zagrody1 pisze:Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję... Bardzo mi pomagasz swoimi radami, bo jakoś wzrasta we mnie nadzieja.. Czyli teraz mam po prostu przyjmować te myśli i pozwolic im byc czy racjonalizować? np. pojawia się myśl, że umieram i co? Przyjmuje ją i mówię, że to tylko myśli i będę miec z tego powodu lęk, ale jej nie wierze.. czy to dobry sposób działania?
Dużo zostało powiedziane , dużo zostało nagrane , może nic nowego Ci nie powiem ,ale ja obrałem trochę dziwną ścieżkę ku odburzeniu , może kiedyś to szerzej opisze , niby to samo , ale inaczej bo wiem ,że Vic i reszta już też o tym pisali .
Ja trochę to edytowałem w taki bardziej sadystyczny sposób.
Mianowicie , masz swoje lęki , że staną się straszne rzeczy , tak jak wspominałaś choroba męża , że nie dojdzie w ogóle do tego ślubu bo spanikujesz , pewnie masz obawy ,że tym zniszczysz sobie życie zgadza się ?
Zrób krok w tył ,ale nie po to żeby się cofać , moja droga, weź porządny rozpęd zamachnij się i uderz , z całej siły , twoje obawy się ziszczą ? No to dawaj , pokaż to , do cholery zaakceptuj to , przyjmij i pomyśl o tym co się stanie jak dostaniesz tego lęku ? Nie wyjdziesz ? Bo co ? Atak paniki ? Natręty ? No to trudno będą i ty moja droga teraz nie jesteś w stanie nic z tym zrobić , hola hola , nic z tym zrobić w tym momencie PRZY TAKIM PODEJŚCIU , jak ma się coś zdarzyć to i tak się zdarzy , twój mąż ma zachorować ? To zachoruje , ale Ty realnie nie masz na to wpływu , dlaczego więc warunkujesz sobie tym swoje szczęście ? (Oczywiście ,że możesz o niego dbać , dobrze żywić , ale mam nadzieje ,że wiesz o co mi chodziło

)
Masz wpływ na lęki , a raczej to czy będą czy ich nie będzie , ale tylko jeśli zaatakujesz swoje obawy, to była moja opcja nr 2 jeśli nie potrafiłem przyjąć do siebie w pełni i się nie przejmować to po prostu robiłem kontrę , bo posłuchaj jeśli miałbym żyć dalej w tym silnym lęku (serce, wylewy i te pierdoły) to ja na prawdę wolę dostać tego wylewu czy zawału niż siedzieć w domu z lękiem , jak to się ma zdarzyć zdarzy się i w domu , jeśli ma być źle to i tak będzie , ale potem wychodzi słońce , każdy szuka gotowej odpowiedzi , ale tak się nie da , albo przyjmujesz , albo robisz kontrę , albo tkwisz w lęku , ale wtedy ja nie mam ochoty na Ciebie tracić czasu bo po prostu będziesz tchórzem , który boi się zmyślonych , nieprawdziwych rzeczy ,które Ci podsuwa ta pieprzona zołza (nerwica) Jeśli ma się coś zdarzyć choroba czy wypadek to się zdarzy , nigdy w życiu nie zatrzymasz czasu (chyba ,że użyjesz jakiegoś reaktora atomowego który załamie spiralę czasu ,ale wątpie czy masz do niego dostęp) , ale możesz iść z tym czasem ramię w ramię z uśmiechem na ustach.
Najgorsze co możesz w tej chwili zrobić to przeżywać to co wielce ma się stać , a prawdę mówiąc pewnie nigdy się nie stanie , chociaż może kiedyś umrzesz jak będziesz miała 90 lat ,ale nie o to tu chodzi . Bo tak na prawdę te obawy o to co ma się stać to jest właśnie to ognisko zapalne nerwiczki , serio , to właśnie to "błahe" przeżywanie prowadzi do tego ,że twój stan emocjonalny tak mocno dostaje po dupie.
Ok pomyśl nad tym co będzie jak to się zdarzy , zaakceptuj najgorszy scenariusz , zrób kontrę , przyjmij to do siebie , wyzywaj swoje obawy na pojedynki sprawdzaj je , a czas , tak właśnie czas Ci to zweryfikuje

Żyj tym co jest teraz (ale nie obawami) , zajmij się narzeczonym , pracą , hobby i zepchnij nerwiczkę to konta pokaż ,że Ty jej wcale nie potrzebujesz do życia
Daj z siebie wszystko !