Boję się więzi emocjonalnych
: 14 grudnia 2015, o 22:59
Witaj.
Zacznijmy od tego, że byłam przeraźliwie samotnym dzieckiem. Nie mówię tutaj o braku rodziców (może jednego. Odkąd odszedł, kiedy miałam siedem lat, tylko miesza w moim życiu). Mówię o braku znajomych, kolegów, przyjaciół. Dzieci w przedszkolu zazwyczaj miały "tego-swojego-najlepszego-przyjaciela". Cóż, ja jestem beznadziejna w takich relacjach. Nigdy nie miałam przyjaciół. Od czasu do czasu nawinął się ktoś, został na kilka miesięcy, a potem nagle znikał (bum! Wybuch niczym nie uzasadnionej złości! Fajerwerki! Brokat! Kolorowy dym! Bam! Znów zostałam sama!) zostawiając mnie w jeszcze większej rozsypce. W czasie mojego krótkiego życia wydarzyło się to kilka razy, a z każdym razem było coraz gorzej. I z każdym razem starałam się coraz mniej angażować, ale nigdy mi to nie wychodziło. Miałam potrzebę posiadania tej drugiej osoby, na której mogłabym się oprzeć. I parę miesięcy temu to zdarzyło się kolejny raz. Tym razem to była jakaś masakra. Czułam się okropnie, naprawdę okropnie. Po kilku miesiącach zdiagnozowano u mnie depresję i fobię społeczną.
Teraz, pół roku później, widzę, że z moimi kontaktami z ludźmi jest jeszcze gorzej, niż było. Tak, jak wcześniej starałam się utrzymywać dobre relacje z członkami klasy, tak teraz zwyczajnie boję się z nimi rozmawiać, żeby nie powiedzieć coś źle, żeby nie powiedzieć czegoś im czegoś za dużo, żeby nie wykorzystali tego przeciwko mnie. Jasne, porozmawiam z nimi, nawet całkiem chętnie. Chętnie, ale tylko na kilka minut rozmowy. Potem chcę po prostu stamtąd uciec i zapomnieć, że w ogóle się do nich odzywałam. Znam dwie dziewczyny, które witają u mnie w domu w każdą sobotę i nazywają się moimi przyjaciółkami, ale ja nie potrafię na nie patrzeć bez podejrzliwości. Trzymam wszystko dla siebie, nie chcę, żeby za dużo o mnie wiedziały, nie chcę, na litość boską, żeby i one mnie zostawiły. Nie potrafię im zaufać, a na samą myśl na potencjalnym romantycznym związku z drugą osobą, małżeństwie etc. dostaję gęsiej skórki i zaczynam się trząść.
Moje pytanie do was brzmi: co powinnam z tym zrobić? Nic na całym świecie nie przeraża mnie bardziej, niż emocjonalne związanie się z kimś. Angażowanie się. Ufanie. Czy ktokolwiek z was ma podobne problemy? Jak z tym walczyć? Gdzie szukać pomocy?
Zacznijmy od tego, że byłam przeraźliwie samotnym dzieckiem. Nie mówię tutaj o braku rodziców (może jednego. Odkąd odszedł, kiedy miałam siedem lat, tylko miesza w moim życiu). Mówię o braku znajomych, kolegów, przyjaciół. Dzieci w przedszkolu zazwyczaj miały "tego-swojego-najlepszego-przyjaciela". Cóż, ja jestem beznadziejna w takich relacjach. Nigdy nie miałam przyjaciół. Od czasu do czasu nawinął się ktoś, został na kilka miesięcy, a potem nagle znikał (bum! Wybuch niczym nie uzasadnionej złości! Fajerwerki! Brokat! Kolorowy dym! Bam! Znów zostałam sama!) zostawiając mnie w jeszcze większej rozsypce. W czasie mojego krótkiego życia wydarzyło się to kilka razy, a z każdym razem było coraz gorzej. I z każdym razem starałam się coraz mniej angażować, ale nigdy mi to nie wychodziło. Miałam potrzebę posiadania tej drugiej osoby, na której mogłabym się oprzeć. I parę miesięcy temu to zdarzyło się kolejny raz. Tym razem to była jakaś masakra. Czułam się okropnie, naprawdę okropnie. Po kilku miesiącach zdiagnozowano u mnie depresję i fobię społeczną.
Teraz, pół roku później, widzę, że z moimi kontaktami z ludźmi jest jeszcze gorzej, niż było. Tak, jak wcześniej starałam się utrzymywać dobre relacje z członkami klasy, tak teraz zwyczajnie boję się z nimi rozmawiać, żeby nie powiedzieć coś źle, żeby nie powiedzieć czegoś im czegoś za dużo, żeby nie wykorzystali tego przeciwko mnie. Jasne, porozmawiam z nimi, nawet całkiem chętnie. Chętnie, ale tylko na kilka minut rozmowy. Potem chcę po prostu stamtąd uciec i zapomnieć, że w ogóle się do nich odzywałam. Znam dwie dziewczyny, które witają u mnie w domu w każdą sobotę i nazywają się moimi przyjaciółkami, ale ja nie potrafię na nie patrzeć bez podejrzliwości. Trzymam wszystko dla siebie, nie chcę, żeby za dużo o mnie wiedziały, nie chcę, na litość boską, żeby i one mnie zostawiły. Nie potrafię im zaufać, a na samą myśl na potencjalnym romantycznym związku z drugą osobą, małżeństwie etc. dostaję gęsiej skórki i zaczynam się trząść.
Moje pytanie do was brzmi: co powinnam z tym zrobić? Nic na całym świecie nie przeraża mnie bardziej, niż emocjonalne związanie się z kimś. Angażowanie się. Ufanie. Czy ktokolwiek z was ma podobne problemy? Jak z tym walczyć? Gdzie szukać pomocy?