Depresja, zaburzenia osobowości, brak pracy.
: 17 sierpnia 2020, o 13:37
Cześć,
mam lat +-30, od ok 10 cierpię na zaburzenia depresyjno-lękowe. Cała moja wczesna dorosłość, czyli teoretycznie najlepsze lata życia były temu podporządkowane. Przez kilka lat brałam leki, które nie przyniosły poprawy. Przewinęło się również kilka psychoterapii psychodynamicznych, z których nic nie wynikało. Obecnie jestem od kilku miesięcy w terapii CBT. Widzę, że ta terapia jest najsensowniejsza z tych, które miałam do tej pory, ale mimo wszystko brakuje mi wewnętrznej motywacji do zmiany. Od mniej więcej 3 lat jestem w stanie permanentnie obniżonego nastroju. Wcześniej bywały okresy górek i dołków w moim życiu, a te 3 ostatnie lata określiłabym jako dół. W moim funkcjonowaniu dominuje myślenie, że żyję za karę, żyję tylko dlatego, że boję się zabić, pozostała mi tylko wegetacja. Jak się domyślacie każdy dzień przy takim myśleniu przepełniony jest ogromnym cierpieniem i myślami samobójczymi. Przyczynę takiego nastawienia do życia upatruję w braku pracy, której boję się podjąć od wielu lat. Od czasu ślubu jestem na utrzymaniu męża. Żyjemy skromnie, z jego pensji nie udaje nam się odłożyć nic na przyszłość, przez co tkwię w poczuciu braku perspektyw na poprawę. Dochodzi do tego brak samorealizacji, brak poczucia bezpieczeństwa, poczucie bezwartościowości. Mam zdiagnozowaną osobowość unikającą. Przejdę teraz do tematu właściwego, czyli tej felernej pracy. Mam niewielkie doświadczenie zawodowe. Podczas ostatniej podjętej pracy ziściło się wszystko, czego tak bardzo się obawiałam. Trafiłam na nieprzyjemnych krytykujących ludzi, donoszących przełożonemu. Tempo pracy było bardzo szybkie, nie radziłam sobie z przyswajaniem informacji. Nie potrafiłam załapać dobrego kontaktu ze współpracownikami. Bardzo szybko stamtąd zrezygnowałam z potwierdzeniem mojego poczucia niedopasowania, z potwierdzeniem, że ludzie bywają okropni, a ja faktycznie do niczego się nie nadaję. To doświadczenie bardzo mocno wryło mi się w pamięć i nie pozwala ruszyć do przodu. Na terapii zweryfikowałam, czy faktycznie mam powody, aby tak się przez tamtą pracę czuć. Obiektywnie nie mam i najlepiej byłoby podjąć kolejną pracę, aby zweryfikować swoje przekonania, ale jestem przepełniona lękiem i obawami do tego stopnia, że samo szukanie pracy sprawia, że napływają mi łzy do oczu. Mijają dni, tygodnie, miesiące, moja depresja się pogłębia. Nie potrafię podjąć ryzyka, boję się kolejnej porażki. Ryzyko sprawi, że poczuję się okropnie - pojawi się lęk. Bierność zapewnia pozorny komfort, chociaż nie poprawia samopoczucia. Czy ktoś z was miał podobne podejście do pracy i udało mu się z tego wyjść?
mam lat +-30, od ok 10 cierpię na zaburzenia depresyjno-lękowe. Cała moja wczesna dorosłość, czyli teoretycznie najlepsze lata życia były temu podporządkowane. Przez kilka lat brałam leki, które nie przyniosły poprawy. Przewinęło się również kilka psychoterapii psychodynamicznych, z których nic nie wynikało. Obecnie jestem od kilku miesięcy w terapii CBT. Widzę, że ta terapia jest najsensowniejsza z tych, które miałam do tej pory, ale mimo wszystko brakuje mi wewnętrznej motywacji do zmiany. Od mniej więcej 3 lat jestem w stanie permanentnie obniżonego nastroju. Wcześniej bywały okresy górek i dołków w moim życiu, a te 3 ostatnie lata określiłabym jako dół. W moim funkcjonowaniu dominuje myślenie, że żyję za karę, żyję tylko dlatego, że boję się zabić, pozostała mi tylko wegetacja. Jak się domyślacie każdy dzień przy takim myśleniu przepełniony jest ogromnym cierpieniem i myślami samobójczymi. Przyczynę takiego nastawienia do życia upatruję w braku pracy, której boję się podjąć od wielu lat. Od czasu ślubu jestem na utrzymaniu męża. Żyjemy skromnie, z jego pensji nie udaje nam się odłożyć nic na przyszłość, przez co tkwię w poczuciu braku perspektyw na poprawę. Dochodzi do tego brak samorealizacji, brak poczucia bezpieczeństwa, poczucie bezwartościowości. Mam zdiagnozowaną osobowość unikającą. Przejdę teraz do tematu właściwego, czyli tej felernej pracy. Mam niewielkie doświadczenie zawodowe. Podczas ostatniej podjętej pracy ziściło się wszystko, czego tak bardzo się obawiałam. Trafiłam na nieprzyjemnych krytykujących ludzi, donoszących przełożonemu. Tempo pracy było bardzo szybkie, nie radziłam sobie z przyswajaniem informacji. Nie potrafiłam załapać dobrego kontaktu ze współpracownikami. Bardzo szybko stamtąd zrezygnowałam z potwierdzeniem mojego poczucia niedopasowania, z potwierdzeniem, że ludzie bywają okropni, a ja faktycznie do niczego się nie nadaję. To doświadczenie bardzo mocno wryło mi się w pamięć i nie pozwala ruszyć do przodu. Na terapii zweryfikowałam, czy faktycznie mam powody, aby tak się przez tamtą pracę czuć. Obiektywnie nie mam i najlepiej byłoby podjąć kolejną pracę, aby zweryfikować swoje przekonania, ale jestem przepełniona lękiem i obawami do tego stopnia, że samo szukanie pracy sprawia, że napływają mi łzy do oczu. Mijają dni, tygodnie, miesiące, moja depresja się pogłębia. Nie potrafię podjąć ryzyka, boję się kolejnej porażki. Ryzyko sprawi, że poczuję się okropnie - pojawi się lęk. Bierność zapewnia pozorny komfort, chociaż nie poprawia samopoczucia. Czy ktoś z was miał podobne podejście do pracy i udało mu się z tego wyjść?