Zadręczam się wyszukiwaniem mojej miłości
: 17 sierpnia 2020, o 21:16
Witam Was,
w dzieciństwie dokuczała mi matka, przez co najprawdopodobniej nabawiłam się urazu psychicznego. Zaczęłam być o nią zazdrosna. Już wtedy zaczęłam się zadręczać. Co ciekawe, często na tle miłosnym.
Będąc już dorosła, obsesyjnie wyszukiwałam w internecie treści związane z aktualnym obiektem miłosnym. Obecnie jest to prawdziwa zmora, nie wiedzieć czemu nasiliło się to w ostatnim czasie. Najgorsze, że nie boję się niczego (jak np. tnący się), więc działam coraz śmielej. A ulgi jest tylko przez chwilę. Za to ciągle pojawiają się nowe myśli.
Poszłam do psychiatry, przepisał lek antydepresyjny. Niestety, póki co (kilka tygodni zażywania) pomaga słabo, ale oczywiście zaczął już działać. Co ciekawe: rano przeżywam męki, ale wieczorem jest prawie idealnie.
Ta choroba nasila się pod wpływem stresu. I nie jest tak, że obsesyjnie interesuję się życiem innych ludzi. To po prostu forma niszczenia siebie.
Piszę tutaj, bo ludzie praktycznie nie skarżą się na podobne obsesje. Są tylko prace prof. Kazimierza Dąbrowskiego o automutylacji (samodręczeniu), ale autor skupia się chyba na samookaleczeniach, itp.
Teraz pytania:
- czy z czasem lek zacznie lepiej działać?
- czy da się to wyleczyć (prawie) całkowicie?
- czy są "domowe" sposoby na zlikwidowanie takich myśli (coś ala terapia autogenna Schultza)?
- czy marihuana lecznicza pomaga, trwale bądź doraźnie?
- czy zaburzenia te mogą mieć związek z chorobami autoimmunologicznymi (a więc autodestrukcja...), które mam?
- rozważam także psychoterapię, ale odstrasza mnie powolność tego rozwiązania. Zdaję sobie jednak sprawę, że w końcu będę musiała się skontaktować z psychologiem
I ile trzeba czekać na efekty w. w. metod?
Pozdrowienia
w dzieciństwie dokuczała mi matka, przez co najprawdopodobniej nabawiłam się urazu psychicznego. Zaczęłam być o nią zazdrosna. Już wtedy zaczęłam się zadręczać. Co ciekawe, często na tle miłosnym.
Będąc już dorosła, obsesyjnie wyszukiwałam w internecie treści związane z aktualnym obiektem miłosnym. Obecnie jest to prawdziwa zmora, nie wiedzieć czemu nasiliło się to w ostatnim czasie. Najgorsze, że nie boję się niczego (jak np. tnący się), więc działam coraz śmielej. A ulgi jest tylko przez chwilę. Za to ciągle pojawiają się nowe myśli.
Poszłam do psychiatry, przepisał lek antydepresyjny. Niestety, póki co (kilka tygodni zażywania) pomaga słabo, ale oczywiście zaczął już działać. Co ciekawe: rano przeżywam męki, ale wieczorem jest prawie idealnie.
Ta choroba nasila się pod wpływem stresu. I nie jest tak, że obsesyjnie interesuję się życiem innych ludzi. To po prostu forma niszczenia siebie.
Piszę tutaj, bo ludzie praktycznie nie skarżą się na podobne obsesje. Są tylko prace prof. Kazimierza Dąbrowskiego o automutylacji (samodręczeniu), ale autor skupia się chyba na samookaleczeniach, itp.
Teraz pytania:
- czy z czasem lek zacznie lepiej działać?
- czy da się to wyleczyć (prawie) całkowicie?
- czy są "domowe" sposoby na zlikwidowanie takich myśli (coś ala terapia autogenna Schultza)?
- czy marihuana lecznicza pomaga, trwale bądź doraźnie?
- czy zaburzenia te mogą mieć związek z chorobami autoimmunologicznymi (a więc autodestrukcja...), które mam?
- rozważam także psychoterapię, ale odstrasza mnie powolność tego rozwiązania. Zdaję sobie jednak sprawę, że w końcu będę musiała się skontaktować z psychologiem
I ile trzeba czekać na efekty w. w. metod?
Pozdrowienia