Ok... mam dość
: 6 listopada 2016, o 18:03
Hej, opowiadałem swoją historie już tylu osobom że nie mam siły znowu tego pisać więc zadam krótkie pytanie. Czy przejmowanie się przeszłością, konkretnie błędem który kiedyś popełniłem i nie odniósł on żadnych realnie negatywnych skutków w moim życiu, ale teoretycznie istnieje jakiś tam cień szansy, że kiedyś mógłby mi zaszkodzić może być z nerwicy? Psycholog/psychiatria/rodzina i znajomi tłuką mi do głowy od nie wiem kiedy, że nie mam się czym przejmować i, że to o czym mówie jest nierealistyczne lub prawie nierealistyczne a jednak ciągle mam wrażenie, że wisi to nade mną.
Jeżeli chodzi o objawy to nieustalnny lęk wolnopłynący, ciągłe napięcie, ścisk, z brzuchu i biegunki, do tego brak odczuwania radości z jakichkolwiek czynności (anhedonia?). Wieczorami czuje się lepiej trochę. Ostatnio poszedłem do psychiatry i powiedział, że to nerwica natręctw, kiedy powiedziałem mu, że wydaje mi się, iż mój problem jest ..bardziej realistyczny.. dla mnie niż powody, które widuje w internecie powiedział, że to normnalne że mi sie tak wydaje (coś na zasadzie każdemu się tak wydaje). Do tego wybrałem się do psycholog, u której byłem przed laty zanim zaczął się wspominany powyżej "temat dyżurny"(tak nazywa sytuację jaka powoduje u mnie lęk/ wydaje mi się że powoduje u mnie lęk inny terapeuta do którego uczęszczałem) i również powiedziała, że wygląda jej to na nerwicę natręctw.
Mi samemu natomiast niezmiernie ciężko uwierzyć, że to nerwica, czy "braki osobowościowe" z okresu rozwoju etc. Znaczy dostrzegam pewne rzeczy np. to, że zawsze się bardzo bałem, reagowałem lękowo na szkołę, miałem masę oporów przed rówieśnikami. Do tego moi rodzice się rozwiedli jak mialem 6 lat (kłótnie i ciągły stres), później w wieku 12 lat zmarł mój ojciec mimo ledwo co odnowionego kontaktu. W domu ciągle byłem nastawiany na wysokie wymagania przez matkę, której z jednej strony nigdy nie było przez pracę a z drugiej strony mającej wielkie wymagania względem mojej edukacji. Dochodziłą do tego moja babcia, która ciągle karzącym głosem krzyczała "ucz się". To chyba były początki utworzenia się osobowości lękowej. Aktualnie mam 25 lat, skończyłem studia prawnicze oraz zdałem egzamin na aplikację no i co z tego? Najśmieszniejsze jest to, że podczas nauki na egzamin (lipiec, sierpień, wrzesień) czułem się w końcu pierwszy raz dobrze od lat, napięcie spadło, miałem cel jakiś przed sobą. I nagle jakieś 2 tyg po tym egz pomyślałem sobie coś w stylu "jak to źle było kiedyś" no i bum, w tej właśnie sekundzie poczułem jak mój lęk idzie do góry, na dokładnie taki sam poziom jak wtedy, kiedy przeżywałem ten koszmar.
Aktualnie jestem w tym stanie od jakiegoś miesiąca. W tym czasie chyba po raz pierwszy zacząłem poznawać mechanizmy lękowe, czytam posty Viktora oraz Divina, słucham nagrań, robię terapię behawioralną od Ciasteczka, staram się notować i żyć dalej mimo tego jak się czuję. I muszę powiedzieć, że czuję się troche lepiej, ale przychodzą mi chyba takie momenty jak to piszę teraz, zwątpienia czy aby na pewno to jest to, czy może po prostu faktycznie moje błedy zyciowe muszą sie za mną ciągnąc, mimo że logicznie wiem że to gówno, że mało prawdopodobne, że nawet gdyby to mam masę innych możliwości, wsparcie, rodzinę, dziewczynę a jednak. Zza winkla wychodzi nagle paskudny stwór i przesłania wszystkie te racjonalne przesłanki, mówi mi A CO JEŚLI, NIE MASZ PRAWA BYĆ SPOKOJNY etc. Miałem póki co nie pisać tutaj tego typu tematu bo wiem, że żalenie się nie do końca wpasowuje się w proces odburzania, no ale... Do tego otworzyłem jakiś test na OCD ( http://www.ocdaction.org.uk/do-i-have-ocd) i chyba nie muszę mówić, że wynik wyszedł negatywny. A więc czy mam ja nerwice i moge zmienić to czy mam się nastawić, że już tak ma to na zawsze wyglądać?NP myśli o myciu rąk, o aids, o zrobieniu komuś krzywdy są dla mnie daleko idącą abstrakcją.. Skoro więc psychiatra nie umie mnie zdiagnozować to ja już nie wiem serio, chętnie bym walczył ale trudno walczyć jak się nawet nie ma pojęcia z czym. Pzdr.
Aa i jeśli chodzi o farmakoterapię to biorę depralin 10 mg + Spamilan 3 x 10 mg.
Jeżeli chodzi o objawy to nieustalnny lęk wolnopłynący, ciągłe napięcie, ścisk, z brzuchu i biegunki, do tego brak odczuwania radości z jakichkolwiek czynności (anhedonia?). Wieczorami czuje się lepiej trochę. Ostatnio poszedłem do psychiatry i powiedział, że to nerwica natręctw, kiedy powiedziałem mu, że wydaje mi się, iż mój problem jest ..bardziej realistyczny.. dla mnie niż powody, które widuje w internecie powiedział, że to normnalne że mi sie tak wydaje (coś na zasadzie każdemu się tak wydaje). Do tego wybrałem się do psycholog, u której byłem przed laty zanim zaczął się wspominany powyżej "temat dyżurny"(tak nazywa sytuację jaka powoduje u mnie lęk/ wydaje mi się że powoduje u mnie lęk inny terapeuta do którego uczęszczałem) i również powiedziała, że wygląda jej to na nerwicę natręctw.
Mi samemu natomiast niezmiernie ciężko uwierzyć, że to nerwica, czy "braki osobowościowe" z okresu rozwoju etc. Znaczy dostrzegam pewne rzeczy np. to, że zawsze się bardzo bałem, reagowałem lękowo na szkołę, miałem masę oporów przed rówieśnikami. Do tego moi rodzice się rozwiedli jak mialem 6 lat (kłótnie i ciągły stres), później w wieku 12 lat zmarł mój ojciec mimo ledwo co odnowionego kontaktu. W domu ciągle byłem nastawiany na wysokie wymagania przez matkę, której z jednej strony nigdy nie było przez pracę a z drugiej strony mającej wielkie wymagania względem mojej edukacji. Dochodziłą do tego moja babcia, która ciągle karzącym głosem krzyczała "ucz się". To chyba były początki utworzenia się osobowości lękowej. Aktualnie mam 25 lat, skończyłem studia prawnicze oraz zdałem egzamin na aplikację no i co z tego? Najśmieszniejsze jest to, że podczas nauki na egzamin (lipiec, sierpień, wrzesień) czułem się w końcu pierwszy raz dobrze od lat, napięcie spadło, miałem cel jakiś przed sobą. I nagle jakieś 2 tyg po tym egz pomyślałem sobie coś w stylu "jak to źle było kiedyś" no i bum, w tej właśnie sekundzie poczułem jak mój lęk idzie do góry, na dokładnie taki sam poziom jak wtedy, kiedy przeżywałem ten koszmar.
Aktualnie jestem w tym stanie od jakiegoś miesiąca. W tym czasie chyba po raz pierwszy zacząłem poznawać mechanizmy lękowe, czytam posty Viktora oraz Divina, słucham nagrań, robię terapię behawioralną od Ciasteczka, staram się notować i żyć dalej mimo tego jak się czuję. I muszę powiedzieć, że czuję się troche lepiej, ale przychodzą mi chyba takie momenty jak to piszę teraz, zwątpienia czy aby na pewno to jest to, czy może po prostu faktycznie moje błedy zyciowe muszą sie za mną ciągnąc, mimo że logicznie wiem że to gówno, że mało prawdopodobne, że nawet gdyby to mam masę innych możliwości, wsparcie, rodzinę, dziewczynę a jednak. Zza winkla wychodzi nagle paskudny stwór i przesłania wszystkie te racjonalne przesłanki, mówi mi A CO JEŚLI, NIE MASZ PRAWA BYĆ SPOKOJNY etc. Miałem póki co nie pisać tutaj tego typu tematu bo wiem, że żalenie się nie do końca wpasowuje się w proces odburzania, no ale... Do tego otworzyłem jakiś test na OCD ( http://www.ocdaction.org.uk/do-i-have-ocd) i chyba nie muszę mówić, że wynik wyszedł negatywny. A więc czy mam ja nerwice i moge zmienić to czy mam się nastawić, że już tak ma to na zawsze wyglądać?NP myśli o myciu rąk, o aids, o zrobieniu komuś krzywdy są dla mnie daleko idącą abstrakcją.. Skoro więc psychiatra nie umie mnie zdiagnozować to ja już nie wiem serio, chętnie bym walczył ale trudno walczyć jak się nawet nie ma pojęcia z czym. Pzdr.
Aa i jeśli chodzi o farmakoterapię to biorę depralin 10 mg + Spamilan 3 x 10 mg.