Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zaangażowanie w związku, kolejny etap, oświadczyny

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
kruczki
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 25 lipca 2022, o 23:09

26 lipca 2022, o 00:17

Hej,
Jestem w związku od 7 lat, od 2 lat mieszkamy razem z partnerem. Problem z którym tu przychodzę rozbija się o zaręczyny, a właściwie ich brak. Część naszych znajomych jest po ślubie, część zaręczonych, a część w "kohabitacie". Tylko że... jakaś tama się we mnie zawaliła, kiedy dowiedziałam się o zaręczynach mojej przyjaciółki, do których doszło 4 miesiące temu (z partnerem są w związku od 4 lat). Razem z nią i 2 innymi przyjaciółkami tworzymy bardzo silną więź już od kilkunastu lat, mamy mnóstwo wspólnych wspomnień i razem dorastałyśmy. I kiedy chłopak jej się oświadczył poczułam... dużą zazdrość, frustrację, ale głównie ogromny i wszechogarniający smutek - przez kilka dni płakałam po kryjomu :((. Bo głupio myślałam, że to ja będę ,,pierwsza". Życzę jej oraz im jako para wszystkiego dobrego, cieszę się, że znaleźli siebie nawzajem i chcą spędzić razem resztę życia i wspieram ją w tej decyzji i nie mogę się już doczekać wesela. Ale jednocześnie tak mi ku*wa szkoda siebie samej, że tak na to reaguję. Nie rozumiem czemu mój partner jeszcze nie podjął tego kroku. Mieszkamy razem, żyjemy w zdrowym związku, mamy kota i planujemy razem przyszłość. Rozmawialiśmy kiedyś o ślubie itd., no ogólnie temat się pojawiał. Parę lat temu pytał mnie o rozmiar palca, bo akurat jakaś koleżanka się zaręczyła. Wtedy myślałam, że niebawem nastąpi "ten moment", ale przez kilka lat nic się nie wydarzyło - lecz ja w tym czasie nie myślałam o zaręczynach, czasami tylko zastanawiałam się kiedy to się wydarzy, ale żyćko leciało i tyle - uznałam, że będzie to w swoim czasie i nie zadręczałam się tak. Tylko te zaręczyny przyjaciółki to jak obuchem w głowę, moje serce trochę się rozpadło.
Pochodzę z bardzo toksycznej, zaburzonej rodziny. Byłam parentyfikowana przez matkę - stanowiłam emocjonalnego powiernika, ponieważ sama nie radziła sobie ze sobą, jednak mój dziecięcy i nastoletni umysł nie dźwignęły tego ciężaru. Mama przez lata miała depresję, a ojciec najprawdopodobniej zaburzenie narcystyczne i/lub psychopatyczne i znęcał się nad nami wszystkimi psychicznie, nad mamą też fizycznie. Niestety moja siostra stosowała wobec mnie także przemoc psychiczną przez wiele lat. Ja sama przez ostatnie 5 lat wygrzebywałam się z wieloletniej depresji i zaburzeń lękowych, ale już jest dobrze - sporo leków i mnóstwo godzin terapii już za mną.
Wracając do teraźniejszości - doszłam do wniosku, że chyba nie wiedziałam jak bardzo mi na tych zaręczynach zależy, dopóki nie doświadczyła ich moja przyjaciółka. W jakimś sensie podświadomie założyłam, że to ja pierwsza się zaręczę, skoro żyjemy tyle lat razem i mamy taki dobry związek. Tak naprawdę mój partner jest pierwszą osobą w moim życiu, której ufam, która mnie szanuje, no ogólnie ciężko streścić te 7 lat, ale w skrócie mówiąc - jest najlepszą osobą jaką znam i znałam, z resztą co roku mu to powtarzam w jego urodziny, bo dla mnie to bardzo ważne słowa. Nasza relacja jest dla mnie bardzo ważna i wielokrotnie powtarzałam na terapii, że nadal po 7 latach jestem w szoku, że zbudowałam coś takiego, patrząc na dom, z którego pochodzę.
Jednak nie będę się oszukiwać - od sytuacji z przyjaciółką czuję duży żal do partnera z powodu stania w miejscu, a jednocześnie wszystko to przeżywam po cichu, on nawet o tym nie wie. I teraz czuję, że dla mnie to już nie będzie to samo, jeśli partner to zrobi; z jednej strony jeśli chłopak oświadczy się niebawem będę miała wrażenie, że to z presji przez sytuację przyjaciółki, z drugiej strony jak mam czekać jeszcze rok/dwa, to chyba skisnę bardziej niż ogórek w zalewie. Zawsze chciałam, aby zaręczyny to była niespodzianka, w końcu przeżywamy je raz w życiu (zazwyczaj :)) i widziałam je jako bardzo ważne wydarzenie w związku. Bardzo możliwe, że dla mnie jest to podwójnie ważne, bo w moim domu nie było miłości, tylko przemoc, nienawiść i ogromny strach i teraz jak mam tę miłość to chcę, aby była jak najlepsza. Wygląda na to, że dopiero ostatnio uświadomiłam sobie, jakie to dla mnie ważne i z jak wieloma rzeczami to powiązałam - z poczuciem bezpieczeństwa, z poczuciem bycia "ta jedyną", z wyobrażeniem życia jak z bajki, z poczuciem bycia wartą miłości. Nie rozumiem już swoich uczuć i myśli z tym związanych. Nie wiem o co mi chodzi... Co dla mnie zmienia ta kolejność która z nas będzie "pierwsza"? Gdyby nie zaręczyny przyjaciółki pewnie nie czułabym takiego żalu jak teraz. Wiecie, bo tu nie chodzi o głupi "pierścionek" tylko o tą wartość jako symbol, jako następny krok na wspólnej drodze, cały czas to właśnie mam na myśli.
Co o tym myślicie? Jakie są wasze doświadczenia w tym temacie? Piszcie swoje refleksje, nawet jeśli tylko zahaczają o temat. Bardzo potrzebuję teraz waszego wsparcia....
ODPOWIEDZ