Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zajmowanie myśli - czas

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

13 lutego 2021, o 10:26

Wybaczcie, ale dawno chciałem podnieść kwestię czasu nerwicy... I nie chodzi o ciągłe czekanie aż minie, albo kto ile w tym siedział, ale o zajmowanie myśli.

Jak to jest, że wdrażamy te wszystkie narzędzia, oswajamy lęk i proces ten trwa i trwa, a taki 2 tygodniowy wyjazd, pełen przygód, albo informacja jak w moim przypadku, że zostanę ojcem + konieczność przearanżowania swojego życia, może spowodować, że nawet po tygodniu, ta p...da zaczyna słabnąć albo zanika całkowicie?

Oczywiście, z jakichś powodów tu jestem, więc nie zaleczyłem wtedy tego do końca, ale czy rzeczywiście kilka dni może zrobić taką różnicę?
Czy właściwe stosowanie znanych nam technik również może przynieść ulgę w postaci choćby obniżenia lęku na przykład po tygodniu?
Immo
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 103
Rejestracja: 10 stycznia 2021, o 05:40

13 lutego 2021, o 10:58

hetman999 pisze:
13 lutego 2021, o 10:26
Wybaczcie, ale dawno chciałem podnieść kwestię czasu nerwicy... I nie chodzi o ciągłe czekanie aż minie, albo kto ile w tym siedział, ale o zajmowanie myśli.

Jak to jest, że wdrażamy te wszystkie narzędzia, oswajamy lęk i proces ten trwa i trwa, a taki 2 tygodniowy wyjazd, pełen przygód, albo informacja jak w moim przypadku, że zostanę ojcem + konieczność przearanżowania swojego życia, może spowodować, że nawet po tygodniu, ta p...da zaczyna słabnąć albo zanika całkowicie?

Oczywiście, z jakichś powodów tu jestem, więc nie zaleczyłem wtedy tego do końca, ale czy rzeczywiście kilka dni może zrobić taką różnicę?
Czy właściwe stosowanie znanych nam technik również może przynieść ulgę w postaci choćby obniżenia lęku na przykład po tygodniu?
Pytasz czemu słabnie w takich momentach? Powinieneś już to wiedzieć bo skoro masz się czym zająć i jest to na tyle ważne że nie ma czasu myśleć o nerwicy to ona oczywiście słabnie bądź w ogóle o niej zapominasz. Co do stosowania "technik" to oczywiście że po tygodniu może być znacznie lepiej z tym że żeby w tak krótkim czasie to pomogło naprawdę musisz wiedzieć jak to robić bo wystarczy 1 dzień zwątpienia i to wraca.
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

13 lutego 2021, o 14:55

Treść lęków opiera się na Twoich priorytetach :) Jeśli nagle dowiadujesz się, że będziesz tatą (gratulacje!!) i za tym idą silne emocje, to się staje numerem jeden w Twojej głowie i wypiera inne myśli. W zasadzie to jest ten sam mechanizm który cały czas już wdrażałes (ignorowanie, zajmowanie umysłu czymś innym niż nerwica) tylko ze tutaj ma podwójna siłę właśnie ze względu na wagę wydarzenia i na jego otoczkę emocjonalna :)
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

13 lutego 2021, o 15:27

Czyli czas na 2 dziecko :) :DD
No, a co.myslicie o wyzwaniach. Ja na przyklad postawilem sobie za cel w najblizszym czasie wlez do przerebla. I juz od 2,5 tygodnia codziennir rano wchodze pod lodowaty prysznic.
W koncu chodzi o przelamywanie.lekow i naszych wewnetrznych barier..
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

13 lutego 2021, o 20:07

Nerwica to tak naprawdę taki trochę temat zastępczy, coś co odciąga nas od realnych spraw i problemów i tak po prawdziwe to w tym całym odburzaniu chodzi o to żeby wrócić ze świata nerwiowej iluzji do realnego życia, ale ( moim zdaniem ) o pełnym odburzeniu można mówić wtedy kiedy my rozumiemy ten proces, to co się z nami stało i dlaczego, widzimy te zależności myśli od emocji i emocji od myśli, rozumiem czym są emocje i myśli, jak to działa i nie mam tu na myśli zgłębiania na zasadzie, że mamy się teraz stać psychologiem, ale chodzi mi o to że po prostu widzimy i rozumiemy lękowe schematy i rozumiemy, że mamy emocje i jak one działają. Wtedy rzeczywiście można mówić o odburzeniu, bo w razie jakiś mocniejszych objawów stresu nie wkręcamy się ponownie. Natomiast jeśli ktoś tak jak ja 10 lat temu odburzył się na zasadzie, że uspokoił się trochę, że nic mu nie jest i zajął się życiem. To moim zdaniem taka osoba nie jest odburzona, ona po prostu może z jakiś powodów nie wkręcać się w nerwicową iluzję, bo głowa jest zajęta czymś innym, a stan emocjonalny niepodsycany kolejnymi wkrętami sami się trochę uspokoi i tak to mija, ale to nie jest moim zdaniem rzeczywiste odburzenie.
Druga sprawa, że każdy z nas trochę z innych powodów i w innym stopniu w tą iluzję zabrnął. Im więcej ktoś ma realnych problemów z którymi ciężko mu się zderzyć i zmierzyć i im bardziej dał się wciągać w nerwicową iluzję ( bo np, już od młodych lat w niej tkwił, bo żyje w toksycznym środowisku które nieustannie generuję wiele stresu itd ) tym bardziej potrzebuję takiego faktycznego odburzenia ze zrozumieniem swoich emocji i nauczeniem się ich właściwego przeżywania.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

14 lutego 2021, o 12:20

Katja pisze:
13 lutego 2021, o 20:07
Nerwica to tak naprawdę taki trochę temat zastępczy, coś co odciąga nas od realnych spraw i problemów i tak po prawdziwe to w tym całym odburzaniu chodzi o to żeby wrócić ze świata nerwiowej iluzji do realnego życia, ale ( moim zdaniem ) o pełnym odburzeniu można mówić wtedy kiedy my rozumiemy ten proces, to co się z nami stało i dlaczego, widzimy te zależności myśli od emocji i emocji od myśli, rozumiem czym są emocje i myśli, jak to działa i nie mam tu na myśli zgłębiania na zasadzie, że mamy się teraz stać psychologiem, ale chodzi mi o to że po prostu widzimy i rozumiemy lękowe schematy i rozumiemy, że mamy emocje i jak one działają. Wtedy rzeczywiście można mówić o odburzeniu, bo w razie jakiś mocniejszych objawów stresu nie wkręcamy się ponownie. Natomiast jeśli ktoś tak jak ja 10 lat temu odburzył się na zasadzie, że uspokoił się trochę, że nic mu nie jest i zajął się życiem. To moim zdaniem taka osoba nie jest odburzona, ona po prostu może z jakiś powodów nie wkręcać się w nerwicową iluzję, bo głowa jest zajęta czymś innym, a stan emocjonalny niepodsycany kolejnymi wkrętami sami się trochę uspokoi i tak to mija, ale to nie jest moim zdaniem rzeczywiste odburzenie.
Druga sprawa, że każdy z nas trochę z innych powodów i w innym stopniu w tą iluzję zabrnął. Im więcej ktoś ma realnych problemów z którymi ciężko mu się zderzyć i zmierzyć i im bardziej dał się wciągać w nerwicową iluzję ( bo np, już od młodych lat w niej tkwił, bo żyje w toksycznym środowisku które nieustannie generuję wiele stresu itd ) tym bardziej potrzebuję takiego faktycznego odburzenia ze zrozumieniem swoich emocji i nauczeniem się ich właściwego przeżywania.
Katja, pewnie masz rację i zgadzam się z Tobą, ale życzyłbym sobie mimo wszystko takiego stanu relatywnego spokoju, nawet jeśli to nie będzie klasyczne odburzenie.

Bo stan, w którym mój umysł w zamiataniu podłogi, oglądaniu meczu Igi Świątek czy myciu zębów widzi jakieś zagrożenie nie ma nic wspólnego ze znanym mi normalnym życiem.
A do tego pierwszy raz w życiu mam jakieś problemy skórne, które też nie nastrajają dobrze.
ALe wiem, że to też wrzucamy do 1 wora z napisem nerwica...

Po prostu wydaje mi się, że taki oddech od tego gówna może dać możliwość popracowania nad sobą w warunkach innych niż to nerwicowe szambo. :))
malutki
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 145
Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37

15 lutego 2021, o 08:31

hetman999 pisze:
14 lutego 2021, o 12:20
Katja pisze:
13 lutego 2021, o 20:07
Nerwica to tak naprawdę taki trochę temat zastępczy, coś co odciąga nas od realnych spraw i problemów i tak po prawdziwe to w tym całym odburzaniu chodzi o to żeby wrócić ze świata nerwiowej iluzji do realnego życia, ale ( moim zdaniem ) o pełnym odburzeniu można mówić wtedy kiedy my rozumiemy ten proces, to co się z nami stało i dlaczego, widzimy te zależności myśli od emocji i emocji od myśli, rozumiem czym są emocje i myśli, jak to działa i nie mam tu na myśli zgłębiania na zasadzie, że mamy się teraz stać psychologiem, ale chodzi mi o to że po prostu widzimy i rozumiemy lękowe schematy i rozumiemy, że mamy emocje i jak one działają. Wtedy rzeczywiście można mówić o odburzeniu, bo w razie jakiś mocniejszych objawów stresu nie wkręcamy się ponownie. Natomiast jeśli ktoś tak jak ja 10 lat temu odburzył się na zasadzie, że uspokoił się trochę, że nic mu nie jest i zajął się życiem. To moim zdaniem taka osoba nie jest odburzona, ona po prostu może z jakiś powodów nie wkręcać się w nerwicową iluzję, bo głowa jest zajęta czymś innym, a stan emocjonalny niepodsycany kolejnymi wkrętami sami się trochę uspokoi i tak to mija, ale to nie jest moim zdaniem rzeczywiste odburzenie.
Druga sprawa, że każdy z nas trochę z innych powodów i w innym stopniu w tą iluzję zabrnął. Im więcej ktoś ma realnych problemów z którymi ciężko mu się zderzyć i zmierzyć i im bardziej dał się wciągać w nerwicową iluzję ( bo np, już od młodych lat w niej tkwił, bo żyje w toksycznym środowisku które nieustannie generuję wiele stresu itd ) tym bardziej potrzebuję takiego faktycznego odburzenia ze zrozumieniem swoich emocji i nauczeniem się ich właściwego przeżywania.
Katja, pewnie masz rację i zgadzam się z Tobą, ale życzyłbym sobie mimo wszystko takiego stanu relatywnego spokoju, nawet jeśli to nie będzie klasyczne odburzenie.

Bo stan, w którym mój umysł w zamiataniu podłogi, oglądaniu meczu Igi Świątek czy myciu zębów widzi jakieś zagrożenie nie ma nic wspólnego ze znanym mi normalnym życiem.
A do tego pierwszy raz w życiu mam jakieś problemy skórne, które też nie nastrajają dobrze.
ALe wiem, że to też wrzucamy do 1 wora z napisem nerwica...

Po prostu wydaje mi się, że taki oddech od tego gówna może dać możliwość popracowania nad sobą w warunkach innych niż to nerwicowe szambo. :))
Pewnie, że tak, bo jak się czymś zajmiemy, lub po prostu przyjdzie sam z siebie lepszy okres chociażby kilku dni, to człowiek działa i robi wszystko, tak jak przed zaburzeniem. A potem przychodzi znowu atak, nerwica się budzi, jest kryzys itp. i ludzie się pytają "ale jak to? nerwica wróciła? Przecież kilka dni już było dobrze. Myślałem, że już sobie przeszła. Ile to jeszcze będzie trwać?". Ja miałem podobnie z początku, cieszyłem się, jak coś robiłem i nie myślałem o nerwicy. Cieszyłem się, jak kilka dni miałem spokoju, czułem się, że dam sobie z nią radę, jakby wróciła. Oczywiście czułem się świetnie, ale po kilku dniach przyszedł kryzys i co? I ta bańka pękła, znowu zjazd, wkurzanie się, że nerwica wróciła, czekanie na kilka dobrych dni. Ale teraz rozumiem, że nie ma, co na siłę czekać na te lepsze dni i szukać sobie na siłę byle jakiego zajęcia, byle tylko nie myśleć o zaburzeniu. Bo nie o to chodzi. Właśnie tu pojawia się pojęcie akceptacji. Teraz jak mam lepszy okres, to oczywiście - cieszę się, ale jednak mam tę myśl, że w każdej chwili może nadejść kryzys, nerwica może się przebudzić i trzeba będzie znowu z nią żyć. Nie robi, to na mnie jakiegoś wrażenia, troszkę to jeszcze irytuje, ale wiem, że powoli wchodzę na tę odpowiednią ścieżkę, bo dobre dni przeplatają się z tymi gorszymi. A nie ma, co ukrywać, że odburzając się mamy właśnie taką sinusoidę, lepsze/gorsze dni. Dlatego żebyś czuł ten spokój, musisz poddać swój skarb, o którym mówił Szaffer. Nie przejmować się nerwicą, cieszyć się z każdego dnia bez niej, ale nie przejmować, jak ona wróci. Życzę tego sobie i każdemu z osobna, żeby pozbyć się tego nerwicowego klosza i wrócić w lepszej odsłonie do "normalności", która jest tuż tuż, ale trzeba dźwigać ten nerwicowy klosz, żeby go z siebie zrzucić!
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

15 lutego 2021, o 19:54

hetman999 pisze:
14 lutego 2021, o 12:20
Katja pisze:
13 lutego 2021, o 20:07
Nerwica to tak naprawdę taki trochę temat zastępczy, coś co odciąga nas od realnych spraw i problemów i tak po prawdziwe to w tym całym odburzaniu chodzi o to żeby wrócić ze świata nerwiowej iluzji do realnego życia, ale ( moim zdaniem ) o pełnym odburzeniu można mówić wtedy kiedy my rozumiemy ten proces, to co się z nami stało i dlaczego, widzimy te zależności myśli od emocji i emocji od myśli, rozumiem czym są emocje i myśli, jak to działa i nie mam tu na myśli zgłębiania na zasadzie, że mamy się teraz stać psychologiem, ale chodzi mi o to że po prostu widzimy i rozumiemy lękowe schematy i rozumiemy, że mamy emocje i jak one działają. Wtedy rzeczywiście można mówić o odburzeniu, bo w razie jakiś mocniejszych objawów stresu nie wkręcamy się ponownie. Natomiast jeśli ktoś tak jak ja 10 lat temu odburzył się na zasadzie, że uspokoił się trochę, że nic mu nie jest i zajął się życiem. To moim zdaniem taka osoba nie jest odburzona, ona po prostu może z jakiś powodów nie wkręcać się w nerwicową iluzję, bo głowa jest zajęta czymś innym, a stan emocjonalny niepodsycany kolejnymi wkrętami sami się trochę uspokoi i tak to mija, ale to nie jest moim zdaniem rzeczywiste odburzenie.
Druga sprawa, że każdy z nas trochę z innych powodów i w innym stopniu w tą iluzję zabrnął. Im więcej ktoś ma realnych problemów z którymi ciężko mu się zderzyć i zmierzyć i im bardziej dał się wciągać w nerwicową iluzję ( bo np, już od młodych lat w niej tkwił, bo żyje w toksycznym środowisku które nieustannie generuję wiele stresu itd ) tym bardziej potrzebuję takiego faktycznego odburzenia ze zrozumieniem swoich emocji i nauczeniem się ich właściwego przeżywania.
Katja, pewnie masz rację i zgadzam się z Tobą, ale życzyłbym sobie mimo wszystko takiego stanu relatywnego spokoju, nawet jeśli to nie będzie klasyczne odburzenie.

Bo stan, w którym mój umysł w zamiataniu podłogi, oglądaniu meczu Igi Świątek czy myciu zębów widzi jakieś zagrożenie nie ma nic wspólnego ze znanym mi normalnym życiem.
A do tego pierwszy raz w życiu mam jakieś problemy skórne, które też nie nastrajają dobrze.
ALe wiem, że to też wrzucamy do 1 wora z napisem nerwica...

Po prostu wydaje mi się, że taki oddech od tego gówna może dać możliwość popracowania nad sobą w warunkach innych niż to nerwicowe szambo. :))
Pewnie, że lepiej się czuć lepiej ;)
I nie ma nic złego w tym żeby się czymś zająć, rzucić w wir życia i nie zajmować głowy nerwicą.
Jednak z własnego doświadczenia wiem, że jeżeli u kogoś zaburzenie nie jest chwilową sprawą wynikającą z jakiś przeciążeń układu nerwowego, a ma nieco solidniejszy fundament w postaci złych postaw, nawyków, jakiś jeszcze innych zaburzeń osobowości itp to lepiej jednak odburzyć się w takim pełnym tego słowa znaczeniu. Ja w ogóle uważam, że zaburzenie to jest taki czerwony alarm od organizmu, że tak nie robimy, że pora coś zmienić. :!!!: A jak człowiekowi jest dobrze to jest ok i nie ma potrzeby nic zmieniać. To tak jak z chorobami czasami wiemy, że mamy coś nie tak w oraganizmie, ale dopóki tabletki pomagają to jest ok, dopiero gdy przestają pomagać i boli to zaczynamy mieć motywację, że może trzeba zacząc inaczej jeść, może więcej ruchu itd. Słowem to ból, dyskomfort, problem motywuje do pracy i zmian, a nie spokój i lepsze dni.
I tak jak napisał kolega wyżej, jak jest fajnie to ok, ale jeżeli będziesz się nastawiał, że dobrze jest tylko jak jest fajnie to zawsze będziesz miał z tym problem. A odburzanie jak napisał kiedyś Victor to nie są te dobre dni, tyko nasza postawa w trakcie tych gorszych dni. Jeżeli złe dni przestaną być dla Ciebie problemem i poczujesz się lepiej, pewniej w dyskomforcie, nie będziesz dążył do dobrego samopoczucia za wszelką cenę, tylko będziesz akceptował każdy lepszy czy gorszy dzień to wtedy tak naprawdę będziesz wolny zaburzenia.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

15 lutego 2021, o 20:36

Sęk w tym, ze jezeli gorsze dni trwaja caly czas, a leki pojawiaja sie na widok wlasnego cienia, to te dobre dni maja symbolizowac po prostu własciwie obrona droge. Na to czekam. A mam wrazenie, ze choc mysli mnie tak.nie kreca juz i radze sobie z.nimi, to te niepojete leki, wybudzanie w nocy, i spinanie podczas treningow idealnie je zastepuja.

I dawaj, znowu pionek na linie startu...
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

15 lutego 2021, o 23:45

hetman999 pisze:
15 lutego 2021, o 20:36
Sęk w tym, ze jezeli gorsze dni trwaja caly czas, a leki pojawiaja sie na widok wlasnego cienia, to te dobre dni maja symbolizowac po prostu własciwie obrona droge. Na to czekam. A mam wrazenie, ze choc mysli mnie tak.nie kreca juz i radze sobie z.nimi, to te niepojete leki, wybudzanie w nocy, i spinanie podczas treningow idealnie je zastepuja.

I dawaj, znowu pionek na linie startu...
Źle myślisz. Nigdy nawet w najgorszym kryzysie nie wracasz na linie startu.
To nerwiczka Ci podpowiada w złych chwilach, że znowu jesteś w punkcie wyjścia, ale to nieprawda.
Nigdy w momencie gdy już pewnych rzeczy doświadczymy nie jesteśmy w tym samym punkcie co na początku.
Druga sprawa to doskonalne rozumiem jak się wyczekuję tych lepszych dni w nerwicy.
Był czas, że ja objawy miałam niemal ciągle, serce mi waliło caly czas jak oszalełe, ból mięśni, że ledwo się ruszałam, osłabienie,gula w gardle, do tego co chwila dosłownie zalewał mnie pot z Bóg wie czego a puls jeszcze bardziej przyśpieszał, bo sobie o czymś pomyślałam, albo na coś spojrzałam, do tego natrętne myśli z jakimiś makabrami, uporczywe analizy wszystkiego, miliony objawów somatycznych no cuda wianki i ja też wtedy wyczekiwałam jak wytchnienia lepszych dni, bo gdy człowiek się tak czuje to nie dziwnę. I ja to rozumiem, rzecz w tym, że w odburzaniu nie w tym rzecz ;) Wiadomo, że lepiej, łatwiej nam działać jak nasz system nerwowy choć trochę się ogarnie. Ale tak naprawdę my zmierzamy do tego żeby nie próbować kontrolować swojego samopoczucia tylko nabrać właściwego stosunku do objawów nerwicy. I można to rozciąganąć na inne sprawy również, bo zazwyczaj u osób które mają zaburzenia lękowe nie ma przyzwolenia na wiele emocji, stanów i stąd w ogóle się to zaburzenie tworzy.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
malutki
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 145
Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37

16 lutego 2021, o 07:30

hetman999 pisze:
15 lutego 2021, o 20:36
Sęk w tym, ze jezeli gorsze dni trwaja caly czas, a leki pojawiaja sie na widok wlasnego cienia, to te dobre dni maja symbolizowac po prostu własciwie obrona droge. Na to czekam. A mam wrazenie, ze choc mysli mnie tak.nie kreca juz i radze sobie z.nimi, to te niepojete leki, wybudzanie w nocy, i spinanie podczas treningow idealnie je zastepuja.

I dawaj, znowu pionek na linie startu...
Ja widzę, że u Ciebie troszkę jeszcze kuleje chyba rozumienie nerwicy, bez obrazy proszę. Do czego zmierzam? Nerwica to nie tylko lęk, natrętne myśli, objawy itp. Nerwica daje wiele rzeczy, które będą Nas straszyć i nakręcać. Jeśli zobaczy, że radzisz sobie z natrętnymi myślami, to dowali Ci czymś innym, żebyś o niej nie zapomniał, a żeby koło lękowe dalej się nakręcało. Okej, czekaj na te lepsze dni, ale to też trochę jest bez sensu, bo nie akceptujesz tutaj swojego gorszego samopoczucia, a czekanie na lepszy okres, nie spowoduje, że nerwica Ci przejdzie. Zaakceptuj to, że czujesz się gorzej, że jest jak jest i nie walcz z tym. Jak będziesz z tym walczyć, to będzie, to tak trwać, a Ty jedyne, co będziesz robić, to wkurzać się, że jest gorzej, a nie o to chodzi chyba w odburzaniu się.
W ostatnim zdaniu sam sobie odpowiadasz, co u Ciebie jest nie tak. Nerwica zastępuje myśli lękami, wybudzaniem itp., zrozum to, że to też jest nerwicą, połącz to wszystko w całość i wrzuć do nerwicowego kosza. Dopóki tego nie zrozumiesz i nie zaakceptujesz, to będziesz się z tymi szarpać. Dlatego poddaj się temu, zaakceptuj to, pogódź się z tym, zajmuj się czymś, czytaj artykuły i walcz, a zobaczysz, że to sprowadzi więcej lepszych dni. I tak jak Katja napisała - kryzysy nie sprawiają, że wracasz na początek, bo wiedza, jaką masz, nie wyparowała z Ciebie, to jest tylko gorszy i przejściowy okres.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

16 lutego 2021, o 07:56

Katja pisze:
15 lutego 2021, o 23:45
Źle myślisz. Nigdy nawet w najgorszym kryzysie nie wracasz na linie startu.
To nerwiczka Ci podpowiada w złych chwilach, że znowu jesteś w punkcie wyjścia, ale to nieprawda.
Nigdy w momencie gdy już pewnych rzeczy doświadczymy nie jesteśmy w tym samym punkcie co na początku.
Druga sprawa to doskonalne rozumiem jak się wyczekuję tych lepszych dni w nerwicy.
Był czas, że ja objawy miałam niemal ciągle, serce mi waliło caly czas jak oszalełe, ból mięśni, że ledwo się ruszałam, osłabienie,gula w gardle, do tego co chwila dosłownie zalewał mnie pot z Bóg wie czego a puls jeszcze bardziej przyśpieszał, bo sobie o czymś pomyślałam, albo na coś spojrzałam, do tego natrętne myśli z jakimiś makabrami, uporczywe analizy wszystkiego, miliony objawów somatycznych no cuda wianki i ja też wtedy wyczekiwałam jak wytchnienia lepszych dni, bo gdy człowiek się tak czuje to nie dziwnę. I ja to rozumiem, rzecz w tym, że w odburzaniu nie w tym rzecz ;) Wiadomo, że lepiej, łatwiej nam działać jak nasz system nerwowy choć trochę się ogarnie. Ale tak naprawdę my zmierzamy do tego żeby nie próbować kontrolować swojego samopoczucia tylko nabrać właściwego stosunku do objawów nerwicy. I można to rozciąganąć na inne sprawy również, bo zazwyczaj u osób które mają zaburzenia lękowe nie ma przyzwolenia na wiele emocji, stanów i stąd w ogóle się to zaburzenie tworzy.
Rozumiem, że jeśli dojdziesz do tego etapu, że akceptujesz, przyzwalasz, ignorujesz, to Twoje podejście do rożnych kwestii również się zmieni.
Katja, czy Ty pozbyłaś się już tych wspominanych przez Ciebie dolegliwości? Mnie somaty na tle zdrowia nie ruszają, ale ostatnio przez ten nerwicowy stres zaczyna odczuwać to moja skóra... Coś zaswędzi, coś piecze i człowiek się zastanawia, ale staram się to również w pełni olewać. Tak to chyba powinno wyglądać?
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

16 lutego 2021, o 12:12

hetman999 pisze:
16 lutego 2021, o 07:56
Katja pisze:
15 lutego 2021, o 23:45
Źle myślisz. Nigdy nawet w najgorszym kryzysie nie wracasz na linie startu.
To nerwiczka Ci podpowiada w złych chwilach, że znowu jesteś w punkcie wyjścia, ale to nieprawda.
Nigdy w momencie gdy już pewnych rzeczy doświadczymy nie jesteśmy w tym samym punkcie co na początku.
Druga sprawa to doskonalne rozumiem jak się wyczekuję tych lepszych dni w nerwicy.
Był czas, że ja objawy miałam niemal ciągle, serce mi waliło caly czas jak oszalełe, ból mięśni, że ledwo się ruszałam, osłabienie,gula w gardle, do tego co chwila dosłownie zalewał mnie pot z Bóg wie czego a puls jeszcze bardziej przyśpieszał, bo sobie o czymś pomyślałam, albo na coś spojrzałam, do tego natrętne myśli z jakimiś makabrami, uporczywe analizy wszystkiego, miliony objawów somatycznych no cuda wianki i ja też wtedy wyczekiwałam jak wytchnienia lepszych dni, bo gdy człowiek się tak czuje to nie dziwnę. I ja to rozumiem, rzecz w tym, że w odburzaniu nie w tym rzecz ;) Wiadomo, że lepiej, łatwiej nam działać jak nasz system nerwowy choć trochę się ogarnie. Ale tak naprawdę my zmierzamy do tego żeby nie próbować kontrolować swojego samopoczucia tylko nabrać właściwego stosunku do objawów nerwicy. I można to rozciąganąć na inne sprawy również, bo zazwyczaj u osób które mają zaburzenia lękowe nie ma przyzwolenia na wiele emocji, stanów i stąd w ogóle się to zaburzenie tworzy.
Rozumiem, że jeśli dojdziesz do tego etapu, że akceptujesz, przyzwalasz, ignorujesz, to Twoje podejście do rożnych kwestii również się zmieni.
Katja, czy Ty pozbyłaś się już tych wspominanych przez Ciebie dolegliwości? Mnie somaty na tle zdrowia nie ruszają, ale ostatnio przez ten nerwicowy stres zaczyna odczuwać to moja skóra... Coś zaswędzi, coś piecze i człowiek się zastanawia, ale staram się to również w pełni olewać. Tak to chyba powinno wyglądać?
Zazwyczaj pod drodzę do tego etapu coś tam trzeba zrozumieć i w ten sposób również w odniesieniu do innych spraw nasza postawa może się zmienić.
Ja się niczego nie pozbywałam. Chociaż na początku bardzo chciałam. Cały dzień o niczym innym nie myślałam tylko co robić jak taka myśl, a co jak inna, co w razie palpitacji, a jak to było kiedyś jak miałam podobne objawy, co jak przyjdzie atak paniki. Jedna wielka analiza, analiza, analiza, a potem analiza analizy, analiza nieanalizowania, analiza analizy nieanalizowania, no obłęd :DD Dziś to rozumiem, że poziom lęku wręcz szybował, stąd mózg parował od analizowania, ale wtedy wydawało mi się to w chUUJ ważne żeby to wszystko zanalizować, upilnować, skontrolować, a nawet gdy już miałam tego dość to mózg robił to sam nawykowo. Mnie somaty w pewnym momencie też już nie ruszały pomimo, że miałam je bardzo mocne, ale co z tego jak pomimo braku reakcji one były i to w takim stopniu, że czasem cięzko było coś zrobić. A były bo pomimo czytania, pisania, radzenia innym we mnie wciąż był opór, obawa, że kurna to nigdy nie minie, albo że kij wie co z tego będzie ( a co ja już nie tworzyłam, że może mi być, ja się bałam już absolutnie wszystkiego, łącznie z częściami własnego ciała, co chwila tworzył się w mojej głowie jakiś mroczny scenariusz tego co stanie mi się w końcu od tej nerwicy), a druga sprawa, że jak system nerwowy jest tak mocno już przeciązony jak u mnie ( + na bieżąco wciąż był przeciążany ) to trzeba czasu żeby się to wszystko wyciszyło i co za tym trzeba się przygotować, że trochę wody upłynie zanim to nasze akceptowanie, ignorowanie i niereaktywnośc przyniosą efekty. Ja stosowałam metody różne w różnych okresach, bo u mnie objawy skakały od somatycznych przez takie bardziej typowe dla ocd czy rocd, do tego kompulsje, natręctwa, ataki paniki + jeszcze problemy zdrowotne, brak pracy, więc ja sobie działałam różnie z tymi myślami i na różnych etapach różne rzeczy mi pomagały. Na pewno pomocne było przypominanie sobie czym są te myśli, jak działa mechanizm lękowy, ośmieszanie natrętów, ale także pozytywne, optymistyczne nastawienie ( to szczególnie gdy dopadły mnie silne stany depresyjne związane z problemami ze zdrowiem ) + postawa agresywna i ryzkowanie. Ale to co mi moim zdaniem najbardziej pomogło i przyniosło w końcu jakiś efekt to przekonanie, że się da i że ja mogę z tego wyjść i pewna determinacja, że choćby skały srały to będzie jeszcze normalnie, ale to wynika w ogóle z mojego nastawienia do życia. To, że nawet w najgorszych chwilach, jak już myślałam że to koniec, mam dość i chyba podziękuję za takie życie, to zawsze wracałam do przekonania, że z tego da się wyjść.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

16 lutego 2021, o 13:39

Katja pisze:
16 lutego 2021, o 12:12
Zazwyczaj pod drodzę do tego etapu coś tam trzeba zrozumieć i w ten sposób również w odniesieniu do innych spraw nasza postawa może się zmienić.
Ja się niczego nie pozbywałam. Chociaż na początku bardzo chciałam. Cały dzień o niczym innym nie myślałam tylko co robić jak taka myśl, a co jak inna, co w razie palpitacji, a jak to było kiedyś jak miałam podobne objawy, co jak przyjdzie atak paniki. Jedna wielka analiza, analiza, analiza, a potem analiza analizy, analiza nieanalizowania, analiza analizy nieanalizowania, no obłęd :DD Dziś to rozumiem, że poziom lęku wręcz szybował, stąd mózg parował od analizowania, ale wtedy wydawało mi się to w chUUJ ważne żeby to wszystko zanalizować, upilnować, skontrolować, a nawet gdy już miałam tego dość to mózg robił to sam nawykowo. Mnie somaty w pewnym momencie też już nie ruszały pomimo, że miałam je bardzo mocne, ale co z tego jak pomimo braku reakcji one były i to w takim stopniu, że czasem cięzko było coś zrobić. A były bo pomimo czytania, pisania, radzenia innym we mnie wciąż był opór, obawa, że kurna to nigdy nie minie, albo że kij wie co z tego będzie ( a co ja już nie tworzyłam, że może mi być, ja się bałam już absolutnie wszystkiego, łącznie z częściami własnego ciała, co chwila tworzył się w mojej głowie jakiś mroczny scenariusz tego co stanie mi się w końcu od tej nerwicy), a druga sprawa, że jak system nerwowy jest tak mocno już przeciązony jak u mnie ( + na bieżąco wciąż był przeciążany ) to trzeba czasu żeby się to wszystko wyciszyło i co za tym trzeba się przygotować, że trochę wody upłynie zanim to nasze akceptowanie, ignorowanie i niereaktywnośc przyniosą efekty. Ja stosowałam metody różne w różnych okresach, bo u mnie objawy skakały od somatycznych przez takie bardziej typowe dla ocd czy rocd, do tego kompulsje, natręctwa, ataki paniki + jeszcze problemy zdrowotne, brak pracy, więc ja sobie działałam różnie z tymi myślami i na różnych etapach różne rzeczy mi pomagały. Na pewno pomocne było przypominanie sobie czym są te myśli, jak działa mechanizm lękowy, ośmieszanie natrętów, ale także pozytywne, optymistyczne nastawienie ( to szczególnie gdy dopadły mnie silne stany depresyjne związane z problemami ze zdrowiem ) + postawa agresywna i ryzkowanie. Ale to co mi moim zdaniem najbardziej pomogło i przyniosło w końcu jakiś efekt to przekonanie, że się da i że ja mogę z tego wyjść i pewna determinacja, że choćby skały srały to będzie jeszcze normalnie, ale to wynika w ogóle z mojego nastawienia do życia. To, że nawet w najgorszych chwilach, jak już myślałam że to koniec, mam dość i chyba podziękuję za takie życie, to zawsze wracałam do przekonania, że z tego da się wyjść.
Dzięki za te słowa. Trochę tego miałaś, a siedzenie w domu nikogo nie nastraja dobrze. Ja, pomimo tego, że mam 38 km do pracy, to wolę do niej jeździć niż siedzieć i myśleć w domu.

Katja, wnioskuję, że nawet jeśli nie jesteś odburzona na 100%, to te najgorsze momenty, które w kilku kwestiach mamy wspólne, już za Tobą?
Czy na te lęki z d...y też stosowałaś po prostu niereaktywność? Czyli poczułem namiastkę lęku, ale niech sobie będzie? Wiesz, tu zaraz idzie kolejna myśl, że skoro drgnęło coś na widok szczotki klozetowej, to już ze mną jest bardzo źle...
limonka7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 22 lipca 2018, o 11:58

16 lutego 2021, o 15:30

Zgadzam się, jak dzieje się "coś ważnego" to zapominamy o nerwicy. Pisałam właśnie posta o tym samym, dopiero wróciłam z hardkorowej podróży i zauważyłam ze zdziwieniem, że jest mi duuuużo lepiej.

To co pisały dziewczyny o odburzeniu tez się u mnie zgadza. Jak zajmuje się "prawdziwym życiem", a nie tylko analizowaniem objawów, to one powoli stają się coraz słabsze. Teraz jak zdarza mi się poczuć objaw, to stwierdzam: "oho, objaw", czekam chwilę, pozwalam mu być i on za chwilę znika. Skupiam się na tym, żeby żyć i robić to, co dla mnie ważne. Nauczyłam się z tym nie walczyć i to działa :)

Gratulacje, że będziesz tatą :) Myślę, że bąbelki i wszystkie związane z nimi czynności pozwolą Ci mniej skupić się na sobie i będziesz czuł się lepiej :)
ODPOWIEDZ