Lepiej poczekaj. Ja też brałam fluoksentynę przez pewien czas i pomogła mi na lęki i depresję. Niestety po dłuższym czasie zażywania poczułam tak jakby zanik tego efektu i zmieniłam lek, ale wydaje mi się, że to też zależy od człowieka. Możesz zwiększyć dawkę, może lepiej na Ciebie zadziała.
W każdym razie sam lek nigdy Ci nie pomoże. Poza tym również zauważyłam, że chcesz aby wszystko od razu odeszło. Wiem, że ciężko się coś takiego czyta, jak każdy doradza, aby podejść do tego spokojniej, zaakceptować to itp. No bo jak można akceptować takie samopoczucie, jakie Ci doskwiera !? Przecież to jest nieprzyjemne uczucie, czy to depresja, czy nerwica.
Też kiedyś czytałam takie rady na forum i nie wiedziałam jak podejść do moich problemów. Wszyscy mówią żeby to zaakceptować, ignorować, ale jak?
Mi co prawda leki trochę obniżyły stopień nasilenia pewnych objawów, ale nigdy całkowicie. Ostatecznie każdy kolejny lek działał przez pewien czas, a potem przestawał. W pewnym momencie się po prostu wkurzyłam i odstawiłam wszystko. Pomógł mi najwzyczajniej w świecie duży konktat z ludźmi, zajęcie się czymś - jakaś pasja, no i cierpliwość. Wiem, że masz dziecko, ale na bank jest coś co możesz zacząć robić dla siebie, a może razem z dzieckiem? Powiem też, że niekoniecznie bieganie jako sport jest najlepsze. Też kiedyś wyczytałam, że sport jest dobry na podniesienie poziomu endorfin itp. i na siłę aby jak najszybciej lepiej się poczuć odbęniałam treningi samotnie, które niekoniecznie cokolwiek mi dawały. Myślę, że to też zależy od rodzaju uprawianego sportu. Bardzo fajne są jakiś boks, sztuki walki lub ogólnie cokolwiek zespołowego. Jeśli masz uprawiać jakiś sport to spróbuj czegokolwiek zespołowego lub w parach. Masz wtedy kontakt z ludźmi, poznajesz kogoś, masz z kim porozmawiać itp. Ja biegając lub ćwicząc samotnie słuchałam muzyki i i tak skupiałam się na sobie, swoich objawach i problemach. Czasami podczas takich samotnych ćwiczeń czułam się jeszcze gorzej.
Pomogło mi też przede wszystkim zaakceptowanie tego stanu. Ja depresję, nerwicę itp. traktuje najzwyczajniej w świecie jak chorobę, a nie żadne zaburzenie. Miałam jakiś trudny okres w życiu, coś złego się przydarzyło (przyczyna) --> pojawiła się depresja, nerwica (skutek). Normalna sprawa. Zaakceptowałam to również jako chorobę przewlekłą ... po prostu powiedziałam sobie ... no trudno muszę z tym żyć. Niektórzy żyją bez nóg, bez rąk, bez wzroku i pomimo tego działają, a ja żyje z depresją, nerwicą itp. Olewałam objawy na zasadzie, że szłam gdzieś lub robiłam coś na siłę mimo, że mi się bardzo nie chciało czasami nawet wyjść z domu, okropnie się czułam. Z czasem takie wychodzenie do ludzi na siłę mi pomogło. Teraz już nie wychodzę na siłę

Nie mam już depresji, nie mam też nerwicy
Jest jeszcze jedna sprawa z jaką muszę żyć, no ale trudno. To też staram się zaakceptować.