Nerwica, fobia społeczna a randki
: 15 października 2014, o 22:46
Witam wszystkich 
Z nerwicą zmagam się około 10 miesiąc. Wraz z wybuchem objawów i lęków na początku roku pojawiła się u mnie fobia społeczna. Jednocześnie poznałam wtedy kogoś i zostałam zaproszona na randkę. Pójście na nią wiele mnie kosztowało, ponieważ miałam wtedy wielkie problemy ze swobodnym porozumiewaniem się z ludźmi, nawet rozmowy telefoniczne z przyjaciółmi powodowały przyspieszoną akcję serca. Przełamywałam się powoli, było ciężko, nawet wypicie herbaty w towarzystwie osób z którymi wypiłam jej wcześniej hektolitry było dla mnie przeżyciem. To już w większości minęło, chociaż nadal często nie czuję się swobodnie na luźnych spotkaniach ze znajomymi, a samo umówienie się powoduje lęki, chociaż potrafię sobie już z nimi jakoś poradzić.
Wracając do randkowania. Tak się wszystko potoczyło, że ze wspomnianym chłopakiem weszliśmy w związek. Nie wiem jakim cudem tego dokonałam, bo przed każdą randką miałam ogromne leki, chęć odwołania spotkania i ogólnie najlepiej napisanie mu smsa, że z nami koniec, bo jestem nienormalna i dłużej tego nie pociągnę. Można powiedzieć, że zmuszałam się do tego wszystkiego na maksa. Dlaczego to robiłam? Bo chłopak wydawał się bardzo bardzo fajny, czułam, że szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo ma tyle zalet, poza tym był tworzył doskonałą płaszczyznę do przełamywania lęku. Po pewnym czasie znajomości, w tym kilku miesiącach nazywanych przez nas oboje byciem w związku dowiedziałam się, że mnie zdradzał przewlekle, że tak to nazwę. Pomijając już wszystkie inne emocje związane z tego typu sytuacją życiową po prostu cieszyłam się z tego, że i tak mi się udało wejść w cokolwiek i to kontynuować przez tyle czasu. Inna sprawą jest pewna ulga jaką odczuwałam, że nie muszę już więcej się przełamywać na tym polu, mam spokój. Na dwa tygodnie minęły niemal wszystkie objawy związane z nerwicą.
Było, minęło, ale pytanie co dalej? Myślałam, że teraz będzie łatwiej. Wiem, że mogłam się już zupełnie zatrzasnąć na cztery spusty po tym jak on się zachował, stwierdzić, że wszyscy są tacy sami i gorzknieć sobie jako stara panna (czy tam bardziej poprawnie singielka z wyboru), udając, że to wcale nie przez lęki. Ale tego nie chcę. Chciałabym zacząć znowu chodzić na randki. Okazało się jednak, że nic nie jest łatwiejsze. Widmo przerabiania wszystkiego od początku, całego poznawania się dwójki ludzi przeraża mnie okrutnie. Na samą myśl poznawania czyichś znajomych mam ochotę zamknąć się w szafie
Nie wiem jak mam zabrać się za zmianę myślenia w tej płaszczyźnie. Może ktoś miał podobne lęki i udało mu się je przełamać? Próbował chodzić na randki mimo wszystko... i wyszło lepiej niż mi za pierwszym podejściem? 

Z nerwicą zmagam się około 10 miesiąc. Wraz z wybuchem objawów i lęków na początku roku pojawiła się u mnie fobia społeczna. Jednocześnie poznałam wtedy kogoś i zostałam zaproszona na randkę. Pójście na nią wiele mnie kosztowało, ponieważ miałam wtedy wielkie problemy ze swobodnym porozumiewaniem się z ludźmi, nawet rozmowy telefoniczne z przyjaciółmi powodowały przyspieszoną akcję serca. Przełamywałam się powoli, było ciężko, nawet wypicie herbaty w towarzystwie osób z którymi wypiłam jej wcześniej hektolitry było dla mnie przeżyciem. To już w większości minęło, chociaż nadal często nie czuję się swobodnie na luźnych spotkaniach ze znajomymi, a samo umówienie się powoduje lęki, chociaż potrafię sobie już z nimi jakoś poradzić.
Wracając do randkowania. Tak się wszystko potoczyło, że ze wspomnianym chłopakiem weszliśmy w związek. Nie wiem jakim cudem tego dokonałam, bo przed każdą randką miałam ogromne leki, chęć odwołania spotkania i ogólnie najlepiej napisanie mu smsa, że z nami koniec, bo jestem nienormalna i dłużej tego nie pociągnę. Można powiedzieć, że zmuszałam się do tego wszystkiego na maksa. Dlaczego to robiłam? Bo chłopak wydawał się bardzo bardzo fajny, czułam, że szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo ma tyle zalet, poza tym był tworzył doskonałą płaszczyznę do przełamywania lęku. Po pewnym czasie znajomości, w tym kilku miesiącach nazywanych przez nas oboje byciem w związku dowiedziałam się, że mnie zdradzał przewlekle, że tak to nazwę. Pomijając już wszystkie inne emocje związane z tego typu sytuacją życiową po prostu cieszyłam się z tego, że i tak mi się udało wejść w cokolwiek i to kontynuować przez tyle czasu. Inna sprawą jest pewna ulga jaką odczuwałam, że nie muszę już więcej się przełamywać na tym polu, mam spokój. Na dwa tygodnie minęły niemal wszystkie objawy związane z nerwicą.
Było, minęło, ale pytanie co dalej? Myślałam, że teraz będzie łatwiej. Wiem, że mogłam się już zupełnie zatrzasnąć na cztery spusty po tym jak on się zachował, stwierdzić, że wszyscy są tacy sami i gorzknieć sobie jako stara panna (czy tam bardziej poprawnie singielka z wyboru), udając, że to wcale nie przez lęki. Ale tego nie chcę. Chciałabym zacząć znowu chodzić na randki. Okazało się jednak, że nic nie jest łatwiejsze. Widmo przerabiania wszystkiego od początku, całego poznawania się dwójki ludzi przeraża mnie okrutnie. Na samą myśl poznawania czyichś znajomych mam ochotę zamknąć się w szafie

