Impusy i panika przy nowym natręcie...
: 11 grudnia 2016, o 19:04
Proszę rozwiejcie moje wątpliwości, bo chyba mój mózg świruje..
W maju odstawiłam SSRI (8 lat brania i mniej więcej tyle spokoju) i już w czerwcu po opowieściach koleżanki o egzorcyzmach zaczęłam się bać opętania. I ten lęk towarzyszy mi do tej pory. Oczywiście nerwica wyszukuje sytuacje z przeszłości żeby lękowi dodać wiarygodności, i tak przypomniałam sobie że jako nastolatka bawiłam się z koleżankami w wywoływanie duchów i panika pod tym kątem męczyła mnie kilka dni, aż uświadomiłam sobie że masa głupich nastolatków to robiła, nawet mój mąż to robił i wyśmiał mnie. Serio a już byłam bliska szukania księdza egzorcysty. Później sama sobie uświadomiłam że przesadzam i nie ma tu nic strasznego. Ot głupie zabawy większości nastolaktów.
Później przypomniałam sobie że korzystałam kilka razy z usług wróżki, sama wróżyłam sobie w necie różne taroty i karty anielskie. Panika znowu. Znowu impuls szukania księdza. Przeszło po jakimś czasie, udało mi się to zracjonalizować jakoś. Że pół świata to robi.
Potem gdzieś przypadkiem przeczytałam, że książki Paulo Coelho są w indeksie ksiąg zakazanych Kościoła Katolickiego, a ja je tak namiętnie cztałam.. Panika trwała krótko tutaj, bo bardzo fajna koleżanka wytłumaczyła mi, że przecież Coelho jest bardzo wierzącym człowiekiem.
Teraz kolejna wkręta i panika bo sobie coś przypomniałam...
12 lat temu, kiedy zaczynały mi się pierwsze natręctwa, nie mogłam w nocy spać. Moja genialna mama stwierdziła wówczas, że na pewno ktoś rzucił na mnie urok. Ona zna kobiete która uroki zdejmuje. Nie kumałam nic ale nie wiedząc jeszcze co mi jest (NN) poszłam na to. Mama przyniosła szmatki oblane woskiem do domu i ja miałam sobie je kłaść na klatce piersiowej 3 dni, po 3 dniach spalić. No i tego trzeciego dnia poszłam z mamą do piwnicy by je spalić, po wrzuceniu do pieca mama mówi... Widzisz to? Normalnie morda demona! A płomień na tych szmatkach utworzył coś na kształt maski z krzyku. Wystraszyłam się tego wtedy, ale szybko zapomniałam. Objawy były dalej, bezsenność, natręty agresywne, aż trafiłam do psychiatry który dał właściwą diagnozę i tak miałam spokój kupę czasu nawet nie pamiętając tamtego zdarzenia i nie myśląc o nim, żyłam sobie normalnie. Aż dziś przypomniało mi się i znów mam impuls szukania egzorcysty... Panika, nie mogę usiedzieć w miejscu.
Proszę oceńcie z boku... Wiem że ja w lęku mam klapki na oczach...
Liczę na Was..
W maju odstawiłam SSRI (8 lat brania i mniej więcej tyle spokoju) i już w czerwcu po opowieściach koleżanki o egzorcyzmach zaczęłam się bać opętania. I ten lęk towarzyszy mi do tej pory. Oczywiście nerwica wyszukuje sytuacje z przeszłości żeby lękowi dodać wiarygodności, i tak przypomniałam sobie że jako nastolatka bawiłam się z koleżankami w wywoływanie duchów i panika pod tym kątem męczyła mnie kilka dni, aż uświadomiłam sobie że masa głupich nastolatków to robiła, nawet mój mąż to robił i wyśmiał mnie. Serio a już byłam bliska szukania księdza egzorcysty. Później sama sobie uświadomiłam że przesadzam i nie ma tu nic strasznego. Ot głupie zabawy większości nastolaktów.
Później przypomniałam sobie że korzystałam kilka razy z usług wróżki, sama wróżyłam sobie w necie różne taroty i karty anielskie. Panika znowu. Znowu impuls szukania księdza. Przeszło po jakimś czasie, udało mi się to zracjonalizować jakoś. Że pół świata to robi.
Potem gdzieś przypadkiem przeczytałam, że książki Paulo Coelho są w indeksie ksiąg zakazanych Kościoła Katolickiego, a ja je tak namiętnie cztałam.. Panika trwała krótko tutaj, bo bardzo fajna koleżanka wytłumaczyła mi, że przecież Coelho jest bardzo wierzącym człowiekiem.
Teraz kolejna wkręta i panika bo sobie coś przypomniałam...
12 lat temu, kiedy zaczynały mi się pierwsze natręctwa, nie mogłam w nocy spać. Moja genialna mama stwierdziła wówczas, że na pewno ktoś rzucił na mnie urok. Ona zna kobiete która uroki zdejmuje. Nie kumałam nic ale nie wiedząc jeszcze co mi jest (NN) poszłam na to. Mama przyniosła szmatki oblane woskiem do domu i ja miałam sobie je kłaść na klatce piersiowej 3 dni, po 3 dniach spalić. No i tego trzeciego dnia poszłam z mamą do piwnicy by je spalić, po wrzuceniu do pieca mama mówi... Widzisz to? Normalnie morda demona! A płomień na tych szmatkach utworzył coś na kształt maski z krzyku. Wystraszyłam się tego wtedy, ale szybko zapomniałam. Objawy były dalej, bezsenność, natręty agresywne, aż trafiłam do psychiatry który dał właściwą diagnozę i tak miałam spokój kupę czasu nawet nie pamiętając tamtego zdarzenia i nie myśląc o nim, żyłam sobie normalnie. Aż dziś przypomniało mi się i znów mam impuls szukania egzorcysty... Panika, nie mogę usiedzieć w miejscu.
Proszę oceńcie z boku... Wiem że ja w lęku mam klapki na oczach...
Liczę na Was..