Proszę o pomoc, jest mi strasznie ciężko.
: 7 marca 2015, o 21:43
Witam,
Na wstępie chciałbym napisać, iż będe strasznie wdzięczny, jezeli ktos wesprze mnie i po prostu zdefiniuje dokładnie, co mi jest i czy jestem w stanie sobie z tym poradzić. Naprawdę, potrzebuję tego.
Otóż od dłuższego czasu borykam się z bardzo niewygodnym, irytującym, wręcz NIEDOZNIESIENIA problemem. Zacznę od początku, z 3-4 lata temu zaczęły mi się, że tak brzydko powiem KRETYŃSKIE myśli:
- Rozmawiam z dobrym kolegą, mówi coś do mnie i nagle nachodzi mi myśl, że zaraz go uderze, wtedy jeszcze byłem mocno wierzący i przy odmawianiu modlitwy wyobrażały mi się dziwne sceny seksualne z Maryją, schodząc do kuchni i widząc jak moja rodzina przygotowuje obiad, kroi jakieś mięso wyobrażałem sobie, że chwyce za nóż i wszystkich pozabijam, patrząc się w okno wyobrażałem sobie, ze po prostu skacze i umieram albo widząc nawet głupi cyrkiel myślałem, ze go chwycę i sam siebie zabije. Strasznie mnie to przygnębiało, nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, analizowałem skąd się to może brać i co to może być, caly czas próbowałem z tym walczyć i, że tak powiem odwracać kota ogonem czyli, że jezeli mam myśl, że się zabije to od razu zaczynałem myślec, ze zycie jest piekne i nigdy tego nie zrobie, ale to mi nie pomagało, wręcz przeciwnie, wszystko nasilało. Momentami gdy już nie miałem sił brałem ostre narzędzie i zeby udowodnic SAMEMU SOBIE, ze NIGDY, A NIGDY nie zrobie sobie ani nikomu krzywdy kierowałem je w swoim kierunku wiedząc, ze nic sobie nie jestem w stanie zrobić i wmawiając sobie, ze te mysli to głupota, a ja jestem dobrym człowiekiem. Jedyne miejsce gdzie praktycznie w 90% mi to mijało to była szkoła. Od zawsze byłem bardzo komunikatywną osobą, która ma mnóstwo znajomych, nigdy nie miałem problemu, aby z kimś pogadać, pośmiać się itp, po prostu byłem lubiany, co jeszcze bardziej mnie gnębiło. Ja jako osoba, która ma wielu dobrych kumpli, a nawet w tamtych czasach dziewczynę ma takie beznadziejne i denne myśli, które powoli mnie rujnowały. To był mój 1 epizod związany z tą przypadłością. Po ponad 2 latach użerania się z tym czymś nastąpiła zmiana mojego zycia. Zaczęło się od kolonii, wyjechałem z kumplami/ koleżankami na obóz, zapomniałem o tym wszystkim, czułem się jak nowo narodzony. Wracając do domu nie miałem już żadnych objawów. Przypomianały mi się oczywiscie tamte chwile, bo to bylo najstrasniejsze ze wszystkiego i sam sie z siebie smiałem i zastanawiałem się dlaczego sobie z tym nie radziłem, ale to już nie było dla mnie ważne, bo po prostu normalnie żyłem. CZUŁEM SIŁĘ i CHĘCI, po prostu byłem w niebowzięty. Po około pół roku wolności znowu do mnie wszystko wróciło z podwojoną siłą. Zacząłem znowu z tym walczyć, nie dopuszczać tych myśli, odwracać je na pozytywne, ale po prostu się nie da, to cały czas wraca, najgorzej jest kiedy naprawdę już jestem szczęśliwy chociażby przez tą głupią minute, a po chwili ogarnia mnie lęk, bo znowu wszystko sobie przypominam. Mam momenty, gdzie to mi mija i wtedy czuje, że zyję, chce pomagać ludziom, chce się cieszyć życiem, chcę po prostu umrzeć spełniony, ze coś zrobiłem, wniosłem do społeczeństwa, chce byc autorytetem dla ludzi, ale po prostu NIE MOGĘ, bo cały czas nęka mnie TO GÓWNO. Pewnego razu była prezentacja o schizofrenii, wtedy oczywiście jeszcze nie wiedziałem, że jest to nerwica natręctw. Osoba, która to przedstawiała mówiła o czarnych wizjach i jakimś głosie pojawiającym się w głowie, wtedy od razu coś we mnie drgnęło i się ze mną skojarzyło i przypomnialy te obrazy, ze kogos zabijam, wyzywam itp itd.. Strasznie zaczęło mi się robic gorąco i docierało do mnie, ze mozliwe, iz jestem chory na schizofrenie. Nie mogłem przestać o tym myślec, chciałem juz nawet mówić to wszystko rozdzicom, bo po prostu wpadałem w panikę, ale wpisałem wszystko w internecie i było napisane, iż schizofrenik jest zamknięty w sobie i nigdy nie wie, iż jest schizofrenikiem, a przecież ja wiedziałem, ze cos jest ze mną nie tak i nie byłem zamknięty w sobie, a wręcz przeciwnie, tak jak wcześniej pisałem, miałem strasznie dobry kontakt z ludzmi i wtedy znalazłem wpis gdzie dana osoba skarzyła się na te straszne myśli i ktoś jej odpisał, że jest to nerwica natręctw. Poczytałem o tym i od tamtej pory wiem, że to jest po prostu również moje utrapienie, gdyż miałem wszystkie objawy. NAwet przypomniało mi się, iż jak byłem małym dzieckiem to np. przestawiałem 30 razy książkę, bo mówiłem sobie, ze jezeli tego nie zrobie to stanie się cos mojej rodzinie. Wszystko zaczęło się sklejać do kupy. Niestety pojawilo się następne natręctwo, a mianowicie czytając o tej schizofrenii bylem po prostu zestresowany i wiele informacji zapamietało mi się w głowie, że przykładowo czuje jakby ktoś mnie sledzil i faktycznie idąc nocą, cały czas miałem natłok myśli, ze ja mam na pewno schizofrenie i żebym się odwrócil, bo ktoś na pewno mnie śledzi. Wpadalem w paranoje. Próbowałem normalnie życ i funkcjonowac jak zawsze . Zaczęło mnie to również gnębić w szkole. Jestem rozpoznawany za śmieszną, pozytywną, pewną siebie, nie przejmującą sie niczym, uśmiechniętą osobe. Zartując sobie z ludzmi i myslac, ze anóż moze teraz w koncu minął mi ten koszmar znowu dostawałem natłoku wstrętnych myśli i znowu próbowałem z nimi walczyć. W szkole uśmiechnięty i zwariowany, a w domu siedzę i po prostu szukam tej cholernej nadzieii, iż w koncu wyzdrowieje i będę cieszył się z życia, bo zycie jest piekne i za to zeby byc szczesliwym i uwolnionym od tych dręczących mysli oddałbym wszystkie pieniądze, przyjemnosci po prostu WSZYSTKO . Z czastem przestałem przejmować się myślami dotyczących przemocy, ale od czasu tej prezentacji schizofrenii zaczęły się nowe, że po prostu jestem chory i nigdy sie z tego nie wylecze. Kiedy jestem już szczęsliwy i czuję siłę, automatycznie nachodzi mnie znowu mysl, ze to wszystko co miałem wczesniej wróci, ten cały lęk i zakłopotanie i w tej samej chwili dostaje własnie tego dziwnego uczucia lęku, co mnie strasznie doluje. Nie rozumiem dlaczego ja. Nigdy nie miałem problemu z nauką, zawsze wysoko stawiałem sobie poprzeczkę, moi rodzice to wspaniałe osoby, które zawsze okazywały mi czułość. Grałem na gitarze 9 lat, ćwicze siłowo od 6, trenuję piłkę nożną, imprezuje, staram się ŻYĆ normalnie, ale nie czuję tego szczęscia, co czułem po koloniach. Nie czuję wolnosci i wewnętrznego spokoju, cały czas nawracają mi te głupie mysli, ze nigdy się z tego nie wylecze, ze w przyszlosci jak bedę miał żone, prace to wszystko się zrujnuje, bo te mysli powrócą. Chciałem powiedziec o tym rodzicom, ale i t ak mają kłopoty ze zdrowiem i byłaby panika w domu, co się ze mną dzieje. Nawet gdybym poszedł do tego psychiatry, to to nie mieści mi się w głowie. Nie wyobrażam sobie brać jakichś psychotropów, bo po prostu czuję, ze juz nigdy nie byłbym sobą, a ja tak strasznie chcę zyć i cieszyć się tym wszystkim. Ostatnio na boisku piłki miałem dziwne myśli, ze nie wiem, co się ze mną dzieje, że nie wiem jakim cudem w ogóle biegam, leci do mnie pilka, omijam jednego zawodnika, strzelam bramke i zaczynam myslec jak ja to w ogole zrobiłem i o co w tym wszystkim chodzi. Po prostu jakbym nie był sobą. Prawdopodobnie jest to te DD, co również przeczytałem, wynika to chyba z tego ciągłego lęku . Naprawdę nie wiem, co mam zrobić, próbuję zając się czymś innym, caly czas móie sobie, ze trzeba życ pelnią zycia i inni mają 10 razy gorzej, a ja przjemuje sie jakimis dziecinnymi i zalosnymi myslami, ale to i tak nie pomaga, caly czas mam to uczucie niepewnosci, lęku, takiego co po prostu w sekundzie mnie przytłacza. Kiedy czuję się już szczęśliwy i po prostu dostaje takiego KOPA ENERGII od razu zaczynam na nowo i sobie mówie '' BRAWO, w KONCU MI TO MINĘLO, JUZ BEDZIE WSPANIALE'' i w tym samym momencie znowu przypomina mi się przeszłość i wtedy od razu ogarnia mnie lęk i ta mysl, ze mam coś z psychiką, ze w koncu nie wytrzymam, odłącze sie od znajomych, rodziny, po prostu wpadne w psychoze. Przez te natręctwa mam również to DD, które tak samo mnie przygnębia. Wchodzac do sali matematycznej 20 osób mówi mi cześć, ja odpowiadam, ale nie wiem tak jakby co sie dzieje, jak ja to zrobiłem, jak ja w ogóle chodze, czuje jakby po prostu moje ruchy i moja mowa były jednym, a mój umysł drugim. Proszę Was o pomoc, jezeli ktos doczytał to wszystko jestem strasznie wdzięczny, nie wiem, co mam zrobic, aby od tego sie uwolnic. Z góry dziękuje.
Na wstępie chciałbym napisać, iż będe strasznie wdzięczny, jezeli ktos wesprze mnie i po prostu zdefiniuje dokładnie, co mi jest i czy jestem w stanie sobie z tym poradzić. Naprawdę, potrzebuję tego.
Otóż od dłuższego czasu borykam się z bardzo niewygodnym, irytującym, wręcz NIEDOZNIESIENIA problemem. Zacznę od początku, z 3-4 lata temu zaczęły mi się, że tak brzydko powiem KRETYŃSKIE myśli:
- Rozmawiam z dobrym kolegą, mówi coś do mnie i nagle nachodzi mi myśl, że zaraz go uderze, wtedy jeszcze byłem mocno wierzący i przy odmawianiu modlitwy wyobrażały mi się dziwne sceny seksualne z Maryją, schodząc do kuchni i widząc jak moja rodzina przygotowuje obiad, kroi jakieś mięso wyobrażałem sobie, że chwyce za nóż i wszystkich pozabijam, patrząc się w okno wyobrażałem sobie, ze po prostu skacze i umieram albo widząc nawet głupi cyrkiel myślałem, ze go chwycę i sam siebie zabije. Strasznie mnie to przygnębiało, nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, analizowałem skąd się to może brać i co to może być, caly czas próbowałem z tym walczyć i, że tak powiem odwracać kota ogonem czyli, że jezeli mam myśl, że się zabije to od razu zaczynałem myślec, ze zycie jest piekne i nigdy tego nie zrobie, ale to mi nie pomagało, wręcz przeciwnie, wszystko nasilało. Momentami gdy już nie miałem sił brałem ostre narzędzie i zeby udowodnic SAMEMU SOBIE, ze NIGDY, A NIGDY nie zrobie sobie ani nikomu krzywdy kierowałem je w swoim kierunku wiedząc, ze nic sobie nie jestem w stanie zrobić i wmawiając sobie, ze te mysli to głupota, a ja jestem dobrym człowiekiem. Jedyne miejsce gdzie praktycznie w 90% mi to mijało to była szkoła. Od zawsze byłem bardzo komunikatywną osobą, która ma mnóstwo znajomych, nigdy nie miałem problemu, aby z kimś pogadać, pośmiać się itp, po prostu byłem lubiany, co jeszcze bardziej mnie gnębiło. Ja jako osoba, która ma wielu dobrych kumpli, a nawet w tamtych czasach dziewczynę ma takie beznadziejne i denne myśli, które powoli mnie rujnowały. To był mój 1 epizod związany z tą przypadłością. Po ponad 2 latach użerania się z tym czymś nastąpiła zmiana mojego zycia. Zaczęło się od kolonii, wyjechałem z kumplami/ koleżankami na obóz, zapomniałem o tym wszystkim, czułem się jak nowo narodzony. Wracając do domu nie miałem już żadnych objawów. Przypomianały mi się oczywiscie tamte chwile, bo to bylo najstrasniejsze ze wszystkiego i sam sie z siebie smiałem i zastanawiałem się dlaczego sobie z tym nie radziłem, ale to już nie było dla mnie ważne, bo po prostu normalnie żyłem. CZUŁEM SIŁĘ i CHĘCI, po prostu byłem w niebowzięty. Po około pół roku wolności znowu do mnie wszystko wróciło z podwojoną siłą. Zacząłem znowu z tym walczyć, nie dopuszczać tych myśli, odwracać je na pozytywne, ale po prostu się nie da, to cały czas wraca, najgorzej jest kiedy naprawdę już jestem szczęśliwy chociażby przez tą głupią minute, a po chwili ogarnia mnie lęk, bo znowu wszystko sobie przypominam. Mam momenty, gdzie to mi mija i wtedy czuje, że zyję, chce pomagać ludziom, chce się cieszyć życiem, chcę po prostu umrzeć spełniony, ze coś zrobiłem, wniosłem do społeczeństwa, chce byc autorytetem dla ludzi, ale po prostu NIE MOGĘ, bo cały czas nęka mnie TO GÓWNO. Pewnego razu była prezentacja o schizofrenii, wtedy oczywiście jeszcze nie wiedziałem, że jest to nerwica natręctw. Osoba, która to przedstawiała mówiła o czarnych wizjach i jakimś głosie pojawiającym się w głowie, wtedy od razu coś we mnie drgnęło i się ze mną skojarzyło i przypomnialy te obrazy, ze kogos zabijam, wyzywam itp itd.. Strasznie zaczęło mi się robic gorąco i docierało do mnie, ze mozliwe, iz jestem chory na schizofrenie. Nie mogłem przestać o tym myślec, chciałem juz nawet mówić to wszystko rozdzicom, bo po prostu wpadałem w panikę, ale wpisałem wszystko w internecie i było napisane, iż schizofrenik jest zamknięty w sobie i nigdy nie wie, iż jest schizofrenikiem, a przecież ja wiedziałem, ze cos jest ze mną nie tak i nie byłem zamknięty w sobie, a wręcz przeciwnie, tak jak wcześniej pisałem, miałem strasznie dobry kontakt z ludzmi i wtedy znalazłem wpis gdzie dana osoba skarzyła się na te straszne myśli i ktoś jej odpisał, że jest to nerwica natręctw. Poczytałem o tym i od tamtej pory wiem, że to jest po prostu również moje utrapienie, gdyż miałem wszystkie objawy. NAwet przypomniało mi się, iż jak byłem małym dzieckiem to np. przestawiałem 30 razy książkę, bo mówiłem sobie, ze jezeli tego nie zrobie to stanie się cos mojej rodzinie. Wszystko zaczęło się sklejać do kupy. Niestety pojawilo się następne natręctwo, a mianowicie czytając o tej schizofrenii bylem po prostu zestresowany i wiele informacji zapamietało mi się w głowie, że przykładowo czuje jakby ktoś mnie sledzil i faktycznie idąc nocą, cały czas miałem natłok myśli, ze ja mam na pewno schizofrenie i żebym się odwrócil, bo ktoś na pewno mnie śledzi. Wpadalem w paranoje. Próbowałem normalnie życ i funkcjonowac jak zawsze . Zaczęło mnie to również gnębić w szkole. Jestem rozpoznawany za śmieszną, pozytywną, pewną siebie, nie przejmującą sie niczym, uśmiechniętą osobe. Zartując sobie z ludzmi i myslac, ze anóż moze teraz w koncu minął mi ten koszmar znowu dostawałem natłoku wstrętnych myśli i znowu próbowałem z nimi walczyć. W szkole uśmiechnięty i zwariowany, a w domu siedzę i po prostu szukam tej cholernej nadzieii, iż w koncu wyzdrowieje i będę cieszył się z życia, bo zycie jest piekne i za to zeby byc szczesliwym i uwolnionym od tych dręczących mysli oddałbym wszystkie pieniądze, przyjemnosci po prostu WSZYSTKO . Z czastem przestałem przejmować się myślami dotyczących przemocy, ale od czasu tej prezentacji schizofrenii zaczęły się nowe, że po prostu jestem chory i nigdy sie z tego nie wylecze. Kiedy jestem już szczęsliwy i czuję siłę, automatycznie nachodzi mnie znowu mysl, ze to wszystko co miałem wczesniej wróci, ten cały lęk i zakłopotanie i w tej samej chwili dostaje własnie tego dziwnego uczucia lęku, co mnie strasznie doluje. Nie rozumiem dlaczego ja. Nigdy nie miałem problemu z nauką, zawsze wysoko stawiałem sobie poprzeczkę, moi rodzice to wspaniałe osoby, które zawsze okazywały mi czułość. Grałem na gitarze 9 lat, ćwicze siłowo od 6, trenuję piłkę nożną, imprezuje, staram się ŻYĆ normalnie, ale nie czuję tego szczęscia, co czułem po koloniach. Nie czuję wolnosci i wewnętrznego spokoju, cały czas nawracają mi te głupie mysli, ze nigdy się z tego nie wylecze, ze w przyszlosci jak bedę miał żone, prace to wszystko się zrujnuje, bo te mysli powrócą. Chciałem powiedziec o tym rodzicom, ale i t ak mają kłopoty ze zdrowiem i byłaby panika w domu, co się ze mną dzieje. Nawet gdybym poszedł do tego psychiatry, to to nie mieści mi się w głowie. Nie wyobrażam sobie brać jakichś psychotropów, bo po prostu czuję, ze juz nigdy nie byłbym sobą, a ja tak strasznie chcę zyć i cieszyć się tym wszystkim. Ostatnio na boisku piłki miałem dziwne myśli, ze nie wiem, co się ze mną dzieje, że nie wiem jakim cudem w ogóle biegam, leci do mnie pilka, omijam jednego zawodnika, strzelam bramke i zaczynam myslec jak ja to w ogole zrobiłem i o co w tym wszystkim chodzi. Po prostu jakbym nie był sobą. Prawdopodobnie jest to te DD, co również przeczytałem, wynika to chyba z tego ciągłego lęku . Naprawdę nie wiem, co mam zrobić, próbuję zając się czymś innym, caly czas móie sobie, ze trzeba życ pelnią zycia i inni mają 10 razy gorzej, a ja przjemuje sie jakimis dziecinnymi i zalosnymi myslami, ale to i tak nie pomaga, caly czas mam to uczucie niepewnosci, lęku, takiego co po prostu w sekundzie mnie przytłacza. Kiedy czuję się już szczęśliwy i po prostu dostaje takiego KOPA ENERGII od razu zaczynam na nowo i sobie mówie '' BRAWO, w KONCU MI TO MINĘLO, JUZ BEDZIE WSPANIALE'' i w tym samym momencie znowu przypomina mi się przeszłość i wtedy od razu ogarnia mnie lęk i ta mysl, ze mam coś z psychiką, ze w koncu nie wytrzymam, odłącze sie od znajomych, rodziny, po prostu wpadne w psychoze. Przez te natręctwa mam również to DD, które tak samo mnie przygnębia. Wchodzac do sali matematycznej 20 osób mówi mi cześć, ja odpowiadam, ale nie wiem tak jakby co sie dzieje, jak ja to zrobiłem, jak ja w ogóle chodze, czuje jakby po prostu moje ruchy i moja mowa były jednym, a mój umysł drugim. Proszę Was o pomoc, jezeli ktos doczytał to wszystko jestem strasznie wdzięczny, nie wiem, co mam zrobic, aby od tego sie uwolnic. Z góry dziękuje.