Hvb2 pisze: ↑27 listopada 2025, o 20:37
W jakim sensie odrzuciłam siebie? W sensie jakaś część siebie z tej traumatycznej sytuacji w dzieciństwa która teraz skutkuje nerwicą? Nie wiem jak mam to rozumieć.
A dajmy na to że na przykład jestem trans mężczyzna i „wypieram to”, nie jestem tego świadoma czy te odczucia z mojego pierwszego posta mogą być jakimś „objawem” na przykład tłumionej tożsamości płciowej czy raczej nie?
Jestem w nurcie psychoanalitycznym rozmawialiśmy o moim dzieciństwie i o tym że byłam chłopczycą. Miałam w dzieciństwie również kompleksy z powodu moich narządów płciowych (wargi sromowe) które są trochę większe niż u „większości dziewczyn z mojego otoczenia i pamiętam że kiedyś chciałam je przyciąć żeby mieć takie jak koleżanka i pamiętam że pytałam się mamy dlaczego moje wyglądają tak a koleżanki tak. Miałam wtedy jak dobrze pamiętam 6-12 lat maksymalnie. Po tej terapii pojawiły mi się jakieś „wspomnienia” że jak byłam mniejsza to chciałam mieć penisa, nie pamiętam żeby tak było na 100% tak jak jestem pewna tej sytuacji powyżej, ale obraz „tych wspomnień”- miejsce wydarzenie- było realne żeby się wydarzyć. Potem ponieważ po tej terapii przychodziły do mnie różne myśli typu „jesteś mężczyzną” chcesz mieć penisa, to nie Twoje ciało. Postanowiłam wziąć album żeby może przypomnieć sobie więcej szczegółów z dzieciństwa i „zatrzymałam” się na zdjęciu z koloni (ok.3kl.podstawowki i przyszła do mnie taka myśl/wspomnienie - że nie chciałam tych piersi (które wtedy było widać przez sukienkę na zdjęciu, a wtedy byłam w okresie dojrzewania. I pojawiły się myśli automatyczne i stan głowy „to nie twoje ciało, powinno być męskie” nie pojawił się lek ale jakaś czerwona lampka i właśnie chwilę po tym ogarnęło mnie ogromne uczucie męskiej energii (w głowie) tak duże że spowodowało że czułam się jakbym była mężczyzną, poczułam ogromną potrzebę sprawdzenia tego, czy na pewno tak się czuję, ogarnął mnie lęk i wręcz zaczęłam prosic aby to minęło, poczułam lęk i napięcie , to był chyba trochę taki mały atak paniki. Gdy ktoś coś do mnie mówił miałam coś takiego że do tego „stanu” pasowały męskie zaimki nie żeńskie, że po prostu pasowały. Ten stan trwał taki mocny może ok 10minut? A potem zaczął się trochę „normować” a potem jak zasypiałem miałam coś takiego znowu że czułam ogromny przypływ męskiej energii i takie poczucie jakbym była mężczyzną i potem wręcz to uczucie palenia, rozrywania w klatce i musiałem się wręcz podnieść bo nie mogłem, to było straszne uczucie, wręcz mogę powiedzieć że moglilam się w swojej głowie aby to minęło trwało to moim zdaniem mega krótko, powiedziałabym że do minuty, maksymalnie 3 (ale to tak dla zapasu) bo po prostu to się pojawiło ja od razu wstałam i zaraz odeszło (więc racjonalnie oceniam że trwało to taki czas). Dodam że na codzień teraz, gdy ciągle myślę o tej tożsamości płciowej, sprawdzam zaimki czuję tą męską energię w głowie, którą czuję fizycznie jak zapach i czuję się przez nią męsko i że nie mogę jej po prostu inaczej sklasyfikować inaczej niż męska energia, bo ona po prostu taka jest. Czułam ją też jako dziecko i gdy myślę o tej tożsamości i gdy była ta sytuacja z „rozrywaniem”klatki i ta wcześniejsza to też czułam tą energię ale ona była tak silna że dawała mi takie poczucie „czucia się mężczyzną”. Właśnie zastanawiam się czy to może świadczyć o „odzywającej się tłumionej męskiej tożsamości/ wspieranej” czy jest reakcja na ciągłą analizę (myślę o tym 24/dobe, jakiś traumach z dzieciństwa, niezwiązanych, czy nie można tego w taki sposób oszacować?
Może od początku. Sam proces nerwicowy jest następujący:
lęk podstawowy -> wyparcie tego lęku -> przeradza się w lęki neurotyczne (nerwicowe)
Tak więc lęk podstawowy powstaje kiedy dziecko żyje w nieprzyjaznym dla siebie otoczeniu, które mu szkodzi, jest wrogie, obojętne, lekceważące czy stwarzające niepewną atmosferę np. w domu itp. Jako, że dziecko nie może podjąć żadnej walki, tak jak może to zrobić człowiek dorosły, poddaje się sytuacji, chowa swoją urazę, nie podejmuje żadnego działania, nie przejawia agresji, nie walczy o siebie, aby dalej móc żyć we wciąż działającym na jego niekorzyść otoczeniu. Dzieje się tak dlatego, że dziecko jest bezradne i samo sobie w świecie przecież nie poradzi.
Tak więc teraz powstał grunt na rozwój nerwicy. Proces nerwicowy stopniowo nieświadomo przenika charakter i zarazem osobowość. W procesie tym następuje także wspominane odrzucenie siebie. Dziecko odrzuciło swoje prawdziwe cielesne emocje płynące z ciała. Dziecko doświadczyło jednoczesnego zahamowania i pobudzenia. W efekcie nastąpiło zahamowanie jego prawdziwej żywotności. Dziecko także nauczyło się, że coś z nim samym musi być nie tak. Doszło do niego na poziomie mniej lub bardziej nieświadomym, że musi być ku temu powód. Skoro musi teraz zacząć "trzymać się" czegoś ,wytwarza w głowie alternatywę mianowicie tworzy się w głowie wyidealizowany obraz siebie, skoro pierwotne "ja" zostało już w pewien sposób skażone.
Skutkiem powstania tego idealnego wizerunku jest całkowite oddalenie się od tego czym nazywamy własnym jednolitym, całościowym "ja". Może od razu dopowiem, że "ja" (inaczej też jaźń) nie jest czymś z czym człowiek się rodzi, ale jest czymś co trzeba stworzyć, a tworzy się je poprzez relację z innymi ludźmi, nasze "ja" budują reakcje ludzi na nas. Jeżeli powiedzmy nasze "ja" zostało odrzucone przez innych, czyli inni nie widzą nas takich jakimi naprawdę jesteśmy albo odrzucają nas, to tworzymy wyidealizowane "ja", stwarza się w głowie obraz nas samych, który jest fikcyjny i wyobrażony. Jakiekolwiek odstępstwo od takiego wyidealizowanego obrazu jest prawdziwą bolączką. Oczywiście to nie jest tak, że mamy w głowie jakaś inną osobę, to wciąż "my". Taki fikcyjny, wyobrażony obraz samego siebie, czyli fikcyjne "ja" jest bardziej złożone. Jak człowiek porzuca własne "ja" i zaczyna polegać na swoim fikcyjnym "ja" wtedy tworzy się w pewien sposób dystans, a nawet konflikt pomiędzy "ja", a światem zewnętrznym. Fikcyjne "ja" ma wpływ na nasze zachowanie, emocje i odczucia. Człowiek trochę staje się więźniem tego fikcyjnego "ja", które samo w sobie też staje się cenzorem, bo nie dość, że decyduje jacy powinniśmy być, to nie dopuszcza do świadomości w żaden sposób dziwności czy irracjonalności własnego zachowania i postępowania. Ale ma też ono swoje plusy, a mianowicie nasyca pragnienie bezpieczeństwa, w fikcyjnym "ja" człowiek jest bezpieczny, bo poprzednie "ja" zostało odrzucone.
Tak więc w tym procesie, "ja" człowieka jest rozbite na dwie części, nie ma jednolitego "ja". Jedna jego część została w większym stopniu zastąpiona drugą. Ta druga (fikcyjna), jest głównie mentalna, a ta pierwsza tj. cielesna i prawdziwie emocjonalna została zdławiona. Dlatego na takim gruncie bardzo łatwo powstają objawy nerwicowe. Czyli kiedy człowiek nie jest w stanie wyrazić siebie, stanąć do walki o samego siebie i dostrzec co naprawdę przy tym czuję. Nawet nie ma takiej sposobności, bo tak właśnie się rozpoczęła nerwica, takim zdławieniem siebie i swoich emocji.
Teraz dochodzimy do punktu, że człowiek, aby zachować zdrowie psychiczne musi być istotą cielesną i umysłową zarazem. Musi istnieć połączenie miedzy tymi dwoma. Ciało nie może być odrzucane przez umysł. Ale czasami tak się właśnie dzieje. Jeżeli już raz zostaliśmy odrzuceni, to niezadowolenie z tego co się widzi patrząc na siebie czy myśląc o sobie wzrasta. Człowiek zaczyna czuć w sobie pewną niższość, gorszość, niewystarczalność. Ta niższość może też dotyczyć konkretnego narządu czy ogólnego wyglądu zewnętrznego. Takie niezadowolenie popycha człowieka w poszukiwania jakiejś kompensacyjnej ochrony i bezpieczeństwa. A z ochroną przecież zawsze przychodzi fikcyjne "ja", dzięki niemu człowiek może stworzyć swój styl życia, swój charakter, swoją reprezentację zgodnie z celem takim, aby zrekompensować sobie to poczucie niższości.
Mówiąc symbolicznie męskość może się tutaj jawić jako wyższość, a kobiecość jako niższość. Skoro uciekamy od niższości to podejmujemy takie wysiłki, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, aby nadać życiu jakiś kierunek, jakieś źródło spokoju i bezpieczeństwa. Mówiąc kolokwialnie do czegoś trzeba się doczepić, aby nie zostać z niczym.
I tak oto ktoś jest opętany i zdominowany przez świadomość jakiegoś swojego słabego punktu i nawet tego nie podejrzewając, wykorzystuje wszystkie swoje wysiłki do zbudowania idealnej, wyimaginowanej własnej reprezentacji w swoim umyśle. Natomiast to kosztuje, bo im bardziej człowiek angażuje się w taką "pracę" tym bardziej staje się nad świadomy w oczach innych, skanuje i siebie jak i otoczenie, sprawdza zgodność swojego wyimaginowanego obrazu wprost ze swojej głowy z otoczeniem. Patrzy jak jest odbierany i nigdy nie będzie zadowolony z efektu, bo obraz ten jest niemożliwy do zrealizowania. Ba, nie ma takiej sposobności, bo obraz ten żyje w głowie. Można oczywiście przybrać jakąś rolę, przebierać się za kogoś, zachowywać się inaczej, natomiast wyobrażony obraz nie jest w całości oparty na rzeczywistym ciele, które się posiada, więc zawsze będzie od niego odbiegać. Ciało i jego cielesne odczucia stały się tutaj wrogiem. Idealny nieosiągalny ideał, który istnieje w głowie oddala od rzeczywistości i utrudnia przystosowanie się do niej. Taki człowiek nieufny wobec siebie samego, tylko myśli, aby pozbyć się własnej niższości, która obsesyjnie męczy.
Tak więc człowiek staje się zawieszony na nieuświadomionym celu, który polega na tym aby odzyskać swoją utraconą wartość, ale nie robi się tego w sposób rzeczywisty, nie angażuje się cieleśnie, a ma to miejsce głównie w głowie. Jeżeli jako kobieta doznałaś jakiegoś upokorzenia, to trudniej ci będzie zaakceptować własną cielesność, a mianowicie pogodzić się ze swoim losem i zaakceptować niedoskonałość. Będziesz dążyła do wyeliminowania z życia jakiejkolwiek przyczyny podobnego upokorzenia. Będziesz się broniła w taki sposób, że nawet przywdziejesz obcą tożsamość, byle już cię to nigdy nie dotknęło. A kiedy gdzieś z tyłu głowy oczekiwane jest podobne upokorzenie z pomocą przychodzą objawy nerwicowe.
Krótko mówiąc trzeba mieć pretekst, aby uciec od upokorzenia, upodlenia, którego najbardziej człowiek się objawia. Pojawić się tu może wachlarz nerwicowych objawów.
Jeżeli w fikcyjnym "ja" istnieje jakaś cząstka nakazująca, to poprzez zdławienie swojej własnej nieadekwatności znajdujesz substytutu tego czego ci brakuje. Już jako dziecko można znaleźć ten substytut np. w naśladowaniu chłopców. Jeżeli dziecko, które czuje się słabe czy gorsze może zmniejszyć dystans między sobą, a innymi silnymi mężczyznami, aby stłumić poczucie własnej niższości. Dla przykładu chłopiec może rozwinąć też cechy kobiece, jeśli będzie chciał paradoksalnie stłumić swoją słabość. Może sobie wyobrażać jaki powinien być, tylko że to wyobrażenie stanie się w końcu jego rzeczywistością, a wszystko po to, aby nie przyznać się do swojej słabości czy konkretnego strachu przed czymś. Tak więc człowiek ulegając pod ciężarem swojego losu, już jako dziecko stara się zrzucić winę na ten los i uwolnić się od niego, a z losem niestety trzeba się pogodzić i przestać z nim walczyć, aby zaznać spokoju ducha i uwolnić się od nerwicy.
Tak więc jak już fikcyjne "ja "zadomowiło się na dobre w człowieku, to człowiek trzyma się swojego idealnego obrazu, które organizuje całe jego zachowanie i dokłada wszelkich starań, aby nie zboczyć z narzuconego sobie kierunku. Przy okazji jednak traci z oczu też rzeczywistość. Człowiek, który nie jest tak rozbity jest zawsze gotów, aby zrezygnować z własnych wyobrażeń o sobie i spojrzeć rzeczywistości w twarz. Natomiast człowiek z nerwicą jest wiecznie rozdarty, szarpany to w jednym, to w drugim kierunku. Może chcieć i nie chcieć jednocześnie. Może podejmować decyzję, a potem cierpieć z ich powodu. Może się zachowywać w ten czy inny sposób, a potem popadać w zły nastrój nie rozumiejąc konkretnie dlaczego coś zrobił, jakby to nie był on.
To co jest najważniejsze w leczeniu nerwic, to też nie wieczne grzebanie w przeszłości, analizowanie dzieciństwa, doszukiwanie się nieszczęść. Człowiek z nerwicą, ma to do siebie, że wiecznie rozdrapuje strupa z rany, zanim zdąży się ta rana zagoić. Bardzo ważne jest spojrzenie na siebie w teraźniejszości i zaakceptowanie się. Należy zaakceptować też własne ułomności, ale konieczne też jest odidealizowanie innych ludzi, aby poczuć się z sobą dobrze.
Z tego co opisałaś w poprzednim poście doznałaś upokorzenia w dzieciństwie. Nastąpiło coś co można by było nazwać momentem kiedy umysł w pewnym stopniu odrzucił ciało w którym egzystuje, bo poczuł się urażony gorszością jednego narządu. Oczywiście to nie był konkretny powód nerwicy. Musiała już być obecna w tamtym momencie. Wspomnienia też nie muszą być prawdziwe. Bardzo często takie wspomnienia wyciągane są z odmętów świadomości. Więc mogą być nieco zakrzywione, podkoloryzowane lub człowiek może sobie przypomnieć coś co nie miało nawet w jego życiu miejsca. Wszystko przez to, że świadomość uzupełnia luki w pamięci. Nie mówię, że wszystko co pamiętasz nie miało miejsca, bo tak nie jest, ale czasami pewne wspomnienia mogą być właśnie takiej jakości, a na nich można oprzeć konkretne wyobrażenia.
Natomiast jeśli w trakcie pojawienia się sugestii w głowie człowieka że "to nie moje ciało", to w takich warunkach, jeśli ktoś realnie nie identyfikuje się ze swoim ciałem, to może to być powód do zadowolenia. Natomiast to nie jest normalne. Tak samo fakt, że musisz sprawdzać siebie nie jest normalny, to objaw nerwicowy. Natrętnie sprawdzasz siebie, aby ukoić lęk. To taka autokontrola samej siebie czy na pewno jesteś tym czym wydaje ci się, że jesteś. Musisz przekonywać siebie, że jesteś mężczyzną. Takie kontrolowanie uspokaja lęk. Natomiast prawdziwym pytaniem jest jaki jest lęk podstawowy, który ma przykryć ten lęk neurotyczny (nerwicowy).
Moim zdaniem ta tożsamość mężczyzny, po prostu podczepiła się pod objawy nerwicowe. Istniała przedtem i objaw się pod to podczepił. Sama sytuacja tego czy jesteś mężczyzną czy czujesz się nim nie jest prawdziwą przyczyną lęku, który odczuwasz. Chociaż uwikłana jesteś w ten lęk, to próbując stłumić te natrętne myśli, jeszcze je napędzasz, bo w takim przypadku takie tłumienie jeszcze zaostrza całą sytuację. Bo jeśli próbujemy świadomie stłumić myśl, w rzeczywistości powraca ona silniejsza i jeszcze bardziej natrętna. Jedyne co tu można zrobić, to starać się ich nie angażować i skierować swoją uwagę gdzie indziej, pozwalając, aby te myśli trwały, ale nie były że tak powiem przez ciebie wysłuchiwane.
To co istotne to fakt, że objawy nerwicowe odwracają uwagę od innego problemu. Jakiego? A no tego, że gdzieś po drodze utraciłaś poczucie siebie, utraciłaś swoje bezpieczeństwo, bezpieczeństwo istnienia w tobie samej. Im gorzej czujesz się ze sobą, im bardziej jesteś skonfliktowana sama ze sobą, tym bardziej nerwicowe objawy będą atakować. Dlatego tak ważne jest nawiązanie kontaktu ze swoim prawdziwym "ja". Trzeba niestety przejść przez mgłę nieświadomości, a można to zrobić jedynie wtedy kiedy uzyska się wgląd w siebie i nastąpi zrozumienie, że sami sobie zaaranżowaliśmy taki los. To znaczy swoim zachowaniem, które stało się neurotyczne. Należy więc przestać polegać na wyobrażeniu kim powinnaś być, jaka być, co powinnaś czuć, tylko po prostu rzeczywiście poczuć siebie. Najlepszą odpowiedzią i reakcją na powstanie lęku podstawowego, jest odwrócenie sytuacji. Należy zawalczyć o siebie, wyzwolić autentyczną emocję, a nie wyobrażoną. Autentyczność to słowo klucz. Nie ma sensu odrzucać samego siebie. Można najpierw siebie naprawić nieco wewnętrznie i zewnętrznie. I ta naprawa wewnętrzna to przeważnie zadanie na całe życie, które trzeba będzie kontynuować. I wyglądać to będzie tak, że paradoksalnie będziesz musiała pokonywać sama siebie, aby dotrzeć do twojego prawdziwego "ja". Czyli obrazując tą sytuację zaczynasz konstruować na nowo swoje "ja". Startujesz właściwie od momentu kiedy w dzieciństwie to "ja" zostało przez ciebie odrzucone. Będziesz poniekąd bawić się w bycie sobą i budować swoje "ja", ale tylko w dobrych relacjach z innymi. Tak to wygląda.