Kilka nurtujących mnie spraw
: 19 kwietnia 2016, o 22:00
Jeszcze raz witam.
Nie wiedziałem gdzie do końca założyć ten temat ponieważ mam kilka nurtujących mnie spraw. Mianowicie już powoli wychodzę (albo mam taką nadzieję ) z nerwicy. Ciężko już teraz mi stwierdzić co było prawdziwym powodem wpakowania się w to zaburzenie. Najpierw standardowo doszukiwałem się różnych chorób, potem oczywiście jak wyniki wyszły dobre, to na swoje nieszczęście zacząłem doszukiwać się w sobie czegoś co ze mną jest nie tak i tak trafiłem na choroby psychiczne (klasycznie schizofrenia/psychoza). Lęki miałem różne, od wychodzenia z domu po strach przed chorobami, natrętne myśli, potem, krótki etap depresyjny, trochę DD. Zacząłem dokształcać się materiałami z forum jak i chodzić na psychoterapię, gdzie terapeutka powiedziała, że nie mam choroby psychicznej, że to zaburzenie lękowe. Życie w ciągłej kontroli było dla mnie fatalnym etapem, ale ostatnio jakby ta kontrola puszcza. Już od 2 dni nie mam ciągłej analizy, jednak jest kilka rzeczy, które wywołują u mnie strach.
Przede wszystkim po przeczytaniu o schizofrenii zacząłem bać się dialogu wewnętrznego. Przez całe życie to robiłem i nie widziałem w tym problemu, aż do czasu naczytania się o tej chorobie. Zacząłem zwracać uwagę u siebie na takie pierdoły jak częste gadanie do kota oraz to że w niektórych kwestiach mówiłem do siebie "my", przez to że on zawsze był w pokoju przez co pewne kwestie typu "No kocie, wstajemy", albo "ok, idziemy coś zjeść", "idziemy się uczyć" weszły mi w nawyk, którego nie potrafiłem zmienić (i tak racjonalizując to nie jest to łatwe gdy ten kudłacz jest ze mną już 12 lat ). Mówiłem wtedy pewne kwestie z przyzwyczajenia do siebie jako "my" nawet gdy go nie było w pokoju (ale tylko te które mówiłem do niego, całą resztę z pierwszej osoby, lub czasami z trzeciej gdy np się sam pospieszałem "szybciej durniu bo na pociąg nie zdążysz", albo jak coś nie wyszło to "ale z ciebie debil"). Na początku nerwicy stało się to moim problemem, bo już przez to zacząłem się martwić o schizofrenię. Przestałem też prowadzić z sobą dialogi wewnętrzne w strachu, że to coś nienormalnego. Od tego momentu zaczęła mi się kontrola i ciągłe pytanie w głowie "czy to co robię jest normalne?". Przez takie ciągłe kontrolowanie się i martwienie się o to czy to co robię jest normalne poza lękiem doszły mi objawy somatyczne tj bóle głowy przez ciągłe myślenie i analizowanie. Potem doszła mi depresja oraz DD w którym myślałem, że zwariowałem już do reszty. Cały czas męczyły mnie wtedy myśli egzystencjonalne (spora część pokrywała się z tymi które inni użytkownicy mieli na forum) oraz przed powiedzeniem czegoś zastanawiałem się po kilka razy. Np dlaczego akurat to chcę powiedzieć. Oczywiście były lęki, że np kogoś walnę w czasie rozmowy, ot tak bez powodu, co jeszcze bardziej mnie straszyło. Doszedł też strach, że powiem coś obraźliwego w czasie rozmowy przez co zaczęły pojawiać mi się w czasie dialogów jakieś głupie wstawki np tato do mnie mówi "wychodzisz gdzieś z domu?" a w myślach jakby z nikąd "a co cię to nagle interesuje?", po czym czuję się źle że w ogóle taka odpowiedź przyszła mi do głowy.
Teraz do sedna. Został mi teraz właśnie taki lęk przed pewnymi nawykami, które robię automatycznie, że prawie na nie nie zwracam uwagi np jak robię sobie herbatę to bez zastanowienia sięgam do szafki po kubek i gdy go postawię to zastanawiam się nad tym jak to się stało, że bez jakby kontroli go postawiłem już na kredensie. Podobnie boję się, jak jakaś myśl przyjdzie mi tak jakby znikąd jak np w czasie dialogu z ojcem. I strasznie się denerwuję jak słyszę jakiś dźwięk, a nie znam jego źródła (słuch okropnie mi się wyczulił). Jak np położyłem się spać i zacząłem słyszeć jak ktoś coś mówi - z automatu wpadłem w panikę, bo w pokoju byłem sam. Nie słyszałem wyraźnie słów, a gdy przestałem już je słyszeć to jakby zapętliły mi się w głowie. Wyszedłem z pokoju i okazało się, że przez cienką ścianę było słychać po prostu jakiś dialog z filmu puszczonego na laptopie, bo współlokator oglądał akurat w nocy. Podobnie było dzisiaj jak zacząłem słyszeć jakiś irytujący cichy dźwięk. Nie mogłem zlokalizować źródła i wpadłem w panikę co to jest. Okazało się, że to już leciwa ładowarka od tabletu już ze starości podczas ładowania zaczyna nawalać takim jakby ultradźwiękiem. Zawsze mnie tego typu dźwięki denerwowały, ale teraz to jestem ,aż wyczulony. Ogólnie mój problem polega na tym, że jak pojawia się rzecz spoza mojej jakby kontroli to panikuję. Ma to miejsce właśnie z jakimiś dźwiękami (czasami słyszę jak ludzie gadają na ulicy bo mieszkam na parterze i przez pierwsze kilka sekund potrafię się tego wystraszyć), ma to miejsce z tymi odpowiedziami w czasie dialogów, które pojawiają się czasami tak z dupy i wtedy sobie myślę jak to możliwe, że w ogóle mogłem pomyśleć taką kwestię.
Po DD też czuję się mało pewny siebie i trochę smutny, że mnie to wszystko spotkało. Boję się też odbioru ludzi na wieść, że chodzę na psychoterapię i że mam takie problemy lękowe. Boję się, ze ktoś weźmie mnie za wariata. Bardzo mi to przeszkadza jak sobie pomyślę o wejściu w związek, ponieważ nie chcę ukrywać swojej przeszłości. Chciałbym by druga połówka wiedziała, że coś takiego miało miejsce i po prostu mnie zaakceptowała, jednakże sama myśl że weźmie mnie za psychola z żółtymi papierami już sprawia, że tracę całą pewność siebie i wartość. Gdy tak sobie myślę, że gdy nawet nie byłem zaburzony to podczas dialogów z ludźmi którzy nie byli moją rodziną, bądź przyjaciółmi zakładałem maskę. Teraz chcę to zmienić. Chce być sobą już zawsze, ale bardzo ciężko jest mi odpowiedzieć sobie na pytanie kim ja naprawdę jestem, ponieważ przed nerwicą byłem często bardzo arogancki, bardzo pewny siebie, trzymałem się twardo swoich wartości i niestety traktowałem wielu ludzi z góry, po samym stylu wypowiedzi, bądź ubiorze. Teraz gdy sobie o tym myślę, to żałuję czasami słów, które powiedziałem do niektórych i jak ich traktowałem. Wiele osób mówiło wprost, że jestem ch*jem, jednak dla najbliższych byłem gotów zrobić wszystko. Zdarzały się też przebłyski gdy dopadało mnie sumienie i pomagałem bezinteresownie obcym i myślę, że teraz chciałbym bardziej podążać tą drogą. By być lepszym człowiekiem, jednakże na chwilę obecną naprawdę nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie kim jestem.
Wiem, że się rozpisałem i pewnie nie będzie się chciało niektórym z Was tego czytać, jednakże liczę na pomoc z Waszej strony. Jestem otwarty na rady. I mam też pytanie do odburzonych, czy po wyjściu mają wrażenie, że rozpoczął się nowy etap w ich życiu? Czy ciężko jest się Wam utożsamić z osobą którą byliście przed zaburzeniem?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Nie wiedziałem gdzie do końca założyć ten temat ponieważ mam kilka nurtujących mnie spraw. Mianowicie już powoli wychodzę (albo mam taką nadzieję ) z nerwicy. Ciężko już teraz mi stwierdzić co było prawdziwym powodem wpakowania się w to zaburzenie. Najpierw standardowo doszukiwałem się różnych chorób, potem oczywiście jak wyniki wyszły dobre, to na swoje nieszczęście zacząłem doszukiwać się w sobie czegoś co ze mną jest nie tak i tak trafiłem na choroby psychiczne (klasycznie schizofrenia/psychoza). Lęki miałem różne, od wychodzenia z domu po strach przed chorobami, natrętne myśli, potem, krótki etap depresyjny, trochę DD. Zacząłem dokształcać się materiałami z forum jak i chodzić na psychoterapię, gdzie terapeutka powiedziała, że nie mam choroby psychicznej, że to zaburzenie lękowe. Życie w ciągłej kontroli było dla mnie fatalnym etapem, ale ostatnio jakby ta kontrola puszcza. Już od 2 dni nie mam ciągłej analizy, jednak jest kilka rzeczy, które wywołują u mnie strach.
Przede wszystkim po przeczytaniu o schizofrenii zacząłem bać się dialogu wewnętrznego. Przez całe życie to robiłem i nie widziałem w tym problemu, aż do czasu naczytania się o tej chorobie. Zacząłem zwracać uwagę u siebie na takie pierdoły jak częste gadanie do kota oraz to że w niektórych kwestiach mówiłem do siebie "my", przez to że on zawsze był w pokoju przez co pewne kwestie typu "No kocie, wstajemy", albo "ok, idziemy coś zjeść", "idziemy się uczyć" weszły mi w nawyk, którego nie potrafiłem zmienić (i tak racjonalizując to nie jest to łatwe gdy ten kudłacz jest ze mną już 12 lat ). Mówiłem wtedy pewne kwestie z przyzwyczajenia do siebie jako "my" nawet gdy go nie było w pokoju (ale tylko te które mówiłem do niego, całą resztę z pierwszej osoby, lub czasami z trzeciej gdy np się sam pospieszałem "szybciej durniu bo na pociąg nie zdążysz", albo jak coś nie wyszło to "ale z ciebie debil"). Na początku nerwicy stało się to moim problemem, bo już przez to zacząłem się martwić o schizofrenię. Przestałem też prowadzić z sobą dialogi wewnętrzne w strachu, że to coś nienormalnego. Od tego momentu zaczęła mi się kontrola i ciągłe pytanie w głowie "czy to co robię jest normalne?". Przez takie ciągłe kontrolowanie się i martwienie się o to czy to co robię jest normalne poza lękiem doszły mi objawy somatyczne tj bóle głowy przez ciągłe myślenie i analizowanie. Potem doszła mi depresja oraz DD w którym myślałem, że zwariowałem już do reszty. Cały czas męczyły mnie wtedy myśli egzystencjonalne (spora część pokrywała się z tymi które inni użytkownicy mieli na forum) oraz przed powiedzeniem czegoś zastanawiałem się po kilka razy. Np dlaczego akurat to chcę powiedzieć. Oczywiście były lęki, że np kogoś walnę w czasie rozmowy, ot tak bez powodu, co jeszcze bardziej mnie straszyło. Doszedł też strach, że powiem coś obraźliwego w czasie rozmowy przez co zaczęły pojawiać mi się w czasie dialogów jakieś głupie wstawki np tato do mnie mówi "wychodzisz gdzieś z domu?" a w myślach jakby z nikąd "a co cię to nagle interesuje?", po czym czuję się źle że w ogóle taka odpowiedź przyszła mi do głowy.
Teraz do sedna. Został mi teraz właśnie taki lęk przed pewnymi nawykami, które robię automatycznie, że prawie na nie nie zwracam uwagi np jak robię sobie herbatę to bez zastanowienia sięgam do szafki po kubek i gdy go postawię to zastanawiam się nad tym jak to się stało, że bez jakby kontroli go postawiłem już na kredensie. Podobnie boję się, jak jakaś myśl przyjdzie mi tak jakby znikąd jak np w czasie dialogu z ojcem. I strasznie się denerwuję jak słyszę jakiś dźwięk, a nie znam jego źródła (słuch okropnie mi się wyczulił). Jak np położyłem się spać i zacząłem słyszeć jak ktoś coś mówi - z automatu wpadłem w panikę, bo w pokoju byłem sam. Nie słyszałem wyraźnie słów, a gdy przestałem już je słyszeć to jakby zapętliły mi się w głowie. Wyszedłem z pokoju i okazało się, że przez cienką ścianę było słychać po prostu jakiś dialog z filmu puszczonego na laptopie, bo współlokator oglądał akurat w nocy. Podobnie było dzisiaj jak zacząłem słyszeć jakiś irytujący cichy dźwięk. Nie mogłem zlokalizować źródła i wpadłem w panikę co to jest. Okazało się, że to już leciwa ładowarka od tabletu już ze starości podczas ładowania zaczyna nawalać takim jakby ultradźwiękiem. Zawsze mnie tego typu dźwięki denerwowały, ale teraz to jestem ,aż wyczulony. Ogólnie mój problem polega na tym, że jak pojawia się rzecz spoza mojej jakby kontroli to panikuję. Ma to miejsce właśnie z jakimiś dźwiękami (czasami słyszę jak ludzie gadają na ulicy bo mieszkam na parterze i przez pierwsze kilka sekund potrafię się tego wystraszyć), ma to miejsce z tymi odpowiedziami w czasie dialogów, które pojawiają się czasami tak z dupy i wtedy sobie myślę jak to możliwe, że w ogóle mogłem pomyśleć taką kwestię.
Po DD też czuję się mało pewny siebie i trochę smutny, że mnie to wszystko spotkało. Boję się też odbioru ludzi na wieść, że chodzę na psychoterapię i że mam takie problemy lękowe. Boję się, ze ktoś weźmie mnie za wariata. Bardzo mi to przeszkadza jak sobie pomyślę o wejściu w związek, ponieważ nie chcę ukrywać swojej przeszłości. Chciałbym by druga połówka wiedziała, że coś takiego miało miejsce i po prostu mnie zaakceptowała, jednakże sama myśl że weźmie mnie za psychola z żółtymi papierami już sprawia, że tracę całą pewność siebie i wartość. Gdy tak sobie myślę, że gdy nawet nie byłem zaburzony to podczas dialogów z ludźmi którzy nie byli moją rodziną, bądź przyjaciółmi zakładałem maskę. Teraz chcę to zmienić. Chce być sobą już zawsze, ale bardzo ciężko jest mi odpowiedzieć sobie na pytanie kim ja naprawdę jestem, ponieważ przed nerwicą byłem często bardzo arogancki, bardzo pewny siebie, trzymałem się twardo swoich wartości i niestety traktowałem wielu ludzi z góry, po samym stylu wypowiedzi, bądź ubiorze. Teraz gdy sobie o tym myślę, to żałuję czasami słów, które powiedziałem do niektórych i jak ich traktowałem. Wiele osób mówiło wprost, że jestem ch*jem, jednak dla najbliższych byłem gotów zrobić wszystko. Zdarzały się też przebłyski gdy dopadało mnie sumienie i pomagałem bezinteresownie obcym i myślę, że teraz chciałbym bardziej podążać tą drogą. By być lepszym człowiekiem, jednakże na chwilę obecną naprawdę nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie kim jestem.
Wiem, że się rozpisałem i pewnie nie będzie się chciało niektórym z Was tego czytać, jednakże liczę na pomoc z Waszej strony. Jestem otwarty na rady. I mam też pytanie do odburzonych, czy po wyjściu mają wrażenie, że rozpoczął się nowy etap w ich życiu? Czy ciężko jest się Wam utożsamić z osobą którą byliście przed zaburzeniem?
Z góry dziękuję za odpowiedź.