Agresja
: 17 grudnia 2015, o 19:30
Witam.
Moja nerwica zaczęła się około 5 lat temu. Wtedy wyglądała dość klasycznie, lecz zmieniła moje życie. Strach przed wychodzeniem z domu, przed jazdą autobusem, pociągiem. Przez co nie ukończyłem technikum którego chciałem. Na początku myślałem, że to serce i dwa tygodnie spędziłem w szpitalu na badaniach, które wypadły oczywiście bardzo dobrze. I wtedy lekarz zaproponował wizytę u psychiatry, bo to może być nerwica. Trafiłem do poradni psychologicznej. Psychiatra, psychoterapia, leki....i przyszedł moment poradzenia sobie z nerwicą. Sam odstawiłem leki, zrezygnowałem z psychoterapii. Tylko ciągle żyłem tak jakby w cieniu tego wszystkiego, aż do sierpnia tego roku. Wtedy przyszła natrętna myśl...że zrobię coś żonie. Taki impuls.... Zaczęła ta myśl pojawiać się coraz częściej, aż przyszedł moment, iż nie dawałem rady sam i poszedłem na psychoterapie. Zapowiadało się dobrze, nawet kupiłem książkę o kimś kto wyszedł z nerwicy(do tego momentu myślałem, że się nie da zupełnie z niej wyjść i będzie nawracać) i skrupulatnie ją przeczytałem i przeanalizowałem:) Miałem chęci do walki z nerwicą i że będzie dobrze! Nawet myśl o zrobieniu coś żonie osłabła... Aż przyszedł dzień, że poczułem się jakby wypalony....nie miałem chęci do pracy do wstawania rano z łóżka, do robienia czegokolwiek. I myśl o zrobieniu czegoś żonie wróciła ze zdwojoną siłą. To było jakieś trzy tygodnie temu....do tego wszystkiego naczytałem się o schizofrenii i wszystkie objawy mi pasowały oczywiście. Miałem już nawet moment, że chciałem aby żona zawiozła mnie do złotowa (tam jest oddział psychiatryczny a my mieszkamy koło Piły). Byłem przekonany, że to schizofrenia. Że już oszalałem, że to koniec.... doszła do tego derealizacja, depersonalizacja mnóstwo natrętnych myśli.....Tragedia:( Z dnia na dzień czułem się gorzej, już myślałem że coś komuś zrobię, że wpadnę w jakiś szał.... I rozpaczliwie szukałem psychiatry z najbliższym terminem...znalazłem. I po szczegółowym opowiedzeniu objawów, i serii pytań Pani Psychiatra powiedziała, że na pewno nie jest to schizofrenia. Ba że kiedy od niej wyjdę to poczuję się lepiej i oczywiście tak było:) Dostałem leki Zoloft i Permazyne. Pierwszy lek biorę rano a drugi na przed spaniem (bo z tym też mam problemy). Później trafiłem tutaj i utwierdziłem się iż nie mam żadnej schizofrenii. Nawet od paru dni słucham nagrań i bardzo mi one pomagały z poukładaniem tego wszystkiego. Miałem nawet kilka niezłych dni:) Lecz od wczoraj prócz różnych natrętnych myśli, odczuwam agresje....bez przerwy. Przedtem miałem lęk przed tymi myślami. Czułem się fatalnie, a teraz wszystko mnie denerwuje nawet słuchanie nagrań:( Każda czynność jaką wykonuję....nawet pisanie teraz tutaj. Budzę się rano z agresja i nieodpartą chęcią zrobienia komuś czegoś. Do niedawna uspokajało mnie przytulenie się do żony a teraz mnie drażni i powoduje nasilenie różnych natrętnych myśli. I wraca myśl, że to jednak nie nerwica tylko coś gorszego, że zaraz oszaleje, że już jestem o krok. Albo że coś zrobię zaraz złego. Nie radzę sobie już z tym:( Mam do tego myśli żeby ze sobą skończyć, bo już lepiej nie będzie:( A wszystko przez to, że nie czuję lęku tylko agresję, która jakby mnie popychała do zrobienia czegoś złego.....i ta agresja jest z każdą natrętną myślą:(
Przepraszam, jeśli pisałem troszkę chaotycznie ale ciężko jest mi się skupić:(
Moja nerwica zaczęła się około 5 lat temu. Wtedy wyglądała dość klasycznie, lecz zmieniła moje życie. Strach przed wychodzeniem z domu, przed jazdą autobusem, pociągiem. Przez co nie ukończyłem technikum którego chciałem. Na początku myślałem, że to serce i dwa tygodnie spędziłem w szpitalu na badaniach, które wypadły oczywiście bardzo dobrze. I wtedy lekarz zaproponował wizytę u psychiatry, bo to może być nerwica. Trafiłem do poradni psychologicznej. Psychiatra, psychoterapia, leki....i przyszedł moment poradzenia sobie z nerwicą. Sam odstawiłem leki, zrezygnowałem z psychoterapii. Tylko ciągle żyłem tak jakby w cieniu tego wszystkiego, aż do sierpnia tego roku. Wtedy przyszła natrętna myśl...że zrobię coś żonie. Taki impuls.... Zaczęła ta myśl pojawiać się coraz częściej, aż przyszedł moment, iż nie dawałem rady sam i poszedłem na psychoterapie. Zapowiadało się dobrze, nawet kupiłem książkę o kimś kto wyszedł z nerwicy(do tego momentu myślałem, że się nie da zupełnie z niej wyjść i będzie nawracać) i skrupulatnie ją przeczytałem i przeanalizowałem:) Miałem chęci do walki z nerwicą i że będzie dobrze! Nawet myśl o zrobieniu coś żonie osłabła... Aż przyszedł dzień, że poczułem się jakby wypalony....nie miałem chęci do pracy do wstawania rano z łóżka, do robienia czegokolwiek. I myśl o zrobieniu czegoś żonie wróciła ze zdwojoną siłą. To było jakieś trzy tygodnie temu....do tego wszystkiego naczytałem się o schizofrenii i wszystkie objawy mi pasowały oczywiście. Miałem już nawet moment, że chciałem aby żona zawiozła mnie do złotowa (tam jest oddział psychiatryczny a my mieszkamy koło Piły). Byłem przekonany, że to schizofrenia. Że już oszalałem, że to koniec.... doszła do tego derealizacja, depersonalizacja mnóstwo natrętnych myśli.....Tragedia:( Z dnia na dzień czułem się gorzej, już myślałem że coś komuś zrobię, że wpadnę w jakiś szał.... I rozpaczliwie szukałem psychiatry z najbliższym terminem...znalazłem. I po szczegółowym opowiedzeniu objawów, i serii pytań Pani Psychiatra powiedziała, że na pewno nie jest to schizofrenia. Ba że kiedy od niej wyjdę to poczuję się lepiej i oczywiście tak było:) Dostałem leki Zoloft i Permazyne. Pierwszy lek biorę rano a drugi na przed spaniem (bo z tym też mam problemy). Później trafiłem tutaj i utwierdziłem się iż nie mam żadnej schizofrenii. Nawet od paru dni słucham nagrań i bardzo mi one pomagały z poukładaniem tego wszystkiego. Miałem nawet kilka niezłych dni:) Lecz od wczoraj prócz różnych natrętnych myśli, odczuwam agresje....bez przerwy. Przedtem miałem lęk przed tymi myślami. Czułem się fatalnie, a teraz wszystko mnie denerwuje nawet słuchanie nagrań:( Każda czynność jaką wykonuję....nawet pisanie teraz tutaj. Budzę się rano z agresja i nieodpartą chęcią zrobienia komuś czegoś. Do niedawna uspokajało mnie przytulenie się do żony a teraz mnie drażni i powoduje nasilenie różnych natrętnych myśli. I wraca myśl, że to jednak nie nerwica tylko coś gorszego, że zaraz oszaleje, że już jestem o krok. Albo że coś zrobię zaraz złego. Nie radzę sobie już z tym:( Mam do tego myśli żeby ze sobą skończyć, bo już lepiej nie będzie:( A wszystko przez to, że nie czuję lęku tylko agresję, która jakby mnie popychała do zrobienia czegoś złego.....i ta agresja jest z każdą natrętną myślą:(
Przepraszam, jeśli pisałem troszkę chaotycznie ale ciężko jest mi się skupić:(