Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zaczynam wierzyć, że nie kocham i poddaje się. Depresja i ROCD.

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
xalexandrija
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 13 września 2018, o 10:01

17 października 2018, o 11:36

Cześć,

Na forum jestem nowa, ale wasze posty i odpowiedzi obserwuję już jakiś czas. Teraz i ja przychodzę do was ze swoim problemem który nawiedza mnie już od prawie 3 miesięcy. Postaram opisać się wszystko jak najkrócej choć nie obiecuję. :)

Wszystko zaczęło się 3 miesiące temu, po naszym powrocie do siebie. Jesteśmy razem 2 lata i nasz związek nie był idealny, ale zawsze bardzo się kochaliśmy i świata poza sobą nie widzieliśmy. Kłótnia między nami doprowadziła do krótkiego rozpadu, ale zaraz nie mogliśmy bez siebie wytrzymać i było ''po staremu''.

Ostatnie kilka lat mojego życia to była totalna gonitwa. Za marzeniami, obowiązkami, pracą, szkołą. Musiałam wejść w dorosłość w trybie natychmiastowym. Często czułam się wykończona, niezadowolona i niewystarczająco dobra i doceniana. Wydaje mi się, że w rezultacie pewnego dnia, po dodatkowym stresie jakim było nasze rozstanie mój świat zawalił się i zmienił nie do poznania.

Któregoś dnia, po pracy zdrzemnęłam się na chwilę i wstałam zupełnie inną osobą. Z lękiem, strachem i z pytaniem które pojawiło się w sekundę ''czy ja go kocham?''. I wtedy zaczęła się jazda. Byłam w takim szoku, że to w jakikolwiek sposób zostało podważone, że od razu nie chciałam w to wierzyć. Ale w chwilę stałam się osowiała, marudna, zirytowana i dodatkowo przerażona bo nie rozumiałam pytania które mogło się pojawić, bo przecież do tej pory świata poza nim i nami nie widziałam...
Rozumiem, że człowiek może mieć wątpliwości, ale ja od razu stałam się przerażoną istota która z nadmiaru myśli o tym nie mogła spać od wczesnego rana, a później przez cały dzień w pracy zamartwiałam się tymi pytaniami. Czy kocham? jakbym zareagowała gdyby teraz się pojawił? Czy chcę go? Czy jesteśmy dla siebie? Dosłownie w każdej minucie dnia...nawet przy rozmowach z innymi osobami.

Szybko dostałam też lęków. Nie mogłam jeździć komunikacją, dostawałam ataków paniki w pracy i ze łzami w oczach uciekałam tam gdzie nikt mnie nie widział. Mogło złapać mnie wszędzie - w domu, w galerii handlowej, pracy... a to wszystko PRZEZ NIEPEWNOŚĆ? Nie chciałam wierzyć w to, że to zwykła niepewność, bo w poprzednich związkach w którymś momencie miałam tak samo. Zdarzyło mi się to wcześniej dwa razy ale nigdy z takim natężeniem bo zawsze w którymś momencie poddawałam się i uciekałam.

Czułam się przy nim źle. Miałam ścisk w żołądku przed przyjściem do domu. Przez długo nie mówiłam że kocham, bo miałam wyrzuty sumienia że kłamię. Kiedy się przytulałam główną myślą było to, że nei robię tego szczerze. A seks? umarł. Bo w sekundę mogłam pomyśleć sobie, że jest brzydki, odrażający, obleśny (a zawsze bardzo mi się podobał i pociągał mnie :( ).

Nasza relacja przechodzi dużą próbę, bo powiedziałam mu o tym co czuję...zarzekałam się, że nie wiem czy to prawda i po przeczytaniu waszych postów uspokoiłam go, że może być to nerwica. Próbowałam już wszystkiego żeby z tego wyjść, zaczynąc od jakiejś tam ignorancji. Co prawda do dziś szukam różnych odpowiedzi i uspokajam się w internecie.

Bywały dni PRZEBŁYSKU. Gdzie kochałam, uwielbiałam, patrzyłam na niego myślałam sobie TO TEN JEDYNY. Ale zaraz przechodziło i snów robiłam się zimna i wycofana.

Po jakiś dwóch miesiącach było jeszcze gorzej...trafiłam do psychiatry bo nie mogłam ze sobą wytrzymac. Urywałam się z pracy, nie mogłam nic robić...mogłam tylko leżeć i miałam wrażenie, że nie czuję totalnie nic. Powiedziałam lekarzowi o swojej przypadłości, ale czułam że nie znalazłam zrozumienia - pytanie od lekarza było następujące: A MOŻE PANI GO PO PROSTU NIE KOCHA??? i wtedy załamałam się jeszcze bardziej ;col ;witajka <boks>

Dostałam leki przeciw lękowe i przeciwdepresyjne z grupy SSRI i dodatkowo na sen - bo problemy ze snem narastały a czasami budziłam się z lękiem...
Na początku miałam nadzieje, że kiedy odejdzie lęk to znikną i wątpliwosci i rzeczywiście w momencie kiedy na lekach w końcu mogłam wstać z łóżka i robić podstawowe rzeczy to czułam się w stosunku do niego LEPIEJ :{}: Mogłam się przytulać, poczułam pewność siebie, i pewność swoich emocji. Ale minęło kilka dni uniesienia i znowu Baam! Nie ma nic...

Jestem już totalnie zniszczona tym i codziennie myślę o tym żeby odejść. Nie dość że jestem na razie bezużyteczna bo jestem na zwolnieniu lekarskim i nie pracuję to dodatkowo tylko leżę, nie robię nic konkretnego i się tym zamartwiam. Wpadłam w jakiś dołek.

Na dzień dzisiejszy jest tak, że kiedy już przy nim siedze ( mieszkamy razem) nie czuję nic. Moja głowa chyba uwierzyła już w to wszystko choć tak bardzo chciałaby go kochać :( Kiedy się do niego przytulam to mam wrażenie że to sztuczne i robie to z jakiegoś przyzwyczajenia. I jak na początku wierzyłam ze to irracjonalne to teraz już jestem w myśli że po prostu nie kocham i już. A jednak boję się odejśc...boję się że to będzie błąd i że będę tego żałować, a co gorsza to boję się bardziej tego, że rzeczywiście mogłabym o nim zapomnieć i jakby nigdy nic po prostu żyć dalej. Irytują mnie jego gesty a czaami jak pomyslę o tym, że ''ma dziwny głos'' to też słysze go zupełnie inaczej. Patrze na każdy milimetr jego ciała i analizuję go w głowie. Jestem zmęczona.

Nie wiem jak sobie z tym radzić. Czekam na psychoterapię ale mam ją dopiero za 2 miesiące a leki biore dalej. Siedze już jak na szpilkach a mój mózg przełączył się na tryb jakiejś ucieczki i coraz bardziej się odsuwam choć mam wyrzuty sumienia z tego powodu.

Powiedzcie jak jest lub było u was i czy też tak drastycznie. Bo szczerze, zmieniło to moje życie i myślę że gdybym się rzeczywiście rozstała to nie wybaczyłabym sobie, że ''przestałam go kochać.".
Co powiinnam waszym zdaniem zrobić i jak sobie pomóc. Przestałam czuć że gdziekolwiek jest jakieś moje miejsce.

Pozdrawiam was i czekam na odpowiedzi :lov:
Awatar użytkownika
eiviss1204
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1291
Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22

17 października 2018, o 11:47

Przede wszystkim postaraj sie wstac i ogarnac podostawowe rzeczy jesli chodzi o swoje zycie, bo to co opisujesz jest typowo lekowe, akurat trafilo ta niego bo wlasnie milosc do twojega partnera jest dla Ciebie najwazniejsza :) Nie to czy stracsz swiadomosc czy umrzesz tylko wlasnie na mocna milosc ktora do niego czujesz, co jest dla mnie jako osoby z boku bardzo romantyczne, bo ja polecialam czysto w egoizm w nerwicy i balam sie schizofrenii.
Co do odczuc ,anhedonia jest typowa w zaburzeniach lekowych i kazdy z nas ja mial, Ciebie boli bardziej bo to chodzi o odczucia milosci do partnera,ale moge Ci powiedziec od siebie z boku, ze musisz bardzo go kochac skoro az tak posypalo Ci sie zycie od samych mysli. Odczucia wrca ale nie teraz i na to sie musisz nastawic z racji, że jestes zwyczajnie oslabiona i przemeczona tym tematem. Ale to wszystko przechodzi z tym, ze nie mozesz robic az tak szalonej presji , dobrze ze z nim porozmawialas mysle ze to tez nie bylo dla niego lawtwe, ale zajmij sie troche zyciem, i daj sobie czas
Szukasz dobrych naturalnych kosmetyków? Lub masz jakiś problem skórny?
A może potrzebujesz kremu z magnezem, na zmęczoną skórę i zarazem duszę?

Obrazek Daj sobie prawo do relaksu i bycia coraz piękniejszą!
Pozwól sobie doradzić i zgłoś się do mnie :)
Amator Życiowy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 17 lipca 2018, o 22:15

17 października 2018, o 13:12

Hej xalexandrija !

Miałem to samo!Tzn miałem i niestety mam.100% wszyściutko jota w jote + dodatkowe pragnienie innych dziewczyn i non stop skupianie uwagi na nich co powodowało ogromne wyrzuty sumienia.Z jednej strony one-wyrzuty sumienia a z drugiej ogromne pragnienie innych kobiet-graniczące z obłędem.Zerwaliśmy rok temu od tamtej pory poznałem dziewczynę i nawet coś poczułem przez jakiś czas....Niestety nagle jak bum cyk cyk wszsytko wróciło-te same myśli!Tylko tym razem zmieniły się sprawy do których się "przyje..." .
Niestety nie jest łatwo się tego pozbyć.tak samo mój post nie wprowadzi zbyt duzo do Twojego problemu.Zabrzmi to głupio ale cieszę się ,że nie tylko ja przechodziłem takie jazdy.Troche lżej jest wiedzieć ,że nie jest sie jedynym ludziem na ziemi z takimi zaburzeniami.
Podsumowując - teorie znam -przeczytałem pół forum -spędziłem dziesiątki godzin na rozmowach o tym ze znajomymi i wynika z tego NIC :) a zapomnialem o prawie 5 latach terapii :D wierzę ,że da się to ogarnąć bo to jedyna nadzieja na normalne życie kiedyś.A utwierdza mnie w tym przekonaniu to ,że zdarzały się dobre momenty.Dni tygodnia a nawet miesiące.Sądzę,że potrzebujemy dużoooo spokoju.

Mam nadzieję,że ten bełkot chociaż wywoła mały uśmiech na twojej twarzy :P bo na mojej wywołał :D

Pozdrawiam ze śmierdzącego łóżka , z gorączką :)

PS. czasem poprostu nie trzeba nadawać myślą zbyt dużej rangi-Święte słowa chlopaków Divo&Victor
xalexandrija
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 13 września 2018, o 10:01

17 października 2018, o 13:24

eiviss1204 pisze:
17 października 2018, o 11:47
Przede wszystkim postaraj sie wstac i ogarnac podostawowe rzeczy jesli chodzi o swoje zycie, bo to co opisujesz jest typowo lekowe, akurat trafilo ta niego bo wlasnie milosc do twojega partnera jest dla Ciebie najwazniejsza :) Nie to czy stracsz swiadomosc czy umrzesz tylko wlasnie na mocna milosc ktora do niego czujesz, co jest dla mnie jako osoby z boku bardzo romantyczne, bo ja polecialam czysto w egoizm w nerwicy i balam sie schizofrenii.
Co do odczuc ,anhedonia jest typowa w zaburzeniach lekowych i kazdy z nas ja mial, Ciebie boli bardziej bo to chodzi o odczucia milosci do partnera,ale moge Ci powiedziec od siebie z boku, ze musisz bardzo go kochac skoro az tak posypalo Ci sie zycie od samych mysli. Odczucia wrca ale nie teraz i na to sie musisz nastawic z racji, że jestes zwyczajnie oslabiona i przemeczona tym tematem. Ale to wszystko przechodzi z tym, ze nie mozesz robic az tak szalonej presji , dobrze ze z nim porozmawialas mysle ze to tez nie bylo dla niego lawtwe, ale zajmij sie troche zyciem, i daj sobie czas
Elviss,

zaczynam coś ze sobą robić. Powoli wychodzę z domu - na siłownię czy chociazby do parku, maluję, rysuję i zaczął się mój rok akademicki więc może będę wychodzić z tego marazmu. I masz rację, że jestem osłabiona i przemęczona tym tematem - dlatego moje myśli o ucieczce. No bo ile można się zamęczać...kiedy jestem poza domem to mi to lekko słabnie już na dzień dzisiejszy i teraz każdy powrót do domu to jakaś obawa i strach. Jesli bym odeszła to miałabym spokój od tych natrętnych myśli, jedynie pozostalby żal do siebie że tego nie ogarnęłam :?
xalexandrija
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 13 września 2018, o 10:01

17 października 2018, o 13:30

Amator Życiowy pisze:
17 października 2018, o 13:12
Hej xalexandrija !

Miałem to samo!Tzn miałem i niestety mam.100% wszyściutko jota w jote + dodatkowe pragnienie innych dziewczyn i non stop skupianie uwagi na nich co powodowało ogromne wyrzuty sumienia.Z jednej strony one-wyrzuty sumienia a z drugiej ogromne pragnienie innych kobiet-graniczące z obłędem.Zerwaliśmy rok temu od tamtej pory poznałem dziewczynę i nawet coś poczułem przez jakiś czas....Niestety nagle jak bum cyk cyk wszsytko wróciło-te same myśli!Tylko tym razem zmieniły się sprawy do których się "przyje..." .
Niestety nie jest łatwo się tego pozbyć.tak samo mój post nie wprowadzi zbyt duzo do Twojego problemu.Zabrzmi to głupio ale cieszę się ,że nie tylko ja przechodziłem takie jazdy.Troche lżej jest wiedzieć ,że nie jest sie jedynym ludziem na ziemi z takimi zaburzeniami.
Podsumowując - teorie znam -przeczytałem pół forum -spędziłem dziesiątki godzin na rozmowach o tym ze znajomymi i wynika z tego NIC :) a zapomnialem o prawie 5 latach terapii :D wierzę ,że da się to ogarnąć bo to jedyna nadzieja na normalne życie kiedyś.A utwierdza mnie w tym przekonaniu to ,że zdarzały się dobre momenty.Dni tygodnia a nawet miesiące.Sądzę,że potrzebujemy dużoooo spokoju.

Mam nadzieję,że ten bełkot chociaż wywoła mały uśmiech na twojej twarzy :P bo na mojej wywołał :D

Pozdrawiam ze śmierdzącego łóżka , z gorączką :)

PS. czasem poprostu nie trzeba nadawać myślą zbyt dużej rangi-Święte słowa chlopaków Divo&Victor
Dokładnie, można o tym gadać i gadać, ale kto co nie powie to w sumie dokładnie znaczy to jedno wielkie NIC.
Zastanawiam się czy tak będzie z każdym? bo do tej pory było. Najpierw wielka miłość a potem nagle zamartwianie się i natrętne myśli z dnia na dzień. W momencie kiedy zaczyna się robić ''poważniej'' to się zaczyna.

Napisałeś że po roku czas poznałeś inną dziewczynę i przez chwile COŚ poczułeś :yhy :DD Ja to mam wrażenie, że jestem tak zniszczona przez to co teraz, że bym sama siebie nie dopuściła do kogoś innego z obawy że to się powtórzy. Ze względu na siebie i kogoś innego
- oczywiście gdyby doszło do takiej sytuacji jak u Ciebie czyli rozstanie.
Amator Życiowy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 17 lipca 2018, o 22:15

17 października 2018, o 13:58

Dokładnie!Z ta nową dziewczyną miałem tak,że na początku nie traktowałem jej na poważnie-w sensie związku , rodziny bo nie do końca była w moim typie ale ,że czułem się samotny to zaczelismy się spotykać-od tak poprostu- koleżeńsko.Ale po czasie i mi i jej zaczelo zależeć.Zaszumiało mi w głowie-byłem mega szcześliwy i wszystko miałęm gdzieś :D.Niestety wraz z ostatnim znajomym któremu o tym zauroczeniu opowiedziałem przesta łem czuć wszystko :O!Od razu załamka.Myślę-co jest?Jak to znów pobudzić??Nie dało rady-wpadłem w ciąg analiz i wyrzutów sumienia.Powiedziałem,że jej nie kocham ale bardzo lubię i chce się spotykac nawet jak z koleżanką.To nie mogło się udać :D po jakimś czasie znów wylądowalismky w łóżku i zaczeły sięmoje wyrzuty sumienia i wszystko prysneło(choć przed tem zadeklarowałem się,że chce z nia spróbować bo jednak chyba popełniłem błąd-nie dałem nam szansy etc.)NIc bardziej mylnego-wytrzymałem chyba tydzien- miałem takie mysli,dopadły mnie wszystkie nerwicowe objaWY I zeby to już mnie opuściło widziałem tylko jedna droge-czyli zerwać bo ja jej nie kocham!Że tym ją krzywdzę,że wykorzystuję-tego typu.Nie mogłem się uwolnić od nich choćby na kilka miniut.po przebudzeniu pierwse co to jak policzek w twarz- niszczysz jej zycie-ranisz- nic do niej nie czujesz-jak z nią teraz zerwać aby tego nie przeżywałą itd itd tragedia :O.
szczerze?Nie wiem nic :D
Póżniej powtarzaliśmy analogie jeszcze cyba ze 3-4 razy.
Niestety nie potrafie Ci przedstawić obszerniejszych statystyk bo nie miałem więcej poważnych partnerek.Niestety czuje w sobie,że na ta chwile ja i związek to chyba jakaś abstrakcja.Marzę o tym aby normalnie sobie zyć sam ze soba.Nie czuc ciągłego napięcia.Studiuje odburzanie, zaczołem medytować i czasem jest lepiej a czasem jak w coś się wkręce to najwieksi mnisi nie pomagają :)

Ciekaw jestem jak będzie u Ciebie.Fajnie wymienić się doświadczeniami :)
Awatar użytkownika
anilewe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 102
Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49

19 października 2018, o 11:22

xalexandrija pisze:
17 października 2018, o 11:36
Cześć,

Na forum jestem nowa, ale wasze posty i odpowiedzi obserwuję już jakiś czas. Teraz i ja przychodzę do was ze swoim problemem który nawiedza mnie już od prawie 3 miesięcy. Postaram opisać się wszystko jak najkrócej choć nie obiecuję. :)

Wszystko zaczęło się 3 miesiące temu, po naszym powrocie do siebie. Jesteśmy razem 2 lata i nasz związek nie był idealny, ale zawsze bardzo się kochaliśmy i świata poza sobą nie widzieliśmy. Kłótnia między nami doprowadziła do krótkiego rozpadu, ale zaraz nie mogliśmy bez siebie wytrzymać i było ''po staremu''.

Ostatnie kilka lat mojego życia to była totalna gonitwa. Za marzeniami, obowiązkami, pracą, szkołą. Musiałam wejść w dorosłość w trybie natychmiastowym. Często czułam się wykończona, niezadowolona i niewystarczająco dobra i doceniana. Wydaje mi się, że w rezultacie pewnego dnia, po dodatkowym stresie jakim było nasze rozstanie mój świat zawalił się i zmienił nie do poznania.

Któregoś dnia, po pracy zdrzemnęłam się na chwilę i wstałam zupełnie inną osobą. Z lękiem, strachem i z pytaniem które pojawiło się w sekundę ''czy ja go kocham?''. I wtedy zaczęła się jazda. Byłam w takim szoku, że to w jakikolwiek sposób zostało podważone, że od razu nie chciałam w to wierzyć. Ale w chwilę stałam się osowiała, marudna, zirytowana i dodatkowo przerażona bo nie rozumiałam pytania które mogło się pojawić, bo przecież do tej pory świata poza nim i nami nie widziałam...
Rozumiem, że człowiek może mieć wątpliwości, ale ja od razu stałam się przerażoną istota która z nadmiaru myśli o tym nie mogła spać od wczesnego rana, a później przez cały dzień w pracy zamartwiałam się tymi pytaniami. Czy kocham? jakbym zareagowała gdyby teraz się pojawił? Czy chcę go? Czy jesteśmy dla siebie? Dosłownie w każdej minucie dnia...nawet przy rozmowach z innymi osobami.

Szybko dostałam też lęków. Nie mogłam jeździć komunikacją, dostawałam ataków paniki w pracy i ze łzami w oczach uciekałam tam gdzie nikt mnie nie widział. Mogło złapać mnie wszędzie - w domu, w galerii handlowej, pracy... a to wszystko PRZEZ NIEPEWNOŚĆ? Nie chciałam wierzyć w to, że to zwykła niepewność, bo w poprzednich związkach w którymś momencie miałam tak samo. Zdarzyło mi się to wcześniej dwa razy ale nigdy z takim natężeniem bo zawsze w którymś momencie poddawałam się i uciekałam.

Czułam się przy nim źle. Miałam ścisk w żołądku przed przyjściem do domu. Przez długo nie mówiłam że kocham, bo miałam wyrzuty sumienia że kłamię. Kiedy się przytulałam główną myślą było to, że nei robię tego szczerze. A seks? umarł. Bo w sekundę mogłam pomyśleć sobie, że jest brzydki, odrażający, obleśny (a zawsze bardzo mi się podobał i pociągał mnie :( ).

Nasza relacja przechodzi dużą próbę, bo powiedziałam mu o tym co czuję...zarzekałam się, że nie wiem czy to prawda i po przeczytaniu waszych postów uspokoiłam go, że może być to nerwica. Próbowałam już wszystkiego żeby z tego wyjść, zaczynąc od jakiejś tam ignorancji. Co prawda do dziś szukam różnych odpowiedzi i uspokajam się w internecie.

Bywały dni PRZEBŁYSKU. Gdzie kochałam, uwielbiałam, patrzyłam na niego myślałam sobie TO TEN JEDYNY. Ale zaraz przechodziło i snów robiłam się zimna i wycofana.

Po jakiś dwóch miesiącach było jeszcze gorzej...trafiłam do psychiatry bo nie mogłam ze sobą wytrzymac. Urywałam się z pracy, nie mogłam nic robić...mogłam tylko leżeć i miałam wrażenie, że nie czuję totalnie nic. Powiedziałam lekarzowi o swojej przypadłości, ale czułam że nie znalazłam zrozumienia - pytanie od lekarza było następujące: A MOŻE PANI GO PO PROSTU NIE KOCHA??? i wtedy załamałam się jeszcze bardziej ;col ;witajka <boks>

Dostałam leki przeciw lękowe i przeciwdepresyjne z grupy SSRI i dodatkowo na sen - bo problemy ze snem narastały a czasami budziłam się z lękiem...
Na początku miałam nadzieje, że kiedy odejdzie lęk to znikną i wątpliwosci i rzeczywiście w momencie kiedy na lekach w końcu mogłam wstać z łóżka i robić podstawowe rzeczy to czułam się w stosunku do niego LEPIEJ :{}: Mogłam się przytulać, poczułam pewność siebie, i pewność swoich emocji. Ale minęło kilka dni uniesienia i znowu Baam! Nie ma nic...

Jestem już totalnie zniszczona tym i codziennie myślę o tym żeby odejść. Nie dość że jestem na razie bezużyteczna bo jestem na zwolnieniu lekarskim i nie pracuję to dodatkowo tylko leżę, nie robię nic konkretnego i się tym zamartwiam. Wpadłam w jakiś dołek.

Na dzień dzisiejszy jest tak, że kiedy już przy nim siedze ( mieszkamy razem) nie czuję nic. Moja głowa chyba uwierzyła już w to wszystko choć tak bardzo chciałaby go kochać :( Kiedy się do niego przytulam to mam wrażenie że to sztuczne i robie to z jakiegoś przyzwyczajenia. I jak na początku wierzyłam ze to irracjonalne to teraz już jestem w myśli że po prostu nie kocham i już. A jednak boję się odejśc...boję się że to będzie błąd i że będę tego żałować, a co gorsza to boję się bardziej tego, że rzeczywiście mogłabym o nim zapomnieć i jakby nigdy nic po prostu żyć dalej. Irytują mnie jego gesty a czaami jak pomyslę o tym, że ''ma dziwny głos'' to też słysze go zupełnie inaczej. Patrze na każdy milimetr jego ciała i analizuję go w głowie. Jestem zmęczona.

Nie wiem jak sobie z tym radzić. Czekam na psychoterapię ale mam ją dopiero za 2 miesiące a leki biore dalej. Siedze już jak na szpilkach a mój mózg przełączył się na tryb jakiejś ucieczki i coraz bardziej się odsuwam choć mam wyrzuty sumienia z tego powodu.

Powiedzcie jak jest lub było u was i czy też tak drastycznie. Bo szczerze, zmieniło to moje życie i myślę że gdybym się rzeczywiście rozstała to nie wybaczyłabym sobie, że ''przestałam go kochać.".
Co powiinnam waszym zdaniem zrobić i jak sobie pomóc. Przestałam czuć że gdziekolwiek jest jakieś moje miejsce.

Pozdrawiam was i czekam na odpowiedzi :lov:
Dokładnie wiem o czym piszesz...
Ostatnie 3 miesiące mojego życia to był podobny koszmar. A wszystko dlatego, że po 5 latach przerwy spróbowałam wejść kolejny raz w związek-skończyło się to tak jak za poprzednim razem - zaburzeniami lękowo-depresyjnymi. Wiem, że same leki nie pomogą - to musi wszystko przestawić się w głowie. U mnie taki moment przyszedł niecałe 3 tygodnie temu, pozwoliłam sobie na niektóre emocje... terapeutka wytłumaczyła mi, że często objawy wynikają z tłumienia. Niestety te 3 miesiące doprowadziły mnie na skraj wyczerpania emocjonalnego. Wiem też że nic już nigdy nie będzie takie samo - bo takie doświadczenia zmieniają człowieka...
Amator Życiowy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 17 lipca 2018, o 22:15

20 października 2018, o 18:24

anilewe pisze:
19 października 2018, o 11:22
xalexandrija pisze:
17 października 2018, o 11:36
Cześć,

Na forum jestem nowa, ale wasze posty i odpowiedzi obserwuję już jakiś czas. Teraz i ja przychodzę do was ze swoim problemem który nawiedza mnie już od prawie 3 miesięcy. Postaram opisać się wszystko jak najkrócej choć nie obiecuję. :)

Wszystko zaczęło się 3 miesiące temu, po naszym powrocie do siebie. Jesteśmy razem 2 lata i nasz związek nie był idealny, ale zawsze bardzo się kochaliśmy i świata poza sobą nie widzieliśmy. Kłótnia między nami doprowadziła do krótkiego rozpadu, ale zaraz nie mogliśmy bez siebie wytrzymać i było ''po staremu''.

Ostatnie kilka lat mojego życia to była totalna gonitwa. Za marzeniami, obowiązkami, pracą, szkołą. Musiałam wejść w dorosłość w trybie natychmiastowym. Często czułam się wykończona, niezadowolona i niewystarczająco dobra i doceniana. Wydaje mi się, że w rezultacie pewnego dnia, po dodatkowym stresie jakim było nasze rozstanie mój świat zawalił się i zmienił nie do poznania.

Któregoś dnia, po pracy zdrzemnęłam się na chwilę i wstałam zupełnie inną osobą. Z lękiem, strachem i z pytaniem które pojawiło się w sekundę ''czy ja go kocham?''. I wtedy zaczęła się jazda. Byłam w takim szoku, że to w jakikolwiek sposób zostało podważone, że od razu nie chciałam w to wierzyć. Ale w chwilę stałam się osowiała, marudna, zirytowana i dodatkowo przerażona bo nie rozumiałam pytania które mogło się pojawić, bo przecież do tej pory świata poza nim i nami nie widziałam...
Rozumiem, że człowiek może mieć wątpliwości, ale ja od razu stałam się przerażoną istota która z nadmiaru myśli o tym nie mogła spać od wczesnego rana, a później przez cały dzień w pracy zamartwiałam się tymi pytaniami. Czy kocham? jakbym zareagowała gdyby teraz się pojawił? Czy chcę go? Czy jesteśmy dla siebie? Dosłownie w każdej minucie dnia...nawet przy rozmowach z innymi osobami.

Szybko dostałam też lęków. Nie mogłam jeździć komunikacją, dostawałam ataków paniki w pracy i ze łzami w oczach uciekałam tam gdzie nikt mnie nie widział. Mogło złapać mnie wszędzie - w domu, w galerii handlowej, pracy... a to wszystko PRZEZ NIEPEWNOŚĆ? Nie chciałam wierzyć w to, że to zwykła niepewność, bo w poprzednich związkach w którymś momencie miałam tak samo. Zdarzyło mi się to wcześniej dwa razy ale nigdy z takim natężeniem bo zawsze w którymś momencie poddawałam się i uciekałam.

Czułam się przy nim źle. Miałam ścisk w żołądku przed przyjściem do domu. Przez długo nie mówiłam że kocham, bo miałam wyrzuty sumienia że kłamię. Kiedy się przytulałam główną myślą było to, że nei robię tego szczerze. A seks? umarł. Bo w sekundę mogłam pomyśleć sobie, że jest brzydki, odrażający, obleśny (a zawsze bardzo mi się podobał i pociągał mnie :( ).

Nasza relacja przechodzi dużą próbę, bo powiedziałam mu o tym co czuję...zarzekałam się, że nie wiem czy to prawda i po przeczytaniu waszych postów uspokoiłam go, że może być to nerwica. Próbowałam już wszystkiego żeby z tego wyjść, zaczynąc od jakiejś tam ignorancji. Co prawda do dziś szukam różnych odpowiedzi i uspokajam się w internecie.

Bywały dni PRZEBŁYSKU. Gdzie kochałam, uwielbiałam, patrzyłam na niego myślałam sobie TO TEN JEDYNY. Ale zaraz przechodziło i snów robiłam się zimna i wycofana.

Po jakiś dwóch miesiącach było jeszcze gorzej...trafiłam do psychiatry bo nie mogłam ze sobą wytrzymac. Urywałam się z pracy, nie mogłam nic robić...mogłam tylko leżeć i miałam wrażenie, że nie czuję totalnie nic. Powiedziałam lekarzowi o swojej przypadłości, ale czułam że nie znalazłam zrozumienia - pytanie od lekarza było następujące: A MOŻE PANI GO PO PROSTU NIE KOCHA??? i wtedy załamałam się jeszcze bardziej ;col ;witajka <boks>

Dostałam leki przeciw lękowe i przeciwdepresyjne z grupy SSRI i dodatkowo na sen - bo problemy ze snem narastały a czasami budziłam się z lękiem...
Na początku miałam nadzieje, że kiedy odejdzie lęk to znikną i wątpliwosci i rzeczywiście w momencie kiedy na lekach w końcu mogłam wstać z łóżka i robić podstawowe rzeczy to czułam się w stosunku do niego LEPIEJ :{}: Mogłam się przytulać, poczułam pewność siebie, i pewność swoich emocji. Ale minęło kilka dni uniesienia i znowu Baam! Nie ma nic...

Jestem już totalnie zniszczona tym i codziennie myślę o tym żeby odejść. Nie dość że jestem na razie bezużyteczna bo jestem na zwolnieniu lekarskim i nie pracuję to dodatkowo tylko leżę, nie robię nic konkretnego i się tym zamartwiam. Wpadłam w jakiś dołek.

Na dzień dzisiejszy jest tak, że kiedy już przy nim siedze ( mieszkamy razem) nie czuję nic. Moja głowa chyba uwierzyła już w to wszystko choć tak bardzo chciałaby go kochać :( Kiedy się do niego przytulam to mam wrażenie że to sztuczne i robie to z jakiegoś przyzwyczajenia. I jak na początku wierzyłam ze to irracjonalne to teraz już jestem w myśli że po prostu nie kocham i już. A jednak boję się odejśc...boję się że to będzie błąd i że będę tego żałować, a co gorsza to boję się bardziej tego, że rzeczywiście mogłabym o nim zapomnieć i jakby nigdy nic po prostu żyć dalej. Irytują mnie jego gesty a czaami jak pomyslę o tym, że ''ma dziwny głos'' to też słysze go zupełnie inaczej. Patrze na każdy milimetr jego ciała i analizuję go w głowie. Jestem zmęczona.

Nie wiem jak sobie z tym radzić. Czekam na psychoterapię ale mam ją dopiero za 2 miesiące a leki biore dalej. Siedze już jak na szpilkach a mój mózg przełączył się na tryb jakiejś ucieczki i coraz bardziej się odsuwam choć mam wyrzuty sumienia z tego powodu.

Powiedzcie jak jest lub było u was i czy też tak drastycznie. Bo szczerze, zmieniło to moje życie i myślę że gdybym się rzeczywiście rozstała to nie wybaczyłabym sobie, że ''przestałam go kochać.".
Co powiinnam waszym zdaniem zrobić i jak sobie pomóc. Przestałam czuć że gdziekolwiek jest jakieś moje miejsce.

Pozdrawiam was i czekam na odpowiedzi :lov:
Dokładnie wiem o czym piszesz...
Ostatnie 3 miesiące mojego życia to był podobny koszmar. A wszystko dlatego, że po 5 latach przerwy spróbowałam wejść kolejny raz w związek-skończyło się to tak jak za poprzednim razem - zaburzeniami lękowo-depresyjnymi. Wiem, że same leki nie pomogą - to musi wszystko przestawić się w głowie. U mnie taki moment przyszedł niecałe 3 tygodnie temu, pozwoliłam sobie na niektóre emocje... terapeutka wytłumaczyła mi, że często objawy wynikają z tłumienia. Niestety te 3 miesiące doprowadziły mnie na skraj wyczerpania emocjonalnego. Wiem też że nic już nigdy nie będzie takie samo - bo takie doświadczenia zmieniają człowieka...
Po 5 latach dopiero w nowy związek?Czy to był były partner?I jak się skończyło?Udało ci się z tym poradzić czy rozstaliscie się??
Awatar użytkownika
anilewe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 102
Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49

20 października 2018, o 22:35

Amator Życiowy pisze:
20 października 2018, o 18:24
anilewe pisze:
19 października 2018, o 11:22
xalexandrija pisze:
17 października 2018, o 11:36
Cześć,

Na forum jestem nowa, ale wasze posty i odpowiedzi obserwuję już jakiś czas. Teraz i ja przychodzę do was ze swoim problemem który nawiedza mnie już od prawie 3 miesięcy. Postaram opisać się wszystko jak najkrócej choć nie obiecuję. :)

Wszystko zaczęło się 3 miesiące temu, po naszym powrocie do siebie. Jesteśmy razem 2 lata i nasz związek nie był idealny, ale zawsze bardzo się kochaliśmy i świata poza sobą nie widzieliśmy. Kłótnia między nami doprowadziła do krótkiego rozpadu, ale zaraz nie mogliśmy bez siebie wytrzymać i było ''po staremu''.

Ostatnie kilka lat mojego życia to była totalna gonitwa. Za marzeniami, obowiązkami, pracą, szkołą. Musiałam wejść w dorosłość w trybie natychmiastowym. Często czułam się wykończona, niezadowolona i niewystarczająco dobra i doceniana. Wydaje mi się, że w rezultacie pewnego dnia, po dodatkowym stresie jakim było nasze rozstanie mój świat zawalił się i zmienił nie do poznania.

Któregoś dnia, po pracy zdrzemnęłam się na chwilę i wstałam zupełnie inną osobą. Z lękiem, strachem i z pytaniem które pojawiło się w sekundę ''czy ja go kocham?''. I wtedy zaczęła się jazda. Byłam w takim szoku, że to w jakikolwiek sposób zostało podważone, że od razu nie chciałam w to wierzyć. Ale w chwilę stałam się osowiała, marudna, zirytowana i dodatkowo przerażona bo nie rozumiałam pytania które mogło się pojawić, bo przecież do tej pory świata poza nim i nami nie widziałam...
Rozumiem, że człowiek może mieć wątpliwości, ale ja od razu stałam się przerażoną istota która z nadmiaru myśli o tym nie mogła spać od wczesnego rana, a później przez cały dzień w pracy zamartwiałam się tymi pytaniami. Czy kocham? jakbym zareagowała gdyby teraz się pojawił? Czy chcę go? Czy jesteśmy dla siebie? Dosłownie w każdej minucie dnia...nawet przy rozmowach z innymi osobami.

Szybko dostałam też lęków. Nie mogłam jeździć komunikacją, dostawałam ataków paniki w pracy i ze łzami w oczach uciekałam tam gdzie nikt mnie nie widział. Mogło złapać mnie wszędzie - w domu, w galerii handlowej, pracy... a to wszystko PRZEZ NIEPEWNOŚĆ? Nie chciałam wierzyć w to, że to zwykła niepewność, bo w poprzednich związkach w którymś momencie miałam tak samo. Zdarzyło mi się to wcześniej dwa razy ale nigdy z takim natężeniem bo zawsze w którymś momencie poddawałam się i uciekałam.

Czułam się przy nim źle. Miałam ścisk w żołądku przed przyjściem do domu. Przez długo nie mówiłam że kocham, bo miałam wyrzuty sumienia że kłamię. Kiedy się przytulałam główną myślą było to, że nei robię tego szczerze. A seks? umarł. Bo w sekundę mogłam pomyśleć sobie, że jest brzydki, odrażający, obleśny (a zawsze bardzo mi się podobał i pociągał mnie :( ).

Nasza relacja przechodzi dużą próbę, bo powiedziałam mu o tym co czuję...zarzekałam się, że nie wiem czy to prawda i po przeczytaniu waszych postów uspokoiłam go, że może być to nerwica. Próbowałam już wszystkiego żeby z tego wyjść, zaczynąc od jakiejś tam ignorancji. Co prawda do dziś szukam różnych odpowiedzi i uspokajam się w internecie.

Bywały dni PRZEBŁYSKU. Gdzie kochałam, uwielbiałam, patrzyłam na niego myślałam sobie TO TEN JEDYNY. Ale zaraz przechodziło i snów robiłam się zimna i wycofana.

Po jakiś dwóch miesiącach było jeszcze gorzej...trafiłam do psychiatry bo nie mogłam ze sobą wytrzymac. Urywałam się z pracy, nie mogłam nic robić...mogłam tylko leżeć i miałam wrażenie, że nie czuję totalnie nic. Powiedziałam lekarzowi o swojej przypadłości, ale czułam że nie znalazłam zrozumienia - pytanie od lekarza było następujące: A MOŻE PANI GO PO PROSTU NIE KOCHA??? i wtedy załamałam się jeszcze bardziej ;col ;witajka <boks>

Dostałam leki przeciw lękowe i przeciwdepresyjne z grupy SSRI i dodatkowo na sen - bo problemy ze snem narastały a czasami budziłam się z lękiem...
Na początku miałam nadzieje, że kiedy odejdzie lęk to znikną i wątpliwosci i rzeczywiście w momencie kiedy na lekach w końcu mogłam wstać z łóżka i robić podstawowe rzeczy to czułam się w stosunku do niego LEPIEJ :{}: Mogłam się przytulać, poczułam pewność siebie, i pewność swoich emocji. Ale minęło kilka dni uniesienia i znowu Baam! Nie ma nic...

Jestem już totalnie zniszczona tym i codziennie myślę o tym żeby odejść. Nie dość że jestem na razie bezużyteczna bo jestem na zwolnieniu lekarskim i nie pracuję to dodatkowo tylko leżę, nie robię nic konkretnego i się tym zamartwiam. Wpadłam w jakiś dołek.

Na dzień dzisiejszy jest tak, że kiedy już przy nim siedze ( mieszkamy razem) nie czuję nic. Moja głowa chyba uwierzyła już w to wszystko choć tak bardzo chciałaby go kochać :( Kiedy się do niego przytulam to mam wrażenie że to sztuczne i robie to z jakiegoś przyzwyczajenia. I jak na początku wierzyłam ze to irracjonalne to teraz już jestem w myśli że po prostu nie kocham i już. A jednak boję się odejśc...boję się że to będzie błąd i że będę tego żałować, a co gorsza to boję się bardziej tego, że rzeczywiście mogłabym o nim zapomnieć i jakby nigdy nic po prostu żyć dalej. Irytują mnie jego gesty a czaami jak pomyslę o tym, że ''ma dziwny głos'' to też słysze go zupełnie inaczej. Patrze na każdy milimetr jego ciała i analizuję go w głowie. Jestem zmęczona.

Nie wiem jak sobie z tym radzić. Czekam na psychoterapię ale mam ją dopiero za 2 miesiące a leki biore dalej. Siedze już jak na szpilkach a mój mózg przełączył się na tryb jakiejś ucieczki i coraz bardziej się odsuwam choć mam wyrzuty sumienia z tego powodu.

Powiedzcie jak jest lub było u was i czy też tak drastycznie. Bo szczerze, zmieniło to moje życie i myślę że gdybym się rzeczywiście rozstała to nie wybaczyłabym sobie, że ''przestałam go kochać.".
Co powiinnam waszym zdaniem zrobić i jak sobie pomóc. Przestałam czuć że gdziekolwiek jest jakieś moje miejsce.

Pozdrawiam was i czekam na odpowiedzi :lov:
Dokładnie wiem o czym piszesz...
Ostatnie 3 miesiące mojego życia to był podobny koszmar. A wszystko dlatego, że po 5 latach przerwy spróbowałam wejść kolejny raz w związek-skończyło się to tak jak za poprzednim razem - zaburzeniami lękowo-depresyjnymi. Wiem, że same leki nie pomogą - to musi wszystko przestawić się w głowie. U mnie taki moment przyszedł niecałe 3 tygodnie temu, pozwoliłam sobie na niektóre emocje... terapeutka wytłumaczyła mi, że często objawy wynikają z tłumienia. Niestety te 3 miesiące doprowadziły mnie na skraj wyczerpania emocjonalnego. Wiem też że nic już nigdy nie będzie takie samo - bo takie doświadczenia zmieniają człowieka...
Po 5 latach dopiero w nowy związek?Czy to był były partner?I jak się skończyło?Udało ci się z tym poradzić czy rozstaliscie się??
Tak-wcześniej nawet nie próbowałam. Twierdziłam że jest mi dobrze samej ze sobą, ale to nie była do końca prawda...
Nie-były partner ma w tym momencie żonę i 3 dziecko w drodze ;)
Na chwile obecną nie jestem z tym chłopakiem ale widujemy się często...
Amator Życiowy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 17 lipca 2018, o 22:15

21 października 2018, o 10:56

anilewe pisze:
20 października 2018, o 22:35
Amator Życiowy pisze:
20 października 2018, o 18:24
anilewe pisze:
19 października 2018, o 11:22


Dokładnie wiem o czym piszesz...
Ostatnie 3 miesiące mojego życia to był podobny koszmar. A wszystko dlatego, że po 5 latach przerwy spróbowałam wejść kolejny raz w związek-skończyło się to tak jak za poprzednim razem - zaburzeniami lękowo-depresyjnymi. Wiem, że same leki nie pomogą - to musi wszystko przestawić się w głowie. U mnie taki moment przyszedł niecałe 3 tygodnie temu, pozwoliłam sobie na niektóre emocje... terapeutka wytłumaczyła mi, że często objawy wynikają z tłumienia. Niestety te 3 miesiące doprowadziły mnie na skraj wyczerpania emocjonalnego. Wiem też że nic już nigdy nie będzie takie samo - bo takie doświadczenia zmieniają człowieka...
Po 5 latach dopiero w nowy związek?Czy to był były partner?I jak się skończyło?Udało ci się z tym poradzić czy rozstaliscie się??
Tak-wcześniej nawet nie próbowałam. Twierdziłam że jest mi dobrze samej ze sobą, ale to nie była do końca prawda...
Nie-były partner ma w tym momencie żonę i 3 dziecko w drodze ;)
Na chwile obecną nie jestem z tym chłopakiem ale widujemy się często...

A czego się doszukałaś w nowym partnerze-tzn jakie wątpliwoiśći się zasiały?Dobrze pewnie pod tym względem,że był spokój od większości i objawów i leków.Obstawiam,że teraz też masz lęki związane ze spotkaniami z nim?Tylko słabsze od tych podczas związku ?
Awatar użytkownika
anilewe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 102
Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49

21 października 2018, o 13:01

Amator Życiowy pisze:
21 października 2018, o 10:56
anilewe pisze:
20 października 2018, o 22:35
Amator Życiowy pisze:
20 października 2018, o 18:24


Po 5 latach dopiero w nowy związek?Czy to był były partner?I jak się skończyło?Udało ci się z tym poradzić czy rozstaliscie się??
Tak-wcześniej nawet nie próbowałam. Twierdziłam że jest mi dobrze samej ze sobą, ale to nie była do końca prawda...
Nie-były partner ma w tym momencie żonę i 3 dziecko w drodze ;)
Na chwile obecną nie jestem z tym chłopakiem ale widujemy się często...

A czego się doszukałaś w nowym partnerze-tzn jakie wątpliwoiśći się zasiały?Dobrze pewnie pod tym względem,że był spokój od większości i objawów i leków.Obstawiam,że teraz też masz lęki związane ze spotkaniami z nim?Tylko słabsze od tych podczas związku ?
Tak był spokój od lęków i objawów...
Co do wątpliwości to jednak pojawiło się ich sporo i tłumiłam w sobie też wiele, aż się w końcu wylało...
Co do lęków obecnie - wszystko jest bardzo skomplikowane :( jak się oddala to mam lęk związany z utratą kontaktu, jak zaś "podchodzi za blisko" to włącza mi się lęk związany z chęcią ucieczki...
xalexandrija
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 13 września 2018, o 10:01

21 października 2018, o 16:58

anilewe pisze:
21 października 2018, o 13:01
Amator Życiowy pisze:
21 października 2018, o 10:56
anilewe pisze:
20 października 2018, o 22:35


Tak-wcześniej nawet nie próbowałam. Twierdziłam że jest mi dobrze samej ze sobą, ale to nie była do końca prawda...
Nie-były partner ma w tym momencie żonę i 3 dziecko w drodze ;)
Na chwile obecną nie jestem z tym chłopakiem ale widujemy się często...

A czego się doszukałaś w nowym partnerze-tzn jakie wątpliwoiśći się zasiały?Dobrze pewnie pod tym względem,że był spokój od większości i objawów i leków.Obstawiam,że teraz też masz lęki związane ze spotkaniami z nim?Tylko słabsze od tych podczas związku ?
Tak był spokój od lęków i objawów...
Co do wątpliwości to jednak pojawiło się ich sporo i tłumiłam w sobie też wiele, aż się w końcu wylało...
Co do lęków obecnie - wszystko jest bardzo skomplikowane :( jak się oddala to mam lęk związany z utratą kontaktu, jak zaś "podchodzi za blisko" to włącza mi się lęk związany z chęcią ucieczki...


No skąd ja to znam :D dokladnie tak. Razem - tragicznie. Oddzielnie - tez tragicznie. Można zwariowac!
Awatar użytkownika
anilewe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 102
Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49

21 października 2018, o 19:29

xalexandrija pisze:
21 października 2018, o 16:58
anilewe pisze:
21 października 2018, o 13:01
Amator Życiowy pisze:
21 października 2018, o 10:56



A czego się doszukałaś w nowym partnerze-tzn jakie wątpliwoiśći się zasiały?Dobrze pewnie pod tym względem,że był spokój od większości i objawów i leków.Obstawiam,że teraz też masz lęki związane ze spotkaniami z nim?Tylko słabsze od tych podczas związku ?
Tak był spokój od lęków i objawów...
Co do wątpliwości to jednak pojawiło się ich sporo i tłumiłam w sobie też wiele, aż się w końcu wylało...
Co do lęków obecnie - wszystko jest bardzo skomplikowane :( jak się oddala to mam lęk związany z utratą kontaktu, jak zaś "podchodzi za blisko" to włącza mi się lęk związany z chęcią ucieczki...


No skąd ja to znam :D dokladnie tak. Razem - tragicznie. Oddzielnie - tez tragicznie. Można zwariowac!
Gdybyś chciała pogadać to odezwij się priv :)
Awatar użytkownika
anilewe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 102
Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49

21 października 2018, o 19:30

Amator Życiowy pisze:
21 października 2018, o 10:56
anilewe pisze:
20 października 2018, o 22:35
Amator Życiowy pisze:
20 października 2018, o 18:24


Po 5 latach dopiero w nowy związek?Czy to był były partner?I jak się skończyło?Udało ci się z tym poradzić czy rozstaliscie się??
Tak-wcześniej nawet nie próbowałam. Twierdziłam że jest mi dobrze samej ze sobą, ale to nie była do końca prawda...
Nie-były partner ma w tym momencie żonę i 3 dziecko w drodze ;)
Na chwile obecną nie jestem z tym chłopakiem ale widujemy się często...

A czego się doszukałaś w nowym partnerze-tzn jakie wątpliwoiśći się zasiały?Dobrze pewnie pod tym względem,że był spokój od większości i objawów i leków.Obstawiam,że teraz też masz lęki związane ze spotkaniami z nim?Tylko słabsze od tych podczas związku ?
Gdybyś chciał pogadać to odezwij się ;) ciekawa jestem jak to wygląda u osób płci przeciwnej...
ODPOWIEDZ