Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i dysmorfofobia...
: 25 lutego 2016, o 16:05
Witam Wszystkich!
Pozwalam sobie założyć nowy wątek, bo nie znalazłam takiego, gdzie mogłabym się przysłowiowo podłączyć
Jestem mamą 17-letniego syna, który jeszcze niecałe 3 lata temu żył jak właściwie każdy nastolatek w tym wieku: obóz w wakacje, nowa szkoła - gimnazjum, zawsze liczne grono kolegów, pasja break-dance, radosny, uśmiechnięty i nagle coś zaczęło się zmieniać. Początkiem były wagary (dla nas mały szok, bo w podstawówce przez całe 6 lat dostawał dyplom za 100% frekwencję), potem przestał ćwiczyć na wf, a wcześniej to uwielbiał, zresztą jedna szóstka goniła drugą. W tym czasie obciął też włosy na krótko, zrezygnował z break-dance. Dla nas kolejny szok, bo taniec to było jego życie… Próby rozmowy kończyły się niczym. Prosił nas o zmianę szkoły, bo w tej nie może się odnaleźć, klasa, szkoła wszystko to było złe. Do tej, do której chciał się przenieść chodziła cała jego tzw. ekipa i jak tam się przeniesie to wszystko miało się zmienić… Zmieniło się, tak, że po m-cu chodzenia do nowej szkoły przestał w ogóle do niej chodzić , potrafił przeleżeć w ciemnej łazience w wannie kilka godzin, nie wychodzić z łóżka. Zawołaliśmy psychiatrę do domu prosząc o pomoc w załatwieniu nauczania indywidualnego, jako jedynej szansy na kontynuację nauki, zyskania czasu na poszukanie jakiegoś terapeuty dla syna, ale psychiatra stwierdził, że jak nie wyjdzie z domu i nie przyjdzie do niego do gabinetu, to on nie da mu orzeczenia i jak chcemy, to może wysłać go do szpitala psychiatrycznego. Na to nie byliśmy gotowi, nie rozumieliśmy co się dzieje z synem… Pomógł nam inny psychiatra – wydał orzeczenie, wytłumaczył, że u syna najprawdopodobniej są to objawy obsesyjno-kompulsywne, przepisał leki, my znaleźliśmy terapeutę, do którego syn chodził jakieś 4 miesiące… I tak skończył 2 - gą klasa gimnazjum, zaczęły się wakacje, wyjechał na obóz… wydawało nam się, że wszystko się ułoży… W międzyczasie miał fioła na punkcie ubrań i włosów: wszystko musiało mieć odpowiednią długość, szerokość, być odpowiednio zestawione kolorystycznie, nawet czarny musiał być odpowiednio czarny. Wystarczyło, że koszulka była 1 cm za krótka i jej nie założył, kolor zamka przekreślał zakup, niewłaściwy kształt kieszeni w spodniach itp. dostawaliśmy szału chwilami nie mogąc sprostać jego potrzebom. Włosy to był osobny temat – gdy padał deszcz nie wyszedł, bo zniszczy włosy, nie można było go dotykać, specjalny ręcznik do włosów, szampon… Po wakacjach w zasadzie było już tylko gorzej: przestał brać leki, kolejne nauczanie indywidualne, rezygnacja z terapeuty, poszukiwanie nowego – wizyty domowe, ale nietrafiona terapia, więc po jakiś kilku miesiącach znowu rezygnacja, w tym czasie doszły zachowania agresywne – niszczenie, demolowanie, plucie, wyszukiwanie „defektów” w swoim wyglądzie, nasze samodzielne poszukiwania pomocy u innych, ale tylko pogarszało nasz stan, bo jeden lekarz stawiał diagnozę, drugi ją obalał stawiał swoją, a trzeci twierdził, że stawianie diagnozy nie ma najmniejszego sensu, rady kolejnych tylko pogarszały sytuację panującą w domu. My czuliśmy, że sami chyba zwariujemy od tych wszystkich często sprzecznych informacji. Postanowiłam odpocząć od wszystkich lekarzy i terapeutów i sama szukać, czytać, analizować, na własne matczyne sposoby podchodzić do syna.
Kilka zdań, które od niego usłyszałam podczas naszych rozmów:
Ma myśli, których sam nie rozumie, dla innych pewne rzeczy nie miałyby znaczenia, ale on jest inny, to coś przychodzi nagle, potrafi być wszystko dobrze, skacze ze szczęścia, nic nie zapowiada, że zaraz wybuchnie i nagle go to dopada, a potem to już idzie jak lawina, nie wierzy, że ktoś może mu pomóc, jego życie jest złe, ma plany powrotu do szkoły, ale nie rozumie czemu je niszczy, a tylko powrót do szkoły może go uratować, granie w gry komputerowe pomaga mu uciec od myśli, bo co on innego ma robić, jak dopada go jakaś zła myśl, to musi się na czymś/kimś wyładować, a niestety my jesteśmy najbliżej i na miejscu, potem jedno nakręca drugie i to już lawina, on wie ile nam sprawia teraz przykrości…
Po feriach miał wrócić do szkoły, przez miesiąc szukaliśmy wspólnie ubrań, w których mógłby iść do szkoły – to pierwsze wrażenie jest najważniejsze, więc wszystko musiało być idealne. Gdy przyszedł ostatni element kurtka, była perfekcyjna, tylko kolor podszewki był zły. Dobrze, że jest babcia krawcowa – wymieniła, ale nagle rękawy są za szerokie, a właściwie to on nie wie, czy ona mu się podoba, a właściwie, to poczeka jak będzie można iść w bluzie do szkoły, bo kurtki nie chce przerabiać, żeby nie zniszczyć, bo za rok on może będzie normalny, a kurtka jest naprawdę idealna…
Czuję się całkowicie bezradna, bo syn nie chce już żadnego terapeuty, wiem, że szukanie i prowadzenie go na siłę nic nie da. Widzę to jakże silne pragnienie powrotu do szkoły, do kolegów, a jednocześnie jakaś tajemnicza siła nie pozwala mu leczyć się i wygrać ze sobą. Moje próby czytania mu wypowiedzi z forum kończą się jego agresją… Nie wiem co mam robić, czekać jeszcze, inaczej z nim rozmawiać, ale jak, jakie moje zachowania pogarszają jego sytuację… Czy w ogóle coś mogę zrobić, czy tylko czekać…
Pozwalam sobie założyć nowy wątek, bo nie znalazłam takiego, gdzie mogłabym się przysłowiowo podłączyć
Jestem mamą 17-letniego syna, który jeszcze niecałe 3 lata temu żył jak właściwie każdy nastolatek w tym wieku: obóz w wakacje, nowa szkoła - gimnazjum, zawsze liczne grono kolegów, pasja break-dance, radosny, uśmiechnięty i nagle coś zaczęło się zmieniać. Początkiem były wagary (dla nas mały szok, bo w podstawówce przez całe 6 lat dostawał dyplom za 100% frekwencję), potem przestał ćwiczyć na wf, a wcześniej to uwielbiał, zresztą jedna szóstka goniła drugą. W tym czasie obciął też włosy na krótko, zrezygnował z break-dance. Dla nas kolejny szok, bo taniec to było jego życie… Próby rozmowy kończyły się niczym. Prosił nas o zmianę szkoły, bo w tej nie może się odnaleźć, klasa, szkoła wszystko to było złe. Do tej, do której chciał się przenieść chodziła cała jego tzw. ekipa i jak tam się przeniesie to wszystko miało się zmienić… Zmieniło się, tak, że po m-cu chodzenia do nowej szkoły przestał w ogóle do niej chodzić , potrafił przeleżeć w ciemnej łazience w wannie kilka godzin, nie wychodzić z łóżka. Zawołaliśmy psychiatrę do domu prosząc o pomoc w załatwieniu nauczania indywidualnego, jako jedynej szansy na kontynuację nauki, zyskania czasu na poszukanie jakiegoś terapeuty dla syna, ale psychiatra stwierdził, że jak nie wyjdzie z domu i nie przyjdzie do niego do gabinetu, to on nie da mu orzeczenia i jak chcemy, to może wysłać go do szpitala psychiatrycznego. Na to nie byliśmy gotowi, nie rozumieliśmy co się dzieje z synem… Pomógł nam inny psychiatra – wydał orzeczenie, wytłumaczył, że u syna najprawdopodobniej są to objawy obsesyjno-kompulsywne, przepisał leki, my znaleźliśmy terapeutę, do którego syn chodził jakieś 4 miesiące… I tak skończył 2 - gą klasa gimnazjum, zaczęły się wakacje, wyjechał na obóz… wydawało nam się, że wszystko się ułoży… W międzyczasie miał fioła na punkcie ubrań i włosów: wszystko musiało mieć odpowiednią długość, szerokość, być odpowiednio zestawione kolorystycznie, nawet czarny musiał być odpowiednio czarny. Wystarczyło, że koszulka była 1 cm za krótka i jej nie założył, kolor zamka przekreślał zakup, niewłaściwy kształt kieszeni w spodniach itp. dostawaliśmy szału chwilami nie mogąc sprostać jego potrzebom. Włosy to był osobny temat – gdy padał deszcz nie wyszedł, bo zniszczy włosy, nie można było go dotykać, specjalny ręcznik do włosów, szampon… Po wakacjach w zasadzie było już tylko gorzej: przestał brać leki, kolejne nauczanie indywidualne, rezygnacja z terapeuty, poszukiwanie nowego – wizyty domowe, ale nietrafiona terapia, więc po jakiś kilku miesiącach znowu rezygnacja, w tym czasie doszły zachowania agresywne – niszczenie, demolowanie, plucie, wyszukiwanie „defektów” w swoim wyglądzie, nasze samodzielne poszukiwania pomocy u innych, ale tylko pogarszało nasz stan, bo jeden lekarz stawiał diagnozę, drugi ją obalał stawiał swoją, a trzeci twierdził, że stawianie diagnozy nie ma najmniejszego sensu, rady kolejnych tylko pogarszały sytuację panującą w domu. My czuliśmy, że sami chyba zwariujemy od tych wszystkich często sprzecznych informacji. Postanowiłam odpocząć od wszystkich lekarzy i terapeutów i sama szukać, czytać, analizować, na własne matczyne sposoby podchodzić do syna.
Kilka zdań, które od niego usłyszałam podczas naszych rozmów:
Ma myśli, których sam nie rozumie, dla innych pewne rzeczy nie miałyby znaczenia, ale on jest inny, to coś przychodzi nagle, potrafi być wszystko dobrze, skacze ze szczęścia, nic nie zapowiada, że zaraz wybuchnie i nagle go to dopada, a potem to już idzie jak lawina, nie wierzy, że ktoś może mu pomóc, jego życie jest złe, ma plany powrotu do szkoły, ale nie rozumie czemu je niszczy, a tylko powrót do szkoły może go uratować, granie w gry komputerowe pomaga mu uciec od myśli, bo co on innego ma robić, jak dopada go jakaś zła myśl, to musi się na czymś/kimś wyładować, a niestety my jesteśmy najbliżej i na miejscu, potem jedno nakręca drugie i to już lawina, on wie ile nam sprawia teraz przykrości…
Po feriach miał wrócić do szkoły, przez miesiąc szukaliśmy wspólnie ubrań, w których mógłby iść do szkoły – to pierwsze wrażenie jest najważniejsze, więc wszystko musiało być idealne. Gdy przyszedł ostatni element kurtka, była perfekcyjna, tylko kolor podszewki był zły. Dobrze, że jest babcia krawcowa – wymieniła, ale nagle rękawy są za szerokie, a właściwie to on nie wie, czy ona mu się podoba, a właściwie, to poczeka jak będzie można iść w bluzie do szkoły, bo kurtki nie chce przerabiać, żeby nie zniszczyć, bo za rok on może będzie normalny, a kurtka jest naprawdę idealna…
Czuję się całkowicie bezradna, bo syn nie chce już żadnego terapeuty, wiem, że szukanie i prowadzenie go na siłę nic nie da. Widzę to jakże silne pragnienie powrotu do szkoły, do kolegów, a jednocześnie jakaś tajemnicza siła nie pozwala mu leczyć się i wygrać ze sobą. Moje próby czytania mu wypowiedzi z forum kończą się jego agresją… Nie wiem co mam robić, czekać jeszcze, inaczej z nim rozmawiać, ale jak, jakie moje zachowania pogarszają jego sytuację… Czy w ogóle coś mogę zrobić, czy tylko czekać…