Proszę o pomoc - początek nerwicy
: 3 lutego 2022, o 12:44
Dzien dobry. 3 tygodnie temu zaczęła się u mnie nerwica natręctw. Nagle, znienacka. Zaczęłam mieć ezystencjalne OCD (rozwoj duchowy ktorym sie interesuje od 2 lat jeszcze bardziej poglebil moje rozkminy) pomieszanie z myślami, że zrobie coś szalonego - powiem coś na spotkaniu biznesowym albo skrzywdzę męża. 3 tygodnie temu nie wiedziałam, że to OCD. Przez ten stres, że coś ze mną nie tak miałam przez jakiś czas derealizacje, ale jak się dowiedzialam, że jest coś takiego jak OCD i derealizacja też może się zdarzyć to się uspokoilam i dość szybko ustała.
2 tygodnie temu jak jeszcze nie wiedziałam co się ze mną dzieje w nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłam spać i się trzęsłam ze strachu całą noc. Nad ranem powiedziałam mężowi, że coś jest nie tak. Mąż mówi, że jedziemy w takiej sytuacji do psychiatry. Pojechaliśmy i psychiatra stwierdził zaburzenie lękowe i przepisał SSRI, biore 0,5 tabletki od 2 tygodni Zotralu (mam przejsc na 1 tabletke), Trazodone na noc. Ale podkreślił, że na pierwszym miejscu jest psychoterapia.
Poszłam na 1 wizytę do psychoterapeuty (jeszcze wtedy miałam derealizacje), opisałam mu wszystko i stwierdził OCD. Kompulsji żadnych nie ma, może czasami jakieś minimalne, ale i tak z latwością mogę to olać. Myśli o tym, że zrobię coś szalonego też dość rzadko się pojawiają (myślę, że bardziej przez to, że obecnie caly czas się na tym skupiam i dużo czytam, oglądam) - może jak spojrze na nóż, na czajnik z wrzatkiem to jakieś mechanizmy w glowie się ruszą, ale tak to bardzo rzadko i wiem, ze to jest nerwica, wiec olewam - nie wchodze glebiej w te mysli, nie rozkladam na czynniki pierwsze. Tak samo jak w niedziele przeczytalam ksiazke gdzie byl motyw schizofreni to zaczelam sobie wkrecac, ze moze i mi sie to pojawi - ale tez minelo tego samego wieczoru.
Przypomniałam sobie, że miałam coś podobnego przez krótki okres czasu jako dziecko - miałam 10 lat, ale mama zadzwoniła do psychologa i podobno to jest normalne u dzieci, bo mózg się rozwija. Przeszło. I tak przez 20 lat zero OCD. Raz - kilka miesięcy temu pamietam po obejrzeniu 'Lsnienia' mialam taką rozkminke co jeśli mi by tak odbiło i się przestraszyłam, ale szybko o tym zapomniałam. I nagle teraz - akurat teraz jak zaczęliśmy się z mężem starać o dziecko...
Wczoraj obejrzałam filmik o kobiecie która ma OCD całe życie, nie leczyła i dopiero jak OCD w czasie ciąży i porodu było nie do zniesienia to zaczęła nad tym konkretnie pracować. Teraz jest w 2 ciąży, ale mówi, że też miewa takie natrętne myśli. Powiedziała, że w czasie ciąży OCD się zwiększa.
I to wszystko mnie przybiło. To co - ja z tego już do końca życia nie wyjdę z tego? Nie będę miała życia sprzed 3 tygodni? Staram się znaleźć nowe hobby- nie skupiać się na razie na medytacjach, afirmacjach, prawie przyciągania i równoległych rzeczywistosciach, bo na razie to mi nie służy.
Bardzo proszę o pisanie tylko pozytywnych pocieszających mnie postów, bo nie chce jeszcze bardziej się martwić. We wtorek druga wizyta u psychologa, chce ze mną pracować na Racjonalnej terapii zachowania -RTZ. Do tego czasu nie wiem czy oglądać filmiki czy nie - jednocześnie te pozytywne mnie uspokajają, ale jak znajdzie sie właśnie filmik typu, że nigdy sie z tego nie wyjdzie i ze to koszmar itp to mnie to przeraża i załamuje
2 tygodnie temu jak jeszcze nie wiedziałam co się ze mną dzieje w nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłam spać i się trzęsłam ze strachu całą noc. Nad ranem powiedziałam mężowi, że coś jest nie tak. Mąż mówi, że jedziemy w takiej sytuacji do psychiatry. Pojechaliśmy i psychiatra stwierdził zaburzenie lękowe i przepisał SSRI, biore 0,5 tabletki od 2 tygodni Zotralu (mam przejsc na 1 tabletke), Trazodone na noc. Ale podkreślił, że na pierwszym miejscu jest psychoterapia.
Poszłam na 1 wizytę do psychoterapeuty (jeszcze wtedy miałam derealizacje), opisałam mu wszystko i stwierdził OCD. Kompulsji żadnych nie ma, może czasami jakieś minimalne, ale i tak z latwością mogę to olać. Myśli o tym, że zrobię coś szalonego też dość rzadko się pojawiają (myślę, że bardziej przez to, że obecnie caly czas się na tym skupiam i dużo czytam, oglądam) - może jak spojrze na nóż, na czajnik z wrzatkiem to jakieś mechanizmy w glowie się ruszą, ale tak to bardzo rzadko i wiem, ze to jest nerwica, wiec olewam - nie wchodze glebiej w te mysli, nie rozkladam na czynniki pierwsze. Tak samo jak w niedziele przeczytalam ksiazke gdzie byl motyw schizofreni to zaczelam sobie wkrecac, ze moze i mi sie to pojawi - ale tez minelo tego samego wieczoru.
Przypomniałam sobie, że miałam coś podobnego przez krótki okres czasu jako dziecko - miałam 10 lat, ale mama zadzwoniła do psychologa i podobno to jest normalne u dzieci, bo mózg się rozwija. Przeszło. I tak przez 20 lat zero OCD. Raz - kilka miesięcy temu pamietam po obejrzeniu 'Lsnienia' mialam taką rozkminke co jeśli mi by tak odbiło i się przestraszyłam, ale szybko o tym zapomniałam. I nagle teraz - akurat teraz jak zaczęliśmy się z mężem starać o dziecko...
Wczoraj obejrzałam filmik o kobiecie która ma OCD całe życie, nie leczyła i dopiero jak OCD w czasie ciąży i porodu było nie do zniesienia to zaczęła nad tym konkretnie pracować. Teraz jest w 2 ciąży, ale mówi, że też miewa takie natrętne myśli. Powiedziała, że w czasie ciąży OCD się zwiększa.
I to wszystko mnie przybiło. To co - ja z tego już do końca życia nie wyjdę z tego? Nie będę miała życia sprzed 3 tygodni? Staram się znaleźć nowe hobby- nie skupiać się na razie na medytacjach, afirmacjach, prawie przyciągania i równoległych rzeczywistosciach, bo na razie to mi nie służy.
Bardzo proszę o pisanie tylko pozytywnych pocieszających mnie postów, bo nie chce jeszcze bardziej się martwić. We wtorek druga wizyta u psychologa, chce ze mną pracować na Racjonalnej terapii zachowania -RTZ. Do tego czasu nie wiem czy oglądać filmiki czy nie - jednocześnie te pozytywne mnie uspokajają, ale jak znajdzie sie właśnie filmik typu, że nigdy sie z tego nie wyjdzie i ze to koszmar itp to mnie to przeraża i załamuje
