Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zmiana siebie i jej konsekwencje?

Być może miałeś jakieś nieciekawe przeżycia, traumę i chcesz to z siebie "wyrzucić"?
Albo nie znalazłeś dla siebie odpowiedniego działu i masz ochotę po prostu napisać o sobie?
Możesz to zrobić właśnie tutaj!

Rozmawiamy tu również o naszych możliwych predyspozycjach do zaburzeń, dorastaniu, dzieciństwie itp.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

30 listopada 2021, o 18:01

Doświadczam ostatnio pewnego przełomu jeśli chodzi o rozumowanie życia w tym świecie, ale jeszcze nie do końca potrafię się w tym odnaleźć, więc chciałabym, że ktoś spojrzał obiektywnie na tę sytuację.

W wielkim skrócie przybliżę tylko, iż zostałam wychowana w taki sposób, że nie potrafiłam sobie sama poradzić z żadną większą przeciwnością losu. Od dziecka byłam osobą, która bała się własnego cienia, miała problem z nawiązywaniem znajomości, przebywania w relacjach, podejmowania nowych rzeczy. Generalnie nie umiałam kompletnie radzić sobie ze stresem, byłam jak bezbronne zwierzę, na które wystarczyło chuchnąć, a się rozpłacze i ucieknie. Wrażliwość na hiper wysokim poziomie.
W którymś momencie doszła nerwica, którą żyłam przez kilka lat, aż w końcu trafiłam na to forum, ogarnęłam to w miarę, że da się żyć, ale wiem, że jeszcze nie do końca sobie z nią poradziłam, ale to nie jest tutaj istotne.

Dzięki odburzaniu kreuje nowe życie. Mam lepsze podejście do stresu, już nie tak łatwo mnie zranić, podejmuje nowe rzeczy w swoim życiu, lepiej radzę sobie w relacjach. No generalnie rozwinęłam się na wielu poziomach, nie unikam już lęku i trudnych sytuacji itp. W konsekwencji zaczęłam bardziej dbać o siebie, stawiać siebie na 1-szym miejscu, stawiać granice, być asertywna, dążyć do tego, czego chce, przy czym ciągle jestem wrażliwa, miła i ogólnie staram się być dobrym człowiekiem, tylko z założeniem, że dopóki nie zadbam o siebie nie zdołam zadbać o innych.

Większość bliskich mi osób (rodzina) od zawsze ma mnie za osobę nieporadną, słabą psychicznie, która każdą pierdołą musi się przejmować itp. Zdaje sobie sprawę, że wykreowali taki obraz siebie, bo faktycznie tak się zachowywałam, jeszcze czasem powielam stare schematy, ale nikt nie wie, jak bardzo się zmieniłam i ile pracy mnie to kosztowało. Oni nadal uważają mnie za tą sama osobę. I o ile do 18 r. ż jeszcze zwalali to na wiek, że młodzież taka jest, traktowali mnie jeszcze jako takie dziecko, jakoś tam byli wyrozumiali co do moich potknięć. Tak teraz gdy przekroczyłam magiczne 18, jestem już jednostką dorosłą i radź sobie sama w dorosłym świecie, który jest ciężki, zły, brudny, nie jest tak łatwo i rozwiązuj sobie wszystko sama, już nie potrzebujesz naszej pomocy i nara.

W ogóle kiedy przestałam być już taka posłuszna, zaczęłam żyć w końcu swoim życiem to spotkałam się z dezaprobatą, bo już nie byłam tą małą, niewinną Julką, która jest na każde zawołanie i pomoże wszystkim zawsze i wszędzie. W skutek czego słyszę często określenie egoistka w moją stronę. To nie tak, że nie pomagam już innym. Pomagam, ale jak mam pomóc jak sama mam problemy, z którymi czasem nie umiem sobie poradzić? Ale jedyną pomoc jaką otrzymuje to, jakie Ty możesz mieć problemy w tym wieku? Ja nie miałam tyle co Ty i musiałam sobie radzić. Będziesz w moim wieku to zrozumiesz. Moje problemy są totalnie zbywane, a gdy zdesperowana proszę o pomoc i jakąś uwagę to uwaga uwaga - robię z siebie ofiarę losu, manipuluje innymi, żeby zrzucić cała winę świata na innych, a z siebie zrobić najbardziej poszkodowaną :)

Czuję się odrzucona przez własną rodzinę, a najbardziej rozumieją mnie moi przyjaciele i pewna rodzina, która de faco nie jest moją rodziną, ale mam z nimi kontakt, znają sytuację i mam od nich wsparcie.

Ostatnio przez złe relacje z mamą, pomieszkałam tak z tydzień u chrzestnej, siostry mamy. Zapewniała mnie, że mnie rozumie, że wie, jaka jest mama, że mam u niej wsparcie i że mogę pobyć tyle ile chce. Nie chciałam za długo tam być, bo wiadomo, najlepiej u siebie, ale potrzebowałam chwili odetchnienia. Po czym jak wróciłam do domu usłyszałam od mamy, że ona rozmawiała z chrzestną i powiedziała jej, jaka naprawdę jestem (wg mojej mamy jestem rozpieszczonym bachorem, egoistką i ciul wie, jeszcze jak mnie nazywa) i że jak się jej zbuntuje to już nie będe mogła tam wrócić. Generalnie dowiedziałam się, że ciocia mnie wzięła do siebie, żebym zrozumiała swoje zachowanie i przeprosiła swoją mamą, za to, że nie żyje według jej kazań życiowych. Poczułam się jak pies, którego należy wytresować. Bo ja potrafię pójść na kompromis i robić to co mi każe (do wyprowadzki), ale ona swojego zachowania względem mnie już zmienić nie potrafi, bo nie, bo ona taka już jest i się nie da.


Zastanawiam się czasem, czy to może ze mną jest coś nie tak, że może faktycznie jestem ta zła, ale znam swoją wartość i nie chcę żeby mnie tak traktowano i przesuwano po kątach. Nie rozumiem trochę funkcjonowania w tym świecie, pogubiłam się i chce się dowiedzieć jak obiektywnie moja sytuacja wygląda. Czy to ja powinnam coś w sobie zmienić, czy faktycznie robię z siebie ofiarę losu?

Ogólnie zaczęłam pracę, więc trochę się już usamodzielnię, a za kilka miesięcy będę się wyprowadzać na studia, więc to nie tak, że utknęłam w domu rodzinnym.
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

4 grudnia 2021, o 08:36

Bump
madmag87
Gość

4 grudnia 2021, o 13:33

Rozmowy na czacie ogólnym czasem sprawią, że posty z forum są wywalane poza panel, więc fajnie, że odświeżyłaś, tzn. walczysz o siebie :)

Dobrze powiedziałaś, że najpierw musisz zadbać o siebie, a później o innych, bo nie da się kochać ludzi, gdy nie ma się miłości/empatii/współczucia dla samej siebie. Tylko ty jedna wiesz, co przeżyłaś i nikt Ci tych uczuć w pełni nie zrekompensuje poza sobą samą. Jama sobie nie dasz, mało prawdopodobne, żeby przyszedł ktoś z zewnątrz i Ci to dał... A nawet jeśli to od Ciebie zależy, jak to wykorzystasz - czy do wzrostu, czy do chwilowej poprawy po to by popaść w stare schematy. Tak samo jak wzniesiesz się na kolejne wyżyny swojej osobowości nikt Cię nie będzie oceniał przez pryzmat Twoich doświadczeń, będzie postrzegał tylko to co widzi. Także dobrze by było, żebyś uczyniła solidny pogrzeb dawnej siebie, bo jak trafisz w nowe środowisko nikt nie będzie się nad Tobą litował przez pryzmat bólu, przez który przeszłaś. Możesz się dzielić swoją historią, ale ważne żeby to już było z poziomu pełnej akceptacji dla swojego starego ja, żeby nie wpaść na nowo w schemat odtwarzania roli ofiary.

Niedługo wyjeżdżasz na studia, jest to dla Ciebie wielka szansa by się rozwinąć i odbić w górę od tego co było w domu, jak od trampoliny. Ważne, żebyś po drodze z tego nagłego uczucia nieograniczonej wolności nie zgubiła najważniejszego celu, czyli rozwijania się pod kątem kierunku studiów, jaki wybrałaś, bo lubienie swojej własnej pracy to conajmniej 50% sukcesu w odczuwaniu satysfakcji z życia.

Twoja mama, jak każda matka, kocha swoje dziecko, niestety bywa, że na swój patologiczny sposób, i projektuje na Ciebie swój pogląd na życie. Pewnie też nie miała lekko, co z resztą podkreśla, nie ma co się tym zrażać tylko robić swoje. Jesteście różne dlatego nie daj się dać zranić i przepuszczaj negatywną energię przez siebie jak przez sito. Być może ściąga Cię w dół, żeby sprowadzić Cię na swój poziom percepcji, ale jak Ty chcesz czegoś lepszego niż dotychczas nie będziecie nigdy nadawać na tych samych falach. A ona to robi, by poczuć z Tobą jakąś namiastkę bliskości, byś stała się jak ona, w końcu najlepiej czujemy się wśród ludzi, którzy myślą i czują podobnie do nas. To ona musi się zmienić, żeby złapać z Tobą kontakt, ale musi tego chcieć.

Teraz wyjedziesz to ci ludzie, którzy czerpali z Twojej empatii i obecności szybko poczują Twój brak. Nie zdziw się, że jak wrócisz po 5 latach Twoi dotychczasowi przyjaciele przestaną pasować do nowej Ciebie i będziesz musiała z bólem serca do tego przywyknąć albo iść całkiem nową drogą.

Generalnie świat się kończy, moja matka też kiedyś chodziła jak mitologiczna Meduza :D dziś cieszy się oglądając jakiegoś Meduzę na youtubie, co oglądał kiedyś mój kolega jak miał 20parę lat :D Także głowa do góry, wszystko jest tak jak być powinno :)
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

8 grudnia 2021, o 01:27

madmag87 pisze:
4 grudnia 2021, o 13:33
Rozmowy na czacie ogólnym czasem sprawią, że posty z forum są wywalane poza panel, więc fajnie, że odświeżyłaś, tzn. walczysz o siebie :)

Dobrze powiedziałaś, że najpierw musisz zadbać o siebie, a później o innych, bo nie da się kochać ludzi, gdy nie ma się miłości/empatii/współczucia dla samej siebie. Tylko ty jedna wiesz, co przeżyłaś i nikt Ci tych uczuć w pełni nie zrekompensuje poza sobą samą. Jama sobie nie dasz, mało prawdopodobne, żeby przyszedł ktoś z zewnątrz i Ci to dał... A nawet jeśli to od Ciebie zależy, jak to wykorzystasz - czy do wzrostu, czy do chwilowej poprawy po to by popaść w stare schematy. Tak samo jak wzniesiesz się na kolejne wyżyny swojej osobowości nikt Cię nie będzie oceniał przez pryzmat Twoich doświadczeń, będzie postrzegał tylko to co widzi. Także dobrze by było, żebyś uczyniła solidny pogrzeb dawnej siebie, bo jak trafisz w nowe środowisko nikt nie będzie się nad Tobą litował przez pryzmat bólu, przez który przeszłaś. Możesz się dzielić swoją historią, ale ważne żeby to już było z poziomu pełnej akceptacji dla swojego starego ja, żeby nie wpaść na nowo w schemat odtwarzania roli ofiary.

Niedługo wyjeżdżasz na studia, jest to dla Ciebie wielka szansa by się rozwinąć i odbić w górę od tego co było w domu, jak od trampoliny. Ważne, żebyś po drodze z tego nagłego uczucia nieograniczonej wolności nie zgubiła najważniejszego celu, czyli rozwijania się pod kątem kierunku studiów, jaki wybrałaś, bo lubienie swojej własnej pracy to conajmniej 50% sukcesu w odczuwaniu satysfakcji z życia.

Twoja mama, jak każda matka, kocha swoje dziecko, niestety bywa, że na swój patologiczny sposób, i projektuje na Ciebie swój pogląd na życie. Pewnie też nie miała lekko, co z resztą podkreśla, nie ma co się tym zrażać tylko robić swoje. Jesteście różne dlatego nie daj się dać zranić i przepuszczaj negatywną energię przez siebie jak przez sito. Być może ściąga Cię w dół, żeby sprowadzić Cię na swój poziom percepcji, ale jak Ty chcesz czegoś lepszego niż dotychczas nie będziecie nigdy nadawać na tych samych falach. A ona to robi, by poczuć z Tobą jakąś namiastkę bliskości, byś stała się jak ona, w końcu najlepiej czujemy się wśród ludzi, którzy myślą i czują podobnie do nas. To ona musi się zmienić, żeby złapać z Tobą kontakt, ale musi tego chcieć.

Teraz wyjedziesz to ci ludzie, którzy czerpali z Twojej empatii i obecności szybko poczują Twój brak. Nie zdziw się, że jak wrócisz po 5 latach Twoi dotychczasowi przyjaciele przestaną pasować do nowej Ciebie i będziesz musiała z bólem serca do tego przywyknąć albo iść całkiem nową drogą.

Generalnie świat się kończy, moja matka też kiedyś chodziła jak mitologiczna Meduza :D dziś cieszy się oglądając jakiegoś Meduzę na youtubie, co oglądał kiedyś mój kolega jak miał 20parę lat :D Także głowa do góry, wszystko jest tak jak być powinno :)
Przemyślałam sobie tę sprawę i faktycznie, nikt kto mnie bliżej nie zna nie wie ile przeszłam i będzie mnie traktował, w ten sposób w jaki mnie widzi. A, że nie wszyscy zasługują, by mnie bliżej poznać, to czemu mam oczekiwać od nich pełnego zrozumienia.

Czuję się bardzo osaczona i ograniczana w miejscu, w którym mieszkam. Otacza mnie dużo ludzi, którzy mnie nie rozumieją i nie rozwijają się tak jak ja. Kilka lat temu, kiedy byłam trochę głupsza :D i o wiele mniej świadoma wszystkie, co się dzieje z moim umysłem, emocjami, światem itp, no generalnie byłam mniej dojrzała emocjonalnie to ludzie, którzy mnie otaczali odpowiadali moim potrzebom, bo nie były one wtedy zbyt wygórowane. A teraz, gdy ja się rozwinęłam emocjonalnie i intelektualnie, a inni nie za bardzo, czuję się samotna, bo nie czuję się w ich towarzystwie tak dobrze jak kiedyś, bo zaczęłam mieć inne potrzeby i potrzebuje ludzi, którzy są choć trochę na moim poziomie. Oczywiście nie chcę uważać się za niewiadomo jakiego Boga i nie uważam tych ludzi za głupich, ale po prostu często nie mam o czym już z nimi rozmawiać, bo moje myślenie jest bardziej rozwinięte i potrzebuje porozmawiać na inne tematy niż o memach z internetu, czy jakie auto kupiłem, co robiłem w szkole lub jaki to melanż się nie szykuje. Nie wiem kurcze, smutno mi, bo straciłam ostatnio 2 osoby, z którymi dało się porozmawiać na głębsze tematy i czuję ogromną samotnie teraz. Generalnie czuję się trochę zbyt niedopasowana emocjonalnie do mojego wieku (18) i mało jest osób, które w podobnym wieku nadają na podobnych falach co ja.

Co do mamy, już mi brak słów, bo ta sytuacja ciągnie się od śmierci taty (człowieka niezwykle dobrego i chyba mojego jedynego rodzica jeśli chodzi o więź emocjonalną) i nie zamierza się zmienić. Były prośby, groźby, błagania, moje, rodziny itp i jedno wielkie nic i kończyło się na mojej winie, gdzie ja muszę się podpasować pod nią a ona nic. Więc chyba pozostaje mi jakoś przecierpieć następne kilka miesięcy i hop na studia :)
ODPOWIEDZ