Obsjesja czystości na punkcie brudu z WC.
: 2 sierpnia 2017, o 09:07
Witam, niechętnie piszę tego posta, ponieważ nie chciałem wcześniej wrzucać swojej historii do netu, ale na szybką pomoc ze strony psychologów nie można za bardzo liczyć. Otóż mam ogromny problem z nerwicą natręctw i fobią na punkcie brudu, specyficznego brudu... Mianowicie z nerwicą bawię się od ok. 6 lat, zaczęło się w gimnazjum od głupich sytuacji z masturbacją, potem myśli na tle seksualnym, lęk przed wchodzeniem do danych miejsc przed "skażeniem" po jakichś głupich sytuacjach itp. Jakoś sobie ogólnie z tym radziłem, chodziłem wtedy do szkoły, miałem dziewczynę, więc mniejsze czy większe zaburzenia gdzieś uciekały. Lecz ostatnio uderzyło we mnie coś tak silnego, że wyłączyło mnie to z życia. Otóż mam paniczny lęk przed brudem z WC po dość nietypowej sytuacji, a mianowicie mam swoją łazienkę w domu. Od czasu do czasu, lub w sytuacjach wyjątkowych trzeba wyczyścić toaletę (normalne), ale w trakcie stykania się z brudem (głównie natury biologicznej..) uważałem na to, żeby nie dotykać się "brudną" stroną dłoni zaworu od spłuczki. Pewnego razu owy zawór mi się zepsuł i odłożyłem go na ziemię, a pewnej nocy idąc załatwić potrzebę dotknąłem się go stopą, no i wtedy zaczął się koszmar.. Poszedłem umyć stopy w wannie, lecz po namydleniu się i opłukaniu odłożyłem stopę w to samo miejsce co wcześniej, nie opłukując tego miejsca wodą wcześniej. Bombardowały mnie wtedy męczące myśli na punkcie mojej byłej dziewczyny i czynności fizjologicznych, czego bardzo nie lubię i staram się unikać tego, co nakręca lęki jeszcze bardziej i "chroniąc" ją w moim umyśle od tego ona pojawia się i kojarzy mi się z takimi rzeczami jeszcze bardziej. W końcu podczas tego mycia chcąc uniknąć tych strasznych myśli stwierdziłem, że stopy mam czyste, chyba je jeszcze opłukałem i poszedłem spać, chyba z nastawieniem, że wolę wierzyć w to, że są czyste, niż myśleć o byłej dziewczynie w tak straszny sposób. No i to nie zadziałało... przestałem od tamtego czasu spać na łóżku, przeniosłem się na kanapę, ale to nie pomogło, podłoga w łazience, pokoju czy innych pomieszczeniach jest dla mnie "skażona". Ubrania po praniu, jeśli wcześniej nie umyję rąk z 2-3 razy też są nie do użytku i lecą do prania jeszcze raz, no po prostu unikam wszystkiego co wydaję mi się brudne, co mogło się dotknąć z czymś brudnym od tej sytuacji (taki brud przechodzący z rzeczy na rzecz), ogólnie dramat...
Moje leczenie wyglądało tak, że w tamtym roku poszedłem z innymi objawami do psychiatry, dostałem Paxtin - 20mg, ale przestałem sam go brać po ok. 1,5 miesiąca, bo stwierdziłem, że mi nie pomaga. Jakieś 2 miesiące temu znów byłem u innego psychiatry, dostałem Seronil - 10mg, potem 20mg, aż do 40mg, ale nie byłem jakoś zadowolony z tego leku. Do Seronilu brałem jeszcze Tegretol, 50mg/24h, a potem 100mg/24h, a potem znów 50mg/24h ponieważ za dzieciaka straciłem przytomność na jakieś 20 minut od zatrucia klejem i psychiatra stwierdził, że mogę mieć jakiś uraz w mózgu i Tegretol "zakrywając" ten uraz powinien wspomóc antydepresant i powinien uspokajać moją nadpobudliwą naturę. Jednak odstawiłem go sam, bo średnio chyba działał. Potem przyszła pora na trzeciego psychiatrę i Anafranil - 75mg i to już coś zaczęło działać, jednak z pewnymi lękami nie daje rady. Mam drugie podejście do terapii, ale terapia ma wolne działanie, a natręctwo uprzykrza życie, zwłaszcza jak izolujesz się od prawie wszystkiego...
Jak się przez to przebić? Czy waszym zdaniem przesadzam? Proszę o szczere odpowiedzi.
Moje leczenie wyglądało tak, że w tamtym roku poszedłem z innymi objawami do psychiatry, dostałem Paxtin - 20mg, ale przestałem sam go brać po ok. 1,5 miesiąca, bo stwierdziłem, że mi nie pomaga. Jakieś 2 miesiące temu znów byłem u innego psychiatry, dostałem Seronil - 10mg, potem 20mg, aż do 40mg, ale nie byłem jakoś zadowolony z tego leku. Do Seronilu brałem jeszcze Tegretol, 50mg/24h, a potem 100mg/24h, a potem znów 50mg/24h ponieważ za dzieciaka straciłem przytomność na jakieś 20 minut od zatrucia klejem i psychiatra stwierdził, że mogę mieć jakiś uraz w mózgu i Tegretol "zakrywając" ten uraz powinien wspomóc antydepresant i powinien uspokajać moją nadpobudliwą naturę. Jednak odstawiłem go sam, bo średnio chyba działał. Potem przyszła pora na trzeciego psychiatrę i Anafranil - 75mg i to już coś zaczęło działać, jednak z pewnymi lękami nie daje rady. Mam drugie podejście do terapii, ale terapia ma wolne działanie, a natręctwo uprzykrza życie, zwłaszcza jak izolujesz się od prawie wszystkiego...
Jak się przez to przebić? Czy waszym zdaniem przesadzam? Proszę o szczere odpowiedzi.