Lęk przed wybuchem innych
: 10 sierpnia 2016, o 08:53
Zrozumiałam w końcu dwa główne moje lęki. Nie wiem czy kwalifikują się do fobii społecznej, ale być może i może będziecie w stanie mi podpowiedzieć jak nad tym pracować?
Jeden to zycie w ciągłym napięciu, bo boję się, że np. sąsiad, który nie jest dobrym człowiekiem, w końcu wybuchnie i zacznie nie wyzywać o psa, dziecko w ogóle o cokolwiek, nie wiem dlaczego się tak tego boję, ale to nie daje mi normalnie żyć. Jak słyszę jakieś wyzywania, to boję się, że to chodzi o mnie,że na mnie ludzi wyzywają i tak żyję od wielu lat... Wiem, że świata nie zmienię, że jest wielu ludzi, którzy ukrywają swoje emocje, nie spodoba im się coś w nas i w końcu wybuchną, bo im się zbierze przez dni, miesiące, lata. Ale jak żyć i się tego nie bać? Przecież nawet, gdyby mieli racje, że zrobiłam coś nie tak, to nie powinnam się tym przejmować, że wybuchają, powinni wcześniej mi zwrócić uwagę bez krzyków, ale niestety obok mnie mieszkają tacy ludzie, a nawet jakbym się przeprowadziła, to wszędzie mogę nowych takich spotkać. Z resztą nawet, jakby nie byli, to ja bym sobie wkręcała, że mają do mnie jakiś problem i w końcu wybuchną :/ Tak samo mój szanowny małżonek, nie powie, że coś nie tak robię, tylko wybuchnie po jakimś czasie, a ja cały czas jestem w stresie, że ciągle cooś mu nie gra i jak coś pod nosem gada do siebie, to jestem święcie przekonana, że o mnie chodzi. Zwracam mu uwagę by to zmienił, ale on jest cięższym przypadkiem ode mnie Póki co rozstanie nie wchodzi w grę.
A druga sprawa, to np w kolejkach w przychodni, boję się, że ktoś wejdzie poza kolejką przede mną, ciągle czuwam w takiej kolejce i patrzę czy ktoś się nie pcha. I boję się, że się wepcha i będę musiała zwrócić uwagę, ze wybuchnę,albo że ten ktoś wybuchnie i tak siedzę, ręce drżą, serce wali... Albo, że jakoś się stanie, że mnie np.lekarz nie przyjmie, czy że przeoczą mój numerek, moje nazwisko... Jak to pisżę, to to takie głupie jest, ale jednak jest we mnie i żyć nie daje normalnie...
Czy ktoś ma jakieś wskzówki jak nabrać do tego dystansu czy cokolwiek z tym zrobić? Ja chcę żyć normalnie Czy to wynik niskiej samooceny? Czy co? Na pewno w dzieciństwie mój ojciec miał czasem "ciche kary" dla mnie, że milczał, a w końcu zaczął mnie karać słownie, jaka to ja zła córka, do niczego, itd itp. Ale mimo tego, że to wiem, to to nic nie daje...
Jeden to zycie w ciągłym napięciu, bo boję się, że np. sąsiad, który nie jest dobrym człowiekiem, w końcu wybuchnie i zacznie nie wyzywać o psa, dziecko w ogóle o cokolwiek, nie wiem dlaczego się tak tego boję, ale to nie daje mi normalnie żyć. Jak słyszę jakieś wyzywania, to boję się, że to chodzi o mnie,że na mnie ludzi wyzywają i tak żyję od wielu lat... Wiem, że świata nie zmienię, że jest wielu ludzi, którzy ukrywają swoje emocje, nie spodoba im się coś w nas i w końcu wybuchną, bo im się zbierze przez dni, miesiące, lata. Ale jak żyć i się tego nie bać? Przecież nawet, gdyby mieli racje, że zrobiłam coś nie tak, to nie powinnam się tym przejmować, że wybuchają, powinni wcześniej mi zwrócić uwagę bez krzyków, ale niestety obok mnie mieszkają tacy ludzie, a nawet jakbym się przeprowadziła, to wszędzie mogę nowych takich spotkać. Z resztą nawet, jakby nie byli, to ja bym sobie wkręcała, że mają do mnie jakiś problem i w końcu wybuchną :/ Tak samo mój szanowny małżonek, nie powie, że coś nie tak robię, tylko wybuchnie po jakimś czasie, a ja cały czas jestem w stresie, że ciągle cooś mu nie gra i jak coś pod nosem gada do siebie, to jestem święcie przekonana, że o mnie chodzi. Zwracam mu uwagę by to zmienił, ale on jest cięższym przypadkiem ode mnie Póki co rozstanie nie wchodzi w grę.
A druga sprawa, to np w kolejkach w przychodni, boję się, że ktoś wejdzie poza kolejką przede mną, ciągle czuwam w takiej kolejce i patrzę czy ktoś się nie pcha. I boję się, że się wepcha i będę musiała zwrócić uwagę, ze wybuchnę,albo że ten ktoś wybuchnie i tak siedzę, ręce drżą, serce wali... Albo, że jakoś się stanie, że mnie np.lekarz nie przyjmie, czy że przeoczą mój numerek, moje nazwisko... Jak to pisżę, to to takie głupie jest, ale jednak jest we mnie i żyć nie daje normalnie...
Czy ktoś ma jakieś wskzówki jak nabrać do tego dystansu czy cokolwiek z tym zrobić? Ja chcę żyć normalnie Czy to wynik niskiej samooceny? Czy co? Na pewno w dzieciństwie mój ojciec miał czasem "ciche kary" dla mnie, że milczał, a w końcu zaczął mnie karać słownie, jaka to ja zła córka, do niczego, itd itp. Ale mimo tego, że to wiem, to to nic nie daje...