BŁAGAM O POMOC
: 6 listopada 2015, o 20:25
Witam... Mam na imię Ewa, mam 34 lata i nie wiem gdzie mam szukać pomocy, bo sobie nie radzę z życiem.. Mam nerwicę lękową, która trwa już ok 9 lat. Zaczęło się od pierwszego ataku paniki, kiedy to myślałam, że zwariowałam. To był tak silny lęk, ze ja nie umiałam wyjaśnić co mi się dzieje, choć dobrze wiedziałam, że to coś "z głową".. Wylądowałam w szpitalu i u psychiatry, który stwierdził, ze to zaburzenia adaptacyjne.. Dostałam leki na 3 miesiące (potem odstawiłam bez konsultacji z lekarzem) ale ten stan już pozostał w mojej pamięci i do dziś jest... Potem był ogromny lęk przed pojawieniem się takiego stanu.. ale niestety znowu się pojawił atak a że ja nie wiedziałam nawet że to lęk i nie miałam pojęcia jak z nim postępować za wszelką cenę starałam się go pozbyć... Był tak silny, że przez 4 miesiące praktycznie totalnie byłam wyłączona z życia.. Nie jadłam, nie spałam, nie umiałam nawet czytać, bo byłam pewna, że wariuje... Potem po ok 3 latach wegetowania i nakręcania się, że jestem najgorsza na świecie, że nikt tak nie ma, że dla mnie wszystko skończone postanowiłam iść do psychiatry i dostałam leki, które trochę poprawiły moje samopoczucie, chodź dalej był we mnie lęk.. Dopiero tam dowiedziałam się, że to nerwica lękowa, ale ja dalej wierzyłam, że to schizofrenia czy inne choroby psychiczne.. Jakoś tam funkcjonowałam do czasu kiedy przyjęłam oświadczyny od narzeczonego nie zdając sobie sprawy ze swojego stanu.. sama świadomość zmiany zamieszkania i wykonywania obowiązków żony mnie tak przeraziła, że wpadłam w taki lęk (pomimo zażywania leków), że byłam pewna, że zwariowałam... Pojawiły się okropne myśli natrętne (bałam się kłaść spać, bo umrę i wydawało mi się, że właśnie umieram, że mam raka, że za chwilę się dowiem, że ktoś umarł, okropne analizowanie jak jest po śmierci, jaki jest Bóg, że zrobię komuś bądź sobie krzywdę, że będę mieć raka albo, że mój chłopak zachoruje a ja tego nie zniosę i wpadnę w depresję, że nie będę mieć nigdy dzieci, lęk przed rodziną narzeczonego i że będą mnie oceniać, bo sobie nie poradzę i mnóstwo innych) a wszystko z powodu zaręczyn i obaw związanych z życiem... Już byłam gotowa to wszystko zerwać, ale powstrzymuje mnie jakaś nadzieja (po znalezieniu Waszego forum), że może da się cos zrobić by było dobrze.. Teraz jestem na leku anafranil (podobno to najsilniejszy lek na natręctwa) a ja pomimo jego brania dalej je mam (no może trochę mniejsze)... Kiedy nie muszę podejmować decyzji o ślubie to jakoś jeszcze jest, ale gdy ja chcę podjąć to pojawia się taki lęk, że sie wycofuję i wpadam w poczucie beznadziei, rozpaczy, ogromnego lęku i załamania... A tu jeszcze rodzina naciska, że już czas na podjęcie jakiejś decyzji a przy tym mnie nikt nie rozumie, bo nikt nie wie o czym mówię.. Proszę o jakieś rady, bo nie mam się gdzie udać.. (na terapię chodzę, ale nie widzę efektów a ja czuję się jak wrak człowieka, który tylko czeka na śmierć).. Bardzo dziękuję jeśli zechcesz mi odpowiedzieć.. Pozdrawiam.. Ewa P.