Zapętlone myśli, wiry myślowe
: 6 stycznia 2015, o 00:31
Witajcie!
Nerwica natręctw towarzyszy mi w sumie od kiedy tylko pamiętam. Nie chcę Was zanudzać swoją historią, pisaniem o tym jak było dawniej, zaznaczę tylko, że miałem okres kulminacyjny, gdy zaburzenie to doprowadzało mnie do rozpaczy. W końcu postanowiłem poszukać czegoś w Internecie. I tak trafiłem na forum poświęcone m.in. nerwicy (inne niż to, o tym jeszcze wtedy nic nie wiedziałem) i był to chyba (jak teraz tak wspominam) przełomowy moment. W mojej rozpaczy i kompletnym załamaniu zobaczyłem, że to co mi doskwiera ma nazwę (nerwica natręctw), że nie jestem jedyny, że są inni, którzy też się z tym zmagają! Była to dla mnie ogromna ulga, a czytanie historii innych ludzi, wątków na forum okazało się niezwykle kojące.
Nerwica nie ustąpiła, ciągle raz mocniej raz słabiej o sobie przypominała (kontrolowanie drzwi, gazu itp. to ciągle gdzieś się przewijało i czasami nadal było bardzo dokuczliwe). Ale normalnie funkcjonowałem! Czytałem książki, bez problemu kładłem się spać, nie było strasznych ataków lęku, mało tego - był dłuższy okres, gdy nie rozumiałem jak w ogóle mogłem tak wariować w związku z nerwicą!
Aż 1,5 roku temu wziąłem na siebie zbyt dużo obowiązków, zbyt wiele stresu się skumulowało - nerwica natręctw, dziwne myśli, lęk - powróciły. Początkowo myślałem, że jest prawie tak źle jak w przeszłości, myliłem się - jest tak samo albo nawet gorzej. Myśli się zapętlają, nerwica kontroluje moje życie, wpadam w jakieś wiry powtarzania, z których ciężko mi się wyplątać (tracę kolejne dni z mojego życiorysu). Myśli są tak głupie, tak irracjonalne, że aż wstyd mi o tym pisać – jak nie powtórzę czegoś określoną ilość razy to: stanę się głupi, to zacznę wszystko zapominać, to będę miał pecha przez całe życie, to nigdy nie nawiążę jakiejś trwałej relacji z drugim człowiekiem, to moja mama będzie na mnie zła (!!), to nie stworzę nigdy szczęśliwego związku z kobietą (!!) Nawet samo pisanie tego jest w jakiś sposób poniżające, żeby doprowadzić siebie do takiego stanu, żeby powtarzać coś z powodu tak idiotycznych i irracjonalnych myśli!
Ale prawda jest taka, że opadłem z sił – poddaję się temu, żyję ostatnio w ciągłym strachu i napięciu (wywołanym bombardującymi mnie myślami). Ciągle wisi nade mną jakaś potrzeba powtarzania. Gdy próbuję czegoś nie powtórzyć – nie mogę się na niczym skupić, mam wrażenie, że wszystko mi wylatuje z głowy, nakręcam się – „skoro wszystko mi wylatuje z głowy, to jest tak jak myślałem, nie powtórzyłem i już głupieję!”. Nerwowe powtarzanie nakłada się na siebie, w trakcie rozwiązywania jednej rzeczy, wyskakuje kolejna i kolejna. Mam już takie sytuacje, że nie mogę momentami spokojnie myśleć, ciągle coś liczę, dodaję, wymyślam jakieś pechowe liczby, których trzeba unikać, ciągle coś wzbudza mój niepokój – więc znowu powtarzam, dodaje litery w wyrazach, dodaje liczby do siebie – ZERO SPOKOJU! I gdyby to tylko chodziło o powtórzenie czegoś 3 czy 5 razy, ja powtarzam po 20, a po tych dwudziestu stwierdzam, że coś było nie tak i powtarzam kolejne 20! W dodatku jak już zacznę powtarzanie, to nie potrafię się z tego wyłamać, tego przerwać, bo mam wrażenie, że jak przerwę w trakcie powtarzania, to się zapętlę, to nie da mi spokoju ta niedokończona czynność. Jestem zrozpaczony jak pomyślę sobie ile pożytecznych rzeczy mógłbym zrobić w czasie, który tracę na nerwicę.
Mam jakiś syndrom „ostatniego razu” – za każdym razem myślę „jeszcze tylko rozwiążę to jedno natręctwo i koniec”. Jak łatwo się domyślić, zawsze gdy kończę to jedno – mózg podsyła kolejne, podsyca je chorymi myślami, a ja ulegam, tracę kolejne dni, jestem zmęczony i padnięty. Dodatkowo pojawiają się stany otępienia, nie mogę skupić myśli, nie mogę się skoncentrować. To też mnie dodatkowo nakręca – „głupieję, nic nie pamiętam, to znaczy, że trzeba było to powtórzyć”.
Czytałem sporo tekstów na Waszym forum – są rewelacyjne, dawno nie czytałem czegoś tak dobrego o nerwicy. Wiem, że muszę wyjść naprzeciw moim lękom, nerwom, kompulsjom, wiem, że muszę „skoczyć w przepaść”, że muszę się odważyć, że to JA muszę to zrobić i nikt tego nie zrobi za mnie. Ale strach momentami mnie obezwładnia. Nawet jak jakiś lęk odejdzie (bo w natłoku czasami jakiegoś nie da się rozwiązać), to i tak w jego miejsce pojawia się nowy i znowu coś powtarzam, znowu się boję. Najgorsze są te myśli typu – „będziesz miał przez całe życie pecha”, „nigdy już nie nawiążesz z kimś normalnej relacji” – boję się, że jak przerwę te natręctwa, ośmieszę je, zignoruję, to, że i tak kiedyś w przyszłości wypłyną, że jak coś mi nie będzie wychodziło, to sobie pomyślę „to przez to, że nie powtórzyłem czegoś!” i że to wywoła później jakiś wewnętrzny, porażający lęk.
RACJONALNIE wiem co muszę teraz zrobić, wiem, że powinienem te wszystkie myśli wyśmiać, „spotkać się z nimi” i zobaczyć, iż są głupie, ale EMOCJE, LĘKI mnie przytłaczają.
Nie chcę się nad sobą użalać, nigdy wcześniej nie nawiązałem kontaktu z innymi cierpiącymi na nerwicę(tylko czytałem ich historie, ich przeżycia, o ich sukcesach). Chciałbym po prostu jakiegoś wsparcia, dobrego słowa. Czy ta walka ma sens? Czy można wyjść z takiego zapętlenia? Chodzę (od niedawna) do psychiatry, ale wiadomo – nikt tak nie zrozumie cierpiącego na nerwicę jak inny człowiek, który to przechodzi albo już z tego wyszedł.
Pozdrawiam!
Nerwica natręctw towarzyszy mi w sumie od kiedy tylko pamiętam. Nie chcę Was zanudzać swoją historią, pisaniem o tym jak było dawniej, zaznaczę tylko, że miałem okres kulminacyjny, gdy zaburzenie to doprowadzało mnie do rozpaczy. W końcu postanowiłem poszukać czegoś w Internecie. I tak trafiłem na forum poświęcone m.in. nerwicy (inne niż to, o tym jeszcze wtedy nic nie wiedziałem) i był to chyba (jak teraz tak wspominam) przełomowy moment. W mojej rozpaczy i kompletnym załamaniu zobaczyłem, że to co mi doskwiera ma nazwę (nerwica natręctw), że nie jestem jedyny, że są inni, którzy też się z tym zmagają! Była to dla mnie ogromna ulga, a czytanie historii innych ludzi, wątków na forum okazało się niezwykle kojące.
Nerwica nie ustąpiła, ciągle raz mocniej raz słabiej o sobie przypominała (kontrolowanie drzwi, gazu itp. to ciągle gdzieś się przewijało i czasami nadal było bardzo dokuczliwe). Ale normalnie funkcjonowałem! Czytałem książki, bez problemu kładłem się spać, nie było strasznych ataków lęku, mało tego - był dłuższy okres, gdy nie rozumiałem jak w ogóle mogłem tak wariować w związku z nerwicą!
Aż 1,5 roku temu wziąłem na siebie zbyt dużo obowiązków, zbyt wiele stresu się skumulowało - nerwica natręctw, dziwne myśli, lęk - powróciły. Początkowo myślałem, że jest prawie tak źle jak w przeszłości, myliłem się - jest tak samo albo nawet gorzej. Myśli się zapętlają, nerwica kontroluje moje życie, wpadam w jakieś wiry powtarzania, z których ciężko mi się wyplątać (tracę kolejne dni z mojego życiorysu). Myśli są tak głupie, tak irracjonalne, że aż wstyd mi o tym pisać – jak nie powtórzę czegoś określoną ilość razy to: stanę się głupi, to zacznę wszystko zapominać, to będę miał pecha przez całe życie, to nigdy nie nawiążę jakiejś trwałej relacji z drugim człowiekiem, to moja mama będzie na mnie zła (!!), to nie stworzę nigdy szczęśliwego związku z kobietą (!!) Nawet samo pisanie tego jest w jakiś sposób poniżające, żeby doprowadzić siebie do takiego stanu, żeby powtarzać coś z powodu tak idiotycznych i irracjonalnych myśli!
Ale prawda jest taka, że opadłem z sił – poddaję się temu, żyję ostatnio w ciągłym strachu i napięciu (wywołanym bombardującymi mnie myślami). Ciągle wisi nade mną jakaś potrzeba powtarzania. Gdy próbuję czegoś nie powtórzyć – nie mogę się na niczym skupić, mam wrażenie, że wszystko mi wylatuje z głowy, nakręcam się – „skoro wszystko mi wylatuje z głowy, to jest tak jak myślałem, nie powtórzyłem i już głupieję!”. Nerwowe powtarzanie nakłada się na siebie, w trakcie rozwiązywania jednej rzeczy, wyskakuje kolejna i kolejna. Mam już takie sytuacje, że nie mogę momentami spokojnie myśleć, ciągle coś liczę, dodaję, wymyślam jakieś pechowe liczby, których trzeba unikać, ciągle coś wzbudza mój niepokój – więc znowu powtarzam, dodaje litery w wyrazach, dodaje liczby do siebie – ZERO SPOKOJU! I gdyby to tylko chodziło o powtórzenie czegoś 3 czy 5 razy, ja powtarzam po 20, a po tych dwudziestu stwierdzam, że coś było nie tak i powtarzam kolejne 20! W dodatku jak już zacznę powtarzanie, to nie potrafię się z tego wyłamać, tego przerwać, bo mam wrażenie, że jak przerwę w trakcie powtarzania, to się zapętlę, to nie da mi spokoju ta niedokończona czynność. Jestem zrozpaczony jak pomyślę sobie ile pożytecznych rzeczy mógłbym zrobić w czasie, który tracę na nerwicę.
Mam jakiś syndrom „ostatniego razu” – za każdym razem myślę „jeszcze tylko rozwiążę to jedno natręctwo i koniec”. Jak łatwo się domyślić, zawsze gdy kończę to jedno – mózg podsyła kolejne, podsyca je chorymi myślami, a ja ulegam, tracę kolejne dni, jestem zmęczony i padnięty. Dodatkowo pojawiają się stany otępienia, nie mogę skupić myśli, nie mogę się skoncentrować. To też mnie dodatkowo nakręca – „głupieję, nic nie pamiętam, to znaczy, że trzeba było to powtórzyć”.
Czytałem sporo tekstów na Waszym forum – są rewelacyjne, dawno nie czytałem czegoś tak dobrego o nerwicy. Wiem, że muszę wyjść naprzeciw moim lękom, nerwom, kompulsjom, wiem, że muszę „skoczyć w przepaść”, że muszę się odważyć, że to JA muszę to zrobić i nikt tego nie zrobi za mnie. Ale strach momentami mnie obezwładnia. Nawet jak jakiś lęk odejdzie (bo w natłoku czasami jakiegoś nie da się rozwiązać), to i tak w jego miejsce pojawia się nowy i znowu coś powtarzam, znowu się boję. Najgorsze są te myśli typu – „będziesz miał przez całe życie pecha”, „nigdy już nie nawiążesz z kimś normalnej relacji” – boję się, że jak przerwę te natręctwa, ośmieszę je, zignoruję, to, że i tak kiedyś w przyszłości wypłyną, że jak coś mi nie będzie wychodziło, to sobie pomyślę „to przez to, że nie powtórzyłem czegoś!” i że to wywoła później jakiś wewnętrzny, porażający lęk.
RACJONALNIE wiem co muszę teraz zrobić, wiem, że powinienem te wszystkie myśli wyśmiać, „spotkać się z nimi” i zobaczyć, iż są głupie, ale EMOCJE, LĘKI mnie przytłaczają.
Nie chcę się nad sobą użalać, nigdy wcześniej nie nawiązałem kontaktu z innymi cierpiącymi na nerwicę(tylko czytałem ich historie, ich przeżycia, o ich sukcesach). Chciałbym po prostu jakiegoś wsparcia, dobrego słowa. Czy ta walka ma sens? Czy można wyjść z takiego zapętlenia? Chodzę (od niedawna) do psychiatry, ale wiadomo – nikt tak nie zrozumie cierpiącego na nerwicę jak inny człowiek, który to przechodzi albo już z tego wyszedł.
Pozdrawiam!