Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zasady wychodzenia z zaburzenia! Różne kroki

Materiały Victora
Regulamin forum
Uwaga! Attention! Achtung! 注意广告!
Ten dział poświęcony jest materiałom forumowym, służą one "do odczytu" czyli nabywania informacji i ewentualnie komentarza. Nie opisuj tu swojej historii, objawów i nie zadawaj pytań o zaburzenia.
Jeśli masz taką potrzebę przejdź na stronę główną forum - Kliknij - do sekcji FORUM DYSKUSYJNE, tam masz dostępnych wiele działów do rozmów, pytań itp.
Zablokowany
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

4 października 2016, o 23:11

W sumie jakiś czas nic nie pisałem na tematy zaburzeń i wychodzenia z nich.
Dlatego postanowiłem zrobić temat, który będzie zawierał takie podstawowe zasady, których moim zdaniem czasem brakuje osobom usiłującym "wyjść" z zaburzeń a także tym, którzy z zaburzeniem się po prostu męczą.
Wiele osób próbuje wdrażać rady, porady, konkretne techniki ale według mnie brakuje często elementu łączącego to wszystko. A mianowicie przyswojenia pewnych wewnętrznych zasad co do np. innego spojrzenia na zaburzenie, objawy a nawet na cierpienie z nimi związane.

Będę starał się w miarę regularnie uzupełniać temat o nowe "zasady". Więc jak to wyjdzie w całości, okaże się dopiero na koniec tematu (pewnie za rok, jak nie dalej :DD ).
Kolejność zasad nie będzie miała wpływu na sukces wychodzenia z zaburzeń (to uwaga dla osób, którzy lubią bardzo perfekcyjnie podchodzić do tego co czytają ;) ). Ale postaram się zacząć od pewnego rodzaju priorytetów.
Nie będą to też wytyczne KONIECZNIE WYMAGANE bowiem nie każdy będzie miał potrzebę korzystania z którejś zasad (z różnych powodów). Więc podchodzić proszę do tego jako do ewentualnych wskazówek ;)

Jeżeli ktoś z Was będzie miał jakiś pomysł na zasadę, która Tobie pomogła i zmieniła postrzeganie zaburzenia to proszę o PW, chętnie ją rozpiszę. Jeśli sam chcesz coś napisać to proszę bardzo, napisz i prześlij a ja Wrzucę to Tobie do tego tematu.

Temat ten to będą bardziej techniki czy ogólniki? Bardziej ogólniki, bo moim zdaniem bez ogólników, techniki są mało warte.

Wiele z tego to będą informacje dla osób początkujących i również wskazówki w postaci polecania jakiś np. książek czy linków do ciekawych materiałów.


1 ZASADA - UKŁAD EMOCJONALNY TO NIE FIKCJA.

SZOK, NIEDOWIERZANIE tymi słowami można opisać zdziwienie osób, które właśnie zapoznały się na własnej skórze z tym co to jest nerwica, zaburzenie lękowe. Jednakże nie jest to tylko problem osób - świeżynek.
Strasznie często wśród ludzi, którzy mają zaburzenia dłuższy czas słyszy się mowę:

"takie objawy od EMOCJI - to niemożliwe"!

Odkąd piastuję stanowisko "majstra do spraw nerwicy i podobnych odchyleń" zdanie to słyszałem tak często, że mógłbym z powodzeniem sobie je wydziargać na ramieniu.

Ale żarty, żartami, sprawa jest według mnie poważna. Bowiem przez ten brak wiary, przez to nie pojmowanie w całości mocy układu emocjonalnego powstaje bardzo szkodliwe - DZIWIENIE SIĘ wszystkiemu co nas dotyka podczas zaburzenia.
A to oczywiście wzmacnia tylko lęki bądź obawy.

Inną kwestią jest także dość częste zdanie:
"niemożliwe żeby to były emocje, bo ja zawsze byłem duszą towarzystwa ; silny psychicznie".

Zupełnie tak jakby siła psychiczna oznaczała, że emocja strachu czy lęku nie powinna istnieć.
Gdyby siła psychiczna oznaczała, że emocje są dla ludzi słabych a układ emocjonalny to mrzonka, to dzisiejsza cywilizacja byłaby bardzo uboga.

To jest ważna rzecz aby uświadomić sobie, że każdy człowiek na świecie posiada układ emocjonalny, który jest połączony i współpracuje z każdym organem wewnętrznym w ciele, z każdym rejestratorem bodźców (wzrok, słuch), mózgiem, pamięcią a nawet skórą. Układ emocjonalny odpowiedzialny jest za dosłownie wszystko co w Twoim organizmie działa, co przetwarza informacje, co odpowiada za myślenie i wyciąganie wniosków.
Jeśli jesteś bardziej tym zainteresowany to polecam przeczytać książkę Daniela Golemana "Inteligencja Emocjonalna".
A dla zapaleńców dodatkowo (dodatkowo)- "Mózg emocjonalny" Joseph Ledoux.

Można w tych książkach dostrzec jak wielkie znaczenie ma układ emocjonalny w życiu każdego z Nas. Ale tego nikt nie zauważa na co dzień, dla każdego to standard i norma.
Dopiero jak się pojawia zaburzenie to wyskakuje zdziwienie -
"jak to możliwe skoro to TYLKO EMOCJE?"

To "tylko" warto zamienić na "aż". A "jak to możliwe" na "przecież to oczywiste".

A więc pierwsza sprawa!

Nie ważne czy wierzysz, że ludzie powstali z gliny, czy też może wykluli się z jajek, akceptujesz i rozumiesz, że każdy z Nas ma w sobie stan emocjonalny - Ty również.
Bez różnicy też czy dotychczas miałeś sto kochanek, super rodzinę, mnóstwo znajomych, siedziałeś zamknięty w domu z kompleksami, waliłeś 100 kilo na bicka, czy tylko 10, uświadamiasz sobie i akceptujesz, że Twój układ emocjonalny mógł się rozchwiać. Bo on ma do tego PRAWO.
A przypominam umysł na poziomie emocji może sterować w organizmie człowieka wszystkim, w zasadzie można wykluczyć spod jego pełnej władzy - wolną wolę.
Więc zaburzenie emocji to mogą być natręctwa, objawy somatyczne, objawy psychiczne, derealizacja, depersonalizacja, lęki, ataki paniki, czy też dziwne obawy i strachy, których dotychczas nie było. Nagle można się bać spać po ciemku lub zostawać samemu w domu. A nawet głośne dźwięki mogą stać się z godziny na godzinę powodem niepokoju.
Wymieniać by można naprawdę wiele.

Pamiętaj też, że zaburzenie emocji to nie jest słabość, to nie jest coś DZIWNEGO. Powiedziałbym, że to jest po prostu ludzkie, a nawet normalne.
Oczywiście nie normalne w sensie, że trzeba się pogodzić i z tym żyć teraz w sposób nieprawidłowy. Bo jednak zaburzenie to zaburzenie. Trzeba dążyć do tego aby go nie było.

Ale wieczne zaskoczenie i dziwienie się, że w ogóle istnieje w Twoim umyśle coś takiego jak "królestwo emocji" i że może ono zrobić solidną szopkę w Twoim życiu, to po prostu krok do zapętlania się w igraszkach z zaburzeniem.
A także jest to wskazówka dla Ciebie jak mało wiesz o człowieku i możliwościach układu emocjonalnego. A to jest nawet powiedziałbym z mojego punktu widzenia - smutne.

To jak działają igraszki zaburzenia po tym jak układ emocjonalny się rozchwieje możesz przeczytać i/lub odsłuchać pod tymi linkami:

etap-1-istota-leku-t4245.html
reakcja-walcz-badz-uciekaj-czyli-nerwic ... t3411.html
biologiczne-wyjasnienia-rekacji-walcz-l ... t8813.html
efekt-desperacji-umyslu-t4139.html
mechanizm-lekowy-charakterystyka-t5227.html

Możliwe objawy "krejzolstwa" układu emocjonalnego:
objawy-przyczyny-zaburzen.html

Tak więc akceptuj, że to co się z Tobą dzieje, jest możliwe od EMOCJI, bo te emocje nie takie byle co jak się to zwykle myśli.
To taki pierwszy w sumie krok, bowiem jest przejściem do pozostałych ważnych kwestii, do choćby akceptacji czy wyrozumienia dla siebie, zrozumienia swoich reakcji.
A czasem nawet do ruszenia w końcu do przodu i wyjścia z kręgu i poczucia beznadziei.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

9 października 2016, o 13:43

Powracają do wcześniejszego posta. Przeczytałeś użytkowniku go? Czy jednak na drugi dzień o tym już nie zapomniałeś? ;)
O co mi chodzi? O to, że to nie żarty :)

A mianowicie z moich doświadczeń wynika, że mnóstwo osób używa na co dzień nastawienia:

"muszę być niedojebany skoro takie rzeczy się ze mną dzieją"
"zupełnie nie rozumiem jak to możliwe mieć takie objawy"
"człowiek normalny nie powinien mieć takich objawów"
"takie objawy świadczą, że jestem nienormalna"
"to chyba są nieodwracalne zmiany w mózgu"
"nigdy z tego nie wyjdę bo nawet nie wiem co to jest"
"nie wiem co się ze mną dzieje ani skąd się to bierze"
"tylko chory mózg może robić takie rzeczy"
"nikt nie ma takich objawów bo tylko ja jestem chory"
"przy tak chorym mózgu nie wyjdę z tego"
"taki lęk i takie objawy od nerwicy nie są możliwe"


Innymi słowy, startując - lądujesz.
Nawiązując tu do dialogu z pewnego kabaretu, powtarzając sobie takie słowa i robiąc z nich własne przekonania, będziesz taką "liną lotniczą", która ma więcej lądowań niż startów :)

Chcesz posiadać wiedzę? Mówiąc krótko, chcesz się "odburzać"? To zacznij to robić.

Masz możliwość zdobyć wiedzę o lęku, o stanie emocjonalnym (choćby linki w poprzednim poście i polecana książka).
Rozejrzyj się też łaskawie jak cierpią inni. Nie ważne, że im potyka serce a Ty masz natręctwa. Czy też Ty masz depresję emocjonalną a ktoś ataki paniki. Ty jesteś w żałobie a ktoś ma problemy z przełykaniem.
Nie uważaj się za osobę w gorszym położeniu. Za diament wśród zaburzonych lękowo. ;)
Nie powtarzaj, że gdybyś miał TYLKO "to" to byś z tego już dawno wyszedł.
I nie powtarzaj tego nie dlatego, że to jest nie fair, że to jest nie w porządku wobec innych. Chrzanić to. Ale dlatego, że tym robisz sobie sam krzywdę, a to już jest gorszy problem ;)

Twój umysł jest podatny na to co Ty sam świadomie myślisz i robisz - pamiętaj o tym.
Kiedy Twój umysł emocjonalny szaleje a Ty jeszcze do tego umysłem świadomym dolewasz oliwy do ognia, wychodzi 2:0.

Powiesz mi - "ale takie myśli i przekonania same mi przychodzą do głowy".
Oczywiście. Twoje myślenie jest w ogromnym stopniu zautomatyzowane i do tego współgra z obecnym stanem emocjonalnym. Więc podczas zaburzenia, nadmiernych problemów myśli i przekonania automatyczne - nie będą kolorowe.
Na całe szczęście nie jesteś tego niewolnikiem.
Możesz w oparciu o zdobytą wiedzę tworzyć własne myśli.
Przykładowe alternatywy:

"nie dziwię się niczemu co mnie spotyka w zaburzeniu, przecież mój umysł emocjonalny to ogromna część mojego organizmu i psychiki"
"nie zaskakuje mnie to jak się czuję bowiem zaburzone mam przecież emocje, potrzebuję cierpliwości"
"jestem człowiekiem i to jest normalne ze będąc zaburzonym emocjonalnie mam taki syf w psychice i/lub ciele"
"to, ze mam takie objawy i jestem zaburzony, oznacza, że jestem normalny".

(I to jest fakt. To, że pojawiają się objawy ,natręctwa, lęki oznacza, że umysł jest na tyle sprawny, że potrafi tworzyć tematy zastępcze i także - niestety - nawyki. A to oznacza, że jesteśmy zdrowi psychicznie).

"To, że jestem zaburzony nie oznacza, że jestem słaby psychicznie ani silny. Oznacza to, że jestem po prostu "ludzki". Zdarzyć się to może komukolwiek"


I o to mnie więcej chodzi. Ale do tego potrzebne jest też oczywiście działanie ;) Samo gadanie zostanie gadaniem.
Jednakże istotne jest zrozumienie, że mogę sam tworzyć własne przekonania. Ale najpierw warto zacząć od akceptacji Naszego umysłu emocjonalnego i zaufania temu co ten umysł potrafi ;).

Namawiam Cię - Spróbuj!
Namiętnie próbuj - zupełnie jakby to była Twoja nowa pasja ;)

A na koniec mała "modlitwa" ( :DD )

kiedy tylko dopada mnie depresyjno ; lękowa zmora
przypomnę sobie słowa victora
kiedy "czarnym scenariuszem" zaburzenie mówi szach
ja będę pamiętał że od tego gorszy jest tylko strach
;)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

13 października 2016, o 13:01

Biorę odpowiedzialność za siebie, za swoje zaburzenie, leczenie.

Uhuhuhu grube słowa ;) Szczególnie gdy mamy objawy somatyczne, psychiczne, natręctwa, lęk, derealizacje, depersonalizacje, a może wszystko naraz. Każde drzwi wydają Nam się zamknięte a my czujemy jakbyśmy stali na krawędzi.
Ja wiem, rozumiem :)
Ale... ( tak, w odburzaniu, tak jak i w zaburzaniu się, też jest zawsze jakieś ALE :D) uświadomienie sobie tego, że Ty odpowiadasz za siebie i za swoje leczenie zaburzeń lękowych, może pomóc ustabilizować pewien rozgardiasz jaki się może pojawić w Twej głowie.

A mianowicie wraz z pojawieniem się zaburzenia, trafia się w różne miejsca, do gabinetu psychiatry, psychologa, terapeuty, na blogi, fora, do guru...i w każdym z tych miejsc można czasem usłyszeć coś innego :)
Np.

"bierz leki bo bez leków to ni huhu, nie wyjdziesz z tego"
"nie bierz leków, bo jak będziesz brał to ni huhuhu nie wyjdziesz tego na stałe"
"nic Ci nie da "przełamywanie się" bez 4 letniej psychoterapii"
" nic Ci nie da psychoterapia bez "przełamywania się""
"a mój kolega, to ma znajomego, który przeczytał w sieci, że tam jakiś chłopak miał te same objawy i to była marskość wątroby a nie nerwica" :)


I chociaż każda z tych osób ponosi pewną odpowiedzialność (mniejszą, większą) za to co osobie zaburzonej sugeruje, to jednak kluczowe jest zdanie sobie sprawy, że za leczenie i wnioski co do swojego stanu odpowiedzialny jesteś TY w 80 %.
Nawet gdy psychiatra każe Ci wziąć jakiś lek, lub zwiększyć dawkę to jest to Twoja decyzja czy to zrobisz. Kiedy ktoś Ci mówi, żeby nie iść na terapię bo wystarczy tylko ośmieszać myśli to i tak jest to Twoja decyzja itd. itd.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że nie musisz mieć wiedzy o lekach, terapiach, może w ogóle dopiero co się spotkałeś z takim zaburzeniem i szukasz wskazówek, wsparcia i pomocy.
I to jest dobre! Moim zdaniem warto szukać wyjścia gdzie się da! Posłuchanie czyjejś sugestii czy wskazówki nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie bo może faktycznie naprowadzić Nas na pomoc dla siebie.

Ale dość często rozmaite sprzeczne informacje powodują, iż niektórzy robią za mało aby wyjść z zaburzenia a czasem nawet nie robią nic.
Spotykam się ze stwierdzeniami "robię wszystko aby z tego wyjść ale nic mi to nie daje"
Po czym pytam:
chodzisz na terapię?
"Nie bo ona i tak przecież nic mi nie pomoże (bo znajomy z forum chodził i mówił, ze to gówno)" ; "Byłem na 5 wizytach ale nic mi to nie dało i zrezygnowałem, psycholog mówiła, że mam akceptować ale nie mówiła co mam konkretnie zrobić" ;)
wspomagasz się lekami?
"nie bo boję się, że zmieniają osobowość, czytałem, że ludzie się po nich źle czują" ; "Nie chcę żreć całe życie leków, zresztą one i tak mi nic nie dadzą (znajomy z poradni brał i nic mu to nie dało)"
Posłuchałeś chociaż nagrań?
"tak na początku trochę mnie uspokoiły, próbowałem się przełamywać ale nic to nie dało na drugi dzień" ; "nie mam internetu szybkiego i nie mogę słuchać..."
A poczytałeś arty, książki?
"to za daleko zaszło, wiedza mi nie pomoże, przecież ja doskonale znam te MECHANIZMY ale nie DA SIĘ wprowadzić tego w praktykę" ; "zresztą taki jeden gośc tak robił i wszystko mu wróciło, więc jaki to ma sens?"
(Takie pytania i odpowiedzi Ciebie już nie dotyczą? To uwierz, że to już ogromny sukces :D)

I to nie jest z mojej strony ironia. Tylko przykry fakt, że ludzie dość często nie biorą jednak za swoje leczenie odpowiedzialności. Bo co tak dosłownie oznacza w tym wypadku wzięcie odpowiedzialności?
Zrozumienie, iż procesy wychodzenia z zaburzeń nie muszą być szybkie, miłe i przyjemne :)
A do tego przyjęcie do wiadomości, że nie ma drogi idealnej ;) Jest za to możliwość wyboru drogi i konsekwentnego trzymania się jej, chociaż jakiś czas - aż do określonych wyników, może nawet błędów - bo to będzie Cię kierowało dalej.

Ja sam wielu rzeczy próbowałem i miałem wiele niepowodzeń. Ale to właśnie one ostatecznie mnie nakierowały na "zajarzenie" o co w tym w końcu chodzi :)
Ty "zajarzyć" musisz to sam. A w tym może Ci pomóc korzystanie z wskazówek, tych dróg jakie otwierają przed Tobą różne możliwości leczenia zaburzenia.

A więc jeśli chcesz próbować "bez leków", to choćby 20 osób Ci mówiło, że ich znajomi by bez nich nie wyszli z tego - po prostu spróbuj, leki zdążysz przecież wziąć :)
Jeżeli czujesz potrzebę wzięcia leków, to choćby 50 osób Ci mówiło, że twego nie wolno robić - spróbuj, leki zawsze możesz odstawić.
Kiedy 100 osób Ci mówi, że tylko terapia poznawcza da radę, a Ty czujesz chęc spróbowania terapii psychodynamicznej - to zrób tak, już po kilkunastu wizytach zwykle się czuje "że to jest to", lub, że "to nie jest to".
I tak samo odwrotnie ;)

Chodzi o to aby nie robić sobie presji i nie praktykować podejścia w stylu: "jeszcze nie zacząłem a już wiem, że to nie ma sensu".
Nie porównuj się nigdy z innymi. To, że komuś się nie udało, to nie znaczy, że Tobie się w taki sposób nie uda. Ale bez prób nie dowiesz się tego.

Każdy z Nas mimo lęków, zaburzenia, objawów ma pewne przekonanie co do tego jak chce spróbować się leczyć. Moim zdaniem nie warto się wahać, bo każda droga daje pewne rezultaty.
Nie ważne czy w postaci sukcesu czy niepowodzenia. Tak czy siak można się wiele z tego nauczyć.

Oczywiście jest pewien problem w tym całym moim odpowiedzialnym założeniu jakie próbuje Wam tu przekazać. :)
A mianowicie każdy z Was najczęściej chce wyjść z zaburzenia natychmiast. A więc na myśl o wyborze drogi i potem ewentualnych jej zmianach, w Waszych głowach pojawią się oczywiście scenariusze:
"no ale przecież terapia kosztuje, to szkoda mi tak wywalać kasę w błoto jak nie wiadomo czy pomoże",
"mam dom, rodzinę, nie mam czasu na takie zabawy"
"ucierpi moja reputacja, bo już wszyscy myślą, ze jestem wariatem a co dopiero jak potrwa to miesiąc dłużej"
"tyle czasu zmarnuję"

itp.

Szczerze mówiąc na to mam tylko jedną odpowiedź. We wcześniejszych zasadach miałeś poznać jak ważny jest układ emocjonalny. I zarazem uszanować go i przy okazji siebie :)
Jesteś obecnie ZABURZONY EMOCJONALNIE.
Być może jeszcze tego nie zaakceptowałeś, ale jak na moje oko te wszystkie priorytety jakie wymieniasz są nikłe w porównaniu z dojściem do równowagi emocjonalnej i wyjścia z zaburzenia. A często idzie za tym także poprawa ogólnego funkcjonowania w życiu.
A do tego wybór jakiejś drogi może zaowocować szybko poprawą ;)

WIARA W SIEBIE

To w zasadzie łączy się z tematem wzięcia za swoje leczenie odpowiedzialności.
W ogóle to stwierdzenie - uwierz w siebie - średnio brzmi w wypadku stanów w jakich zwykle się znajdujemy :) Gdy byłem zaburzony i ktoś mi mówił "uwierz w siebie' to nie bardzo wiedziałem czy się śmiać czy płakać :)
Oczywiście nie jest niemożliwością nabranie wiary w siebie ale zwykle rośnie ona wraz z postępami.

Mówiąc - wiara w siebie - mam na myśli wiarę w człowieka i jego zdolności poradzenia sobie z problemami emocjonalnymi. Osobiście jestem przekonany, iż każdy człowiek ma możliwość doprowadzenia się do równowagi.
I to nawet bez leków czy terapii (oczywiście nie neguję, żadnego z tych rozwiązań!!! Do terapii to wręcz zachęcam!!). Ale chodzi mi o samą możliwość.
Oczywiście wymaga to praktyki, ćwiczeń, treningu, zdobywania wiedzy, uświadamiania sobie tego i owego ale możliwość taka realnie istnieje.

Tak po prawdzie tą całą zasadę opisuję dlatego, że widzę jak często ludzie początkujący (w zbieraniu informacji o tym jak się wziąć za zaburzenie) są zmieszani i nie wiedzą momentami co robić. Podczas gdy jak pisałem wcześniej ważne jest aby robić cokolwiek i uczyć się na tym.

W kwestii wiary w człowieka także takie zmieszanie występuje.
I tyczy się to niestety także gabinetów lekarskich, psychologicznych, sieci internetowej.

Nieraz można spotkać sytuację gdzie ktoś opisuje swoją historię, jakieś nawroty, bądź całe lata leczenia, które nie dają rezultatów. To powoduje często spadek wiary w samych siebie.
W gabinetach specjalistów wcale nierzadko można się dowiedzieć takich rewelacji jak to, że skoro od "dziecka byliśmy emocjonalni to zaburzeni powinno być Naszym przyjacielem", albo, że "jeśli wypaliliśmy zioło i dostaliśmy ataku paniki i nerwicy to są to mikrouszkodzenia mózgu."
Lub, że "zaburzenia lękowe to zaburzenia chemiczne w mózgu i bez leków nie da rady (mimo, że badania potwierdzają, iż nie są to zaburzenia organiczne :) ).
ITP.

To jest naprawdę spory kłopot bo często zamyka to wielu ludzi w pewnych łatkach osoby "chorej", która nie jest w stanie sama zrobić niczego aby poprawić swój los.
Wszystko to zatruwa wiarę w Nas samych i Nasze świadome możliwości. A te w wypadku zaburzeń emocjonalnych są ogromne. Sugestia w wypadku zalęknionego umysłu ma mega znaczenie, warto o tym pamiętać ;)

Ale spokojnie :)
Nie cały świat jest przecież czarny. Jest mega dużo historii ludzi, którzy rozprawili się z zaburzeniem i to rozmaitym, o różnym czasie trwania. Są dostępne książki takich ozdrowieńców, posty, wpisy a nawet nagrania (:D).
To jest strasznie ważne, bo pokazuje jednak ludzkie możliwości.
Do tego sama psychologia dopuszcza realną możliwość wpływania na swój stan emocjonalny świadomym działaniem, jak choćby akceptacją, niereaktywnością, przekraczaniem granic. Istnieje realny wpływ na chemię mózgu w przypadku zaburzeń emocjonalnych.
W końcu to co opisujemy choćby tu na forum, to nie są to żadne mega nowości ani rzeczy wyssane z palca.

Czyli możliwości realne są!
A więc nie ustawaj w zdobywaniu wiedzy na tematy tych możliwości. Nie porównuj się z innymi! Nie ważne co Ci powie mama, tata, wujek, kolega czy psychiatra.
Zdobywaj wiedzę a za pewien czas jak spojrzysz na historie ludzi, którym to czy owo nie przeszło będziesz już lepiej "łapał" czemu tak się stało :)
To zbuduje Twój poziom pewnej wiedzy emocjonalnej i pozwoli Ci lepiej wykorzystać to wszystko na sobie. Będziesz też odporniejszy na opinie innych co do tego "co się da zrobić a czego nie da."

Uwierz w możliwości człowieka bez względu na to, że wielu się z zaburzeniem ciągle "buja". Patrz na siebie i nie porównuj się z innymi.
Lepiej się od nich ucz, czego nie robić ;)

Ja tak naprawdę na początku zacząłem pisać i rozmawiać o tym swoim odburzeniu po to, aby dać właśnie tą wiarę, że człowiek jest w stanie to zrobić.
Oczywiście ta wiara to nie ma być - fałszywa nadzieja - że ktoś po jakimś tam X czasie zaburzenia wyjdzie z tego w tydzień - a tak niestety wiele osób myśli i co gorsza o to pyta :)


W kolejnej zasadzie będzie o...akceptacji :D
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

13 listopada 2016, o 21:59

Na koniec poprzedniej zasady napisałem, że kolejna będzie o akceptacji i...pożałowałem tego :DD I nie dlatego, iż akceptacja jest tematem niewykonalnym. Ale dlatego, iż w ostatnich w sumie latach o akceptacji mówiłem tyle razy, podczas różnych rozmów, że samo to słowo wywołuje u mnie ciarki na plecach :DD

Do tego tak naprawdę akceptację można przerabiać na wszelkie sposoby ale i tak jej zastosowanie leży w wewnętrznej praktyce a nie czytaniu o niej szerokich dzieł :)

Najpierw podam linki do materiałów, które omawiają akceptację a potem, naprawdę krótko jeszcze raz ją omówię.

segment-1-istota-akceptacji-t5203.html
podsumowanie-leczenia-plus-nowy-wazny-e ... t3862.html

A także bardzo fajny cytat Ciasteczka jest o tym:
Ciasteczko pisze:Akceptacja nie jest zgadzaniem się na, czy lubieniem, swego stanu. Jest uznaniem, że w tej chwili jest tak, jak jest i trzeba to jakoś przełknąć i przetać walczyć z samym sobą. Przestać się opędzać od czegoś co się pojawiło w człowieku i co tylko się pogarsza jeśli się ktoś szarpie jak w potrzasku. Wydawałoby się czasem, że akceptacja to zgoda na zły stan i pozwolenie by już zawsze trwał. A ona jest po prostu uznaniem istnienia danych okoliczności na dany moment. Dopiero wtedy można uzyskać większy spokój i jasność umysłu pozwalające na konstruktywne działania wobec zaburzenia.
Zaakceptować to zobaczyć, że strach ma wielkie oczy. To uznać, że w danym momencie może być sobie źle, bo od tego się nie umiera. Zaakceptować to przyjąć do wiadomości jak jest, nie oceniając. Żeby to zrobić, trzeba przemyśleć swój stan i sobie uświadomić, że zaburzenie jest tymczasowe, jest jakimś punktem wyjścia. Nie oceniać non stop objawów. Akceptacja nie jest ani pozytywna ani negatywna, jest przyzwoleniem, by w danej chwili było do kitu, mając świadomość, że to jest tylko jakiś moment w życiu i wiedząc, że ma się za cel odbicie od dna, które się udaje, tylko zajmuje czas.
I to by było na tyle :D

Ale żeby nie być gołosłownym to coś jeszcze od siebie dodam :)
A mianowicie według mnie akceptacja ma trzy wymiary.

Po pierwsze akceptacja tego, iż jesteśmy zaburzeni i tego, że to jest w ogóle zaburzenie lękowe.


To jest generalnie trudna sprawa (powoli jednak wykonalna) bowiem zwykle człowiek z zaburzeniem ma masę wątpliwości i trudno po prostu uwierzyć, że nic się Nam nie stanie ani my nic złego nie zrobimy.
Rzecz naturalna, każdy kto zapoznał się z materiałami divovicka - odburzanie-wedlug-divovica.html i poczytał troszkę forum powinien dobrze wiedzieć , iż kwestią jest to, że nasz umysł na poziomie emocji (stan emocjonalny) jest zaburzony i wprowadza zamieszanie w Naszych myślach, Naszym ciele oraz nastroju i motywacji.
Mamy jednak mimo wszystko możliwość upierania się świadomego. Czyli wątpliwości swoje, umysł emocjonalny swoje ale my możemy powiedzieć np.

"Znam zaburzeniem (naprawdę trzeba znać mechanizmy), wiem czym jest, miałam badania, miała diagnozę, chcę z tego wyjść więc mimo wątpliwości. Akceptuję, że to zaburzenie bo tylko tak przekonam umysł emocjonalny".

Oczywiście nie myśl sobie, ze to powiesz i wątpliwości Ci miną ;p To tak nie działa, tu po prostu chodzi o świadome wyrabianie sobie postawy wobec tego co się z Nami dzieje.
Zrozum, ze tylko Ty i Twoja świadomość, upartość oraz systematyczność wpływa na Twój stan emocjonalny.
Kiedy np. odbierasz wyniki badań lub lekarz Ci powie, że masz tylko nerwice to czujesz się spokojniejszy, bo dociera to z świadomości do Twoich emocji. Ale to działa krótko zwykle, bo w zaburzeniu dobrze jest a nawet trzeba nauczyć się świadomego konstruowania postawy wobec zaburzenia. I to mimo wątpliwości.

Tylko najpierw zaufaj temu co się o zaburzeniu mówi, czym ono jest oraz temu, że Ty możesz wpływać na swój umysł emocjonalny. Co Ci szkodzi to zrobić? Być niewolnikiem lęku to najgorsze co może być.

Ale uwaga!
To, iż powiesz sobie akceptuję to, że mam nerwice - to powtarzam - nie zlikwiduje wszystkich wątpliwości, trudno tak naprawdę czasem o pełną akceptację na początku.
Ale chodzi powtarzam o wyrabianie sobie takiej postawy - "tak mam zaburzenie emocji - akceptuję to, wiem czym jest układ emocjonalny, wierzę w to, chcę w to wierzyć, bo chcę z tego wyjść i uzyskać spokój."
A z czasem takich i innych praktyk wątpliwości będą malały a wiara w to, iż to zaburzenie a my możemy wpływać na umysł emocjonalny będzie rosła.
akceptacja-zaburzenia-oraz-wiara-ze-to- ... t3619.html

Po drugie akceptacja tego, iż pojawiają się objawy.

Bardzo ważne ale tak... wiem, wiem, wiem, wiem, wiem...że wielu z Was powie teraz- "AKCEPTOWAĆ TAKIE MYŚLI??? :shock: OBJAWY?? :shock: " ; "To niemożliwe aby to była nerwica!!!!"
Tak właśnie pomyślał ktoś z Was? :D To wróć do początku zasad i zrozum, że zaprzestanie dziwienia się temu co może umysł emocjonalny jest dość istotnym krokiem ku wyzwoleniu z zaburzenia.

Objawy, myśli czy co ta macie za problem będą się pojawiały, bowiem rozszalały układ emocjonalny to cwana bestia.
Niektórzy z Was też same zaburzenia mają jakiś czas a więc dochodzą do tego nawyki, dochodzi analiza ciągła objawów i siebie. Oraz często strach przed tym, że znowu pewnie objawy, myśli, lęk będą męczyły.

Akceptacja tego, że objawy i myśli jakiś czas będą jest pewnego rodzaju wręcz innym spojrzeniem na zaburzenie i to co Nas spotykało. Bowiem jeśli traktujemy to wszystko jako odwieczną tragedię to się spinamy i ciągle bez mała chcemy o tym mówić jak cierpimy. A to rodzi egocentryzm i ustawiczne skupianie się na tym jak się czujemy.
Wyżalenie się o tym jak Nam źle jest okey, dopóki nie robimy tylko tego i to dzień w dzień przez dłuższy czas.

A po trzecie akceptacja tego, że na razie nie będzie jak kiedyś.

Częstą sytuacją jest to, iż ludzie z zaburzeniem mówią np:
"nie mogę się normalnie śmiać w towarzystwie"
"nie mogę się wyluzować, dobrze bawić"
"nie mogę jak wcześniej spokojnie czytać książki"
"nie mogę obejrzeć na luzie filmu"

To jest cholernie frustrujące, że życie Nasze po przyjściu zaburzenia wygląda zwykle inaczej. Ja to rozumiem :)
Ale pora zdać sobie sprawę, że to nie jest tak, iż jest to na zawsze. A także warto pamiętać, iż nie da się zrobić tak aby chodząc np. na terapię czy też stosując rozmaite porady dotyczące "wychodzenia z lęku" można sprawić aby wszystko zniknęło od razu.
Dlatego też dobrze jest uświadomić sobie, że pewna stopa życia może na razie ulec zmianie ale nie jest też tak, że mamy całkiem z niego rezygnować. Po prostu dobrze zaakceptować to, iż obecnie nie zawsze będziemy mogli czytać książkę TAK jak kiedyś, nie zawsze będziemy mogli oglądać film TAK jak kiedyś. ITP.

To ważne bo frustracja, że nie jest IDEALNIE TAK JAK KIEDYŚ szkodzi ;)


Co do samej akceptacji to łatwo ja opisywać ale to proces wewnętrzny. To Twoje "wewnętrzne przyzwolenie". Chyba najlepiej taką wewnętrzną akceptację opisać na prostym przykładzie.
Weźmy np. osobę Nam bliską, która bardzo lubi puszczać latawce ;p Nas to denerwuje bo np. boimy się, że zrobi sobie krzywdę przy dużym wietrze :) Ale zarazem zdajemy sobie sprawę, iż dla tej osoby to jest przyjemność.
Dlatego akceptujemy to.
Tak chyba sobie najłatwiej wyobrazić co to jest akceptacja.

A jak ją wykonać?
Mówiąc o niej, ufając temu co się czyta o zaburzeniach i przypominając sobie jak bardzo ta akceptacja jest ważna i DLACZEGO JEST WAŻNA.
Aby powoli, krok po kroku wpływać na Wasz umysł emocjonalny i go uspokajać.

W następnej zasadzie napiszę o czymś bardzo ważnym, co w zasadzie było dla mnie również istotne, a co nie jest jakoś wybitnie poruszone w innych materiałach.
A mianowicie - o budowaniu zaufania do siebie.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

10 kwietnia 2018, o 13:34

Dziś o zaufaniu do samego siebie w zaburzeniu! :)
Wzrost zaufania do samego siebie jest potrzebny ogólnie w życiu. Ale w tym wpisie chcę poruszyć tą kwestię w odniesieniu do zaburzeń psychicznych.

To jak powstaje zaburzenie to rozumiem wiemy :) Jeśli nie to zapraszam do pozostałych wpisów i nagrań dostępnych na forum. Ta wiedza jest niezbędna aby można było wszystko dobrze zrozumieć.
Powstanie zaburzenia jest ściśle związane z tym, iż wówczas opada Nam bardzo lub w pewien sposób obniża się, poziom zaufania do samych siebie.
To czemu tak się dzieje nie jest skomplikowane.

Każdy człowiek ma w sobie stan świadomości, który odpowiada za świadome działanie. A także stan emocjonalny, który często działa automatycznie.
Stan emocjonalny jest mocno powiązany z pamięcią, uwagą, a także automatycznymi reakcjami, zachowaniami, które są specyficzne i indywidualne dla danego człowieka. (Tak zwane predyspozycje).
Innymi słowy nie każdy np. idąc do nowej pracy będzie miał wielkiego stresa i będzie się bał niepowodzenia. Ktoś inny może mieć w nosie niepowodzenie w konkretnie pracy ale zależeć mu będzie na np. opinii innych ludzi.
Każdy ma jakiś sposób reagowania, który powiązany jest i z cechami osobowości ale także wcześniejszymi doświadczeniami, czy też aktualnym stanem zdrowia emocjonalnego.

Zawsze jednak zasada działania stanu emocjonalnego jest taka sama. I to nawet u osób, które są nazwijmy to zrównoważeni emocjonalnie.
Prosty przykład:

Jakiś facet ma dostać nową pracę. W jego stanie świadomości pokaże się cel - nowa praca. Plany z nią związane itp.
Natomiast żeby nie wiem kim ten człowiek był, to stan emocjonalny ma jak zawsze swoje życie. Sprawdzi sobie pamięć, poprzednie doświadczenia.
I nagle z tzw. dupy pojawią się MYŚLI.
Np. "no tak ...ale jak coś nie pójdzie w tej pracy, to może żona pomyśli żem fajtłapa i weźmie sobie tego spod 4".
Zaufanie do siebie lekko początkowo czasem opada.

I ten facet oczywiście mógłby ulegać takim myślą i nie próbować zmieniać pracy. Ale załóżmy, że wykorzystując stan świadomości, wizję lepszego zarobku, posiadania lexusa, jednak IDZIE.
W pracy poszło w miarę okey, przyzwyczaja się.
Zaufanie do siebie rośnie.
Potem każde kolejne takie doświadczenie będzie inaczej rozpatrywane przez stan emocjonalny,

To oczywiście błahy przykład, który nie oddaje realiów zaburzeń psychicznych ale chodzi mi o to aby w pełni zrozumieć jak działa stan emocjonalny, który ma w sobie każde z Nas.

W wypadku zaburzeń lękowych jest tak samo, z tym, że o wiele (ojj wiele) mocniej ;p
Zaraz po pierwszych czy to atakach paniki, czy lękowych myślach, czy objawach somatycznych stan emocjonalny, zostaje wypełniony jednym wielkim czerwonym napisem:

ZAGROŻENIE
I od tej pory wszystko się zmienia.

Jeśli mielibyśmy sobie wyobrazić jak wygląda Nasz stan emocjonalny podczas zaburzenia...i to nawet wtedy kiedy wcale nie czujemy się jakoś źle. A być może nawet jesteśmy bez mała spokojni... to byłby to wielki rozgrzany do czerwoności kocioł, z wrzącą wodą. A w niej bulgotałyby wszystkie Nasze obawy, wątpliwości a także inne emocje.

Dlatego właśnie podczas zaburzenia, często przestajemy sobie radzić z innymi emocjami, jak np. agresją, frustracją, dumą, złością bo to wszystko tam wrze!
Dodatkowo napieprza ten wrzątek oparami w postaci miliona obaw, wątpliwości.

Nasz logiczny stan świadomości zostaje przytłoczony tą lawiną oparów z czerwonego kotła.
Dlatego prawie każdego początkowe działania świadome to DIAGNOZY, badania lekarskie, fora, blogi, youtube, wszystko żeby tylko świadomie dowiedzieć się co Nam jest!!
Potem jak już się dowiadujemy.... to oczywiście jest tego za mało aby ostudzić kocioł. A więc świadomość kieruje się w stronę upewniania się, uspokajania.
Prób okiełznania tego całego syfu!

W tym mniej więcej czasie opada nagle bądź powoli zaufanie do samych siebie.

Jesteśmy w szoku! Jak to możliwe??? Jak to mogło MNIE spotkać???
Tracimy zaufanie do Naszych zmysłów, myślenia, ciała. Czujemy się chorzy, poszkodowani, zmęczeni. Nie wiemy w co wierzyć ani komu.
A samym sobie wówczas nie do końca potrafimy. Ot tak po prostu.

Wydaje Nam się, że to co Nas teraz męczy to były rzeczy od zawsze do skontrolowania!!
Nigdy nie było dziwnych myśli, zawsze kontrolowaliśmy to jak się czujemy, nie było żadnych objawów płynących z ciała...;)
A obecnie?! Somatyka, jakieś chore myśli...szok!
Życie na krawędzi, ciągła walka o przetrwanie. Tak to można określić, a i tak to określenie dość banalne :)

Z czasem chcemy zacząć "ogarniać" powstały burdel.
Ale wtedy dzieje się rzecz, która znowu Nas zaskakuje.
A mianowicie:
"Działam, jeżdżę konno, kłusuję, uprawiam wspinaczkę, sport, chodzę na basen, fitness, na terapię, słucham chłopaków, czytam książki, zahaczam też o solarium, kino i teatr ale to ciągle jest!!!!" :)

A to dlatego, że ten wrzący kocioł zapisuje się mocno w pamięci.
Stąd często zaburzenie ma wygląd sinusoidalny. Czyli po jakiejś poprawie, lepszym chwilowo okresie, nagle jest zjazd w dół.
Bowiem na całość umysłu ten spanikowany stan emocjonalny wywarł duże wrażenie.
Potrzeba będzie dlatego czasu oraz świadomego wkładu aby się to całkiem zatarło.
Wymagane jest budowanie na nowo zaufania do siebie.

Dodatkowo warto dodać, że kiedy zaczynamy wyrywać się ze szponów zaburzenia, stan emocjonalny drży w posadach.
On nie rozumie jeszcze wtedy co się dzieje.

Wielki opasły chochlik czuwający nad wielkim kotłem aby temperatura była odpowiednia, zadaje sobie pytania!

"zaraz zaraz, ten gość, który dopiero co latał po lekarzach i psychiatrach, marnował miesiące życia na moje obawy i lęki.
Bał się, że upadnie w galerii handlowej, bał się ośmieszenia. Tego, że zwariuje, że nie kocha, że skoczy pod samochód. Zabije siebie, bądź kogoś. Dostanie depresji, nie wytrzyma i coś sobie zrobi, choć sam już nie wie co ale coś na pewno...obawiał się, że dostanie zawału, zatoru, sm , jakiejś tajemniczej choroby, bądź spompuje się pod siebie w miejscu publicznym...i.....teraz on mi mówi, że nic mi nie będzie????"

I jeb pod kocioł 10 kilo węgla :)

(To właśnie ten moment kiedy próbujemy porzucić kontrolę, a zaburzenie Nam się nasila, bowiem stan emocjonalny potrzebuje pewnego czasu oraz widocznego działania, aby się uspokoił. Tak samo dotyczy to okresu, kiedy najgorsze się uspokoiło ale nadal są jakieś pozostałości).

Staram się komicznie to opisywać, ale faktycznie tak realnie działa zaburzenie lękowe oparte na mechanizmach lękowych. :)

Ale dobra!

To wszystko jest już znane. Jaki to ma związek z tym zaufaniem do siebie?

Przekonałem się o tym na własnej skórze, dopiero po kilku latach od momentu wyjścia z zaburzeń lękowych. Bo dla mnie zaburzenia lękowe to jeden wielki mechanizm określonych zachowań, obaw i ALE.
Z tego kręgu można wyjść.

Zrozumiałem, że budowanie zaufania do samego siebie nie polega na zmianie w stanie emocjonalnym. Bo ten jest i tak poza kontrolą i automatyczny.

Stan emocjonalny jednak także się uczy, bowiem powiązanie z pamięcią, uwagą ma też skutek pozytywny :)

Kiedy im więcej robimy dla siebie dobrego (mimo, że czasem to boli), tym bardziej stan emocjonalny się do tego dostosowuje. Uczy się samoistnie!
A więc budowanie zaufania do siebie polega na wzmacnianiu stanu świadomości.
I nie mam tu na myśli żadnych głębokich filozoficznych bajerów.
Ale świadome kroki, inne niż zaburzenie by chciało. Twarde i systematyczne.

A więc jak można podnosić zaufanie do samego siebie i wzmacniać Naszą świadomość, co ma zarazem wpływ na stan emocjonalny (Naszą inteligencję emocjonalną)?


1. Wiedza.
Czasem mówi się, że im więcej wiedzy tym gorzej. I w wypadku zaburzeń lękowych jest w tym sporo prawdy. Ale dotyczy to bardziej tematów, wokół których kręcą się Nasze obawy. Czyli np. choroby psychiczne, fizyczne, zaburzenia osobowości.
Bowiem to są rzeczy, których możemy nie być w stanie - na początku szczególnie - należycie zrozumieć.
Interpretacja opisów tychże chorób, może być błędna i przypisywana niepotrzebnie sobie. Co tylko karmi i tak już dość opasłego chochlika, czuwającego na garem.

Ale wiedza dotycząca zaburzeń lękowych, emocji, stresu, tego jak można sobie z tym radzić jest zawsze według mnie bardzo potrzebna.
Książki, teksty opisujące nie tylko mechanizmy lękowe ale i obronne, zasady działania emocji i wszystko to co jest związane z tą tematyką, czasem warto przeczytać.
Rozwija Nas tak naprawdę automatycznie.

Ale musi być spełniony pewien warunek. I to będzie zarazem punkt 2.

2. Zaufanie czemuś lub komuś.

Czasem wiedza nie wystarcza aby gar się uspokoił :) Bowiem brakuje Nam kierunku.
Z jednej strony nie jesteśmy w stanie poczuć tak szybko zaufania do siebie. A z drugiej w chwili kiedy wydaje Nam się, że Nasze życie się kończy, trudno zaufać w pełni komuś lub jakiejś teorii.
Jednakże jest to potrzebne. Niekoniecznie musi to być od razu pełne zaufanie full wypas. Wystarczy nazwijmy to "bilet zaufania".
Czyli mimo wszystko postanowienie, że czegoś będę się trzymał. Oddanie swoich zmagań jakiemuś kierunkowi.

Czasem jest tak, że czujemy, iż utożsamiamy się z jakąś teorią, terapią i wtedy dobrze jest wbić w to swój haczyk zaufania.
Oddać kawałek pola temu bakcylowi, którego być może załapaliśmy choćby w małym stopniu.

Niekoniecznie musi to być to co robią wszyscy. Ważne jest aby to "czuć". Że chcemy spróbować iść tym tropem. Temu akurat powierzyć bilet zaufania.
Coś do Nas bardziej przemawia? To spróbujmy ALE jednocześnie trzymajmy się tego od tej pory!

Zbyt duża ilość kierunków i wszystkiego naraz może być niekorzystna.
Dlatego jeśli coś Cię inspiruje, lub ktoś, chcesz czegoś spróbować, coś do Ciebie przemawia to wbij w to swój haczyk zaufania!! Choćby na początku jak najmniejszy!
Bardzo ważnym jest aby mieć swego bakcyla :) Bo czas mija a Ty nie wybierając czegoś, nie uczysz się niczego.

3. Nie unikamy, nie uciekamy totalnie od tematów zaburzeń.


Ten punkt nie każdemu może odpowiadać i od razu zaznaczam, iż to jest moja prywatna obserwacja.
Pisząc to nie mówię niczego takiego, że unikając tematyki zaburzeń nie dasz rady wyjść z zaburzenia. Chcę aby to było jasne i dobrze zrozumiane.
Niczego takiego nie sugeruję! :)

Ja mam tu akurat własne typowo spostrzeżenia dotyczące tego, iż czasem słyszę "uciekłem totalnie od tematów nerwicy i jest mi lepiej".
Zgoda. Ale zauważyłem też, iż często jeśli to jest wychodzenie z zaburzeń tylko na zasadzie zajęcia się czymś, odwrócenia uwagi, panicznej ucieczki od słowa "zaburzenie", to na tym "lepiej" się kończy.

I absolutnie nie namawiam tu nikogo, do tego aby np. nie wyszedł ze znajomym tylko siedział w necie i czytał o zaburzeniach...
Nie mówię też aby analizować swój stan i objawy i nic innego w życiu nie robić.
W ogóle nie o to chodzi!!!

Ale kiedy wpadliśmy w zaburzenie, ono w pewien sposób zostawia na jakiś czas trochę śladu w Nas.
Dlatego ciutkę oswojenia się z tą tematyką. Z tym, że takie coś dotyka ludzi oraz spojrzenie na te identyczne schematy mechanizmów lękowych, widoczne u innych czasem się przydaje.

Oczywiście nie rzecz w tym aby przez 12 godzin dziennie siedzieć w tych tematach, ani też nawet 5 dni w tygodniu.
Bo to Nasze życie jest najważniejsze!!
Ale jeśli tematyka zaburzenia wydaje się Nam tak straszna, że najchętniej i najszybciej uciekamy od niej, zapominamy na siłę wręcz, to wtedy nie wzmacniamy stanu Naszej świadomości.
Potem nie ma w Nas specyficznego rodzaju pewności, że w razie co wrzący kocioł nie zrobi już na Nas aż takiego wrażenia!

Pamiętajmy, że jakie by objawy nie były mocne i silne, stany depresyjne...czy to u Nas czy kogokolwiek innego. Do tego obojętnie jak długo trwające, to jest to wszystko stanem umysłu.
Mimo wszystko stanem, który jest epizodyczny! W coś się wkręciliśmy, to i możemy się odkręcić!

I takich twardych postaw trzeba się trzymać!

4. Miejmy twarde postawy i postanowienia wobec zaburzenia i obaw.


Mega ważna sprawa. Jak zaczepimy się małym haczykiem zaufania w jakiejś terapii, teorii, w działaniu. To żeby nie wiem co się działo, należy iść tym tropem.
Obojętnie jaki mamy kocioł w głowie, jak coś postanawiamy w związku z procesami wychodzenia z zaburzeń, to się tego trzymajmy.
Oczywiście bez presji, w stylu "jak nie będę się trzymał postanowień to koniec".
Jesteśmy tylko ludźmi ale chodzi o to aby wracać do tego, do tych tych postaw jakie chcemy mieć wobec zaburzenia i obaw.

Jeśli postanowiliśmy nie googlować, to tego nie róbmy.
Kiedy postanowiliśmy, że tego dnia coś zrobimy, to mimo nasilenia np. wówczas lęku, anhedonii czy czegokolwiek, spróbujmy to zrobić.
Mimo, że może to nie dawać pełni radości i zadowolenia.
Jeśli czemuś lub komuś postanowiliśmy zaufać i chcemy iść tą drogą, to nie zbaczajmy z niej po kilku niepowodzeniach. Mimo tego, że czujemy zawsze niepewność!

Jest to mega ważne! Bo jeśli się czegoś trzymamy jakiś stały czas, to wysyłamy właśnie z Naszego stanu świadomości, do stanu emocjonalnego sygnał, że my robimy swoje. W miarę systematycznie i stale. Oddaliśmy bilet zaufania i podążamy tym tropem.
To uspokaja Nasze zaburzenie, oczywiście po czasie.

5. Spróbujmy odpowiadać sami sobie.

Często jak już zdobywamy pewną wiedzę, nadal mamy ciągłe w głowie pytania i wątpliwości. Następuje wówczas okres uspokajania się i często to od Nas zależy jak on długo będzie trwał.
Cała rzecz w tym, iż informacje od osób trzecich są pocieszające ale też nie wzmacniają one aż tak stanu Naszej świadomości. Wpada to w ucho, dobrze się słucha ale równie szybko wypada.
Szczególnie, że ta osoba zwykle nie ma Naszego biletu zaufania.
Dlatego jak masz jakieś wątpliwości to zachęcam Cię do pewnego prostego ćwiczenia :)

Napisz sobie to co chcesz napisać, o co zapytać. Możesz to zrobić gdziekolwiek lub na czymkolwiek. Nawet w poście na forum. Potem przeanalizuj to co napisałeś i spróbuj udzielić sam sobie odpowiedzi, na podstawie tego co wiesz. W oparciu o tą postawę jaką chcesz nabyć.
Jak nie jesteś czegoś pewny, jest gdzieś luka to poproś o wsparcie, czy to innych ludzi z zaburzeniem, czy też terapeuty.
Ale za każdym razem staraj się sam sobie odpowiedzieć na swoje wątpliwości czy obawy.

Samo napisanie swoich obaw i przeanalizowanie tego z jakby z 3 osoby, nawet jeśli się boimy i nie potrafimy szybko na to odpowiedzieć, ma sens :)

Jest to bowiem inne działanie niż zwykle zamierzone przez mechanizmy lękowe. Nie tylko uspokajamy się wówczas ale także wzmacniamy to co wiemy. Z czasem będziemy się czuć coraz lepiej w roli takiego własnego recenzenta Naszych nerwicowych wypocin ;p

Do tego jeśli znamy kogoś kto ma jakieś problemy emocjonalne, coś rzuciło się Nam w oczy. To nie analizujmy tego co ta osoba mówi, czy pisze tylko pod kątem jak się wkręcić... lub uspokoić bo ma to samo...ale również spróbujmy być recenzentem czyiś zmagań.
Może jednak będziemy wiedzieli cokolwiek co może być podpowiedzią?
To tak samo wzmacnia Nas samych.

6. Dawajmy bilet zaufania, miejmy autorytety ale nie łykajmy wszystkiego jak pelikan swoje żarło :)

Mając zaburzenie lękowe jesteśmy mocno chłonni na wszystko. Zdarza się, iż mamy jakiś swój autorytet ale źle zinterpretujemy jego niektóre słowa i zaczyna się jazda.
To samo u lekarza psychiatry czy psychologa, możemy usłyszeć jakąś opinię, z która się nie zgadzamy. Dla przykładu, że z zaburzeń wyjść się nie da.

Dlatego warto pamiętać, że suma sumarum to my potrzebujemy zrobić porządek we własnych emocjach. Nie Ci ludzie, którzy mają własne doświadczenia, przekonania, wiedzę i to czasem niekoniecznie praktyczną a wyuczoną.
To my jesteśmy najważniejsi!
Dlatego warto poświęcić czasem trochę czasu na ten punkt 5! Aby krok za krokiem budować własną strategię. Nie opartą tylko na czyiś słowach.
Oczywiście bierzmy z innych to wszystko co najlepsze dla Nas, co się może Nam przydać. Inspirujmy się innymi.
Ale postarajmy się mieć coś w tym swojego, swoje przemyślenie. Własną odpowiedź. I wtedy w to wszystko wbijmy haczyk zaufania i działajmy twardo według tego.

Ciągłe zmienianie strony, sposobów działania nie wysyła budującego sygnału do Naszych emocji.
Dopiero jak czujemy, że z czegoś wycisnęliśmy już wszystkie soki, to możemy pomyśleć co dalej.

7. Nie identyfikujemy się ze wszystkim i każdym wokoło.

Baaaardzo potrzeba w tym wypadku trzymania się określonej postawy.
Mając zaburzenia nie sposób uniknąć natknięcia się na informację, która Nas wprowadzi w panikę. A nawet by się mogło wydawać, że takie informacje wyrastają jak spod ziemi :D
Jak bałem się schizofrenii, to wszędzie było o niej pełno informacji lub spotykałem ludzi chorych w ciągu dnia.
Kiedy cykałem się zawału, to co jakiś czas ktoś nawijał o tym, lub wylewie. Jak obawiałem się chorób, wszędzie był temat np. raka ;p
Depresji...codziennie rano w programie mówiono o niej :D

Wynika to z zaburzeniowego podrasowania uwagi. Jesteśmy wówczas wyczuleni i nastawieni na wyszukiwanie informacji, które rzekomo dotyczą Naszego życia.
A tak naprawdę dotyczą iluzji lękowej. Bo realnie nie zagraża nam nic.

W każdym razie na to rada jest jedna.
Z uwagi, iż nie zawsze da się uniknąć takich informacji (a nawet nie polecam tego aby zamknąć się totalnie w szklanym kloszu, gdzie żadne złe informację nie docierają - oczywiście na siłę też ich nie należy wyszukiwać!!!).
Jednak kiedy coś Nas zdenerwuje, zaalarmuje robimy prostą rzecz. Mówimy sobie:

" To nie dotyczy mnie. Nie ważne, że istnieją jakieś podobieństwa, bo też istnieje mnóstwo różnic. Ta osoba to zupełnie inny człowiek, ze swoją genetyką, doświadczeniami, historią. TO NIE DOTYCZY MNIE. Ja mam swoją diagnozę, swoje badania, swoje poglądy, których się próbowałem do tej pory trzymać i nic się nie zmieniło przecież".

I...kropka :)
Nie analizujemy bez końca tematu, który Nas wystraszył.
Bowiem TO NIE DOTYCZY NAS.

Bo taka prawda, że zwykle wtedy skupiamy się na tych elementach, które Nam pasują do Naszych obaw. Ale o całości gówno wiemy :)

8. Nie zapominajmy o życiu!!

Ja wiem...łatwo gadać...:D

Ale wokół Nas mimo tego, ze jesteśmy zaburzeni, kręci się życie. Ono dla Nas nie zwolni, nie zatrzyma się, bo my sobie chcemy akurat teraz poanalizować swoje objawy ;p

Podejmowanie jakiś działań i decyzji w okresie zaburzenia bywa jak wiemy trudne. Ale nie warto wszystkiego odkładać.
Oczywiście jakieś wielkie decyzje warto przemyśleć, bo czasem stan w jakim jesteśmy podpowiada Nam np. ucieczkę od czegoś. A ta ucieczka nie musi być dla Nas wcale dobra życiowo.

Chodzi mi o to aby jednak nie oczekiwać, że wszystko się dla Nas zatrzyma. Mając zaburzenie nie zawsze potrafimy utrzymywać ten sam rytm co zawsze.
I to jest jasne i nawet nie ma sensu tego od siebie wymagać, bo powstanie presja i brak zrozumienia.

Ale kiedy łączymy ogarnianie postaw wobec zaburzenia i jednocześnie staramy się robić coś w życiu, mimo, iż ciężko. To zaufanie do samych siebie rośnie.
Szczególnie, że mimo jakiś niepowodzeń, zawsze działanie daje jakieś efekty czy rezultaty.
Co wzmacnia Nasze poczucie skuteczności, powoli co prawda ale wzmacnia!

9. Nie boję się...nawrotu ;p

Czasem widoczne jest na forum to jak pojawi się jakaś osoba, która z zaburzenia wyszła bądź wychodzi i zaczyna sobie dobrze radzić.
Od razu walą się pytania:
"udało się na zawsze?", "ile już jesteś odburzony?", "wracają Ci jakieś objawy?". Itp.
Nikt nie zapyta o sytuację danej osoby, jej historię, liczy się tylko to czy nerwica może wrócić :)

A przecież TO NAS NIE DOTYCZY, bo ta osoba to inny byt!
Do tego to też troszkę wskazuje, że nie do końca rozumiemy samo zaburzenie.

Kiedy wychodziłem z zaburzenia, to nigdy nie myślałem o tym, że to MUSI BYĆ na zawsze. Bo przecież ogólnie istnieje EWENTUALNA możliwość, iż stan emocjonalny "poświruje" ponownie. Czyli dokładnie wyjaśniając - mogą pojawić się jakieś życiowe problemy, presje, stresy, które będą chciały wepchnąć Nas w tematy zastępcze i mechanizmy lęku.
Nie musi tak być ale może. Życie bywa przecież różne.

Oczywiście każdy pragnie wiedzieć i mieć pewność, że wychodzenie z zaburzenia jest na ZAWSZE.
I co na pewno to to, że kiedy świadomie wyszkolimy się w odpowiednich reakcjach na lęk, obawy, wątpliwości, to w razie jakiś trudności życiowych, nie wejdziemy ponownie w mechanizmy lękowe.
Czyli nie damy się jednak wepchnąć w tematy zastępcze.

Ja nie doświadczyłem od czasu odburzenia żadnych objawów nerwicowych. I wiem, że zbudowałem w sobie tak wielkie zaufanie do samego siebie, iż nerwica mnie nie tknie.
Ale jednak dawałem sobie wewnętrznie taką możliwość! Bo jeśli bałbym się nawrotu, to bałbym się zaburzenia. To bezsensu!
Błędne koło!

Sadzę, że taka postawa, którą wówczas miałem czyli - jak ma przyjść ponownie to niech przyjdzie. Wzbudzała właśnie poczucie zaufania, wzmacniała stan mojej świadomości.
Bo nie można się odburzać bojąc się nawrotu. Bo to jest bezsensu!

Nie w tym rzecz aby tracić nie daj Boże wiarę, iż nie można wyjść z zaburzenia trwale. Bo oczywiście, że można!
Tylko mając w sobie wielki strach przed nawrotem, nadajemy wielką wartość samemu zaburzeniu!


Cała sprawa w tym żeby mentalnie sobie na to pozwolić! Bo to podnosi zaufanie do samych siebie, że w razie co jesteśmy na to gotowi!!
Strach przed nawrotem oznacza kiepską postawę na samo zaburzenie.
O wiele lepiej jest dopuścić myśl, że w razie gdybym kiedyś (czysto teoretycznie!) doświadczył mechanizmów lękowych to okey!! Będę na to gotów!
Po to przecież wychodzę świadomie z zaburzenia aby się go nie bać! :P

10. Strzał w dychę czyli "ryzykowanie", puszczanie kontroli.

I w tym miejscu się zatrzymam, gdyż zauważyłem, że lubicie słuchać o "ryzykowaniu" ale w odniesieniu do własnych zaburzeń i wątpliwości.
Nie każdy od razu wie jak przełożyć ogólną teorię "ryzykowania" na siebie.
Dlatego w kolejnych wpisach podam przykłady różnych odrębnych rodzajów zaburzeń, obaw i wątpliwości i trochę podpowiem jak może w takich wypadkach wyglądać "ryzykowanie".

A podsumowując

Najważniejsze to pojąć, że oprócz chęci po prostu do normalnego życia, zajmowania się swoimi sprawami, rodziną, planami, ambicjami. To warto zwracać uwagę na Nasz stan emocji. I nie mówię tu o analizowaniu rozkminek nerwicowych czy życiowych czarnych scenariuszy :D
Ale aby budować to zaufanie do siebie, poprzez doświadczenia i nie poddawanie się tylko temu co Nasze emocje planują i Nam podpowiadają.
Miejmy także własny plan i twarde zasady. Mimo, ze czasem boli i nie daje to od razu szczęścia.

A wtedy to stan emocjonalny się dopasuje do Nas, do Naszego stanu świadomości, do tego co sobie wypracowaliśmy, a nie odwrotnie :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Zablokowany