Strona 1 z 1

Moja towarzyszka

: 11 marca 2018, o 13:02
autor: Nieadekwatny
Na wstępie pragnąłbym podziękować z całego serca Viktorowi oraz Divinowi za ich pracę - przekazujecie wartość, która jest bezcenna.
Chciałbym pokrótce opisać swoją historię oraz zasięgnąć kilku rad, które gnieżdżą mi się obecnie w głowie po przyswojeniu wiedzy teoretycznej z forum oraz materiałów na youtubie.
Nie jestem wstanie niestety przyponieć sobie kiedy dokładnie poznałem swoją towarzyszkę. Co wiem napewno, to to, że w wieku przedszkolnym, czy też może szkoły podstawowej miałem problemy z jąkaniem (ukłon w stronę Divina :) ) się oraz dysgrafią. Chodziłem wówczas do psychologa przez pewnien okres czasu (którego również nie mogę sobie już przypomnieć). Wizyty te skończyły się, kiedy pani psycholożka stwierdziła, że problem jest globalny i chciałaby widzieć całą rodzinę na spotkaniach. Część rodziny stanowczo odmówiła, więc tak to się skończyło. Zacinanie się oraz problemy z pisaniem ustąpiły (nie wiem, czy już w czasie wizyt czy też po pewnym czasie).
Gimnazjum to okres mojego życia, który wspominam najlepiej. Byłem taki sam jak inne dzieciaczki w moim wieku, żadnym problemów, krótko mówiąc, szczęśliwe beztroskie życie. Moja przyjaciólka gdzieś się schowała.
Wszystko zaczęło się w liceum. Z tego co zauważyłem, to jest właśnie ten magiczny okres kiedy najwięcej zaburzeń się zaczyna, ze względu na wchodzenie w dorosłe życie, podejmowanie pierwszych ważnych decyzji, pierwszą miłość itp.
Mając teraz wiedzę teoretyczną, którą posiadłem dzięki forum oraz nagraniach naszych mentorów na youtubie domyślam się jak to było w moim przypadku. Gdzieś już tutaj wyczytałem podobną historię.
Pochodzę z Krakowa więc moje miasto jak wiadomo jest podzielone na kilka zwaśnionych klubów, które najłagodniej mówąc nie pałają do siebie miłością :) Trafiłem więc do paszczy lwa czy też do ula pełnego pszczół :) Nie dochodziło do przemocy fizycznej, chociaż bardzo łatwo mogło, ale moja postawa (idealna - patrząc przez pryzmat czasu) zapobiegała temu. Niemniej jednak wciąż dochodziło do wyzywań i innych psychicznych zawirowań :) Zmieniłem więc szkołę (otoczenie myślowe :) ) po ukończeniu pierwszego roku.
Mimo, że wybrałem właściwe miejsce z wieloma znajomymi z gimnazjum, niestety bagaż doświadczeń z poprzedniej szkoły przeszedł za mną. Dzieciaczek był ten sam jednak emocje już nie.
Pierwszy atak paniki nastąpił najprawdopodobniej podczas jednej z lekcji, kiedy to musiałem opuścić klasę ze względu na duszność która mnie zaatakowała. W tym miejscu mogę przedstawić swoją nemezis - nadpotliwość (ukłon w stronę Wiktora :) ).
Wiem, że w tym momencie nadam jest wartość oraz być może będę się licytował, że mam tak źle ale chciałbym pokrótce objaśnić czym ta pani się objawia oraz jak się z nią zyję :) Magia tego zaburzenia jest taka, że nie tylko przy sytuacjach stresowych ona się uaktywnia - o nie. Ona trwa nieprzerwanie. Jest duszno, jest gorąco, jest wysiłek fizyczny, jesteś za ciepło ubrany itp. to się dzieje. W moim przypadku, potok był/jest całkowity :) Z całego ciała się leje, tak jak to Victor opisał. Naturalnym było więc to, że każdy to widział i zwracał na to uwagę, tym bardziej dzieciaczki.
Nie byłem na to przygotowany totalnie. Do tej pory okaz zdrowia i spokoju, reprezentant szkoły w biegach i innych dyscyplinach sportowych a tu taka sytuacja zaistaniała. Mogę w sumie w tym momencie przeskoczyć te 12 lat :) które przeleciały. Albowiem było to życie podyktowane przez lęk i ten magiczny objaw nadpotliwości. Lęk oczywiście jest irracjonalny czyli to jak ktoś mnie odbierze przez to, że się pocę :) Strach przed ludźmi, przed kontaktami z nimi się wzmagał i rósł niczym grzyby po deszczu :) Zaczęły się więc ograniczania życiowe w każdej sferze - typowe przy zaburzeniach.
Uczęszczałem kilka tygodni temu na psychoterapię - około 6 wizyt. Zupełnie nie czułem abym coś wyciągał z tych spotkań. Nie miałem podstawy zrozumienia zaburzenia, tak jak jest ona przedstawiona na tym forum. Psycholog mi jej nie wyjaśnił a uważam, że jest to kluczowe, jest to fundament aby ruszyć dalej.
W tym momencie mam pytania na które nie znajduję wciąż odpowiedzi mimo tylu lat zmagania się zaburzeniem:
1. Jak nie nadawać wartości temu poceniu się? Mam nie reagować kiedy kapie mi z głowy czy też koszulka/spodnie przesiąka? Kiedy każdy zwraca na to uwagę i przypomina mi o tym? Podświadomość jest ciągle informowana o tym problemie mimo moich prób nie zwracania na niego uwagi.
2. Jaką zamianę wizualizacyjną możnaby zastosować w tym przypadku?
To pytania skierowane szczególnie do Victora gdyż wiem, że on zmagał się z tą przypadłością i pokonał ją, więc czuje on ten smak :)
To wszystko z mojej strony. Nie chciałem się bardziej rozpisywać wspominając o swojej sytuacji w domu rodzinnym oraz szczegółami tych minionych 12 lat, bo jest to dość typowe i różniące się jedynie fragmentami układanki między nami zaburzonymi.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich użytkowników. Nie poddawajcie się przyjaciele i przyjaciółki, nie zwracajcie uwagi na niepowodzenia a cieszcie się każdym, nawet najmniejszym osiągnięciem danego dnia.

Re: Moja towarzyszka

: 11 marca 2018, o 15:59
autor: katarzynka
Witaj, dobrze Cię widzieć na forum!

Przeczytałam z zapartym tchem Twoją historię, ciekawe I miękkie pióro, aż miło się czyta :)

Re: Moja towarzyszka

: 11 marca 2018, o 16:11
autor: Iwona29
Witaj.rowniez pozdrawiam gorąco i życzę powodzenia kolego :friend:

Re: Moja towarzyszka

: 11 marca 2018, o 16:36
autor: witorrr98
Witam serdecznie.Mam nadzieję, że znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania :]