Prośba o radę i wsparcie
: 9 marca 2017, o 16:37
Witajcie
Potrzebuję waszego wsparcia, zupełnie nie wiem co robić. Natrętne myśli towarzyszą mi od lat, na zolofcie był spokój. Ale ze względu na ciążę odstawiłam go i całą ciążę męczyłam się bardzo. I nie były to moje natręty które zawsze grały pierwsze skrzypce w całym zaburzeniu (lęk przed zrobieniem komuś krzywdy) tylko tym razem rypnął we mnie lęk przed opętaniem. I tak upłynęła cała ciąża. Od jednej myśli się zaczęło, za którą przyszła panika i lęk wolnopłynący prawie 24 na dobę. Były lepsze i gorsze dni ale lęk był codziennie. Obrazy myślowe i wyszukiwanie zagrożeń, noszenie medalików, wertowanie przeszłości, co zrobiłam niezgodnie z wiarą katolicką. Oczywiście znalazłam wiele - choćby czytanie książek ezoterycznych. Wszystkie je w strachu schowałam do piwnicy. Z czasem przyszła też niechęć do kościoła i lęk przed nim, złość jakaś taka że sieje strach zamiast miłość.
Ale do rzeczy. Niecałe dwa tygodnie temu urodziłam swoją wyczekaną córeczkę. Karmię ją piersią. Jest to moje drugie dzieciątko, starsza córka ma już 11 lat.
I teraz tak strasznie mi ciężko. Doszło niewyspanie, baby blues i mam cały pakiet objawów. Lęk jest większy, a miałam nadzieję że jak będzie maleństwo, nie będę miała czasu na lękowe rozkminki. Ale tak nie jest, Czasu owszem nie mam - ale w głowie sieczka. Znowu zaczęłam bać się schizy (stary natręt który wydawał mi się juz przerobiony i niegrożny) znowu powrócił. Wystarczyło, że gdzieś przeczytałam, że pewna dziewczyna po porodzie dostała psychozy.. I ja już to oczywiście do siebie.. A co jeśli ja...? No i panika.
Znowu czuwajka 100% i wypatrywanie czy czegoś nie widzę, np w lustrze. Miesza się ten lęk przed opętaniem z lękiem przed schizą i mam paskudną mieszankę.. Krtórej oczywiście się boję na maxa.
Boję się np że idąc w nocy do łazienki coś zobaczę na korytarzu i przez to oszaleję.. Albo że coś zobaczę w lustrze.. Oczywiście wyobrażnia pisze te sceny dokładnie a jak ona je pisze to mi się chce płakać mimo że wiem że to tylko lękowa iluzja.. Że gdzieś tam być może każdy się tego boi ale normalny człowiek nie ma takich myśli i wyobrażeń... Mój mózg paruje
I teraz pytanie do Was... Czy ktoś tak miał/ma o ogarnął to bez leków?
Jestem juz tak załamana że zastanawiam się czy nie wrócić do zoloftu, a to oznaczałoby koniec karmienia, na którym bardzo mi zależy.. i już mam wyrzuty sumienia że nie będę karmić.. a z drugiej strony mam świadomość że dziecko (jedno i drugie) potrzebuje silnej spokojnej mamy, a mąż zrównoważónej emocjonalnie żóny któa ogarnia dzieci i chałupę, a teraz to ja się boję być sama w domu..
Ech
Pomóżcie jakoś...

Potrzebuję waszego wsparcia, zupełnie nie wiem co robić. Natrętne myśli towarzyszą mi od lat, na zolofcie był spokój. Ale ze względu na ciążę odstawiłam go i całą ciążę męczyłam się bardzo. I nie były to moje natręty które zawsze grały pierwsze skrzypce w całym zaburzeniu (lęk przed zrobieniem komuś krzywdy) tylko tym razem rypnął we mnie lęk przed opętaniem. I tak upłynęła cała ciąża. Od jednej myśli się zaczęło, za którą przyszła panika i lęk wolnopłynący prawie 24 na dobę. Były lepsze i gorsze dni ale lęk był codziennie. Obrazy myślowe i wyszukiwanie zagrożeń, noszenie medalików, wertowanie przeszłości, co zrobiłam niezgodnie z wiarą katolicką. Oczywiście znalazłam wiele - choćby czytanie książek ezoterycznych. Wszystkie je w strachu schowałam do piwnicy. Z czasem przyszła też niechęć do kościoła i lęk przed nim, złość jakaś taka że sieje strach zamiast miłość.
Ale do rzeczy. Niecałe dwa tygodnie temu urodziłam swoją wyczekaną córeczkę. Karmię ją piersią. Jest to moje drugie dzieciątko, starsza córka ma już 11 lat.
I teraz tak strasznie mi ciężko. Doszło niewyspanie, baby blues i mam cały pakiet objawów. Lęk jest większy, a miałam nadzieję że jak będzie maleństwo, nie będę miała czasu na lękowe rozkminki. Ale tak nie jest, Czasu owszem nie mam - ale w głowie sieczka. Znowu zaczęłam bać się schizy (stary natręt który wydawał mi się juz przerobiony i niegrożny) znowu powrócił. Wystarczyło, że gdzieś przeczytałam, że pewna dziewczyna po porodzie dostała psychozy.. I ja już to oczywiście do siebie.. A co jeśli ja...? No i panika.
Znowu czuwajka 100% i wypatrywanie czy czegoś nie widzę, np w lustrze. Miesza się ten lęk przed opętaniem z lękiem przed schizą i mam paskudną mieszankę.. Krtórej oczywiście się boję na maxa.
Boję się np że idąc w nocy do łazienki coś zobaczę na korytarzu i przez to oszaleję.. Albo że coś zobaczę w lustrze.. Oczywiście wyobrażnia pisze te sceny dokładnie a jak ona je pisze to mi się chce płakać mimo że wiem że to tylko lękowa iluzja.. Że gdzieś tam być może każdy się tego boi ale normalny człowiek nie ma takich myśli i wyobrażeń... Mój mózg paruje

I teraz pytanie do Was... Czy ktoś tak miał/ma o ogarnął to bez leków?
Jestem juz tak załamana że zastanawiam się czy nie wrócić do zoloftu, a to oznaczałoby koniec karmienia, na którym bardzo mi zależy.. i już mam wyrzuty sumienia że nie będę karmić.. a z drugiej strony mam świadomość że dziecko (jedno i drugie) potrzebuje silnej spokojnej mamy, a mąż zrównoważónej emocjonalnie żóny któa ogarnia dzieci i chałupę, a teraz to ja się boję być sama w domu..
Ech

Pomóżcie jakoś...
