Historia jednego zaburzonego Pawła
: 23 lutego 2022, o 19:43
Witam.
Mam na imię Paweł, jestem 43 latkiem który z nerwicą natręctw zmaga się od 17tego roku życia. Nie chcę nikogo w swoim poście winić ani oceniać bo zresztą jaki miało by to sens. Opowiem wam jednak swoją historię. Opowiem bo każda historia czegoś nas uczy.
W szkole podstawowej nie byłem zbyt dobrym uczniem aby nie powiedzieć kiepskim. Wychowawczyni zawsze powtarzała mamie że śpię na lekcjach i kiepsko widzi moją edukacje. Pomimo tego że chciałem w późniejszych klasach podstawowych się podnieść to łatka "osła" była mi już przyszyta i na nic zdały się próby i starania aby to zmienić. Gdy przyszła ósma klasa wychowawczyni oświadczyła mi i memu koledze że "nie widzi" nas gdzie indziej tylko w zawodówce.
Jak powiedziała tak się i stało. Ja i mój najlepszy kumpel wylądowaliśmy chyba z najgorszych z możliwych zawodówek przyuczani do zawodu elektryka.
Byliśmy chłopcami spokojnymi więc szybko zostało to zauważone przez naszych "kolegów". Rozpoczęły się szykany, obelgi, trzymaliśmy się razem i dlatego wyzywano nas od pedałów. To był czas w ciągłym stresie. W stresie czy ktoś na ciebie nie splunie, nie przypali zapalniczką, nie uderzy czy nie wyzwie od najgorszych. Ciągły stres i strach musiał w końcu dać o sobie znać. Pojawiło się pierwsze natręctwo. Natręctwo które do dnia dzisiejszego mnie prześladuje bo jest sensem tych lat w zawodówce i tego że ciągle byłem tam przekonywany do tego że jestem zerem.
Byłem na praktyce a że były to takie praktyki jak i poziom edukacji w tejże szkole to mieliśmy wiele czasu na to aby niczego się nie uczyć. Jeden z moich oprawców zwrócił się do mnie słowami: "ty to nigdy nie będziesz miał kobiety i zdążysz wyłysieć zanim z jakąś będziesz się kochał" tu: uprawiał sex Padło słowo: "załóż się" że tak będzie i podaliśmy sobie dłonie. I chyba już w tym momencie poczułem lek. Poczułem lęk że ta osoba ma racje i że pewno tak będzie i przez to wszystko mi zabierze. Dlatego już chyba wtedy powiedziałem mu że nie chce się zakładać a już na pewno później pamiętam że kazałem mu przysiądź że się nie założyliśmy. Myśl jednak puściła korzenie i padła na podatny grunt. Zaczęła mnie cały czas prześladować i żyłem w ciągłym strachu że on mi wszystko weźmie. Na nic zdały się racjonalne sposoby wytłumaczenia sobie że nic mi nie grozi.
Po zawodówce żyłem przez bity rok w ciągłym stresie że grozi mi z strony "tego kolegi" zagrożenie. Wpadłem w stan jak zombi bez nadziei.
Po roku ojciec zapisał mnie do technikum wieczorowego i powiedział że dobrze by było abym choć semestr skończył bo on zna to technikum i on go nie skończył. Pochodzę z pół roku i zobaczę jak się zdolni chłopcy się uczą. Okazało się jednak że chyba nie jest ze mną tak do końca źle bo pod koniec pierwszej klasy miałem najwyższą średnią w klasie a pod koniec trzeciej wychowawczyni oświadczyła że mam najwyższą średnią w szkole.
Potem przyszły studia i równie dobrze mi szło. Poznałem dziewczynę na czacie i zacząłem z nią współżyć. Nagle jednak któregoś dnia w mojej głowie pojawiła się myśl że źle poznałem swoją dziewczynę bo przez czata i przypomniał się mi "kolega z zawodówki". Znowu poczułem lęk i od nowa zacząłem się wkręcać że może powinienem poznać inaczej może nie tak a np. na dyskotece etc... W końcu mój związek się rozpadł i zostałem sam. Po jakimś czasie "już tradycyjnie" poznałem swoją żonę ale i wtedy dostałem natręctwa że może poznałem ją bo zażywałem lek antydepresyjny zapisany przez psychiatrę. Jakby to miało coś wspólnego z poznaniem mojej żony. Zacząłem się jednak znowu wkręcać jednak udało mi się nad tym zapanować. W końcu małżeństwo moje się rozpadło (jednak nie tylko z winy natręctwa).
Po studiach skończyłem kolejne tym razem podyplomowe a potem jeszcze kolejne podyplomowe. Obecnie jestem księgowym, prowadzę własne biuro rachunkowe ale jestem sam. Zalogowałem się na jednym z wielu portali internetowych ale ciągle prześladuje mnie ta myśl że może powinienem poznać kobietę inaczej, może nie na portalu a na ulicy. I wiem że jakkolwiek bym nie poznał to i tak nie mam gwarancji że natręctwo znowu nie wróci.
Mam na imię Paweł, jestem 43 latkiem który z nerwicą natręctw zmaga się od 17tego roku życia. Nie chcę nikogo w swoim poście winić ani oceniać bo zresztą jaki miało by to sens. Opowiem wam jednak swoją historię. Opowiem bo każda historia czegoś nas uczy.
W szkole podstawowej nie byłem zbyt dobrym uczniem aby nie powiedzieć kiepskim. Wychowawczyni zawsze powtarzała mamie że śpię na lekcjach i kiepsko widzi moją edukacje. Pomimo tego że chciałem w późniejszych klasach podstawowych się podnieść to łatka "osła" była mi już przyszyta i na nic zdały się próby i starania aby to zmienić. Gdy przyszła ósma klasa wychowawczyni oświadczyła mi i memu koledze że "nie widzi" nas gdzie indziej tylko w zawodówce.
Jak powiedziała tak się i stało. Ja i mój najlepszy kumpel wylądowaliśmy chyba z najgorszych z możliwych zawodówek przyuczani do zawodu elektryka.
Byliśmy chłopcami spokojnymi więc szybko zostało to zauważone przez naszych "kolegów". Rozpoczęły się szykany, obelgi, trzymaliśmy się razem i dlatego wyzywano nas od pedałów. To był czas w ciągłym stresie. W stresie czy ktoś na ciebie nie splunie, nie przypali zapalniczką, nie uderzy czy nie wyzwie od najgorszych. Ciągły stres i strach musiał w końcu dać o sobie znać. Pojawiło się pierwsze natręctwo. Natręctwo które do dnia dzisiejszego mnie prześladuje bo jest sensem tych lat w zawodówce i tego że ciągle byłem tam przekonywany do tego że jestem zerem.
Byłem na praktyce a że były to takie praktyki jak i poziom edukacji w tejże szkole to mieliśmy wiele czasu na to aby niczego się nie uczyć. Jeden z moich oprawców zwrócił się do mnie słowami: "ty to nigdy nie będziesz miał kobiety i zdążysz wyłysieć zanim z jakąś będziesz się kochał" tu: uprawiał sex Padło słowo: "załóż się" że tak będzie i podaliśmy sobie dłonie. I chyba już w tym momencie poczułem lek. Poczułem lęk że ta osoba ma racje i że pewno tak będzie i przez to wszystko mi zabierze. Dlatego już chyba wtedy powiedziałem mu że nie chce się zakładać a już na pewno później pamiętam że kazałem mu przysiądź że się nie założyliśmy. Myśl jednak puściła korzenie i padła na podatny grunt. Zaczęła mnie cały czas prześladować i żyłem w ciągłym strachu że on mi wszystko weźmie. Na nic zdały się racjonalne sposoby wytłumaczenia sobie że nic mi nie grozi.
Po zawodówce żyłem przez bity rok w ciągłym stresie że grozi mi z strony "tego kolegi" zagrożenie. Wpadłem w stan jak zombi bez nadziei.
Po roku ojciec zapisał mnie do technikum wieczorowego i powiedział że dobrze by było abym choć semestr skończył bo on zna to technikum i on go nie skończył. Pochodzę z pół roku i zobaczę jak się zdolni chłopcy się uczą. Okazało się jednak że chyba nie jest ze mną tak do końca źle bo pod koniec pierwszej klasy miałem najwyższą średnią w klasie a pod koniec trzeciej wychowawczyni oświadczyła że mam najwyższą średnią w szkole.
Potem przyszły studia i równie dobrze mi szło. Poznałem dziewczynę na czacie i zacząłem z nią współżyć. Nagle jednak któregoś dnia w mojej głowie pojawiła się myśl że źle poznałem swoją dziewczynę bo przez czata i przypomniał się mi "kolega z zawodówki". Znowu poczułem lęk i od nowa zacząłem się wkręcać że może powinienem poznać inaczej może nie tak a np. na dyskotece etc... W końcu mój związek się rozpadł i zostałem sam. Po jakimś czasie "już tradycyjnie" poznałem swoją żonę ale i wtedy dostałem natręctwa że może poznałem ją bo zażywałem lek antydepresyjny zapisany przez psychiatrę. Jakby to miało coś wspólnego z poznaniem mojej żony. Zacząłem się jednak znowu wkręcać jednak udało mi się nad tym zapanować. W końcu małżeństwo moje się rozpadło (jednak nie tylko z winy natręctwa).
Po studiach skończyłem kolejne tym razem podyplomowe a potem jeszcze kolejne podyplomowe. Obecnie jestem księgowym, prowadzę własne biuro rachunkowe ale jestem sam. Zalogowałem się na jednym z wielu portali internetowych ale ciągle prześladuje mnie ta myśl że może powinienem poznać kobietę inaczej, może nie na portalu a na ulicy. I wiem że jakkolwiek bym nie poznał to i tak nie mam gwarancji że natręctwo znowu nie wróci.