Moi rodzice i Ja - czy ja przesadzam? Napiszcie !
: 25 września 2016, o 16:11
hej wszystkim
jak juz powoli do mnie dociera, ze moje mysli wynikaja ze stanu emocjonalnego, na pierwszy plan zaczal sie wysuwac GNIEW i zlosc, do tego stopnia, ze wszyscy dookola mnie po prostu wkurzaja i okazuje to, co doprowadza do, nawet niebezpiecznych sytuacji, no bo kto nie ryzykuje, przeciskajac sie miedzy samochodami, ktore dopiero, co zajechaly nam droge ?
Jestem wsciekla na wszystkich i na wszystko!
Dociera do mnie, ze to jest zlosc wobec rodzicow.
Jesli dotrwwacie do konca mojego posta, napiszcie prosze, czy ja nie przesadzam, czy moze nie mialam tak zle ...?
Moj dziadzius sw.p powiedzial mi raz "kochanie wiem, co przechodzisz w tej rodzinie, jak bylas mala, to przychodzac do was, siedzialas spieta i wystraszona, razem z matka" .... Wyparlam to w sobie, nie chcac tego slyszec .... Tak, jak wypieralam do niedawna wszystko, co mnie spotkalo w dziecinstwie, chowwajac to gleboko do szuflady i "przycmiewajac" braniem Anafranilu przez lata .....
***
Pamietam wiek 6 lat, jak ojciec uczac mnie czytac, co nie przychodzilo mi z latwoscia, straszyl, ze da mi pachem po dupie, jak w tej chwili nie zaczne czytac, podobnie z czytaniem godziny na zegarku. "widzisz ten pach? zaraz go sciagne i dostaniesz dwa szybkie, to od razu bedziesz czytac".
W tym samym wieku obronilam matke w ciazy przed okladaniem ja przez ojca. Pamietam, jak upadla na kanape w zaawansowanej ciazy.
Pamietam wieczne klotnie miedzy nimi i krzyki ojca, ze jak matka jest taka a nie inna !
Pamietam, ze po takich zajsciach, ojciec kupowal nam prezenty.
"O, tata kocha mame i nie jest taki zly, kupil jej odkurzacz nowwy, narzute na lozko z tygrysem"!
Pamietam zaplakana matke bardzo czesto, siedzaca i placzaca i tate, ktory nie mial cierpliwosci i krzyczal na nia ! Matka ma nerwice natrectw .....
Matka nie zyla nigdy, matka cierpiala i okazywala to cierpienie poprzez wyzywanie sie na mnie, badz nie zajmowanie sie mna. Mimo to jest kobieta ciepla i bardzo wrazliwa, nigdy nie podniosla na mnie reki ! Posilki mi robila, tak, ale do czasu, kiedy zdolna bylam przygotowywac sobie je sama. Wtedy robila je tylko braciom, bo jak mowila "ty masz rece i se zrob".
Bywalo, ze w lodowce naprawde mielismy biede. Za wlasne zarobione pieniazki z korepetycji, ktorych udzielalam, robilam zakupy. Bylam w liceum. Nikt mi nigdy nie podziekowwal za to, jak zreszta za nic. Slowo dziekuje i przepraszam bylo w naszej rodzinie obce. SLOWA byly tabu i obce, nie komunikowalo sie w ogole .
"Zrobilam zakupy, bo nie ma co jesc" - mowilam babci. "Jak ci sie nie podoba, to idz i zarabiaj" - podslyszala mama. "Narzekasz na mnie, krytykujesz mnie " -mowil ojciec, po tym jak matka mu skarzyla.
A ja sie staralam, by bracia mieli co jesc, by mieli ladne, dobre kanapki, zamiast tylko z pasztetem.
Bardzo szybko przejelam role doroslego rodzica: opiekowalam sie matka i bracmi. Ojcem nie, gdyz nie znosilam go za jego agresje. Nie znosilam jego wwidoku, a niedajze mnie dotknal. Bywalo, ze bral mnie na kolana, w okresie dojrzewania i mowil "no jakie cycszuszki, a co tu rosnie ??? " Strasznie sie wstydzilam. Nie mowiac o tym, ze nikt nigdy nic nie powiedzial, co i jak z facetami, zero wiedzy, wszystkiego sama sie nauczylam poprzez doswiadczenia. No, oczywiscie wstydzialam sie facetow do 28 roku zycia. Wstydzilam sie rozebrac przed nimi, nie mowiac o seksie. Gdyz nauczono mnie, ze seks = mezczyzna korzysta z kobiety ! "Wychodzisz, a co dupa cie swedzi?" - mowil ojciec jak bylam w liceum. "Nie bylo cie cala noc, kurwujesz sie" - mowila matka ...
Matka cierpiala = ja cierpialam, tak, jak ona i musialam powostac w domu tak dlugo, jak jej troszke przeszlo. Czekalam zamknieta w pokoju, kiedy wstanie z wyrka i kiedy cos powie i nadsluchiwalam jaki humor ma jej mowa, czy nie jest juz zalamana, albo zla. I jak mowila "normalnie", lagodnie, spadal mi kamien z serca ... A najlepiej sie czulam, jak byla nieco wesola, co zdarzalo sie rzadko, niemal w ogole ... Generalnie to pamietam tylko jej zaburzone pretensje wobec ojca o wszystko. Matka tez byla falszywa - skarzyla na mnie za moje gniewyw i zlosci, czy zlosliwe odpowiedzi w jej kierunku. Ale ja nie rozumialam, czemu ona mnie nie kocha ? Czemu nie rozmawia jak z dziewczynka? Czemu o nic nigdy nie pyta. "Jak sie czujesz, jak w szkole, jak chlopcy, jak znajomi?". Nic. "a sama sie zapisz do przychodni" - prosilam majac 13 lat, by zapisala mnie do rpzychodni, gdyz sama balam sie isc, a mialam wysoka temperature. Pamietam, jak dzis.
Testowalam ja, czy mnie kocha "mamo, a zrobisz mi herbatke". Jak robila, czulam sie ok, a jak odmawiala "masz rece, czy nie?" czulam sie fatalnie, jak gowno.
Opiekowalam sie bracmi. Starszego nauczylam chodzic. Z mlodszym wychodzilam na spacery, dbalam (obsesyjnie) o jego zadania domowe. Bywalo, ze budzilam go w nocy, by je odrobil, ze krzyczalam "do domu", kiedy po prawie nocy szwedal sie po dworze. Obrot sprawy - nie cierpial mnie za to ....
Bardzo szybko zaczelam na wszytsko narzekac: ojciec nie umie zarabiac, nigdy go nie ma ! Narzekalam matce, a ona w przyplywie zlego humoru, skarzyla ojcu "co nic ci sie nie podoba, co? ja jestem do dupy, co? nie masz zadnych skrupolow! jak ci sie nie podoba, wynocha" ... WTedy mialam 18 lat i dodal "jestes pelnoletnia, nie rusze cie, bo mozesz isc do sadu"!
Ojca sie wstydzilam, i balam bardzo szybko. Balam sie przyznac, ze ukradziono mi lyzwy, ze zboczeniec mnie gonil, ze dostalam dwojke, a nawet, ze wachajac gumke pachnaca do mazania, wsadzilam tak gleboko, ze utknela w krtani....
Balam sie, ze bedzie wrzeszczal, straszyl paskiem, jego "dwoma, czy trzema szybkimi na dupe". Balam sie ...
Pamietam jedno jego piekne zdanie, jak wracalismy ze szpitala pewnej nocy "ale ladnie umiesz czytac napisy na sklepie". Mialam szesc lat i bylam dumna z siebie. Raz, a tych "razow" nie bylo wiele ... Prawie w ogole .... .
Pamietam, jak sie balam, jaka gorycz czulam, jak tato dal po dupie bratu, jak bylo mi go zal . Bozeee, za co mu wlal! Za nic! Moj braciszek mial krew na pupie, bo dostal strona paska z zapieciem !!!
Zakazywal mi placzu! Ojciec ! Mowil, ze jak bede ryczec, da mi te "dwa szybkie" i sie uspokoje .
Nie umial sie zachowywac moj ojciec, jak byli u mnie znajomi, ojciec potrafil sie na glos klocic z matka, rzucac miesiem, albo bardzo glosno pierdziec. Bylo mi wstyd. W rezultacie nie zapraszalam nikogo, a ja juz, to modlilam sie, by ojciec nie wrocil do domu. Matki tez sie wstydzilam. Rzucala na wiatr mieso, podczas, gdy ja siedzialam w pokoju ze znajomymi. WSTYD.
Nadszedl czas, mialam 9 lat, gdzie postanowilam wyjsc ojcu naprzeciw i podac mu reke. Poraz pierwszy odwazylam sie wyjsc z mojego pokoju i zamienic z nim kilka slowek. Ale jak? Nie wiedzialam. No i wymyslilam: "tatusiu, czesc, wrociles z pracy? Spojrzysz, zepsul mi sie szkolny kalkulatorek". Mialam nadzieje, ze pogadamy, posmiejemy sie ... Tato wzial mnie przelozyl na kanapie i bil dlugo paskiem ze skory. Bardzo sie balam! Plakalam w pokoju. Wrocil i powiedzial, ze mi dolozy, jak sie nie uspokoje ..... Musialam sie uciszyc. Tlumiac smutek, gorycz i zalosc, rysowalam jakies kreski na karteczce. I wtedy po raz pierwszy zrobilam to "jak narysuje kreske pozioma, dostane piatke, a jak pionowa to dwoje". Pierwsza obsesja !
Potem czesto po takim zganieniu wpadalam w rozne wyobrazenia, imaginacje historii i zdarzen. Bujalam w oblokach po prosytu, by nie czuc bolu !!!!
Gdzie byla matka ? Obecna, ale nieobecna! Niekiedy mnie zalowala i nie odzywala sie do ojca kilka dni./ Az podslyszalam "jak tak mogles, idz do niej". A on przychodzil z jakims drobnym prezentem.
XWtedy pomyslalam sobie "no tak, on zaluje". Ale co bylo zrobione, to bylo ...
Traktowal moj ojciec "lepiej" braci, bo jak twierdzil kobiet sie wstydzil i nie mial wspolnego jezyka !!!
"ty sie nie n adajesz do jazdy samochodem, ty wszystko psujesz, co wezmiesz w swoje rece, nikt ciebie nie bedzie lubil, jak tak bedziesz nastawiona do zycia". Ale to on mnie tak nastawial !!!!
Ale on tego nie rozumial...... CHcial przeciwdzialac czemus, co sam czynil ! Chcial bym sie zmienila, byla inna, ale to on sam zasial we mnie nienawisc do niego!
Ktoregos dnia, otrzymlujac kolejne uderzenie w twarz, jakims slowem, zdaniem niemilym i ponizajacym, stwwierdzilam, ze skoro RODZICE MNIE NIE KOCHAJA TRO JA MUSZE UMRZEC I LEPIEJ BYM NIE ISTNIALA. "Po co mnie urodzilas" - mowilam matce !!!!! Skoro tak mnie traktujesz ????
I sie zaczelo. Strach przed samobojstwem/ Mialam 22 lata i pierwszy atak paniki.
Po raz pierwszy w zyciu ojciec przyszedl do pokoju "kocham ciebie, ja nie umiem inaczej".
***
Ktoregos dnia jak sie napil podczas slubu kuzyna, mialam 34 lata, podszedl do mnie i powiedzial "ja nie jestem taki zly, jak myslisz, ja nie chce zle dla ciebie".
Czesto, jak zarzucalam mu, jaki jest chamski, mowil "ja jestem do niczego, do dupy, masz racje, to ze pracuje i zarabiam na zycie to sie juz nie liczy". No i robilo mi sie zal go !!!!
Na takiej zasadzie "biedny ojciec i biedna matka" funkcjonowalam do niedawna.
Na jednej z terapii jedna babka mi powiedziala "odetnij sie od nich i to juz "!
Zrobilam to. Pozostala zlosc, gniew i gorycz. No i natrectwa .............. strach przed popelnieniem samobojstwa ......
PS. Ojciec byl bity i wyrzucony na bruk w wieku 16 lat. Za matke odrabiano lekcje, z kolei !
Dziekuje, jesli podzielicie sie waszymi odczuciami, waszymi pomyslami na to, co dalej mam zrobic (dostalam juz pomysl DDD, dzieki !).
Mozna z tego sie "uleczyc"? Nie wracac do bolesnych wspomnien ? Nie zazdroscic innym dzieciom, przytulanym przez ojcow????? I matki????
jak juz powoli do mnie dociera, ze moje mysli wynikaja ze stanu emocjonalnego, na pierwszy plan zaczal sie wysuwac GNIEW i zlosc, do tego stopnia, ze wszyscy dookola mnie po prostu wkurzaja i okazuje to, co doprowadza do, nawet niebezpiecznych sytuacji, no bo kto nie ryzykuje, przeciskajac sie miedzy samochodami, ktore dopiero, co zajechaly nam droge ?
Jestem wsciekla na wszystkich i na wszystko!
Dociera do mnie, ze to jest zlosc wobec rodzicow.
Jesli dotrwwacie do konca mojego posta, napiszcie prosze, czy ja nie przesadzam, czy moze nie mialam tak zle ...?
Moj dziadzius sw.p powiedzial mi raz "kochanie wiem, co przechodzisz w tej rodzinie, jak bylas mala, to przychodzac do was, siedzialas spieta i wystraszona, razem z matka" .... Wyparlam to w sobie, nie chcac tego slyszec .... Tak, jak wypieralam do niedawna wszystko, co mnie spotkalo w dziecinstwie, chowwajac to gleboko do szuflady i "przycmiewajac" braniem Anafranilu przez lata .....
***
Pamietam wiek 6 lat, jak ojciec uczac mnie czytac, co nie przychodzilo mi z latwoscia, straszyl, ze da mi pachem po dupie, jak w tej chwili nie zaczne czytac, podobnie z czytaniem godziny na zegarku. "widzisz ten pach? zaraz go sciagne i dostaniesz dwa szybkie, to od razu bedziesz czytac".
W tym samym wieku obronilam matke w ciazy przed okladaniem ja przez ojca. Pamietam, jak upadla na kanape w zaawansowanej ciazy.
Pamietam wieczne klotnie miedzy nimi i krzyki ojca, ze jak matka jest taka a nie inna !
Pamietam, ze po takich zajsciach, ojciec kupowal nam prezenty.
"O, tata kocha mame i nie jest taki zly, kupil jej odkurzacz nowwy, narzute na lozko z tygrysem"!
Pamietam zaplakana matke bardzo czesto, siedzaca i placzaca i tate, ktory nie mial cierpliwosci i krzyczal na nia ! Matka ma nerwice natrectw .....
Matka nie zyla nigdy, matka cierpiala i okazywala to cierpienie poprzez wyzywanie sie na mnie, badz nie zajmowanie sie mna. Mimo to jest kobieta ciepla i bardzo wrazliwa, nigdy nie podniosla na mnie reki ! Posilki mi robila, tak, ale do czasu, kiedy zdolna bylam przygotowywac sobie je sama. Wtedy robila je tylko braciom, bo jak mowila "ty masz rece i se zrob".
Bywalo, ze w lodowce naprawde mielismy biede. Za wlasne zarobione pieniazki z korepetycji, ktorych udzielalam, robilam zakupy. Bylam w liceum. Nikt mi nigdy nie podziekowwal za to, jak zreszta za nic. Slowo dziekuje i przepraszam bylo w naszej rodzinie obce. SLOWA byly tabu i obce, nie komunikowalo sie w ogole .
"Zrobilam zakupy, bo nie ma co jesc" - mowilam babci. "Jak ci sie nie podoba, to idz i zarabiaj" - podslyszala mama. "Narzekasz na mnie, krytykujesz mnie " -mowil ojciec, po tym jak matka mu skarzyla.
A ja sie staralam, by bracia mieli co jesc, by mieli ladne, dobre kanapki, zamiast tylko z pasztetem.
Bardzo szybko przejelam role doroslego rodzica: opiekowalam sie matka i bracmi. Ojcem nie, gdyz nie znosilam go za jego agresje. Nie znosilam jego wwidoku, a niedajze mnie dotknal. Bywalo, ze bral mnie na kolana, w okresie dojrzewania i mowil "no jakie cycszuszki, a co tu rosnie ??? " Strasznie sie wstydzilam. Nie mowiac o tym, ze nikt nigdy nic nie powiedzial, co i jak z facetami, zero wiedzy, wszystkiego sama sie nauczylam poprzez doswiadczenia. No, oczywiscie wstydzialam sie facetow do 28 roku zycia. Wstydzilam sie rozebrac przed nimi, nie mowiac o seksie. Gdyz nauczono mnie, ze seks = mezczyzna korzysta z kobiety ! "Wychodzisz, a co dupa cie swedzi?" - mowil ojciec jak bylam w liceum. "Nie bylo cie cala noc, kurwujesz sie" - mowila matka ...
Matka cierpiala = ja cierpialam, tak, jak ona i musialam powostac w domu tak dlugo, jak jej troszke przeszlo. Czekalam zamknieta w pokoju, kiedy wstanie z wyrka i kiedy cos powie i nadsluchiwalam jaki humor ma jej mowa, czy nie jest juz zalamana, albo zla. I jak mowila "normalnie", lagodnie, spadal mi kamien z serca ... A najlepiej sie czulam, jak byla nieco wesola, co zdarzalo sie rzadko, niemal w ogole ... Generalnie to pamietam tylko jej zaburzone pretensje wobec ojca o wszystko. Matka tez byla falszywa - skarzyla na mnie za moje gniewyw i zlosci, czy zlosliwe odpowiedzi w jej kierunku. Ale ja nie rozumialam, czemu ona mnie nie kocha ? Czemu nie rozmawia jak z dziewczynka? Czemu o nic nigdy nie pyta. "Jak sie czujesz, jak w szkole, jak chlopcy, jak znajomi?". Nic. "a sama sie zapisz do przychodni" - prosilam majac 13 lat, by zapisala mnie do rpzychodni, gdyz sama balam sie isc, a mialam wysoka temperature. Pamietam, jak dzis.
Testowalam ja, czy mnie kocha "mamo, a zrobisz mi herbatke". Jak robila, czulam sie ok, a jak odmawiala "masz rece, czy nie?" czulam sie fatalnie, jak gowno.
Opiekowalam sie bracmi. Starszego nauczylam chodzic. Z mlodszym wychodzilam na spacery, dbalam (obsesyjnie) o jego zadania domowe. Bywalo, ze budzilam go w nocy, by je odrobil, ze krzyczalam "do domu", kiedy po prawie nocy szwedal sie po dworze. Obrot sprawy - nie cierpial mnie za to ....
Bardzo szybko zaczelam na wszytsko narzekac: ojciec nie umie zarabiac, nigdy go nie ma ! Narzekalam matce, a ona w przyplywie zlego humoru, skarzyla ojcu "co nic ci sie nie podoba, co? ja jestem do dupy, co? nie masz zadnych skrupolow! jak ci sie nie podoba, wynocha" ... WTedy mialam 18 lat i dodal "jestes pelnoletnia, nie rusze cie, bo mozesz isc do sadu"!
Ojca sie wstydzilam, i balam bardzo szybko. Balam sie przyznac, ze ukradziono mi lyzwy, ze zboczeniec mnie gonil, ze dostalam dwojke, a nawet, ze wachajac gumke pachnaca do mazania, wsadzilam tak gleboko, ze utknela w krtani....
Balam sie, ze bedzie wrzeszczal, straszyl paskiem, jego "dwoma, czy trzema szybkimi na dupe". Balam sie ...
Pamietam jedno jego piekne zdanie, jak wracalismy ze szpitala pewnej nocy "ale ladnie umiesz czytac napisy na sklepie". Mialam szesc lat i bylam dumna z siebie. Raz, a tych "razow" nie bylo wiele ... Prawie w ogole .... .
Pamietam, jak sie balam, jaka gorycz czulam, jak tato dal po dupie bratu, jak bylo mi go zal . Bozeee, za co mu wlal! Za nic! Moj braciszek mial krew na pupie, bo dostal strona paska z zapieciem !!!
Zakazywal mi placzu! Ojciec ! Mowil, ze jak bede ryczec, da mi te "dwa szybkie" i sie uspokoje .
Nie umial sie zachowywac moj ojciec, jak byli u mnie znajomi, ojciec potrafil sie na glos klocic z matka, rzucac miesiem, albo bardzo glosno pierdziec. Bylo mi wstyd. W rezultacie nie zapraszalam nikogo, a ja juz, to modlilam sie, by ojciec nie wrocil do domu. Matki tez sie wstydzilam. Rzucala na wiatr mieso, podczas, gdy ja siedzialam w pokoju ze znajomymi. WSTYD.
Nadszedl czas, mialam 9 lat, gdzie postanowilam wyjsc ojcu naprzeciw i podac mu reke. Poraz pierwszy odwazylam sie wyjsc z mojego pokoju i zamienic z nim kilka slowek. Ale jak? Nie wiedzialam. No i wymyslilam: "tatusiu, czesc, wrociles z pracy? Spojrzysz, zepsul mi sie szkolny kalkulatorek". Mialam nadzieje, ze pogadamy, posmiejemy sie ... Tato wzial mnie przelozyl na kanapie i bil dlugo paskiem ze skory. Bardzo sie balam! Plakalam w pokoju. Wrocil i powiedzial, ze mi dolozy, jak sie nie uspokoje ..... Musialam sie uciszyc. Tlumiac smutek, gorycz i zalosc, rysowalam jakies kreski na karteczce. I wtedy po raz pierwszy zrobilam to "jak narysuje kreske pozioma, dostane piatke, a jak pionowa to dwoje". Pierwsza obsesja !
Potem czesto po takim zganieniu wpadalam w rozne wyobrazenia, imaginacje historii i zdarzen. Bujalam w oblokach po prosytu, by nie czuc bolu !!!!
Gdzie byla matka ? Obecna, ale nieobecna! Niekiedy mnie zalowala i nie odzywala sie do ojca kilka dni./ Az podslyszalam "jak tak mogles, idz do niej". A on przychodzil z jakims drobnym prezentem.
XWtedy pomyslalam sobie "no tak, on zaluje". Ale co bylo zrobione, to bylo ...
Traktowal moj ojciec "lepiej" braci, bo jak twierdzil kobiet sie wstydzil i nie mial wspolnego jezyka !!!
"ty sie nie n adajesz do jazdy samochodem, ty wszystko psujesz, co wezmiesz w swoje rece, nikt ciebie nie bedzie lubil, jak tak bedziesz nastawiona do zycia". Ale to on mnie tak nastawial !!!!
Ale on tego nie rozumial...... CHcial przeciwdzialac czemus, co sam czynil ! Chcial bym sie zmienila, byla inna, ale to on sam zasial we mnie nienawisc do niego!
Ktoregos dnia, otrzymlujac kolejne uderzenie w twarz, jakims slowem, zdaniem niemilym i ponizajacym, stwwierdzilam, ze skoro RODZICE MNIE NIE KOCHAJA TRO JA MUSZE UMRZEC I LEPIEJ BYM NIE ISTNIALA. "Po co mnie urodzilas" - mowilam matce !!!!! Skoro tak mnie traktujesz ????
I sie zaczelo. Strach przed samobojstwem/ Mialam 22 lata i pierwszy atak paniki.
Po raz pierwszy w zyciu ojciec przyszedl do pokoju "kocham ciebie, ja nie umiem inaczej".
***
Ktoregos dnia jak sie napil podczas slubu kuzyna, mialam 34 lata, podszedl do mnie i powiedzial "ja nie jestem taki zly, jak myslisz, ja nie chce zle dla ciebie".
Czesto, jak zarzucalam mu, jaki jest chamski, mowil "ja jestem do niczego, do dupy, masz racje, to ze pracuje i zarabiam na zycie to sie juz nie liczy". No i robilo mi sie zal go !!!!
Na takiej zasadzie "biedny ojciec i biedna matka" funkcjonowalam do niedawna.
Na jednej z terapii jedna babka mi powiedziala "odetnij sie od nich i to juz "!
Zrobilam to. Pozostala zlosc, gniew i gorycz. No i natrectwa .............. strach przed popelnieniem samobojstwa ......
PS. Ojciec byl bity i wyrzucony na bruk w wieku 16 lat. Za matke odrabiano lekcje, z kolei !
Dziekuje, jesli podzielicie sie waszymi odczuciami, waszymi pomyslami na to, co dalej mam zrobic (dostalam juz pomysl DDD, dzieki !).
Mozna z tego sie "uleczyc"? Nie wracac do bolesnych wspomnien ? Nie zazdroscic innym dzieciom, przytulanym przez ojcow????? I matki????