawdziwy przełom. Czułem, że zaczynam zdrowieć, ale czułem też, że dzieje się coś znacznie większego. Małpa dawała dalej w czajnik, ale ja coraz częściej mogłem się temu przyglądać, mogłem to badać, aż w końcu się z śmiać z jej wyczynów.

Teoria

Pozwólcie, że w kilku skromnych słowach napiszę co mówi buddyzm w odniesieniu do ludzkiego umysłu, jak można to wdrożyć i jak należy postępować (zresztą masa tego co tu piszecie, tego co mówi nauka, to spostrzeżenia i recepty sprzed 2500 lat)

- po pierwsze, drugie i dwusetne należy przyjąć do wiadomości, że człowiek nie jest swoją myślą, bez względu na to jak bardzo wydaje się to niedorzeczne; nasze myśli to wypadkowa wychowania, kultury, pielęgnowania emocji i problemów, myśli to odpowiedz na to na co sami w określonych warunkach zapracowaliśmy; umysł to narzędzie i do tego został stworzony

- nasz umysł to małpa, która za wszelką cenę bedzię się łapac tego czemu poświęcimy największą uwagę- my jedyne co musimy robić TO POZWOLIĆ TEMU BYĆ, po prostu, możliwie bez reakcji, możliwie bez nadawania temu znaczenia; naturalnie jak jedzie na was betoniarka, to zejdzcie jej z drogi;

- świat nie istnieje po to żeby nas zadowolić, dlatego powinniśmy porzucić oczekiwania, że będzie tak jak chcemy i zostawić iluzję, że jak tak się stanie, to będzie dobrze. Może będzie lepiej, ale tylko na chwilę nim małpa złapie się kolejnej myśli, kolejnej emocji, kolejnego pragnienia 

- to co się dzieje w nas mamy tylko obserwować nie angażować się. Nie mówić jestem zalękniony, niespokojny, tylko JEST lęk, odczuwam niepokój; to nie są nasze stany mimo, że umysł tak bardzo nas o tym przekonuje

- pielęgnujemy w sobie łagodność, to nasza bezpieczna przystań; wdrażamy szczerą postawę wybaczenia, współczucia i życzliwości, dla wszystkich istot, a zawłaszcza dla siebie; jesteśmy dla siebie dobrzy i wyrozumiali, w każdym momencie

- musimy się bezwarunkowo zgodzić na to co jest, bo jak mówią buddyści zawsze jest dość dobrze, bo jak długo oddychasz tak długo jest dość dobrze, wiele więcej nie potrzebujesz.

- z czasem przychodzi zrozumienie i akceptacja, z czasem rodzi się spokój tak wielki, że jadąc samemu autem mam łzy w oczach z radości, która mnie przepełnia- cały czas ćwiczymy nie reaktywność od małych pierdół, po wielkie emocje, teflonowy umysł, spokojny jak tafla jeziora, nieporuszony

- przeszłości nie ma, a przyszłość to fantastyka, do tego zawsze jest niepewna, zostawiamy je samym sobie, nie łapiemy się związanych z nimi myśli, bo równie dobrze można myśleć o jednorożcach 

- wszystko na tym świecie ma jedną wspólną cechę, jest nietrwałe, więc choćby ze wzgędu na to nie warto się do niczego przesadnie przywiązywać. czy to myśl, stan ducha, ciała, pieniądze, inni ludzie

- z czymkolwiek macie do czynienia, to nie zapominajcie, że to też jak wszystko, przeminie

- z czasem nabiera się pewności, że zgodnie ze słowami Buddy, całe ludzkie cierpienie wynika z pragnienia; nie chodzi tu tylko o coś trywialnie materialnego (choć oczywiście to u większości wysuwa sie na pierwszy plan), ale o to, że cały czas chcemy czuć się dobrze, być zdrowym, kochanym, otoczonym bliskimi itp, a to tak nie działa; jest jak jest. Jest ból, choroba, rozłąką śmierć. Nie unikniemy bólu, ale możemy uniknąć cierpienia. 

- trzeba pamiętać o mądrości jaką mamy w sobie; kiedy możemy coś zrobić, to zróbmy, jak nie pomaga, to odpuścmy; wszystko ma być drogą srodka bez napięć z żadną ze stron

Pozwolę sobie wkleić krótki tekst wielkiego człowieka, Ajahna Chah:

  Pewna kobieta chciała wiedzieć, jak postępować z gniewem (niepokojem). Zapytałem ją, czyj jest ten gniew, gdy powstaje.Odpowiedziała, że jest jej. Jeżeli to rzeczywiście byłby jej gniew, to powinna móc nakazać mu, aby odszedł, nieprawdaż? Jednak w rzeczywistości nie może mu rozkazywać. Trzymanie się gniewu jak osobistego posiadania powoduje cierpienie. Jeżeli gniew rzeczywiście należałby do nas, musiałby nam być posłuszny. Jeżeli nie jest nam posłuszny, to znaczy, że jest tylko ułudą. Nie popadaj w niego. Czy umysł jest szczęśliwy, czy smutny, nie popadaj w niego. To wszystko jest tylko ułudą. 

(ten Człowiek skończył 4 klasy szkoły podstawowej, a gdy umarł żegnało go ponad milion ludzi, z tajskim rządem i rodziną królewską na czele; pomógł tysiącom ludzi)

Bo tak drodzy przyjaciele jest. Nasz umysł trzyma nas w ciągłej ułudzie. Wiem to jak nic innego na świecie i dziś jestem wdzięczny temu co mnie spotkało, bo dzięki temu moje zycie obrosło wiosennym kwieciem.Ostatni raz napad lęku miałem 7 miesięcy temu. Wyjeżdżając na urlop. Widziałem już jak to działa. Powiedziałem sobie: witaj małpko, fajnie, że jesteś. Wiem, też chcesz jechac na ten urlop, zapraszam cię serdecznie, rób co musisz i dzięki, że jesteś, baw się dobrze. Znam cię dobrze i wiem jak się boisz, ale wiem że też jak wszystko przeminiesz, może jutro, może za rok, może na godzinę, może na zawsze, ale i twój strach, twoje drżenie też ustanie. Serce waliło, oddech był płytki, ale za dwa dni nie było po małpie śladu.

Czasem jeszcze pojawiają się te myśli, ale zawsze robię im miejsce, zawsze się odsuwam na bok i z miłością je witam.
Medytując do 18 miesięcy jestem w innej rzeczywistości. Po 18 latach odszedłem w końcu pracę, rzuciłem palenie, nie jem mięsa, biegam po 50 km tygodniowo. Wypiję czasem piwo. Miewam w sobie taki spokój, że nie potrafię opisać tego słowami. Wszedłem w minimalizm, porzuciłem wszelkie materialne obawy, mam to gdzieś. Żyję tu i teraz. Wszystko co robię, co czuję, co myślę obserwuje z pełną uaważnością i serdecznością. Po prostu postanowiłem przestać się bać, a kiełkujący czasem naturalnie lęk obserwować jak każdą inną rzecz na świecie, to juz nie mój lęk. Jak składałem wypowiedzenie (a to był spory szok w firmie), to nie licząc 15 minutowej spokojnej rozmowy z zarządem, czułem się jak w niedzielny poranek. Po prostu będąc przed tym aktem nie myślałem o przyszłości, a po to już była niewarta uwagi przeszłość.

W wieku 40 lat jestem kimś innym niż jeszcze 2 lata temu. Przestałem zasilać swoje ego, pozwalam rzeczom się dziać, bo zrozumiałem, że żaden człowiek nie może nieść na barkach tego wszystkiego. Takie życie, to nie życie, to tylko ułuda, jak nawet nasze ciągłe, fałszywe wyobrażenia o swiecie, o otoczeniu, czy nawet o nas samych. Dobrze wiedzieć jak bardzo oszukuje nas umysł szepcząc o tym czym tak na prawdę tylko wydaje nam się, że jesteśmy. A jesteśmy tylko tym co tu, teraz bez względu na wszystko.
Dzięki medytacji zrozumiałem czego się boję, bałem, co na mnie wpłynęło. To wszystko kiedy tylko zdjęło się z umysłu iluzję ego, pokazało się w pełnej krasie. Przed mną jeszcze długa droga, bo muszę odpuścić wiele sprawa, z których istnienia zdałem sobie sprawę. Ale paluszek po paluszku będę rozluźniał chwyty małpy na innych polach, tak aby pogłębiać spokój i drogę do prawdziwej wolności.

Medytacja to sztuka robienia nic nie robienia. To specyficzne działanie, u podstaw którego leży cierpliwość, konsekwencja, postawa moralna i bardzo ważna postawa nieoczekiwana efektów. To jest droga na całe zycie.

Dziękuję Wam z całego serca życzę spokoju, bo to zdecydowanie największe dobro człowieka.

Przyjaciele, to wszystko co napisałem, to moja opinia i moje doświadczenie.Nikogo nie namawiam, nie przekonuje i nie twierdzę, że będzie to dla niego dobre. Ja tego tekstu potrzebowałem, a to najodpowiedniejsze miejsce. Jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki, że jesteście i za robotę, którą robicie.

Jakby ktoś chciał napisać, zostawiam maila skrapikoko2020@gmail.com

W wolnej chwili polecam wykłady Ajahna Brhma na YT. Na początek 4 sposoby jak odpuścić i Jak sobie radzić z emocjami.

Bywajcie zdrowi!
Awatar użytkownika
grubas
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 83
Rejestracja: 21 lutego 2019, o 08:46

13 marca 2020, o 12:25

sewex pisze:
13 marca 2020, o 12:05
Witajcie przyjaciele

Nie wiem czy właściwy dział, ale w razie czego prosze o przeniesienie

Jestem z Wami długo, co prawda zawsze jako czytelnik, ale wierny, pełen uwagi, empati i wdzięczności. Tutejsi admini mają większą wartość terapeutyczną niż cała Polska psychiatria :-))

Chciałem napisać kilka słów. Pewnie będzie długo, pewnie nie zawsze spójnie, ale wybaczcie, potrzebuję tego, a może i znajdzie się ktoś kto na tym skorzysta. To będzie ważna część ostatnich lat mojego życia i zmian jakie w nim zaszły. Sam tekst też jest dla mnie formą rozliczenia i przelania tego na publiczne forum.

Początek.

Kiedy wszystko się zaczęło nie jestem w stanie powiedzieć, pewnie wcześniej niż mi się wydaje, pewnie w czasie trudnej młodości i problemów w domu. W czasie wstydu, strachu, biedy wynikającej alkoholizmu rodzica. Średnia Polska.W każdym razie szybko się usamodzielniłem, zamieszkałem osobno, znalazłem niezłą pracę. Fajnie się żyło. Potem klasyk. Małżeństwo (bardzo udane), kredyt te sprawy. No i praca, praca, praca. Ostatnie lata przed wybuchem godziny N(erwicy) to zapieprz tak potężny, że jak o tym myslę, to nie mogę się nadziwić jaki głupi byłem. Jako szeregowy pracownik wziąłem w trudnych dla firmy czasach, wszystko na swoje barki. Idiota! Dziś wiem, że kompleksy nabyte w dzieciństwie starałem się rekompensować pracą.
Długi czas myślałem, że tak trzeba, że taki patos, że kasa (tfu!!). Jakość mojego życia leciała na łeb. Jeśli udawało mi się w miesiącu przespać w całości jedną noc, to cieszyłem się jak dziecko. Z reguły wspomagany drinkiem zasypiałem szybko, ale pierwszy raz budziłem się za godzinę, chwila snu znowu przebudzenie, potem już zawsze dwie godziny przed budzikiem gapienie się w sufit. Spocony jak mysz, z ciągiem myśli najgłupszej treści.Doszły problemy w domu, problemy z bliską rodziną. Schemat praca, dom, drzemka, drink, tzw sen i tak w kółko.
Pomału zauważałem, że moje kontakty z ludzmi robią się coraz trudniejsze. Z żoną kłóciłem się tak intensywnie i z taką agresją, że sam zacząłem się siebie bać. Spotkania ze starymi przyjaciółmi stały się męczarnią. Mi się po prostu nie chciało z nimi gadać. Zacząłem unikać sytuacji sam na sam, bo myśl, że będę z kimś rozmawiał sprawiała, że robiło mi się niedobrze (wcześniej dusza towarzystwa lvl100). Potem przyszły poranki w czasie których nie mogłem wstać, marzyłem aby zwinąć się kulkę i schować w najciemniejszym kącie. Bezpiecznie i cicho...Zacząłem co chwilę chorować na infekcję, oskrzela, skóra, nos. Ale jakie L4?! Do pracy!! Bo tak trzeba. Jak było naprawdę źle to dwa dni urlopu i znowu do pracy. Jak jechałem na dłuższy urlop, to wracałem bardziej zmęczony niż wyjeżdżałem.Tak było ok 6-7 lat. Potem doszły przebudzenia w nocy z uczuciem, że serce wyskoczy mi z piersi. Musiałem wstawać, wycierać pot z czoła i powtarzać sobie, że to TYLKO nerwy. Potem cały dzień zamuła i ból w klatce.Tak hartowało się moje zaburzenie.

Stan 'dojrzały'

W końcu przyszła wiosna, ja znowu chory. Ciągnąłem ile się da, ale w końcu padłem w domu. Było jako tako. Tzn dalej nie spałem w nocy, dalej nie chciałem się widywać z ludżmi, ale chociaż mniej się czepiałem o wszystko w domu.Do momentu jak dostałem telefon z pracy (a bo urlop pod telefonem), że muszę przyjść bo nie dają rady. I wtedy, przepraszam jebło !! W jednej sekundzie poczułem, że zwariowałem, tama puściła. Działy się ze mną jakieś niepojęte rzeczy i chyba gdyby widział mnie wtedy lekarz, to skończyłbym w kaftanie. Dość powiedzieć, że zacząłem wyciągać śmieci z kosza i poprawiać segregacje. Kompulsywnie zdzierać papierowe naklejki z butelek i słoików, oddzielać folię po parówkach od papierowej etykiety itd. Chodziłem po domu tam i z powrotem przez nie wiem ile czasu, zacząłem robić jakieś dziwne porządki (byłem sam, żona w pracy), wynajdywać rachunki i płacić je nie sprawdzajac czy są zapłacone. Zmierzyłem sobie tętno i miałem 145. Robiłem to tak długo, aż padłem fizycznie. Od tamtego czasu, przez dwa miesiące nie wziąłem ani jednego pełnego oddechu.Kolejnych dwóch tygodni praktycznie nie pamiętam. Pojechałem do pracy, ale nie wdziałem co się dzieje, co do mnie mówią, czy wogóle ja to ja, gdzie jestem, co myślę itd. Zgłosiłem się do pracodwacy i powiedziałem, że dziękuję, spadam. Był lament, podwyżka, obietnice zmian. Wziąłem trzy tygodnie zaległego urlopu w czasie którego praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Psycholog, psychiatra itp. Robiło mi się lepiej. Szajba w głowie trochę wyhamowała, w pracy faktycznie zmiana 180stopni i myślałem, że to 'epizod', ale najgorsze miało dopiero nadejść. 

Głową w dół

Jakiś czas później pracowałem w ogrodzie i ciąłem drzewa. W umyśle cały czas czułem, że zaraz obetnę sobie palec, wbiję sektor w brzuch lub oko. Niepokój bardzo urósł, ale jakos go dusiłem. Na drugi dzień pojechałem odwiedzić rodziców, wciąż mocno zwieszony przeglądałem jakąś kolorową gazetkę i na jednej ze stron zobaczyłem nagłówke, że jakiś znany p.X popełnił samobójstwo. Poczułem takie udrzenie lęku, że musiałem wyjść na zewnątrz bo myślałem, że się uduszę. Tu zaczął się realny koszmar.Od tego dnia, od tej minuty przez kolejne 8-9 miesięcy nie opuściła mnie myśl, że strzele samobója. Byłem przerażony. Przecież ja kochający życie, przyrodę, ludzi miałbym to zrobić?? W głowie cały czas nóż, sznur, skok, wejście pod samochód. Co za koszmar. Wzmianka w otoczeniu o śmierci, depresji, schizofrenii, to atak lęku i pełne odklejenie. To moja ręka ? Moja myśl? Mój dom? Rodzina?Potem doszło jeszcze, że zrobię coś innym. Wiecie dokładnie w czym rzecz... Zaraz popchnę kogoś pod auto, chwycę nóż i wbiję w żonę, i tak do do zajoba. Przewertowany internet, 2000 testów na depresje, studiowanie każdego przypadku samobójstwa... Nie będę się tu rozpisywła, bo wiecie dokładnie o co chodzi o jaki wachlarz atrakcji spotyka człowieka w tym stanie.

Droga do wolności.

Gasłem. Miałem wrażenie, że jednak mój umysł ma rację i na serio chce się zabić, albo co gorsza zrobię coś komuś bliskiemu.Przypadkiem, nie wiem jak, wpisując tysięczny raz w google myśli samobójcze trafiam do Was, a konkretnie na długi post Victora (niech Ci dobry los da 200 lat życia). Pierwszy raz od prawie roku poczułem, że puszcza mnie napięcie w mostku, pierwszy raz mogłem normalnie odetchnąć. Co za ulga, mówiłem sobie, JUŻ wiem chociaż o co chodzi. Walcz uciekaj, zaburzone emocje. Boże jak to mi pomogło. Zacząłem to wdrażać w życie.. 10% czasu było już lepiej, ale przez resztę czasu małpa (chochlik) w głowie waliła dalej ostro w bęben. Mało tego jak zacząłem ją przeglądać, ta zaczęła walić z jeszcze większą siłą. Doszła ciężka hipochondria, pogłębił się ciągły lęk, zaczęła mnie piec skóra i ciągle boleć żołądek. Ale przynajmniej dzięki Wam wiedziałem już, że nie jestem sam. To było bardzo, bardzo dużo.

Ścieżka, pierwszy krok

Jak wszystko w moim życiu i tu pojawił się przypadek. Leżąc i próbując normalnie oddychać i odwrócić myśli szukałem czegoś w internecie, trafiłem na termin mindfullnes. Zacząłem czytać o życiu tu i teraz i dotarło do mnie, że to postawa, której całe życie szukałem. Kupiłem dwie pierwsze książki i bardzo szybko, z pełną naturalnością zacząłem to wdrażać w życie. Czułem niedosyt i zacząłem zgłębiać to czym jest fundament mindfullnes, czyli buddzym. Zacząłem medytować. Na początku minutę, potem kilka, potem kwadrans. Dziś jak mogę to spędzam w medytacji godzinę, w dwóch sesjach rano i wieczorem. Jak mam mniej czasu, to chociaż 20 minut, ale każdego dnia, koniecznie.Początki nie były łatwe. Zostanie kilka minut sam na sam ze swoimi myślami to był koszmar do potęgi. Bywały sesje, że ze strachu chciałem wyskoczyć oknem, bywało, że torpedowały mnie najgorsze myśli jakie można sobie wyobrazić. Nie dałem się, przesiedziałem wszystko, czasem mając łzy w oczach, całe ubranie mokre od potu i ciało tak spięte, że nie mogłem wstać z poduszki. Czasem, przepraszam, myślałem, że na bank się ze..am. Mówiłem sobie, to dawaj co tam masz, jak robię swoje, bo taki jest teraz akt mojej woli. Siedzę o obserwuje oddech, choćbym miał cię małpo zaraz urodzić.
Przesiedziałem, nie drgnąłem, mimo, że ciśnienie i tętno buzowały we mnie jak basowa kolumna. Przesiedziałem i to!
To był prawdziwy przełom. Czułem, że zaczynam zdrowieć, ale czułem też, że dzieje się coś znacznie większego. Małpa dawała dalej w czajnik, ale ja coraz częściej mogłem się temu przyglądać, mogłem to badać, aż w końcu się z śmiać z jej wyczynów.

Teoria

Pozwólcie, że w kilku skromnych słowach napiszę co mówi buddyzm w odniesieniu do ludzkiego umysłu, jak można to wdrożyć i jak należy postępować (zresztą masa tego co tu piszecie, tego co mówi nauka, to spostrzeżenia i recepty sprzed 2500 lat)

- po pierwsze, drugie i dwusetne należy przyjąć do wiadomości, że człowiek nie jest swoją myślą, bez względu na to jak bardzo wydaje się to niedorzeczne; nasze myśli to wypadkowa wychowania, kultury, pielęgnowania emocji i problemów, myśli to odpowiedz na to na co sami w określonych warunkach zapracowaliśmy; umysł to narzędzie i do tego został stworzony

- nasz umysł to małpa, która za wszelką cenę bedzię się łapac tego czemu poświęcimy największą uwagę- my jedyne co musimy robić TO POZWOLIĆ TEMU BYĆ, po prostu, możliwie bez reakcji, możliwie bez nadawania temu znaczenia; naturalnie jak jedzie na was betoniarka, to zejdzcie jej z drogi;

- świat nie istnieje po to żeby nas zadowolić, dlatego powinniśmy porzucić oczekiwania, że będzie tak jak chcemy i zostawić iluzję, że jak tak się stanie, to będzie dobrze. Może będzie lepiej, ale tylko na chwilę nim małpa złapie się kolejnej myśli, kolejnej emocji, kolejnego pragnienia 

- to co się dzieje w nas mamy tylko obserwować nie angażować się. Nie mówić jestem zalękniony, niespokojny, tylko JEST lęk, odczuwam niepokój; to nie są nasze stany mimo, że umysł tak bardzo nas o tym przekonuje

- pielęgnujemy w sobie łagodność, to nasza bezpieczna przystań; wdrażamy szczerą postawę wybaczenia, współczucia i życzliwości, dla wszystkich istot, a zawłaszcza dla siebie; jesteśmy dla siebie dobrzy i wyrozumiali, w każdym momencie

- musimy się bezwarunkowo zgodzić na to co jest, bo jak mówią buddyści zawsze jest dość dobrze, bo jak długo oddychasz tak długo jest dość dobrze, wiele więcej nie potrzebujesz.

- z czasem przychodzi zrozumienie i akceptacja, z czasem rodzi się spokój tak wielki, że jadąc samemu autem mam łzy w oczach z radości, która mnie przepełnia- cały czas ćwiczymy nie reaktywność od małych pierdół, po wielkie emocje, teflonowy umysł, spokojny jak tafla jeziora, nieporuszony

- przeszłości nie ma, a przyszłość to fantastyka, do tego zawsze jest niepewna, zostawiamy je samym sobie, nie łapiemy się związanych z nimi myśli, bo równie dobrze można myśleć o jednorożcach 

- wszystko na tym świecie ma jedną wspólną cechę, jest nietrwałe, więc choćby ze wzgędu na to nie warto się do niczego przesadnie przywiązywać. czy to myśl, stan ducha, ciała, pieniądze, inni ludzie

- z czymkolwiek macie do czynienia, to nie zapominajcie, że to też jak wszystko, przeminie

- z czasem nabiera się pewności, że zgodnie ze słowami Buddy, całe ludzkie cierpienie wynika z pragnienia; nie chodzi tu tylko o coś trywialnie materialnego (choć oczywiście to u większości wysuwa sie na pierwszy plan), ale o to, że cały czas chcemy czuć się dobrze, być zdrowym, kochanym, otoczonym bliskimi itp, a to tak nie działa; jest jak jest. Jest ból, choroba, rozłąką śmierć. Nie unikniemy bólu, ale możemy uniknąć cierpienia. 

- trzeba pamiętać o mądrości jaką mamy w sobie; kiedy możemy coś zrobić, to zróbmy, jak nie pomaga, to odpuścmy; wszystko ma być drogą srodka bez napięć z żadną ze stron

Pozwolę sobie wkleić krótki tekst wielkiego człowieka, Ajahna Chah:

  Pewna kobieta chciała wiedzieć, jak postępować z gniewem (niepokojem). Zapytałem ją, czyj jest ten gniew, gdy powstaje.Odpowiedziała, że jest jej. Jeżeli to rzeczywiście byłby jej gniew, to powinna móc nakazać mu, aby odszedł, nieprawdaż? Jednak w rzeczywistości nie może mu rozkazywać. Trzymanie się gniewu jak osobistego posiadania powoduje cierpienie. Jeżeli gniew rzeczywiście należałby do nas, musiałby nam być posłuszny. Jeżeli nie jest nam posłuszny, to znaczy, że jest tylko ułudą. Nie popadaj w niego. Czy umysł jest szczęśliwy, czy smutny, nie popadaj w niego. To wszystko jest tylko ułudą. 

(ten Człowiek skończył 4 klasy szkoły podstawowej, a gdy umarł żegnało go ponad milion ludzi, z tajskim rządem i rodziną królewską na czele; pomógł tysiącom ludzi)

Bo tak drodzy przyjaciele jest. Nasz umysł trzyma nas w ciągłej ułudzie. Wiem to jak nic innego na świecie i dziś jestem wdzięczny temu co mnie spotkało, bo dzięki temu moje zycie obrosło wiosennym kwieciem.Ostatni raz napad lęku miałem 7 miesięcy temu. Wyjeżdżając na urlop. Widziałem już jak to działa. Powiedziałem sobie: witaj małpko, fajnie, że jesteś. Wiem, też chcesz jechac na ten urlop, zapraszam cię serdecznie, rób co musisz i dzięki, że jesteś, baw się dobrze. Znam cię dobrze i wiem jak się boisz, ale wiem że też jak wszystko przeminiesz, może jutro, może za rok, może na godzinę, może na zawsze, ale i twój strach, twoje drżenie też ustanie. Serce waliło, oddech był płytki, ale za dwa dni nie było po małpie śladu.

Czasem jeszcze pojawiają się te myśli, ale zawsze robię im miejsce, zawsze się odsuwam na bok i z miłością je witam.
Medytując do 18 miesięcy jestem w innej rzeczywistości. Po 18 latach odszedłem w końcu pracę, rzuciłem palenie, nie jem mięsa, biegam po 50 km tygodniowo. Wypiję czasem piwo. Miewam w sobie taki spokój, że nie potrafię opisać tego słowami. Wszedłem w minimalizm, porzuciłem wszelkie materialne obawy, mam to gdzieś. Żyję tu i teraz. Wszystko co robię, co czuję, co myślę obserwuje z pełną uaważnością i serdecznością. Po prostu postanowiłem przestać się bać, a kiełkujący czasem naturalnie lęk obserwować jak każdą inną rzecz na świecie, to juz nie mój lęk. Jak składałem wypowiedzenie (a to był spory szok w firmie), to nie licząc 15 minutowej spokojnej rozmowy z zarządem, czułem się jak w niedzielny poranek. Po prostu będąc przed tym aktem nie myślałem o przyszłości, a po to już była niewarta uwagi przeszłość.

W wieku 40 lat jestem kimś innym niż jeszcze 2 lata temu. Przestałem zasilać swoje ego, pozwalam rzeczom się dziać, bo zrozumiałem, że żaden człowiek nie może nieść na barkach tego wszystkiego. Takie życie, to nie życie, to tylko ułuda, jak nawet nasze ciągłe, fałszywe wyobrażenia o swiecie, o otoczeniu, czy nawet o nas samych. Dobrze wiedzieć jak bardzo oszukuje nas umysł szepcząc o tym czym tak na prawdę tylko wydaje nam się, że jesteśmy. A jesteśmy tylko tym co tu, teraz bez względu na wszystko.
Dzięki medytacji zrozumiałem czego się boję, bałem, co na mnie wpłynęło. To wszystko kiedy tylko zdjęło się z umysłu iluzję ego, pokazało się w pełnej krasie. Przed mną jeszcze długa droga, bo muszę odpuścić wiele sprawa, z których istnienia zdałem sobie sprawę. Ale paluszek po paluszku będę rozluźniał chwyty małpy na innych polach, tak aby pogłębiać spokój i drogę do prawdziwej wolności.

Medytacja to sztuka robienia nic nie robienia. To specyficzne działanie, u podstaw którego leży cierpliwość, konsekwencja, postawa moralna i bardzo ważna postawa nieoczekiwana efektów. To jest droga na całe zycie.

Dziękuję Wam z całego serca życzę spokoju, bo to zdecydowanie największe dobro człowieka.

Przyjaciele, to wszystko co napisałem, to moja opinia i moje doświadczenie.Nikogo nie namawiam, nie przekonuje i nie twierdzę, że będzie to dla niego dobre. Ja tego tekstu potrzebowałem, a to najodpowiedniejsze miejsce. Jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki, że jesteście i za robotę, którą robicie.

Jakby ktoś chciał napisać, zostawiam maila skrapikoko2020@gmail.com

W wolnej chwili polecam wykłady Ajahna Brhma na YT. Na początek 4 sposoby jak odpuścić i Jak sobie radzić z emocjami.

Bywajcie zdrowi!

Dzięki za ten tekst.
Będę do niego wracał.
Kończę w tym roku 40 lat.
Mam nadzieję, że odkryję podobną drogę kiedyś.
Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.
Stanisław LemSzpital Przemienienia
sewex
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 grudnia 2018, o 09:11

13 marca 2020, o 14:05

Witaj

Bardzo proszę.
Drogę możesz zacząć odkrywac już w tej chwili. Nie staraj sie ogarnąć za dużo na raz, nawet tego co napisałem.
Na początek usiądź i zacznij obserwować oddech. Wdech, wydech. Ilekroć złapiesz się jakiejś myśli, tyle razy uchwyć to świadomością i z życzliwością wracaj do oddechu, choćby 10 tys raz, zawsze tak samo.
Powodzenia i pamiętaj, że 40 lat to bardzo dobry wiek :-))
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

13 marca 2020, o 21:41

Przestałem zasilać swoje ego, pozwalam rzeczom się dziać, bo zrozumiałem, że żaden człowiek nie może nieść na barkach tego wszystkiego. Takie życie, to nie życie, to tylko ułuda, jak nawet nasze ciągłe, fałszywe wyobrażenia o swiecie, o otoczeniu, czy nawet o nas samych. Dobrze wiedzieć jak bardzo oszukuje nas umysł szepcząc o tym czym tak na prawdę tylko wydaje nam się, że jesteśmy. A jesteśmy tylko tym co tu, teraz bez względu na wszystko.
Dzięki za Twój wpis ;thx
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

13 marca 2020, o 22:39

Super wpis. I fajnie, że chciałeś się podzielić swoją drogą w dążeniu do spokoju wewnętrznego. Nauki Buddy i to forum w odburzaniu też bardzo dużo mi dały. Nauczyły mnie tego co w tym kraju jest zupełnie obce i nienaturalne. Zauważyłam jak wiele głupich schematów jest nam wpajane od pieluchy.
Powodzenia i ciesz się życiem, bo wiem jak czujesz się teraz wolny.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
sewex
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 grudnia 2018, o 09:11

13 marca 2020, o 22:49

:friend: dzięki koleżanki i koledzy.
Jest taka książka buddyjskiego mnicha, Żyj z radością.
Autor pisze duzo o naukowych aspektach medytacji, ale też sporo o sobie. Okazuje się że od dziecka doświadczał poważnych ataków leku. W końcu dzięki praktyce uwolnił się od tego w zupełności. Po latach mówiąc o tym stwierdził, że wie, że stracił wtedy przyjaciela..

Człowiek ten jest tak pełen akceptacji, życzliwości i wybaczenia, że swój pozorny koszmar traktował z taką otwartością i miłością. W obliczu tak szczerych i ciepłych relacji każda szkodliwa, wystraszona, zagniewana siła musi odpuścić
Awatar użytkownika
Żorżyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 188
Rejestracja: 12 grudnia 2019, o 22:44

16 marca 2020, o 23:01

sewex pisze:
13 marca 2020, o 12:05
Witajcie przyjaciele

Nie wiem czy właściwy dział, ale w razie czego prosze o przeniesienie

Jestem z Wami długo, co prawda zawsze jako czytelnik, ale wierny, pełen uwagi, empati i wdzięczności. Tutejsi admini mają większą wartość terapeutyczną niż cała Polska psychiatria :-))

Chciałem napisać kilka słów. Pewnie będzie długo, pewnie nie zawsze spójnie, ale wybaczcie, potrzebuję tego, a może i znajdzie się ktoś kto na tym skorzysta. To będzie ważna część ostatnich lat mojego życia i zmian jakie w nim zaszły. Sam tekst też jest dla mnie formą rozliczenia i przelania tego na publiczne forum.

Początek.

Kiedy wszystko się zaczęło nie jestem w stanie powiedzieć, pewnie wcześniej niż mi się wydaje, pewnie w czasie trudnej młodości i problemów w domu. W czasie wstydu, strachu, biedy wynikającej alkoholizmu rodzica. Średnia Polska.W każdym razie szybko się usamodzielniłem, zamieszkałem osobno, znalazłem niezłą pracę. Fajnie się żyło. Potem klasyk. Małżeństwo (bardzo udane), kredyt te sprawy. No i praca, praca, praca. Ostatnie lata przed wybuchem godziny N(erwicy) to zapieprz tak potężny, że jak o tym myslę, to nie mogę się nadziwić jaki głupi byłem. Jako szeregowy pracownik wziąłem w trudnych dla firmy czasach, wszystko na swoje barki. Idiota! Dziś wiem, że kompleksy nabyte w dzieciństwie starałem się rekompensować pracą.
Długi czas myślałem, że tak trzeba, że taki patos, że kasa (tfu!!). Jakość mojego życia leciała na łeb. Jeśli udawało mi się w miesiącu przespać w całości jedną noc, to cieszyłem się jak dziecko. Z reguły wspomagany drinkiem zasypiałem szybko, ale pierwszy raz budziłem się za godzinę, chwila snu znowu przebudzenie, potem już zawsze dwie godziny przed budzikiem gapienie się w sufit. Spocony jak mysz, z ciągiem myśli najgłupszej treści.Doszły problemy w domu, problemy z bliską rodziną. Schemat praca, dom, drzemka, drink, tzw sen i tak w kółko.
Pomału zauważałem, że moje kontakty z ludzmi robią się coraz trudniejsze. Z żoną kłóciłem się tak intensywnie i z taką agresją, że sam zacząłem się siebie bać. Spotkania ze starymi przyjaciółmi stały się męczarnią. Mi się po prostu nie chciało z nimi gadać. Zacząłem unikać sytuacji sam na sam, bo myśl, że będę z kimś rozmawiał sprawiała, że robiło mi się niedobrze (wcześniej dusza towarzystwa lvl100). Potem przyszły poranki w czasie których nie mogłem wstać, marzyłem aby zwinąć się kulkę i schować w najciemniejszym kącie. Bezpiecznie i cicho...Zacząłem co chwilę chorować na infekcję, oskrzela, skóra, nos. Ale jakie L4?! Do pracy!! Bo tak trzeba. Jak było naprawdę źle to dwa dni urlopu i znowu do pracy. Jak jechałem na dłuższy urlop, to wracałem bardziej zmęczony niż wyjeżdżałem.Tak było ok 6-7 lat. Potem doszły przebudzenia w nocy z uczuciem, że serce wyskoczy mi z piersi. Musiałem wstawać, wycierać pot z czoła i powtarzać sobie, że to TYLKO nerwy. Potem cały dzień zamuła i ból w klatce.Tak hartowało się moje zaburzenie.

Stan 'dojrzały'

W końcu przyszła wiosna, ja znowu chory. Ciągnąłem ile się da, ale w końcu padłem w domu. Było jako tako. Tzn dalej nie spałem w nocy, dalej nie chciałem się widywać z ludżmi, ale chociaż mniej się czepiałem o wszystko w domu.Do momentu jak dostałem telefon z pracy (a bo urlop pod telefonem), że muszę przyjść bo nie dają rady. I wtedy, przepraszam jebło !! W jednej sekundzie poczułem, że zwariowałem, tama puściła. Działy się ze mną jakieś niepojęte rzeczy i chyba gdyby widział mnie wtedy lekarz, to skończyłbym w kaftanie. Dość powiedzieć, że zacząłem wyciągać śmieci z kosza i poprawiać segregacje. Kompulsywnie zdzierać papierowe naklejki z butelek i słoików, oddzielać folię po parówkach od papierowej etykiety itd. Chodziłem po domu tam i z powrotem przez nie wiem ile czasu, zacząłem robić jakieś dziwne porządki (byłem sam, żona w pracy), wynajdywać rachunki i płacić je nie sprawdzajac czy są zapłacone. Zmierzyłem sobie tętno i miałem 145. Robiłem to tak długo, aż padłem fizycznie. Od tamtego czasu, przez dwa miesiące nie wziąłem ani jednego pełnego oddechu.Kolejnych dwóch tygodni praktycznie nie pamiętam. Pojechałem do pracy, ale nie wdziałem co się dzieje, co do mnie mówią, czy wogóle ja to ja, gdzie jestem, co myślę itd. Zgłosiłem się do pracodwacy i powiedziałem, że dziękuję, spadam. Był lament, podwyżka, obietnice zmian. Wziąłem trzy tygodnie zaległego urlopu w czasie którego praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Psycholog, psychiatra itp. Robiło mi się lepiej. Szajba w głowie trochę wyhamowała, w pracy faktycznie zmiana 180stopni i myślałem, że to 'epizod', ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Głową w dół

Jakiś czas później pracowałem w ogrodzie i ciąłem drzewa. W umyśle cały czas czułem, że zaraz obetnę sobie palec, wbiję sektor w brzuch lub oko. Niepokój bardzo urósł, ale jakos go dusiłem. Na drugi dzień pojechałem odwiedzić rodziców, wciąż mocno zwieszony przeglądałem jakąś kolorową gazetkę i na jednej ze stron zobaczyłem nagłówke, że jakiś znany p.X popełnił samobójstwo. Poczułem takie udrzenie lęku, że musiałem wyjść na zewnątrz bo myślałem, że się uduszę. Tu zaczął się realny koszmar.Od tego dnia, od tej minuty przez kolejne 8-9 miesięcy nie opuściła mnie myśl, że strzele samobója. Byłem przerażony. Przecież ja kochający życie, przyrodę, ludzi miałbym to zrobić?? W głowie cały czas nóż, sznur, skok, wejście pod samochód. Co za koszmar. Wzmianka w otoczeniu o śmierci, depresji, schizofrenii, to atak lęku i pełne odklejenie. To moja ręka ? Moja myśl? Mój dom? Rodzina?Potem doszło jeszcze, że zrobię coś innym. Wiecie dokładnie w czym rzecz... Zaraz popchnę kogoś pod auto, chwycę nóż i wbiję w żonę, i tak do do zajoba. Przewertowany internet, 2000 testów na depresje, studiowanie każdego przypadku samobójstwa... Nie będę się tu rozpisywła, bo wiecie dokładnie o co chodzi o jaki wachlarz atrakcji spotyka człowieka w tym stanie.

Droga do wolności.

Gasłem. Miałem wrażenie, że jednak mój umysł ma rację i na serio chce się zabić, albo co gorsza zrobię coś komuś bliskiemu.Przypadkiem, nie wiem jak, wpisując tysięczny raz w google myśli samobójcze trafiam do Was, a konkretnie na długi post Victora (niech Ci dobry los da 200 lat życia). Pierwszy raz od prawie roku poczułem, że puszcza mnie napięcie w mostku, pierwszy raz mogłem normalnie odetchnąć. Co za ulga, mówiłem sobie, JUŻ wiem chociaż o co chodzi. Walcz uciekaj, zaburzone emocje. Boże jak to mi pomogło. Zacząłem to wdrażać w życie.. 10% czasu było już lepiej, ale przez resztę czasu małpa (chochlik) w głowie waliła dalej ostro w bęben. Mało tego jak zacząłem ją przeglądać, ta zaczęła walić z jeszcze większą siłą. Doszła ciężka hipochondria, pogłębił się ciągły lęk, zaczęła mnie piec skóra i ciągle boleć żołądek. Ale przynajmniej dzięki Wam wiedziałem już, że nie jestem sam. To było bardzo, bardzo dużo.

Ścieżka, pierwszy krok

Jak wszystko w moim życiu i tu pojawił się przypadek. Leżąc i próbując normalnie oddychać i odwrócić myśli szukałem czegoś w internecie, trafiłem na termin mindfullnes. Zacząłem czytać o życiu tu i teraz i dotarło do mnie, że to postawa, której całe życie szukałem. Kupiłem dwie pierwsze książki i bardzo szybko, z pełną naturalnością zacząłem to wdrażać w życie. Czułem niedosyt i zacząłem zgłębiać to czym jest fundament mindfullnes, czyli buddzym. Zacząłem medytować. Na początku minutę, potem kilka, potem kwadrans. Dziś jak mogę to spędzam w medytacji godzinę, w dwóch sesjach rano i wieczorem. Jak mam mniej czasu, to chociaż 20 minut, ale każdego dnia, koniecznie.Początki nie były łatwe. Zostanie kilka minut sam na sam ze swoimi myślami to był koszmar do potęgi. Bywały sesje, że ze strachu chciałem wyskoczyć oknem, bywało, że torpedowały mnie najgorsze myśli jakie można sobie wyobrazić. Nie dałem się, przesiedziałem wszystko, czasem mając łzy w oczach, całe ubranie mokre od potu i ciało tak spięte, że nie mogłem wstać z poduszki. Czasem, przepraszam, myślałem, że na bank się ze..am. Mówiłem sobie, to dawaj co tam masz, jak robię swoje, bo taki jest teraz akt mojej woli. Siedzę o obserwuje oddech, choćbym miał cię małpo zaraz urodzić.
Przesiedziałem, nie drgnąłem, mimo, że ciśnienie i tętno buzowały we mnie jak basowa kolumna. Przesiedziałem i to!
To był prawdziwy przełom. Czułem, że zaczynam zdrowieć, ale czułem też, że dzieje się coś znacznie większego. Małpa dawała dalej w czajnik, ale ja coraz częściej mogłem się temu przyglądać, mogłem to badać, aż w końcu się z śmiać z jej wyczynów.

Teoria

Pozwólcie, że w kilku skromnych słowach napiszę co mówi buddyzm w odniesieniu do ludzkiego umysłu, jak można to wdrożyć i jak należy postępować (zresztą masa tego co tu piszecie, tego co mówi nauka, to spostrzeżenia i recepty sprzed 2500 lat)

- po pierwsze, drugie i dwusetne należy przyjąć do wiadomości, że człowiek nie jest swoją myślą, bez względu na to jak bardzo wydaje się to niedorzeczne; nasze myśli to wypadkowa wychowania, kultury, pielęgnowania emocji i problemów, myśli to odpowiedz na to na co sami w określonych warunkach zapracowaliśmy; umysł to narzędzie i do tego został stworzony

- nasz umysł to małpa, która za wszelką cenę bedzię się łapac tego czemu poświęcimy największą uwagę- my jedyne co musimy robić TO POZWOLIĆ TEMU BYĆ, po prostu, możliwie bez reakcji, możliwie bez nadawania temu znaczenia; naturalnie jak jedzie na was betoniarka, to zejdzcie jej z drogi;

- świat nie istnieje po to żeby nas zadowolić, dlatego powinniśmy porzucić oczekiwania, że będzie tak jak chcemy i zostawić iluzję, że jak tak się stanie, to będzie dobrze. Może będzie lepiej, ale tylko na chwilę nim małpa złapie się kolejnej myśli, kolejnej emocji, kolejnego pragnienia

- to co się dzieje w nas mamy tylko obserwować nie angażować się. Nie mówić jestem zalękniony, niespokojny, tylko JEST lęk, odczuwam niepokój; to nie są nasze stany mimo, że umysł tak bardzo nas o tym przekonuje

- pielęgnujemy w sobie łagodność, to nasza bezpieczna przystań; wdrażamy szczerą postawę wybaczenia, współczucia i życzliwości, dla wszystkich istot, a zawłaszcza dla siebie; jesteśmy dla siebie dobrzy i wyrozumiali, w każdym momencie

- musimy się bezwarunkowo zgodzić na to co jest, bo jak mówią buddyści zawsze jest dość dobrze, bo jak długo oddychasz tak długo jest dość dobrze, wiele więcej nie potrzebujesz.

- z czasem przychodzi zrozumienie i akceptacja, z czasem rodzi się spokój tak wielki, że jadąc samemu autem mam łzy w oczach z radości, która mnie przepełnia- cały czas ćwiczymy nie reaktywność od małych pierdół, po wielkie emocje, teflonowy umysł, spokojny jak tafla jeziora, nieporuszony

- przeszłości nie ma, a przyszłość to fantastyka, do tego zawsze jest niepewna, zostawiamy je samym sobie, nie łapiemy się związanych z nimi myśli, bo równie dobrze można myśleć o jednorożcach

- wszystko na tym świecie ma jedną wspólną cechę, jest nietrwałe, więc choćby ze wzgędu na to nie warto się do niczego przesadnie przywiązywać. czy to myśl, stan ducha, ciała, pieniądze, inni ludzie

- z czymkolwiek macie do czynienia, to nie zapominajcie, że to też jak wszystko, przeminie

- z czasem nabiera się pewności, że zgodnie ze słowami Buddy, całe ludzkie cierpienie wynika z pragnienia; nie chodzi tu tylko o coś trywialnie materialnego (choć oczywiście to u większości wysuwa sie na pierwszy plan), ale o to, że cały czas chcemy czuć się dobrze, być zdrowym, kochanym, otoczonym bliskimi itp, a to tak nie działa; jest jak jest. Jest ból, choroba, rozłąką śmierć. Nie unikniemy bólu, ale możemy uniknąć cierpienia.

- trzeba pamiętać o mądrości jaką mamy w sobie; kiedy możemy coś zrobić, to zróbmy, jak nie pomaga, to odpuścmy; wszystko ma być drogą srodka bez napięć z żadną ze stron

Pozwolę sobie wkleić krótki tekst wielkiego człowieka, Ajahna Chah:

Pewna kobieta chciała wiedzieć, jak postępować z gniewem (niepokojem). Zapytałem ją, czyj jest ten gniew, gdy powstaje.Odpowiedziała, że jest jej. Jeżeli to rzeczywiście byłby jej gniew, to powinna móc nakazać mu, aby odszedł, nieprawdaż? Jednak w rzeczywistości nie może mu rozkazywać. Trzymanie się gniewu jak osobistego posiadania powoduje cierpienie. Jeżeli gniew rzeczywiście należałby do nas, musiałby nam być posłuszny. Jeżeli nie jest nam posłuszny, to znaczy, że jest tylko ułudą. Nie popadaj w niego. Czy umysł jest szczęśliwy, czy smutny, nie popadaj w niego. To wszystko jest tylko ułudą.

(ten Człowiek skończył 4 klasy szkoły podstawowej, a gdy umarł żegnało go ponad milion ludzi, z tajskim rządem i rodziną królewską na czele; pomógł tysiącom ludzi)

Bo tak drodzy przyjaciele jest. Nasz umysł trzyma nas w ciągłej ułudzie. Wiem to jak nic innego na świecie i dziś jestem wdzięczny temu co mnie spotkało, bo dzięki temu moje zycie obrosło wiosennym kwieciem.Ostatni raz napad lęku miałem 7 miesięcy temu. Wyjeżdżając na urlop. Widziałem już jak to działa. Powiedziałem sobie: witaj małpko, fajnie, że jesteś. Wiem, też chcesz jechac na ten urlop, zapraszam cię serdecznie, rób co musisz i dzięki, że jesteś, baw się dobrze. Znam cię dobrze i wiem jak się boisz, ale wiem że też jak wszystko przeminiesz, może jutro, może za rok, może na godzinę, może na zawsze, ale i twój strach, twoje drżenie też ustanie. Serce waliło, oddech był płytki, ale za dwa dni nie było po małpie śladu.

Czasem jeszcze pojawiają się te myśli, ale zawsze robię im miejsce, zawsze się odsuwam na bok i z miłością je witam.
Medytując do 18 miesięcy jestem w innej rzeczywistości. Po 18 latach odszedłem w końcu pracę, rzuciłem palenie, nie jem mięsa, biegam po 50 km tygodniowo. Wypiję czasem piwo. Miewam w sobie taki spokój, że nie potrafię opisać tego słowami. Wszedłem w minimalizm, porzuciłem wszelkie materialne obawy, mam to gdzieś. Żyję tu i teraz. Wszystko co robię, co czuję, co myślę obserwuje z pełną uaważnością i serdecznością. Po prostu postanowiłem przestać się bać, a kiełkujący czasem naturalnie lęk obserwować jak każdą inną rzecz na świecie, to juz nie mój lęk. Jak składałem wypowiedzenie (a to był spory szok w firmie), to nie licząc 15 minutowej spokojnej rozmowy z zarządem, czułem się jak w niedzielny poranek. Po prostu będąc przed tym aktem nie myślałem o przyszłości, a po to już była niewarta uwagi przeszłość.

W wieku 40 lat jestem kimś innym niż jeszcze 2 lata temu. Przestałem zasilać swoje ego, pozwalam rzeczom się dziać, bo zrozumiałem, że żaden człowiek nie może nieść na barkach tego wszystkiego. Takie życie, to nie życie, to tylko ułuda, jak nawet nasze ciągłe, fałszywe wyobrażenia o swiecie, o otoczeniu, czy nawet o nas samych. Dobrze wiedzieć jak bardzo oszukuje nas umysł szepcząc o tym czym tak na prawdę tylko wydaje nam się, że jesteśmy. A jesteśmy tylko tym co tu, teraz bez względu na wszystko.
Dzięki medytacji zrozumiałem czego się boję, bałem, co na mnie wpłynęło. To wszystko kiedy tylko zdjęło się z umysłu iluzję ego, pokazało się w pełnej krasie. Przed mną jeszcze długa droga, bo muszę odpuścić wiele sprawa, z których istnienia zdałem sobie sprawę. Ale paluszek po paluszku będę rozluźniał chwyty małpy na innych polach, tak aby pogłębiać spokój i drogę do prawdziwej wolności.

Medytacja to sztuka robienia nic nie robienia. To specyficzne działanie, u podstaw którego leży cierpliwość, konsekwencja, postawa moralna i bardzo ważna postawa nieoczekiwana efektów. To jest droga na całe zycie.

Dziękuję Wam z całego serca życzę spokoju, bo to zdecydowanie największe dobro człowieka.

Przyjaciele, to wszystko co napisałem, to moja opinia i moje doświadczenie.Nikogo nie namawiam, nie przekonuje i nie twierdzę, że będzie to dla niego dobre. Ja tego tekstu potrzebowałem, a to najodpowiedniejsze miejsce. Jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki, że jesteście i za robotę, którą robicie.

Jakby ktoś chciał napisać, zostawiam maila skrapikoko2020@gmail.com

W wolnej chwili polecam wykłady Ajahna Brhma na YT. Na początek 4 sposoby jak odpuścić i Jak sobie radzić z emocjami.

Bywajcie zdrowi!
życie pisze:
13 marca 2020, o 22:39
Super wpis. I fajnie, że chciałeś się podzielić swoją drogą w dążeniu do spokoju wewnętrznego. Nauki Buddy i to forum w odburzaniu też bardzo dużo mi dały. Nauczyły mnie tego co w tym kraju jest zupełnie obce i nienaturalne. Zauważyłam jak wiele głupich schematów jest nam wpajane od pieluchy.
Powodzenia i ciesz się życiem, bo wiem jak czujesz się teraz wolny.
Nawet nie umiem wyrazić, jak bardzo Wam dziękuję za ten wpis i ile nacierpiałam się ze względu na dyskryminację wyznaniową w tym kraju (PL). Jakbym robiła komuś krzywdę, że inaczej myślę czy pomagam sobie.

Że to piękne wyznanie zakłada uczciwe gospodarowanie energią seksualną, a to ważne i potrzebne.
Że nic złego nie robię, będąc inna światopoglądowo.

Proszę, piszcie tutaj. Bardzo Was potrzebuję. PROSZĘ
CzerwonaMarchew
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 20 sierpnia 2018, o 08:10

15 kwietnia 2020, o 07:07

Hej, ja miałem półtora roku temu podobnie gdzieś wyczytałem na jakiejś pobliskiej stronie żeby obserwować swój oddech potem zacząłem to praktykować bez żadnego żadnego oczekiwania. Efekty przyszły natychmiastowo i utrzymywały się przez półtora roku po czym pewnego dnia pomyślałem sobie że oddycham zbyt płytko i zacząłem kontrolować swój oddech przez co od trzech tygodni żyje w zaburzeniu lękowym pamiętam jak dziękowałem sobie za to że znalazłem ten sposób. Chciałbym do niego wrócić i z powrotem obserwować swój oddech tylko teraz nie wiem jak to zrobić ponieważ ciągle go kontroluję.czy masz może jakiś sposób na to aby mi pomóc.
Ewellla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 105
Rejestracja: 22 października 2018, o 17:20

15 kwietnia 2020, o 12:02

CzerwonaMarchew pisze:
15 kwietnia 2020, o 07:07
Hej, ja miałem półtora roku temu podobnie gdzieś wyczytałem na jakiejś pobliskiej stronie żeby obserwować swój oddech potem zacząłem to praktykować bez żadnego żadnego oczekiwania. Efekty przyszły natychmiastowo i utrzymywały się przez półtora roku po czym pewnego dnia pomyślałem sobie że oddycham zbyt płytko i zacząłem kontrolować swój oddech przez co od trzech tygodni żyje w zaburzeniu lękowym pamiętam jak dziękowałem sobie za to że znalazłem ten sposób. Chciałbym do niego wrócić i z powrotem obserwować swój oddech tylko teraz nie wiem jak to zrobić ponieważ ciągle go kontroluję.czy masz może jakiś sposób na to aby mi pomóc.
Bo nadal nie masz reakcji na lęk opanowanej, ale to nic złego to przychodzi z czasem tylko moim zdaniem warto też poza relaksacją same objawy emocjonalne inaczej traktować. Poza tym możesz skupiać się na ciężarze swojego ciała zamiast oddechu. :P
Ewunia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 18 stycznia 2019, o 13:09

19 maja 2020, o 08:02

Wooooow , piękny wpis , wspaniale się czytało , odnalazłeś swoją drogę do spokoju 😊 mam nadzieje, ze i ja wkrótce odnajdę swoją 😊
Awatar użytkownika
darko
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 26 czerwca 2020, o 16:30

30 lipca 2020, o 18:04

sewex pisze:
13 marca 2020, o 12:05
Witajcie przyjaciele

Nie wiem czy właściwy dział, ale w razie czego prosze o przeniesienie

Jestem z Wami długo, co prawda zawsze jako czytelnik, ale wierny, pełen uwagi, empati i wdzięczności. Tutejsi admini mają większą wartość terapeutyczną niż cała Polska psychiatria :-))

Chciałem napisać kilka słów. Pewnie będzie długo, pewnie nie zawsze spójnie, ale wybaczcie, potrzebuję tego, a może i znajdzie się ktoś kto na tym skorzysta. To będzie ważna część ostatnich lat mojego życia i zmian jakie w nim zaszły. Sam tekst też jest dla mnie formą rozliczenia i przelania tego na publiczne forum.

Początek.

Kiedy wszystko się zaczęło nie jestem w stanie powiedzieć, pewnie wcześniej niż mi się wydaje, pewnie w czasie trudnej młodości i problemów w domu. W czasie wstydu, strachu, biedy wynikającej alkoholizmu rodzica. Średnia Polska.W każdym razie szybko się usamodzielniłem, zamieszkałem osobno, znalazłem niezłą pracę. Fajnie się żyło. Potem klasyk. Małżeństwo (bardzo udane), kredyt te sprawy. No i praca, praca, praca. Ostatnie lata przed wybuchem godziny N(erwicy) to zapieprz tak potężny, że jak o tym myslę, to nie mogę się nadziwić jaki głupi byłem. Jako szeregowy pracownik wziąłem w trudnych dla firmy czasach, wszystko na swoje barki. Idiota! Dziś wiem, że kompleksy nabyte w dzieciństwie starałem się rekompensować pracą.
Długi czas myślałem, że tak trzeba, że taki patos, że kasa (tfu!!). Jakość mojego życia leciała na łeb. Jeśli udawało mi się w miesiącu przespać w całości jedną noc, to cieszyłem się jak dziecko. Z reguły wspomagany drinkiem zasypiałem szybko, ale pierwszy raz budziłem się za godzinę, chwila snu znowu przebudzenie, potem już zawsze dwie godziny przed budzikiem gapienie się w sufit. Spocony jak mysz, z ciągiem myśli najgłupszej treści.Doszły problemy w domu, problemy z bliską rodziną. Schemat praca, dom, drzemka, drink, tzw sen i tak w kółko.
Pomału zauważałem, że moje kontakty z ludzmi robią się coraz trudniejsze. Z żoną kłóciłem się tak intensywnie i z taką agresją, że sam zacząłem się siebie bać. Spotkania ze starymi przyjaciółmi stały się męczarnią. Mi się po prostu nie chciało z nimi gadać. Zacząłem unikać sytuacji sam na sam, bo myśl, że będę z kimś rozmawiał sprawiała, że robiło mi się niedobrze (wcześniej dusza towarzystwa lvl100). Potem przyszły poranki w czasie których nie mogłem wstać, marzyłem aby zwinąć się kulkę i schować w najciemniejszym kącie. Bezpiecznie i cicho...Zacząłem co chwilę chorować na infekcję, oskrzela, skóra, nos. Ale jakie L4?! Do pracy!! Bo tak trzeba. Jak było naprawdę źle to dwa dni urlopu i znowu do pracy. Jak jechałem na dłuższy urlop, to wracałem bardziej zmęczony niż wyjeżdżałem.Tak było ok 6-7 lat. Potem doszły przebudzenia w nocy z uczuciem, że serce wyskoczy mi z piersi. Musiałem wstawać, wycierać pot z czoła i powtarzać sobie, że to TYLKO nerwy. Potem cały dzień zamuła i ból w klatce.Tak hartowało się moje zaburzenie.

Stan 'dojrzały'

W końcu przyszła wiosna, ja znowu chory. Ciągnąłem ile się da, ale w końcu padłem w domu. Było jako tako. Tzn dalej nie spałem w nocy, dalej nie chciałem się widywać z ludżmi, ale chociaż mniej się czepiałem o wszystko w domu.Do momentu jak dostałem telefon z pracy (a bo urlop pod telefonem), że muszę przyjść bo nie dają rady. I wtedy, przepraszam jebło !! W jednej sekundzie poczułem, że zwariowałem, tama puściła. Działy się ze mną jakieś niepojęte rzeczy i chyba gdyby widział mnie wtedy lekarz, to skończyłbym w kaftanie. Dość powiedzieć, że zacząłem wyciągać śmieci z kosza i poprawiać segregacje. Kompulsywnie zdzierać papierowe naklejki z butelek i słoików, oddzielać folię po parówkach od papierowej etykiety itd. Chodziłem po domu tam i z powrotem przez nie wiem ile czasu, zacząłem robić jakieś dziwne porządki (byłem sam, żona w pracy), wynajdywać rachunki i płacić je nie sprawdzajac czy są zapłacone. Zmierzyłem sobie tętno i miałem 145. Robiłem to tak długo, aż padłem fizycznie. Od tamtego czasu, przez dwa miesiące nie wziąłem ani jednego pełnego oddechu.Kolejnych dwóch tygodni praktycznie nie pamiętam. Pojechałem do pracy, ale nie wdziałem co się dzieje, co do mnie mówią, czy wogóle ja to ja, gdzie jestem, co myślę itd. Zgłosiłem się do pracodwacy i powiedziałem, że dziękuję, spadam. Był lament, podwyżka, obietnice zmian. Wziąłem trzy tygodnie zaległego urlopu w czasie którego praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Psycholog, psychiatra itp. Robiło mi się lepiej. Szajba w głowie trochę wyhamowała, w pracy faktycznie zmiana 180stopni i myślałem, że to 'epizod', ale najgorsze miało dopiero nadejść. 

Głową w dół

Jakiś czas później pracowałem w ogrodzie i ciąłem drzewa. W umyśle cały czas czułem, że zaraz obetnę sobie palec, wbiję sektor w brzuch lub oko. Niepokój bardzo urósł, ale jakos go dusiłem. Na drugi dzień pojechałem odwiedzić rodziców, wciąż mocno zwieszony przeglądałem jakąś kolorową gazetkę i na jednej ze stron zobaczyłem nagłówke, że jakiś znany p.X popełnił samobójstwo. Poczułem takie udrzenie lęku, że musiałem wyjść na zewnątrz bo myślałem, że się uduszę. Tu zaczął się realny koszmar.Od tego dnia, od tej minuty przez kolejne 8-9 miesięcy nie opuściła mnie myśl, że strzele samobója. Byłem przerażony. Przecież ja kochający życie, przyrodę, ludzi miałbym to zrobić?? W głowie cały czas nóż, sznur, skok, wejście pod samochód. Co za koszmar. Wzmianka w otoczeniu o śmierci, depresji, schizofrenii, to atak lęku i pełne odklejenie. To moja ręka ? Moja myśl? Mój dom? Rodzina?Potem doszło jeszcze, że zrobię coś innym. Wiecie dokładnie w czym rzecz... Zaraz popchnę kogoś pod auto, chwycę nóż i wbiję w żonę, i tak do do zajoba. Przewertowany internet, 2000 testów na depresje, studiowanie każdego przypadku samobójstwa... Nie będę się tu rozpisywła, bo wiecie dokładnie o co chodzi o jaki wachlarz atrakcji spotyka człowieka w tym stanie.

Droga do wolności.

Gasłem. Miałem wrażenie, że jednak mój umysł ma rację i na serio chce się zabić, albo co gorsza zrobię coś komuś bliskiemu.Przypadkiem, nie wiem jak, wpisując tysięczny raz w google myśli samobójcze trafiam do Was, a konkretnie na długi post Victora (niech Ci dobry los da 200 lat życia). Pierwszy raz od prawie roku poczułem, że puszcza mnie napięcie w mostku, pierwszy raz mogłem normalnie odetchnąć. Co za ulga, mówiłem sobie, JUŻ wiem chociaż o co chodzi. Walcz uciekaj, zaburzone emocje. Boże jak to mi pomogło. Zacząłem to wdrażać w życie.. 10% czasu było już lepiej, ale przez resztę czasu małpa (chochlik) w głowie waliła dalej ostro w bęben. Mało tego jak zacząłem ją przeglądać, ta zaczęła walić z jeszcze większą siłą. Doszła ciężka hipochondria, pogłębił się ciągły lęk, zaczęła mnie piec skóra i ciągle boleć żołądek. Ale przynajmniej dzięki Wam wiedziałem już, że nie jestem sam. To było bardzo, bardzo dużo.

Ścieżka, pierwszy krok

Jak wszystko w moim życiu i tu pojawił się przypadek. Leżąc i próbując normalnie oddychać i odwrócić myśli szukałem czegoś w internecie, trafiłem na termin mindfullnes. Zacząłem czytać o życiu tu i teraz i dotarło do mnie, że to postawa, której całe życie szukałem. Kupiłem dwie pierwsze książki i bardzo szybko, z pełną naturalnością zacząłem to wdrażać w życie. Czułem niedosyt i zacząłem zgłębiać to czym jest fundament mindfullnes, czyli buddzym. Zacząłem medytować. Na początku minutę, potem kilka, potem kwadrans. Dziś jak mogę to spędzam w medytacji godzinę, w dwóch sesjach rano i wieczorem. Jak mam mniej czasu, to chociaż 20 minut, ale każdego dnia, koniecznie.Początki nie były łatwe. Zostanie kilka minut sam na sam ze swoimi myślami to był koszmar do potęgi. Bywały sesje, że ze strachu chciałem wyskoczyć oknem, bywało, że torpedowały mnie najgorsze myśli jakie można sobie wyobrazić. Nie dałem się, przesiedziałem wszystko, czasem mając łzy w oczach, całe ubranie mokre od potu i ciało tak spięte, że nie mogłem wstać z poduszki. Czasem, przepraszam, myślałem, że na bank się ze..am. Mówiłem sobie, to dawaj co tam masz, jak robię swoje, bo taki jest teraz akt mojej woli. Siedzę o obserwuje oddech, choćbym miał cię małpo zaraz urodzić.
Przesiedziałem, nie drgnąłem, mimo, że ciśnienie i tętno buzowały we mnie jak basowa kolumna. Przesiedziałem i to!
To był prawdziwy przełom. Czułem, że zaczynam zdrowieć, ale czułem też, że dzieje się coś znacznie większego. Małpa dawała dalej w czajnik, ale ja coraz częściej mogłem się temu przyglądać, mogłem to badać, aż w końcu się z śmiać z jej wyczynów.

Teoria

Pozwólcie, że w kilku skromnych słowach napiszę co mówi buddyzm w odniesieniu do ludzkiego umysłu, jak można to wdrożyć i jak należy postępować (zresztą masa tego co tu piszecie, tego co mówi nauka, to spostrzeżenia i recepty sprzed 2500 lat)

- po pierwsze, drugie i dwusetne należy przyjąć do wiadomości, że człowiek nie jest swoją myślą, bez względu na to jak bardzo wydaje się to niedorzeczne; nasze myśli to wypadkowa wychowania, kultury, pielęgnowania emocji i problemów, myśli to odpowiedz na to na co sami w określonych warunkach zapracowaliśmy; umysł to narzędzie i do tego został stworzony

- nasz umysł to małpa, która za wszelką cenę bedzię się łapac tego czemu poświęcimy największą uwagę- my jedyne co musimy robić TO POZWOLIĆ TEMU BYĆ, po prostu, możliwie bez reakcji, możliwie bez nadawania temu znaczenia; naturalnie jak jedzie na was betoniarka, to zejdzcie jej z drogi;

- świat nie istnieje po to żeby nas zadowolić, dlatego powinniśmy porzucić oczekiwania, że będzie tak jak chcemy i zostawić iluzję, że jak tak się stanie, to będzie dobrze. Może będzie lepiej, ale tylko na chwilę nim małpa złapie się kolejnej myśli, kolejnej emocji, kolejnego pragnienia 

- to co się dzieje w nas mamy tylko obserwować nie angażować się. Nie mówić jestem zalękniony, niespokojny, tylko JEST lęk, odczuwam niepokój; to nie są nasze stany mimo, że umysł tak bardzo nas o tym przekonuje

- pielęgnujemy w sobie łagodność, to nasza bezpieczna przystań; wdrażamy szczerą postawę wybaczenia, współczucia i życzliwości, dla wszystkich istot, a zawłaszcza dla siebie; jesteśmy dla siebie dobrzy i wyrozumiali, w każdym momencie

- musimy się bezwarunkowo zgodzić na to co jest, bo jak mówią buddyści zawsze jest dość dobrze, bo jak długo oddychasz tak długo jest dość dobrze, wiele więcej nie potrzebujesz.

- z czasem przychodzi zrozumienie i akceptacja, z czasem rodzi się spokój tak wielki, że jadąc samemu autem mam łzy w oczach z radości, która mnie przepełnia- cały czas ćwiczymy nie reaktywność od małych pierdół, po wielkie emocje, teflonowy umysł, spokojny jak tafla jeziora, nieporuszony

- przeszłości nie ma, a przyszłość to fantastyka, do tego zawsze jest niepewna, zostawiamy je samym sobie, nie łapiemy się związanych z nimi myśli, bo równie dobrze można myśleć o jednorożcach 

- wszystko na tym świecie ma jedną wspólną cechę, jest nietrwałe, więc choćby ze wzgędu na to nie warto się do niczego przesadnie przywiązywać. czy to myśl, stan ducha, ciała, pieniądze, inni ludzie

- z czymkolwiek macie do czynienia, to nie zapominajcie, że to też jak wszystko, przeminie

- z czasem nabiera się pewności, że zgodnie ze słowami Buddy, całe ludzkie cierpienie wynika z pragnienia; nie chodzi tu tylko o coś trywialnie materialnego (choć oczywiście to u większości wysuwa sie na pierwszy plan), ale o to, że cały czas chcemy czuć się dobrze, być zdrowym, kochanym, otoczonym bliskimi itp, a to tak nie działa; jest jak jest. Jest ból, choroba, rozłąką śmierć. Nie unikniemy bólu, ale możemy uniknąć cierpienia. 

- trzeba pamiętać o mądrości jaką mamy w sobie; kiedy możemy coś zrobić, to zróbmy, jak nie pomaga, to odpuścmy; wszystko ma być drogą srodka bez napięć z żadną ze stron

Pozwolę sobie wkleić krótki tekst wielkiego człowieka, Ajahna Chah:

  Pewna kobieta chciała wiedzieć, jak postępować z gniewem (niepokojem). Zapytałem ją, czyj jest ten gniew, gdy powstaje.Odpowiedziała, że jest jej. Jeżeli to rzeczywiście byłby jej gniew, to powinna móc nakazać mu, aby odszedł, nieprawdaż? Jednak w rzeczywistości nie może mu rozkazywać. Trzymanie się gniewu jak osobistego posiadania powoduje cierpienie. Jeżeli gniew rzeczywiście należałby do nas, musiałby nam być posłuszny. Jeżeli nie jest nam posłuszny, to znaczy, że jest tylko ułudą. Nie popadaj w niego. Czy umysł jest szczęśliwy, czy smutny, nie popadaj w niego. To wszystko jest tylko ułudą. 

(ten Człowiek skończył 4 klasy szkoły podstawowej, a gdy umarł żegnało go ponad milion ludzi, z tajskim rządem i rodziną królewską na czele; pomógł tysiącom ludzi)

Bo tak drodzy przyjaciele jest. Nasz umysł trzyma nas w ciągłej ułudzie. Wiem to jak nic innego na świecie i dziś jestem wdzięczny temu co mnie spotkało, bo dzięki temu moje zycie obrosło wiosennym kwieciem.Ostatni raz napad lęku miałem 7 miesięcy temu. Wyjeżdżając na urlop. Widziałem już jak to działa. Powiedziałem sobie: witaj małpko, fajnie, że jesteś. Wiem, też chcesz jechac na ten urlop, zapraszam cię serdecznie, rób co musisz i dzięki, że jesteś, baw się dobrze. Znam cię dobrze i wiem jak się boisz, ale wiem że też jak wszystko przeminiesz, może jutro, może za rok, może na godzinę, może na zawsze, ale i twój strach, twoje drżenie też ustanie. Serce waliło, oddech był płytki, ale za dwa dni nie było po małpie śladu.

Czasem jeszcze pojawiają się te myśli, ale zawsze robię im miejsce, zawsze się odsuwam na bok i z miłością je witam.
Medytując do 18 miesięcy jestem w innej rzeczywistości. Po 18 latach odszedłem w końcu pracę, rzuciłem palenie, nie jem mięsa, biegam po 50 km tygodniowo. Wypiję czasem piwo. Miewam w sobie taki spokój, że nie potrafię opisać tego słowami. Wszedłem w minimalizm, porzuciłem wszelkie materialne obawy, mam to gdzieś. Żyję tu i teraz. Wszystko co robię, co czuję, co myślę obserwuje z pełną uaważnością i serdecznością. Po prostu postanowiłem przestać się bać, a kiełkujący czasem naturalnie lęk obserwować jak każdą inną rzecz na świecie, to juz nie mój lęk. Jak składałem wypowiedzenie (a to był spory szok w firmie), to nie licząc 15 minutowej spokojnej rozmowy z zarządem, czułem się jak w niedzielny poranek. Po prostu będąc przed tym aktem nie myślałem o przyszłości, a po to już była niewarta uwagi przeszłość.

W wieku 40 lat jestem kimś innym niż jeszcze 2 lata temu. Przestałem zasilać swoje ego, pozwalam rzeczom się dziać, bo zrozumiałem, że żaden człowiek nie może nieść na barkach tego wszystkiego. Takie życie, to nie życie, to tylko ułuda, jak nawet nasze ciągłe, fałszywe wyobrażenia o swiecie, o otoczeniu, czy nawet o nas samych. Dobrze wiedzieć jak bardzo oszukuje nas umysł szepcząc o tym czym tak na prawdę tylko wydaje nam się, że jesteśmy. A jesteśmy tylko tym co tu, teraz bez względu na wszystko.
Dzięki medytacji zrozumiałem czego się boję, bałem, co na mnie wpłynęło. To wszystko kiedy tylko zdjęło się z umysłu iluzję ego, pokazało się w pełnej krasie. Przed mną jeszcze długa droga, bo muszę odpuścić wiele sprawa, z których istnienia zdałem sobie sprawę. Ale paluszek po paluszku będę rozluźniał chwyty małpy na innych polach, tak aby pogłębiać spokój i drogę do prawdziwej wolności.

Medytacja to sztuka robienia nic nie robienia. To specyficzne działanie, u podstaw którego leży cierpliwość, konsekwencja, postawa moralna i bardzo ważna postawa nieoczekiwana efektów. To jest droga na całe zycie.

Dziękuję Wam z całego serca życzę spokoju, bo to zdecydowanie największe dobro człowieka.

Przyjaciele, to wszystko co napisałem, to moja opinia i moje doświadczenie.Nikogo nie namawiam, nie przekonuje i nie twierdzę, że będzie to dla niego dobre. Ja tego tekstu potrzebowałem, a to najodpowiedniejsze miejsce. Jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki, że jesteście i za robotę, którą robicie.

Jakby ktoś chciał napisać, zostawiam maila skrapikoko2020@gmail.com

W wolnej chwili polecam wykłady Ajahna Brhma na YT. Na początek 4 sposoby jak odpuścić i Jak sobie radzić z emocjami.

Bywajcie zdrowi!
Czytałam Twojego posta już dwa razy i jeszcze pewnie nie raz przeczytam.
Dziękuję, że się podzieliłeś swoją historią. Jest mi dzięki temu łatwiej się odburzać. 40 lat kończę w przyszłym roku i mam nadzieję, że do tego czasu będę zdrowszą i ulepszoną wersją samej siebie.
Namaste.
We are all museums of fear.
Ch. Bukowski
Awatar użytkownika
darko
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 26 czerwca 2020, o 16:30

31 lipca 2020, o 12:48

Sewex, mam jedno pytanie: wszędzie czytałam, żeby nie medytować, jeśli się człowiek źle czuje.
Co możesz na ten temat powiedzieć?
We are all museums of fear.
Ch. Bukowski
sewex
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 grudnia 2018, o 09:11

17 sierpnia 2020, o 20:30

Witaj.
Nie jestem specjalistą. Ja medytwalem i medytuje każdego dnia. Kiedyś nawet bez względu na to jak wielki niepokój odczuwałem. W jakimś wykładzie dot buddyzmu wyczytałem, że medytacja w momencie niepokoju ma bardzo duża wartość. Pozwala łatwiej dostrzec źródło, a co najważniejsze nietrwałość i fałsz tej całej iluzji.
Co masz do stracenia. Sporobuj. Pamiętaj tylko o serdeczności i otwartości do siebie i całego tego bajzlu w głowie.
Medytuje cały czas, często godzinę dziennie i obraz tego jak bardzo jestem uwikłany w kwestiach pożądania czy fałszywych wyobrażeń, bywa niesamowity i czasem niełatwy, ALE nagrodą jest to, że moje myśli i emocje, nawet te bardzo ciężkie straciły baaaardzo dużo że swej 'lepkości'. Nawet relane trudne sprawy odkładam że spokojem na swój czas.
Moja żona miała ostatnio operacje. Kiedyś chodziłbym zielony już miesiąc przed. Dzis w czasie jak była w szpitalu myślałem o niej bez cienia stresu. Jest jak jest, a przyszłość jest niepewna. Z tym spędzałem dnie. Wszytko już ok, ale dla mnie to poważny mentalny skok.
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

18 sierpnia 2020, o 11:59

Czyli medytacja służy aby uspokoić i zaakceptować trudne emocje.
sewex
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 grudnia 2018, o 09:11

20 sierpnia 2020, o 21:07

To w zasadzie poboczny skutek praktyki. Celem jest pełne poznanie i zakceptowanke siebie. Trwała zamiana rozumiana jako otwartość, akceptacja i prosta radość z każdej chwili.
ODPOWIEDZ