JAK NAUCZYC SIE ZACHOWAC ZDROWY DYSTANS DO RODZICOW
: 19 sierpnia 2016, o 14:53
dziekuje, ze wytrwacie do konca mojego posta 
Moja matka od '45 lat jest zaburzona, bez zdawania sobie juz z tego sprawy. Podobnie jak alkoholik, ktory pije po latach mowi, ze on nie jest alkoholikiem. Otoz, mama zaczela prace trzy H na dzien no i ma sporo czasu, aby mnie "meczyc" na fejsie i mejle etc ... Telefoniczne rozmowy na szczescie nie maja miejsca.
Jak mowilam wczesniej matka mnie po prostu meczy, manipuluje bardzo podstepnie, prowadzac do tego, by ja pocieszyc i rozwiac jej natretne watpliwosci, ktore hoduje od wielu lat.
Np. dzisiaj napisala "ja tak mile wspominam te papryczki nadziewane miesem". To zdanie napisala ni stad ni zowąd, wyciete skadkolwiek, rzucone ot tak, bez "dzien dobry, ani czesc". Odpisuje -"ale o co chodzi"?
Ona: "no wiesz, te papryczki co robilas na dzialce". Oczywiscie zajarzylam od razu: chodzi o to, ze matrka rozwiodla sie z ojcem, majac wczesniej dzialke, na ktorej spedzala swoje dni lezac w wwyrze, a teraz ma swoja kawalerke, musi pracowac i uczyc sie zyc, i chodzilo jej w zdaniu o to "ojej jak kiedys bylo fajnie, jak ja zaluje, ze sie rozwiodlam dla innego".
Widzicie na czym polega jej manipulacja?
Jeszcze pare tygodni temu napisalabym jej cala litanie wspomagajaca typu "mamusiu nie martw sie, bylo jak bylo masz tyez fajnie, poradzisz sobie, nie ma co wracac do przeszlosci" etc ...
DZISIAJ napisalam jej "mamo, ale ty tez sobie mozesz upiec papryczki z mieskiem".
Ona na to: "nie mam piekarnika"
Juz chcialam napisac, ze stac ja na tani piekarnik, ale sie powstrzymalam i powiedzialam "dobrze, rozumiem" (defensywnie, a nie ofensywnie).
Oczywiscie to wszystko kosztuje sporo wysilku emocjonalnego, gdyz chwile po tym zaczelam obsesyjnie sie zamartwiac, "czy mama oby nie cierpi?".
Wiem, ze to emocje, ze cale zycie moje pomagalam i wspieralam matke, jak psycholog i terapeuta, trzymalam ja za raczke, co prowadzilo do nadmiernych, natretnych zamartwian sie w jej kierunku.
Wiem, ze te emocje nowego nawyku jaki w sobie wyrabiam przejda, a natretne myslenie, jak mamie jest w danej chwili, minie!
Ciesze sie mimo wszystko z mojego nowego nawyku wprowadzanego w zycie: odpowiedzi defensywnych, nie atakowanie mamy, nie probowanie jej trzymac za raczki, ale po prostu na spokojnie. No, tak, prosto sie mowi, ale dojde do wprawy
To moja nowa zmiana! Mysle, ze wynika ona z faktu, ze nauczylam sie kochac siebie, zrozumialam, ze jestem wartosciowa osoba, zrozumialam, ze matka nie da mi tego, na co ciagle, do tej pory czekalam. Chociaz emocje sa chwiejne, co jest normalne, daze do tego, by wyjsc ze schematu SPRAWOWANIA KONTROLI NAD MATKA, nadmierna kontrola, z czego wynikaly moje stany lekowe i natrectwa.... (oczywiscie nie tylko, ale miedzy innymi).
Co sadzicie ???? mYSLICIE? ZE MOJE "nowe" nastawienie wystarczy, by poprawic ten "chory" schemat, w wktory wpadlam majac juz 6 lat lub wczesniej?

Moja matka od '45 lat jest zaburzona, bez zdawania sobie juz z tego sprawy. Podobnie jak alkoholik, ktory pije po latach mowi, ze on nie jest alkoholikiem. Otoz, mama zaczela prace trzy H na dzien no i ma sporo czasu, aby mnie "meczyc" na fejsie i mejle etc ... Telefoniczne rozmowy na szczescie nie maja miejsca.
Jak mowilam wczesniej matka mnie po prostu meczy, manipuluje bardzo podstepnie, prowadzac do tego, by ja pocieszyc i rozwiac jej natretne watpliwosci, ktore hoduje od wielu lat.
Np. dzisiaj napisala "ja tak mile wspominam te papryczki nadziewane miesem". To zdanie napisala ni stad ni zowąd, wyciete skadkolwiek, rzucone ot tak, bez "dzien dobry, ani czesc". Odpisuje -"ale o co chodzi"?
Ona: "no wiesz, te papryczki co robilas na dzialce". Oczywiscie zajarzylam od razu: chodzi o to, ze matrka rozwiodla sie z ojcem, majac wczesniej dzialke, na ktorej spedzala swoje dni lezac w wwyrze, a teraz ma swoja kawalerke, musi pracowac i uczyc sie zyc, i chodzilo jej w zdaniu o to "ojej jak kiedys bylo fajnie, jak ja zaluje, ze sie rozwiodlam dla innego".
Widzicie na czym polega jej manipulacja?
Jeszcze pare tygodni temu napisalabym jej cala litanie wspomagajaca typu "mamusiu nie martw sie, bylo jak bylo masz tyez fajnie, poradzisz sobie, nie ma co wracac do przeszlosci" etc ...
DZISIAJ napisalam jej "mamo, ale ty tez sobie mozesz upiec papryczki z mieskiem".

Ona na to: "nie mam piekarnika"
Juz chcialam napisac, ze stac ja na tani piekarnik, ale sie powstrzymalam i powiedzialam "dobrze, rozumiem" (defensywnie, a nie ofensywnie).
Oczywiscie to wszystko kosztuje sporo wysilku emocjonalnego, gdyz chwile po tym zaczelam obsesyjnie sie zamartwiac, "czy mama oby nie cierpi?".
Wiem, ze to emocje, ze cale zycie moje pomagalam i wspieralam matke, jak psycholog i terapeuta, trzymalam ja za raczke, co prowadzilo do nadmiernych, natretnych zamartwian sie w jej kierunku.
Wiem, ze te emocje nowego nawyku jaki w sobie wyrabiam przejda, a natretne myslenie, jak mamie jest w danej chwili, minie!
Ciesze sie mimo wszystko z mojego nowego nawyku wprowadzanego w zycie: odpowiedzi defensywnych, nie atakowanie mamy, nie probowanie jej trzymac za raczki, ale po prostu na spokojnie. No, tak, prosto sie mowi, ale dojde do wprawy

To moja nowa zmiana! Mysle, ze wynika ona z faktu, ze nauczylam sie kochac siebie, zrozumialam, ze jestem wartosciowa osoba, zrozumialam, ze matka nie da mi tego, na co ciagle, do tej pory czekalam. Chociaz emocje sa chwiejne, co jest normalne, daze do tego, by wyjsc ze schematu SPRAWOWANIA KONTROLI NAD MATKA, nadmierna kontrola, z czego wynikaly moje stany lekowe i natrectwa.... (oczywiscie nie tylko, ale miedzy innymi).
Co sadzicie ???? mYSLICIE? ZE MOJE "nowe" nastawienie wystarczy, by poprawic ten "chory" schemat, w wktory wpadlam majac juz 6 lat lub wczesniej?