Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ćwiczenia uważności, pytanie do odburzonych

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

21 grudnia 2019, o 02:21

Adka pisze:
21 grudnia 2019, o 01:11
Victor kocham cię!!! Ożeń się ze mną!!! 😂😂 Jak czytam twoje arty lub odpowiedzi to mi aż ciepło na serduszku i się wzruszam 😂😂
Ale wzruszasz się z powodu tego, że nie mam żony czy co? xd
Vadim pisze:
21 grudnia 2019, o 01:43
Dooobry wpis! Prawie jak art w sumie, dzięki :) Mam małe pytanie o samo nagranie bo gdzieś usłyszałem, że ma być o lęku wolnopłynącym oraz dd, czy to fakty? I czy jakoś w tym roku? Pozdrawiam!
Do końca roku będzie nagranie o tym jak wyglądał u mnie lęk wolnopłynący i strach przed schizą, o DD będzie w osobnym bo to zasługuje na własne wypociny. ;p
Generalnie wiem, ze te terminy są płynne tych moich kolejnych nagrań ;p ale zdałem sobie sprawę, że chcę to jakoś tak uporządkowanie zrobić. Aby te 2 sezony jak to u mnie było i jak się skończyło, były uzupełnieniem historii, wpisów i divovicka. Abym mógł zrobic jakiś konkretny odsyłacz (drogowskaz) po tym wszystkim i żeby to się wzajemnie uzupełniało na ile to możliwe. Chcę po prostu na razie przygotować kilkanaście konkretnych nagrań, aby nie były powtarzaniem tego co było w 100 %, choć powtórzenia pewne są nieuniknione.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Adka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 30
Rejestracja: 8 września 2019, o 14:38

21 grudnia 2019, o 12:01

Victor pisze:
21 grudnia 2019, o 02:21
Adka pisze:
21 grudnia 2019, o 01:11
Victor kocham cię!!! Ożeń się ze mną!!! 😂😂 Jak czytam twoje arty lub odpowiedzi to mi aż ciepło na serduszku i się wzruszam 😂😂
Ale wzruszasz się z powodu tego, że nie mam żony czy co? xd

Hahaha myślałam że masz żonę😆 wzruszam się z tej dobroci i ogólnie z tego co tu wszyscy robicie, dzięki za całą robotę i ja też czekam na drugą część filmiku na jutubsie 😎🙂
"Częściej cierpimy w naszej wyobraźni niż w rzeczywistości"
Seneca
Your anexiety is lying to you....
It's OK to not be OK🙂
Sofia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 6 listopada 2019, o 15:39

21 grudnia 2019, o 23:18

Victor pisze:
21 grudnia 2019, o 00:25
Nerwowy pisze:
19 grudnia 2019, o 08:10

Viktor dałoby radę robić webinary dla większej liczby osób? Tematy są bardzo ciekawe i na pewno wielu osobom, by dodatkowo to pomogło. Nie wiem na czym je robisz, ale można je puszczać w kilku miejscach w tym samym momencie np. na Facebooku, a tam nie ma ograniczeń liczby miejsc. Niezłą platformą do webinarów jest też https://zoom.us/ , ale niestety tu już większe bajery są przy płatnych opcjach.

Mógłbyś wtedy to zautomatyzować i wysyłać newsletter o dacie webinaru, byłoby więcej miejsc i każdy byłby o tym poinformowany. Do tego od razu np. możliwość obejrzenia kopii przez 24 godziny od nagrania (np. za darmo) i dodatkowo dożywotni dostęp do wszystkich nagrań - jakiś płatny na zamkniętej platformie. Od razu miałbyś z tego jakąś kasę, nagrania by nie przepadały i byłyby dostępne w zamkniętej platformie. Wszystko to można ogarnąć na Wordpressie, na którym jest twoja strona :)
Dzięki za stronkę i pomysł :P Natomiast na tych spotkaniach ostatnio jest więcej niż 25 osób, bo mam już płatny pakiet clickmeeting i można teraz technicznie więcej osób przygarnąć. Do tego moi zapisujący nie skonsultowali się ostatnio ze sobą i trochę było za wiele osób. xd
Ale tu chodzi o inną rzecz trochę bowiem zauważyłem ostatnio, że sam wykład (nawet z prezentacją xd) to kończy się na tym: "super to powiedziałeś", "wow jesteś super". "fajnie było posłuchać", jednak po zapytaniu o jakąkolwiek rzecz z tych, o których mówiłem okazało się, że mało kto dokładnie słuchał tak aby to coś konkretnie dało do głowy. xd A mnie w tych webinarach nie chodzi o nagrania bo ja serio mam zdanie, że te najważniejsze już są i jak dodamy forum do tego i ze 2 książki to już jest naprawdę bardzo dużo.
Tylko mnie obecnie chodzi bardziej o rozmowę, wciągnięcie w dyskusję bo każdy w pewien sposób potrzebuje dopasować pewne rzeczy pod siebie i chciałbym w tym pomóc ale mogę tylko wtedy jak porozmawiamy wspólnie. A w tym wypadku 50 osób to za wiele, powstaje chaos i jest to średnio wygodne a szczególnie, że często wówczas niektórym tnie net. Więc wolę nawet powtórzyć tematykę wielokrotnie ale pogadać bezpośrednio.
Jeszcze jak tylko mogę chciałabym dopytać o jeszcze jedną rzecz, jak sobie radzisz Victor z presją ale taką życiową? Masz jakieś podejście no bo zakładam, że presję zapewne masz jak wielu.
Klaudiaaa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 20 września 2019, o 10:31

27 grudnia 2019, o 12:50

Victor pisze:
17 grudnia 2019, o 03:18
Sofia pisze:
16 grudnia 2019, o 12:45
Dziękuję wam za odpowiedzi!
Victor cesze się, że odpisałeś bo miałam pisać do ciebie wiadomość, bo powiedzmy znajoma miała u ciebie tylko terapie uważności i sobie chwaliła to podejście. Ale ciekawi mnie czy ty stosowałeś cokolwiek z tego w swoim wychodzeniu z zaburzeń? Bo znam twoje wpisy dokładnie i nic o tym nie pisałeś. Zastanawiam się po prostu czy to naprawdę jest skuteczne na zaburzenia emocjonalne. Nie tylko na stresy i takie ludzkie problemy no bo to na pewno.
Wiem, że pewnie to pytanie słyszysz często ale czy po tym jak wyszedłeś z zaburzenia to dostrzegłeś w nerwicy coś więcej? W sensie czy musiałeś potraktować nerwicę i lęk jak przyjaciela, który jest po coś?
I co tak naprawdę było motywem zmiany, bo na pewno poddawanie wartości ale co jeszcze? Dzięki z góry za twój czas!
Aha i właśnie bo ja liznęłam sporo medytacji i skupienia uwagi i właśnie o ile na takie prostsze sprawy i emocje to było pomocne, to te głębsze problemy i tak się przebijały. Dlatego tak się zastanawiam trochę nad tym i pytam.

Nerwowy tak masz rację, to trzeba bardzo trenować, to znaczy nie poddawać się, tak było trochę z medytacją i z tym tak samo jest bo przecież to bazuje na tym. Mam tą książkę z płytą cd ale jeszcze jej nie ruszyłam :D Trzeba się tu zacząć w tym temacie motywować :D
Zaburzenie moim przyjacielem? ;p Oczywiście ja rozumiem sens przedstawiania tak czasem zaburzenia i szukania w tym pewnego celu i jeżeli to komuś odpowiada, to popieram w pełni i nic do tego nie mam.
Ale mnie osobiście takie słowa przez usta nie przejdą. Ogólne zaburzenia psychiczne różnorakie mordowały mnie większą część życia, w bardzo młodym wieku byłem uważany za dziwaka, wysyłany do szkół specjalnych z powodu nerwicy natręctw, która była widoczna dla innych, potem szkoła średnia - odludek z powodu lęku społecznego, oraz własnego świata hipochondrii i depresji. A jak nastąpiło półtora roku przerwy bo wdałem się w pewne towarzystwo na studiach i odwróciłem swoją uwagę, to wyszły na jaw schematy unikania, zamartwiania, lęku przed odrzuceniem, krytyką, niską wartością siebie, potrzebą aprobaty, momentami totalne poczucie bezradności jak u małego chłopca, oraz ogólnie nieprawidłowe wejście w dorosłe życie z przekonaniem, że muszę sobie ze wszystkim radzić (również emocjami), bo jeśli nie to jestem słaby, a trzeba być silnym i idealnym. Wtedy też doznałem super okresu 5 lat z lękiem wolnopłynącym, depersonalizacją i natrętami.
Dlatego lęk, zaburzenie nie było moim przyjacielem, poradziłbym sobie bez niego i bez niego również bym wiedział, że brakuje mi asertywności i tym podobnych pierdół oraz, że sport jest ważny, jak również zdrowa dieta i magnez. ;p To, że pochodzę z kiepskiej (emocjonalnie) rodziny i dlatego tak jest, oraz że się mocniej stresuje niż inni też bym zauważył ;p Naprawdę obyłbym się bez zaburzenia aby uzyskać te wielkie objawienia. ;p

Oczywiście potrzebowałem przede wszystkim (co mocno zaznaczam) zrozumieć, że nie jest to też moim wrogiem i nie mogę się z tym szarpać. A więc potrzebowałem zaakceptować, że jest jak jest i tyle. Ani to mój przyjaciel, ani wróg. Po prostu nie mogłem dokonać wcześniej wyboru, ani od razu tego zmienić a więc pozostawało to przyjąć, że tak jest.
Jednocześnie nie słuchając wielu speców i "badań", że w takim wypadku to nie da rady w ogóle nic z tym zrobić bo jest to genetyczne, sryczne, taki jestem a leki to można brać całe życie. Za takie rzeczy musiałem podziękować i szukać rozwiązania sam.
Natomiast aby nie zabrzmiało to zbyt negatywnie ;p to nie żałuję niczego, taka po prostu była moja droga, którą zawsze starałem się prostować mimo wielu upadków i tak naprawdę złego samopoczucia.

Co do uważności to nie jest do końca tak, że jej nie stosowałem aczkolwiek nie w takiej formie jak się to proponuje choćby we wspomnianych książkach. Bowiem tego rodzaju uważność to przede wszystkim decyzja, że tak chcemy to praktykować. I nie dlatego aby się pozbyć lęku, bo w tym wypadku jest przedstawiany pewien nowy styl życia tak naprawdę. Oczywiście bardzo ciekawy i według mnie może być również słuszny. Aczkolwiek nikogo do tego nie można przymuszać, dobrze jest się z tym zapoznać, spróbować i zdecydować.
Ja w swojej praktyce ograniczyłem się do ćwiczenia skupiania uwagi na bodźcu, na którym ja chcę się skupić bez względu na to jaka emocja i myśl będzie mi przeszkadzała (a te poddawałem akceptacji, często w zaburzeniu tylko logicznej). A więc podstawa tak naprawdę ta sama, tylko wybrałem dla mnie część najważniejszą. Opisałem to mniej więcej tutaj: medytacja-relaksacyjna-cze-oczyszczanie-umys-t4590.html

Ćwiczenie tego pozwoliło mi nabywać umiejętność skupiania uwagi, bez względu na to jak się czuję. Razem z innymi czynnikami było to ważne.
Co do samej uważności to ja obecnie posługuje się nią w pracy z klientami, ale głównie z tymi, którzy chcą tego i kiedy tematyka dotyczy rozwoju osobistego ale też zaburzeń - choć tu rzadziej. A to dlatego, że po pierwsze tego tematu trzeba chcieć się uczyć. Po drugie zauważyłem, iż o ile uważność pomaga zmniejszyć analizy i z czasem nasilenie emocji oraz myśli, to nie za bardzo likwiduje błędne przekonania.
Choćby np. wewnętrzną presję wynikająca z przekonania, ze wszystko musi mi się udawać jak najlepiej. Coś takiego jest wewnetrznym trochę mechanizmem napędzającym i warto takie przekonania przewartościować oraz wdrożyć sporo logiki aby utrwalała się ona i tworzyła równowagę do reakcji czysto emocjonalnych.
Tematyka uwazności oczywiście może iść z tym w parze i nic nie stoi na przeszkodzie aby tak było, aczkolwiek w zaburzeniach lękowych i osobowości nie zaczynam od razu od niej, bowiem nie dawało to takich efektów jak wdrożenie jej po pewnym czasie wśród osób, które tego chciały.
Nie mówię oczywiście abyś nie spróbowała, wręcz przeciwnie choćby dla samej umiejętności skupiania się na tym co chcesz. Ja tylko tu piszę o swoich przemyśleniach bo pytałaś o to. :)

Co do tego co było moim głównym punktem to były to wielorakie czynniki.
Oczywiście ryzykowanie też, czyli poddawanie skarbu ;p Zauważyłem, że jestem najczęściej kojarzony z tym ryzykowaniem. xd
Nie jest to dziwne bowiem w wielu wypadkach jest to mega potrzebne, w zasadzie prawie każdym gdzie występuje obawa, choć w niektórych "ryzykowaniem" będzie porzucenie na dłuższy czas analizy jak choćby w ROCD, akceptowanie niepewności w lęku wolnopłynącym, czy też porzucanie zachowań upewniających np. w hipochondrii.
Wiele osób chce pewnie trochę widzieć takiego wojownika, który przełamywał lęki w pocie czoła i tak, w którymś momencie faktycznie było ale nie byłem wojownikiem, byłem po prostu tym wszystkim zmęczony. ;p

Natomiast poza ryzykowaniem to oczywiście akceptacja, której wszędzie poświęcałem więcej czasu niż samemu ryzykowaniu, często tylko logiczna bowiem w zaburzeniu mamy blokadę aby zaakceptować mentalnie to, że czujemy się jak czujemy.
Akceptacja budowała się z czasem.
Przyzwalanie na emocje było mega ważną kwestią, dlatego czesto kładłem się i specjalnie wczuwałem w lęk co prowadziło do oswojenia go. A dokładnie w takim sensie, że potem nie było ciągłego zdziwienia - "Jak to lęk nadal jest? Nie wytrzymam z nim".
W którymś momencie wiedziałem, że jednak wytrzymam ale ta wiedza przyszła po oswajaniu go.
Dużo logiki, w obliczu tych schematów, które wymieniłem, lękowych myśli (które trzeba akceptować oczywiście i dopuszczać do siebie), obaw. Czasem wręcz wmawianie sobie pewnych rzeczy logicznie, a przynajmniej tak czułem jakbym sobie wmawiał, bo oczywiście w zaburzeniu wszystko (myśli, emocje) krzyczało - BĘDZIE ŹLE, FATALNIE, co nie dawało żadnego wsparcia emocjonalnego moim budowanym nowym przekonaniom co do zaburzenia.
Zresztą racjonalność była kluczowa i to pomimo tego co czułem. W tym właśnie pomogło to ćwiczenie na uwagę, o którym wspomniałem wyżej.
No i przede wszystkim, naprawdę dobra znajomość mechanizmów lękowych. Nie ważne, że tylko w postaci wiedzy, bo w którymś momencie zrozumiałem, że trzeba ją wyciągać na wierzch. Praktykować, czyli nie kisić w głowie.
A także rzecz jasna pozbywanie się zachowań, które nakręcały analizę.

Odburzenie przychodziło z długim czasem i etapami, zaburzanymi totalnymi dołami, brakiem motywacji i wiary w to co w ogóle robię.
Natomiast ostatecznie dało się, dlatego zawsze każdemu sugeruję nie powtarzać co rusz, że coś jest za silne. TERAZ takie Ci się wydaje, z czasem i działaniem będziesz widział to inaczej.
Po odburzeniu przyszedł czas na schematy, ale tu działanie było podobne - logika i przeczekiwanie emocji, poczucia winy, odrzucenia itp. Ale to już osobny temat, który może kiedyś poruszę xd
A tymczasem kończę bo mi się kaznodziejstwo załączyło. xd Bierz Sofia dupę w troki i działaj. xd

Dodam jeszcze tylko, że nie miałem żadnych nawrotów srotów, bo wdrożyłem i wpoiłem sobie reakcje logiczne, nie tylko emocjonalne jak to było do momentu jak zacząłem pracę nad tym. A także poddałem wiele skarbów, a więc schematy lękowe musiały się rozlecieć.
Po latach zobaczyłem tylko jeszcze jedną rzecz u siebie, a mianowicie nadmierne angażowanie się w takie wartości jak przyjaźń i miłość, co w moim wypadku nie było zbytnio zaskakujące ale nie dostrzegałem tego do końca w odburzaniu i pewnym czasie PO.
Dopiero ostatnie 3 lata mojego życia i pewne prywatne doświadczenia oraz kopy na gębę mi to uzmysłowiły, ale to już było proste. Logika + zmiana zachowania, a dokładnie zmniejszenie zaangażowania i jak nowy. xd
Dlatego zawsze wszystkim polecam budowanie racjonalności, założeń i trzymanie się ich. Potrafi to zmienić wszystko, lecz potrzeba w tym również umiejętności przeczekiwania trudnych emocji oraz myśli, a także UWAGA - CZASU. :P

Podsumowując...polecam uważność :D Przyda się ona w tym wszystkim, a szczególnie umiejętność skupiania na tym na czym chcemy, pomimo emocji, myśli, odczuć i poczuć.
A co Victor najczęściej robiłeś jak były myśli natrętne, lękowe które dudniły Ci w głowie bez mała bez przerwy? Jak ignorowałeś dłuższy czas i potem się tak nasiliło, że się nie dało dalej tak samo, to co robiłeś lub byś zrobił?
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

27 grudnia 2019, o 23:27

Klaudiaaa pisze:
27 grudnia 2019, o 12:50

A co Victor najczęściej robiłeś jak były myśli natrętne, lękowe które dudniły Ci w głowie bez mała bez przerwy? Jak ignorowałeś dłuższy czas i potem się tak nasiliło, że się nie dało dalej tak samo, to co robiłeś lub byś zrobił?
Huhu co robiłem? Analizowałem i wkręcałem się, potem wkręcałem i analizowałem, następnie ponownie analizowałem, analizowałem, analizowałem i wkręcałem się. Potem analizowałem analizę oraz wkręcanie się i analizowałem to, że się wkręcam i nie wyjdę z tego przez to, iż analizuję. A więc analizowałem analizę analizy i wkręcania się po to aby znowu coś analizować i się wkręcać, a jak mnie to zmęczyło to zaczynał się drugi dzień i pierwsza analiza od której zacząłem wczoraj była znowu ważna. A wszystko po to aby wkoło wyjaśniać i mieć PEWNOŚĆ i to tak...;p

Ale Tobie chodzi o PORADY przecież xd a więc różne rzeczy robiłem: akceptowałem i jednocześnie mówiłem, że kłamstwa mogą spadać, przyzwalałem, niektóre myśli powtarzałem aby się oswoić, o dziwo również ignorowałem, odwracałem czasem uwagę, poddawałem skarby, nuciłem, śpiewałem, przedrzeźniałem :) a więc różne rzeczy bo tak po prawdzie nie chodzi aż tak o metodę (choć można mieć ulubioną, która nam pasuje najlepiej), ale o to aby NIE PRÓBOWAĆ UNIKAĆ za wszelką cenę tego i tylko czekać kiedy minie. Bo wtedy tak naprawdę wiele możemy robić, ale nadal sami podsycamy strach przed tym.
A tak mówiąc wprost Klaudia ja nie do końca daje wiarę w to, że ignorowałaś i przyzwalałaś na to co Cię męczy tak jak mówisz. Bo pamiętam Twoje posty pierwsze i według mnie próbowałaś unikać negatywnych myśli zajmowaniem czasu. :)
Sofia pisze:
21 grudnia 2019, o 23:18

Jeszcze jak tylko mogę chciałabym dopytać o jeszcze jedną rzecz, jak sobie radzisz Victor z presją ale taką życiową? Masz jakieś podejście no bo zakładam, że presję zapewne masz jak wielu.
Presja to szeroki temat ale on się układał w całość razem z pracą nad sobą. Bo praca ta wymagała ostatecznie nabycia umiejętności akceptacji niepewności i to każdej.
Bo wcześniej skąd u mnie powstawała presja? Ze strachu, ze sobie z czymś nie poradzę, a do tego kiedy się czegoś podejmowałem to było - MUSI SIĘ UDAĆ! BO JAK NIE TO KONIEC!
A to gówno prawda, cokolwiek by się nie udało to czas poleci dalej, a my jeśli nie zamkniemy się tylko w poczuciu beznadziei na długo (bo jakiś czas poleżeć i poklęczeć można) to pojawiają się nowe pomysły, rzeczy i osoby też.
A niepowodzenie jak zechcemy to stanie się pewną dawką wiedzy. Brzmi to może łatwo ale też trzeba poznawczo popracować nad tym, aby na pewne rzeczy w życiu chcieć tak spojrzeć, przede wszystkim na możliwe straty lub niepowodzenia. To jest decyzja powolnej chęci takiego spojrzenia, a nie coś co dostanie się za free.

W kwestiach materialnych, zawodowych i ogólnie osobistych zakładać trochę zacząłem, że wcale nic nie MUSI się udać. Nie oznacza to, żeby nie wkładać w to serca ale to, że akceptuję niepewność powodzenia każdej rzeczy jakiej się podejmuję. Bo wiem, że nawet jak coś nie wyjdzie to czas poleci do przodu i zawsze można coś zrobić. Być może na początku będzie gorszy czas ale potem nie wiadomo. Ale dopiero z czasem nabyłem takiego podejścia i opiera się ono również o akceptację.
Miałem trochę trudności aby bliskie relacje wrzucić w to założenie, bowiem te wartości zawsze wydawały mi się inne, specyficzne jak dla każdej osoby dawniej powiedzmy niezbyt chcianej.
Ale to też nieprawda, w tym zakresie wcale nie wszystko MUSI się udać i to też jest okey. Czas poleci w przód a my jeśli sami siebie nie zblokujemy to wszystko leci dalej i mamy możliwości, możliwości i jeszcze raz możliwości.
W tym wszystkim oczywiście potrzeba też wyrozumiałości dla siebie, na początku zapodawanej totalnie "na sucho" rzecz jasna. :) Iii umiejętności klęczenia, jakkolwiek to brzmi. ;p
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

28 grudnia 2019, o 11:38

A więc analizowałem analizę analizy i wkręcania się po to aby znowu coś analizować i się wkręcać, a jak mnie to zmęczyło to zaczynał się drugi dzień i pierwsza analiza od której zacząłem wczoraj była znowu ważna. A wszystko po to aby wkoło wyjaśniać i mieć PEWNOŚĆ i to tak...;p

Skąd ja to znam.
Dzięki za ten wpis, bo ostatnio moją największą zmorą był powrót analizy z tzw. dupy. Dopiero niedawno zrozumiałam czym jest akceptacja z kwestii natrętów tj. że jest dokładnie tym samym co w przypadku somatów. Rzecz nie jest tym żeby stale zajmować czymś uwagę byleby ich do siebie nie dopuścić, rzecz w tym, żeby zajmować czymś uwagę pomimo natrętów, żeby akceptować ich obecność, żeby nie wpadać w czarną rozpacz gdy tylko się pojawią, nie zaczynać się dziwić dlaczego one znowu są. Niby oczywiste, ale mam wrażenie, że większość tego nie rozumie.
Ale dopiero z czasem nabyłem takiego podejścia i opiera się ono również o akceptację.
Miałem trochę trudności aby bliskie relacje wrzucić w to założenie, bowiem te wartości zawsze wydawały mi się inne, specyficzne jak dla każdej osoby dawniej powiedzmy niezbyt niechcianej.
Ale to też nieprawda, w tym zakresie wcale nie wszystko MUSI się udać i to też jest okey. Czas poleci w przód a my jeśli sami siebie nie zblokujemy to wszystko leci dalej i mamy możliwości, możliwości i jeszcze raz możliwości.
To jest dokładnie to czego ja się właśnie uczę tj. że nie wszystko musi się udać, szczególnie w kwestii realcji międzyludzkich ( również mam do nich dość emocjonalny stosunek ) i to dalej jest OK. Nie muszę wszystkiego wyjaśniać, naprawiać, analizować, mogę pozwolić by po prostu coś się nie nie udało. I tak też musi czasem być.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

28 grudnia 2019, o 21:47

Katja pisze:
28 grudnia 2019, o 11:38
Skąd ja to znam.
Dzięki za ten wpis, bo ostatnio moją największą zmorą był powrót analizy z tzw. dupy. Dopiero niedawno zrozumiałam czym jest akceptacja z kwestii natrętów tj. że jest dokładnie tym samym co w przypadku somatów. Rzecz nie jest tym żeby stale zajmować czymś uwagę byleby ich do siebie nie dopuścić, rzecz w tym, żeby zajmować czymś uwagę pomimo natrętów, żeby akceptować ich obecność, żeby nie wpadać w czarną rozpacz gdy tylko się pojawią, nie zaczynać się dziwić dlaczego one znowu są. Niby oczywiste, ale mam wrażenie, że większość tego nie rozumie.
Analiza to rzecz zawsze utrudniająca sprawę, bo jednak jest to świadoma sprawa, czyli my sami wałkujemy te tematy po początkowym zapodaniu nam ich na złotej tacy. Nic tylko brać i analizować i często w to wpadamy. Ale to nie złego, ważne aby zdawać sobie z tego sprawę i na nowo próbować i próbować i próbować. Bo te procesy takie są, to zwykle górki i doliny, albo postępujący proces jak z krew z nosa. To są najczęstsze opcje.
Dlatego głowa do góry i dalej działaj. Z akceptacją dokładnie tak jest jak piszesz, nie chodzi o to aby dążyć tylko do tego aby tego nie było. A w sumie to najlepiej dążyć aby zmieniać na to reakcję, bo wtedy przyzwalanie ma trochę inny cel.
Katja pisze:
28 grudnia 2019, o 11:38

To jest dokładnie to czego ja się właśnie uczę tj. że nie wszystko musi się udać, szczególnie w kwestii realcji międzyludzkich ( również mam do nich dość emocjonalny stosunek ) i to dalej jest OK. Nie muszę wszystkiego wyjaśniać, naprawiać, analizować, mogę pozwolić by po prostu coś się nie nie udało. I tak też musi czasem być.
Osobiście polecam tak robić, bo choć można mieć czasem wrażenie, że sobie coś wmawiamy wbrew sobie pod hasłem: NO BO TAK CZUJĘ, to jak mogę przestać się przejmować? Ale fakty takie, że jak zaczynamy na sucho właśnie (zwykle na początku) podawać inne możliwości podejścia do tego, to z czasem się to robi równoważne. Tylko no jak wszystko inne wymaga praktyki i przede wszystkim prób innego spojrzenia, bez względu na to co podpowiadają nam emocje, które są w nas przecież zakodowane.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

29 grudnia 2019, o 11:33

Dzięki Victor. Działam. Z natury jestem optymistką więc zakładam, że w końcu musi się udać. A jest coraz lepiej pomimo, że często jest źle. Coraz lepiej ponieważ moja świadomość jest coraz wyższa, więc logika zaczyna delikatnie przeważać nad emocjami, pomimo, że te wciąż są bardzo silne. Nie licząć epizodu paniki level master od początku niemal założyłam sobie, że nie dam się zamknąć w domu i mogę nawet waląć na ten zawał, udar czy cokolwiek innego, ale wśród ludzi, nie w domu. To już dużo mi dało, bo musiałam stale ryzykować, ale to ryzkowanie, choć trudne, opłaciło się bo większość nerwicowego lamentu odnośnie wychodzenia poszło się jeb... w zderzeniu z rzeczywistością, w której wychodziłam i jakoś żyłam. Teraz wygląda to tak, że w miarę normalnie działam, spotykam się ludźmi, nawet samolotami latam, ale jeszcze mnie to kosztuje, za każdym razem coraz mniej, ale jednak. Mam dni, że czuję się już dobrze i mam też takie gdzie jest zjazd, bo nagle wkręci mi się jakiś natręt ( na szczęście coraz bardziej je akceptuje i co za tym coraz mniej się ich boję, wcześniej sama myśl o nich wprowadzała mnie w stan przedsorowy ;brr ), albo somat ( ciekawe, że jak puściła mnie sraczka odnośnie natrętów to somaty sobie o mnie przypomniały :papa ), albo mam akcje typu histeria z byle gówna, bądź jakieś inne wybuchy emocji :grr: , ale staram się to akceptować. Faktycznie akceptować, a nie tylko opowiadać, że akceptuje, a w rzeczywistości zastanawiać się kiedy mi to gówno minie. I ignorować, co nie jest łatwe, bo jednego dnia potrafie mieć natręty i somaty z tysiącem potencjalnych możliwości od samobójstwa na wyrostku robaczkowym kończąc.
Jeśli chodzi o odburzanie to oprócz akceptacji i ignorowania jest moim zdaniem jeszcze jedna ważna rzecz, ZROZUMIENIE, bo jeśli człowiek nie rozumie co się z nim dzieje to ciągle będzie się dziwił, ciągle będzie watpił, byle kryzys i panika. Jeśli rozumiemy ten stan to rozumiemy, że jeszcze długo może być różnie. A odnoszę wrażenie, że duża grupa osób odburza się na zasadzie łapie kilka fajnych dni, a potem łapię kilka niefajnych no i chu* nie da się. A to nie tak, bo jak prawi Robert Lewandowski w nowej reklamie "To co ważne nie zawsze przychodzi łatwo".
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

30 grudnia 2019, o 01:55

Katja pisze:
29 grudnia 2019, o 11:33
Dzięki Victor. Działam. Z natury jestem optymistką więc zakładam, że w końcu musi się udać. A jest coraz lepiej pomimo, że często jest źle. Coraz lepiej ponieważ moja świadomość jest coraz wyższa, więc logika zaczyna delikatnie przeważać nad emocjami, pomimo, że te wciąż są bardzo silne. Nie licząć epizodu paniki level master od początku niemal założyłam sobie, że nie dam się zamknąć w domu i mogę nawet waląć na ten zawał, udar czy cokolwiek innego, ale wśród ludzi, nie w domu. To już dużo mi dało, bo musiałam stale ryzykować, ale to ryzkowanie, choć trudne, opłaciło się bo większość nerwicowego lamentu odnośnie wychodzenia poszło się jeb... w zderzeniu z rzeczywistością, w której wychodziłam i jakoś żyłam. Teraz wygląda to tak, że w miarę normalnie działam, spotykam się ludźmi, nawet samolotami latam, ale jeszcze mnie to kosztuje, za każdym razem coraz mniej, ale jednak. Mam dni, że czuję się już dobrze i mam też takie gdzie jest zjazd, bo nagle wkręci mi się jakiś natręt ( na szczęście coraz bardziej je akceptuje i co za tym coraz mniej się ich boję, wcześniej sama myśl o nich wprowadzała mnie w stan przedsorowy ;brr ), albo somat ( ciekawe, że jak puściła mnie sraczka odnośnie natrętów to somaty sobie o mnie przypomniały :papa ), albo mam akcje typu histeria z byle gówna, bądź jakieś inne wybuchy emocji :grr: , ale staram się to akceptować. Faktycznie akceptować, a nie tylko opowiadać, że akceptuje, a w rzeczywistości zastanawiać się kiedy mi to gówno minie. I ignorować, co nie jest łatwe, bo jednego dnia potrafie mieć natręty i somaty z tysiącem potencjalnych możliwości od samobójstwa na wyrostku robaczkowym kończąc.
Jeśli chodzi o odburzanie to oprócz akceptacji i ignorowania jest moim zdaniem jeszcze jedna ważna rzecz, ZROZUMIENIE, bo jeśli człowiek nie rozumie co się z nim dzieje to ciągle będzie się dziwił, ciągle będzie watpił, byle kryzys i panika. Jeśli rozumiemy ten stan to rozumiemy, że jeszcze długo może być różnie. A odnoszę wrażenie, że duża grupa osób odburza się na zasadzie łapie kilka fajnych dni, a potem łapię kilka niefajnych no i chu* nie da się. A to nie tak, bo jak prawi Robert Lewandowski w nowej reklamie "To co ważne nie zawsze przychodzi łatwo".
Tak po prawdzie to ma to tak wyglądać. :) Jakkolwiek to nie brzmi to sinusoida to rzecz, która prawie zawsze jest obecna i właśnie najważniejsze to się temu nie dziwić. Bo wszelkie dziwienie, że "oooo rany nadal myśli są lub objawy", to nic innego jak presja i wypieranie. Z jednej strony się dużo działa, bo naprawdę wiele osób dużo robi, wiele próbuje ale jak przychodzi gorszy dzień to właśnie - JAK TO MOŻLIWE??? PRZECIEŻ JUŻ MI TAK DOBRZE SZŁO" albo "TYLE JUŻ DZIAŁAM", a to raz dwa prowokuje do dalszych analiz, co w pewien sposób umniejsza tą pracę, którą wykonujemy. Po części też trochę uważam, że to nadal czasem wynika z niedokładnego zrozumienia sprawy całości mechanizmu zaburzenia albo braku utożsamiania się z tym. Czyli "znam mechanizmy na maks" ale dziwię się, że wstałem rano i mam myśl czy to nie depresja. SKĄD TA MYŚL? A myśl zaraz dostaje uwagi i można wtedy jeździć nawet na cyrkowym rowerku ale myśl ta i tak ma już powera, który opadnie DOPIERO za jakiś czas.
A w tym czasie czeka mnóstwo ładnych analiz.
Dobre przemyślenia Katja, życzę wracania do swoich słów w ewentualnych kryzysach, które będą na pewno próbowały się pojawiać :D
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

30 grudnia 2019, o 14:56

Jak zmienic to, ze

----- gesty obcych ludzi interpretuje w sposob "przeciwko mnie, na pewno jestem tak niefajna, tak nieladna, ze ludzie wokolo zachowuja sie nieprzychylnie w stosunku do mnie" np. ostatnio sie zlapalam na tym, ze jak kupowalam ciastko babka byla niemila, jej wykrzywiona geba i ruchy sprawily, ze pomyslalam, ze to na pewno przeciwko mnie, ze zle wygladam i ona to zauwazyla, ze uznala, ze jestem brzydka, nie fajna etc i dlatego oschle mnie obsluguje.

---- zabiegam o to, by wszysvcy mnie lubili, jak sie ktos zle, krzywo sppjrzy mysle "kurva ona mnie nie lubi, nie akceptuje, jestem do niczego"


----- eks zona mojego nowego faceta jest manipulatorka, manipuluje dziecmi i przekracza to juz normy z jej strony. Moje mysli "na pewno przeze mnie dzieci nie chca przychodzic, jestem do niczego, pewnie mnie nie lubia, a moze dlatego ze jestem brzydka"


---- przyjaciolka mojego faceta sie od niego odwrocila, jak tylko mnie jej przedstawil i pomimo, ze bardzo zle mowila na temat eks zony mojego chlopaka, to zeszla sie z nia i sa wielkiùmi przyjaciolkami mysli "pewnie uznali, ze jestem do niczego"



Podejscie jakie stosuje "a co mnie to obchodzi, ze ktos mnie nie lubi, to ich problem a nie moj" jest ciezkie do wdrozenia , wiele lekow, niepokoju i nieprzespanych nocy przez to zabiegania o akceptacje czynami, slowami, badz chociazby analizy tego na poziomie mysli.
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
Żorżyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 188
Rejestracja: 12 grudnia 2019, o 22:44

31 grudnia 2019, o 02:01

Halina pisze:
30 grudnia 2019, o 14:56


Jak zmienic to, ze

----- gesty obcych ludzi interpretuje w sposob "przeciwko mnie, na pewno jestem tak niefajna, tak nieladna, ze ludzie wokolo zachowuja sie nieprzychylnie w stosunku do mnie" np. ostatnio sie zlapalam na tym, ze jak kupowalam ciastko babka byla niemila, jej wykrzywiona geba i ruchy sprawily, ze pomyslalam, ze to na pewno przeciwko mnie, ze zle wygladam i ona to zauwazyla, ze uznala, ze jestem brzydka, nie fajna etc i dlatego oschle mnie obsluguje.
---- zabiegam o to, by wszysvcy mnie lubili, jak sie ktos zle, krzywo sppjrzy mysle "kurva ona mnie nie lubi, nie akceptuje, jestem do niczego"
----- eks zona mojego nowego faceta jest manipulatorka, manipuluje dziecmi i przekracza to juz normy z jej strony. Moje mysli "na pewno przeze mnie dzieci nie chca przychodzic, jestem do niczego, pewnie mnie nie lubia, a moze dlatego ze jestem brzydka"
---- przyjaciolka mojego faceta sie od niego odwrocila, jak tylko mnie jej przedstawil i pomimo, ze bardzo zle mowila na temat eks zony mojego chlopaka, to zeszla sie z nia i sa wielkiùmi przyjaciolkami mysli "pewnie uznali, ze jestem do niczego"

Podejscie jakie stosuje "a co mnie to obchodzi, ze ktos mnie nie lubi, to ich problem a nie moj" jest ciezkie do wdrozenia , wiele lekow, niepokoju i nieprzespanych nocy przez to zabiegania o akceptacje czynami, slowami, badz chociazby analizy tego na poziomie mysli.

Tłumaczę sobie nieco wyśmiewając się z nerwicowych absurdów, dokuczam sobie. Staram się nie brać reakcji ludzi do siebie, ale bywa trudno.
Akurat dziś chamsko zachowała sie sprzedawczyni wobec mnie i nie dałam jej psychologicznie ugrać. Małe zwycięstwo , a cieszy. Nie umiem napisać, jak to się dzieje, ale ma chyba związek z rosnącą samooceną i poczuciem granic (obydwie rzeczy nowe). Niech sobie babol nie pozwala.

Też zależało mi kiedyś na akceptacji, dużo poświęciłam i oddałam. W ogóle nie umiałam cenić siebie, swego czasu, wiedzy. Szkoda życia, szkoda mnie, zwłaszcza że perły rzucałam przed wieprze.

Dziwne koalicje tworzą się u przyjaciółek i żon Twego eksa. Nie są te panie aby toksyczne?

Bardzo mi pomogło wydedukowanie, że ja jestem zupełnie normalna, tylko zyeby mnie wychowywały , a nerwica itp. to konsekwencja niewłaściwych okoliczności tudzież mechanizm adaptacyjny do ówczesnego przetrwania.
Po latach wmawiana mi, że jestem głupia, źle myślę, brzydka, za inteligentna, za pracowita, za leniwa itp. dochodzę do wniosku, że ktoś miał potrzebę czepiania się , a mój interes jest w tym, żeby nie karmić prymitywa, chama i trolla.
I nie dać się niszczyć. :dres:
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

31 grudnia 2019, o 10:33

Victor pisze:
30 grudnia 2019, o 01:55
Tak po prawdzie to ma to tak wyglądać. :) Jakkolwiek to nie brzmi to sinusoida to rzecz, która prawie zawsze jest obecna i właśnie najważniejsze to się temu nie dziwić. Bo wszelkie dziwienie, że "oooo rany nadal myśli są lub objawy", to nic innego jak presja i wypieranie. Z jednej strony się dużo działa, bo naprawdę wiele osób dużo robi, wiele próbuje ale jak przychodzi gorszy dzień to właśnie - JAK TO MOŻLIWE??? PRZECIEŻ JUŻ MI TAK DOBRZE SZŁO" albo "TYLE JUŻ DZIAŁAM", a to raz dwa prowokuje do dalszych analiz, co w pewien sposób umniejsza tą pracę, którą wykonujemy. Po części też trochę uważam, że to nadal czasem wynika z niedokładnego zrozumienia sprawy całości mechanizmu zaburzenia albo braku utożsamiania się z tym. Czyli "znam mechanizmy na maks" ale dziwię się, że wstałem rano i mam myśl czy to nie depresja. SKĄD TA MYŚL? A myśl zaraz dostaje uwagi i można wtedy jeździć nawet na cyrkowym rowerku ale myśl ta i tak ma już powera, który opadnie DOPIERO za jakiś czas.
A w tym czasie czeka mnóstwo ładnych analiz.
Dobre przemyślenia Katja, życzę wracania do swoich słów w ewentualnych kryzysach, które będą na pewno próbowały się pojawiać :D

Będę wracać do tych moich mądrości jak mnie znowu jakieś nerwicowe szaleństwo dopadnie, czyli prawie codziennie :DD
Co do sinusoidy to właśnie przez to jest tyle wątpliwości, bo większość z nas zakłada, szczególnie po pierwszych sukcesach ( dobrych dniach ), że teraz to już z górki. ;luzz A tu nagle natręty, somaty i wtf? ;oh :buu:

Halina
Podejscie jakie stosuje "a co mnie to obchodzi, ze ktos mnie nie lubi, to ich problem a nie moj" jest ciezkie do wdrozenia , wiele lekow, niepokoju i nieprzespanych nocy przez to zabiegania o akceptacje czynami, slowami, badz chociazby analizy tego na poziomie mysli.
Rzecz w tym, że nie stosujesz tego podejścia. Wiesz, że powinnaś, ale go nie stosujesz. Stosowanie tego podejścia to nie jest to, że mówisz sobie "a co mnie to obchodzi...." i przestaje Cię to obchodzić, bo to tak nie działa. Każdy niemal nerwicowiec czyli osoba zaburzona emocjonalnie to chodząca przeczulica i rzecz w tym żeby się od tych buzujących w nas emocji zdystansować, a nie żeby ich nie odczuwać. Te Twoje myśli, że brzydka, że niefajna to nie prawda objawiona na Twój temat, tylko lękowe myśli zaburzonego stanu emocjonalnego.
Większość z nas ma loty i urojenia, że cały świat się zmówił żeby nam dokuczać a prawda jest taka, że sami swoim rozachwianym zachowaniem i zbyt dużym akcentem na to żeby wszystko było ok prowokujemy pewne sytuację. Przestań zaglądać ludziom w oczy i zastanawiać się co o Tobie myślą, bo przez takie zachowanie sama pokazujesz, że można Cię lekceważyć. Zacznij się dystansować od tych swoich odczuć, niech sobie będą, ale nie reaguj na nie. Nie staraj się tak mocno, nie zabiegaj. :friend:
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

1 stycznia 2020, o 15:52

Halina pisze:
30 grudnia 2019, o 14:56
Jak zmienic to, ze

----- gesty obcych ludzi interpretuje w sposob "przeciwko mnie, na pewno jestem tak niefajna, tak nieladna, ze ludzie wokolo zachowuja sie nieprzychylnie w stosunku do mnie" np. ostatnio sie zlapalam na tym, ze jak kupowalam ciastko babka byla niemila, jej wykrzywiona geba i ruchy sprawily, ze pomyslalam, ze to na pewno przeciwko mnie, ze zle wygladam i ona to zauwazyla, ze uznala, ze jestem brzydka, nie fajna etc i dlatego oschle mnie obsluguje.

---- zabiegam o to, by wszysvcy mnie lubili, jak sie ktos zle, krzywo sppjrzy mysle "kurva ona mnie nie lubi, nie akceptuje, jestem do niczego"

----- eks zona mojego nowego faceta jest manipulatorka, manipuluje dziecmi i przekracza to juz normy z jej strony. Moje mysli "na pewno przeze mnie dzieci nie chca przychodzic, jestem do niczego, pewnie mnie nie lubia, a moze dlatego ze jestem brzydka"


---- przyjaciolka mojego faceta sie od niego odwrocila, jak tylko mnie jej przedstawil i pomimo, ze bardzo zle mowila na temat eks zony mojego chlopaka, to zeszla sie z nia i sa wielkiùmi przyjaciolkami mysli "pewnie uznali, ze jestem do niczego"

Podejscie jakie stosuje "a co mnie to obchodzi, ze ktos mnie nie lubi, to ich problem a nie moj" jest ciezkie do wdrozenia , wiele lekow, niepokoju i nieprzespanych nocy przez to zabiegania o akceptacje czynami, slowami, badz chociazby analizy tego na poziomie mysli.
Halyna pytasz - mówisz trochę jak w teleturnieju xd " Poproszę jak zmienić wszystko za 100".
Zgadzam się z tym co napisała Katja a mianowicie mówienie do siebie, dialogowanie na pewnym etapie jest generalnie alternatywą dla myśli, które nam szkodzą. Jest też pewną możliwością blokowania niepotrzebnych rozwlekłych analiz, jeśli nie jesteśmy obecnie w stanie tego ignorować i pozostawać niereaktywnym.
Ale myśli, które nam szkodzą są przecież obarczone emocjami, Nasze dialogi nie są i przez dłuższy czas nie będą. To powoduje, że my mówimy do siebie ale często tak naprawdę nic poza tym. Bo analizujemy (bo własnie te emocje nas na to kierują), wykonujemy popieprzone zachowania, w stylu np. zabieganie usilne. No to tak jakbyśmy nie mówili nic. :)
Do tego Ty już naprawdę dobrze znasz mechanizmy działania emocji, a pytasz o takie dość podstawowe rzeczy. Spójrz na te sytuacje z boku, swoje zachowanie i emocje jakie wtedy mają miejsce i spróbuj dojść do jakiegoś wniosku.

Co do wartości siebie to dodałbym tu gadkę o poczuciu własnej skuteczności w różnych choćby małych sprawach, które dotyczą naszego osobistego życia. A tak widzisz poświęcasz czas analizom zamiast w tym czasie zrobić coś pożytecznego dla siebie, co spowodowało by wzrost dobrego samopoczucia samej ze sobą.
No i opinia innych, dobrze ją zacząć postrzegać jako zbiór czyiś wyobrażeń czyli takie samo szambo jak Twoje choćby lękowe myśli. Bez znaczenia realnie.
Tylko w pracy nad sobą takich założeń się trzeba trzymać, a nie tego co wtedy czuję bo to co czujesz nigdy nie będzie w takich momentach fajne, co dobrze by było zacząć akceptować i w to nie brnąć.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Żorżyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 188
Rejestracja: 12 grudnia 2019, o 22:44

1 stycznia 2020, o 22:29

Sofia pisze:
16 grudnia 2019, o 01:56
Co myślicie o uważności? Może ona zmienić myślenie? Poza nerwicą jestem osobą często zamartwiającą się i zastanawiam się jak to może mi pomóc. Biorę też dużo krytyki do siebie taki duży miszmasz który długo by opisywać. Czy ktoś wyleczył się z takich spraw uważnością i wychodzeniem poza swoją głowę? Zmienił reakcje swoje?
Zmienił.
Wyszedł poza swoją głowę, a potem się w niej od nowa przyjaźnie zadomowił.
Nauczył buforowania, gdy ktoś na mnie jakoś takoś reaguje .
Nauczył pięknego, nie zawsze pożytecznego (w sensie że medytacja na ogół zwiększa np. współczucie, wrażliwość) wachlarza odczuć.

Victorowy tekst "zabieganie usilne" też ładny :))
Klaudiaaa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 20 września 2019, o 10:31

3 stycznia 2020, o 12:23

Victor pisze:
27 grudnia 2019, o 23:27
Huhu co robiłem? Analizowałem i wkręcałem się, potem wkręcałem i analizowałem, następnie ponownie analizowałem, analizowałem, analizowałem i wkręcałem się. Potem analizowałem analizę oraz wkręcanie się i analizowałem to, że się wkręcam i nie wyjdę z tego przez to, iż analizuję. A więc analizowałem analizę analizy i wkręcania się po to aby znowu coś analizować i się wkręcać, a jak mnie to zmęczyło to zaczynał się drugi dzień i pierwsza analiza od której zacząłem wczoraj była znowu ważna. A wszystko po to aby wkoło wyjaśniać i mieć PEWNOŚĆ i to tak...;p

Ale Tobie chodzi o PORADY przecież xd a więc różne rzeczy robiłem: akceptowałem i jednocześnie mówiłem, że kłamstwa mogą spadać, przyzwalałem, niektóre myśli powtarzałem aby się oswoić, o dziwo również ignorowałem, odwracałem czasem uwagę, poddawałem skarby, nuciłem, śpiewałem, przedrzeźniałem :) a więc różne rzeczy bo tak po prawdzie nie chodzi aż tak o metodę (choć można mieć ulubioną, która nam pasuje najlepiej), ale o to aby NIE PRÓBOWAĆ UNIKAĆ za wszelką cenę tego i tylko czekać kiedy minie. Bo wtedy tak naprawdę wiele możemy robić, ale nadal sami podsycamy strach przed tym.
A tak mówiąc wprost Klaudia ja nie do końca daje wiarę w to, że ignorowałaś i przyzwalałaś na to co Cię męczy tak jak mówisz. Bo pamiętam Twoje posty pierwsze i według mnie próbowałaś unikać negatywnych myśli zajmowaniem czasu. :)
Trochę też presji sobie zrobiłam chyba na to życie życiem i postawiłam na to wiele ale też dużo osób pisało że im lepiej bo zajmują się życiem i odnajdują w nerwicy motywację. Tylko po czasie widzę, że wielu z nich też się zatrzymało jak nasiliło się na nowo i życie życiem przestało uspokajać. Teraz czuję się tak jakbym zaczynała od nowa. No nic dziękuję za odpowiedź.
ODPOWIEDZ